Data: 2004-09-20 06:41:21
Temat: Re: co robić gdy wie się o zdradzie??
Od: "proxy11" <p...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Witam!
Rzeczywiście, to jedna z takich sytuacji w życiu, w których byśmy nie
chcieli
brać udziału a jednak sie zdarzają. Osobiście, spotkałem się z taką sytuacją
dwukrotnie, nie licząc sytuacji pobocznych.
1. Jedna z takich sytuacji dotyczyła mojego kolegi i koleżanki (bliżej się
znałem
z kolegą). To było całe grono znajomych. Dziewczyna miała zaplanowaną swoją
przyszłość, termin slubu, ale żyła z kolegą w akademiku (był jej kochankiem)
o czym
wszyscy wiedzieli. Narzeczony był z poza grona studenckiego i nie był przez
nas
obdarzony sympatią. Moje kolerzanki sympatyzowały z tę dziewczyną. Ja
patrzyłem
na to trochę z boku ale cały czas miałem wrażenie, że "uczucie" zwycięży.
Tak,
przynajmniej to wtedy pojmowałem. Niestety, ta dziewczyna zarówno przed jak
i
po ślubie chciała kontynułować tą sytuację. Kolega w końcu nie wytrzymał
(był
zakochany) i wyjechał z tego miasta. Suma, sumarum nie zdziwiłbym się jakby
dziewczyna miała kolejnego znajomego. Myśmy nic tamtemu narzeczonemu nie
powiedzieli. Nie był naszym znajomym, tylko z widzenia. Może to był układ,
może oszustwo. Nikt się nie odważył. Nikt nie był złośliwy, żeby to zrobić
np.
a takiego powodu. Czasem mam małe wyrzuty sumienia.
2. Druga sytuacja dotyczyła trochę bliżej mnie i z tego względu nie
zdecydowałem
się tego wyjawić, tylko z widzenia znałem tego studenta. Otóż, jego
dzieczyna
spotykała się z kilkoma (nie jednocześnie, po kolei) chłopakami (szukała
afektu?,
adrealiny?). Mimo to w akademiku miała swojego narzeczonego, który na pewno
niczego się nie domyślał. Sztamę trzymały jej koleżanki z pokoju i reszta
ich znajomych.
W tej sytuacji miałem ochotę uświadomić jej narzeczonego, z kilku powodów o
których
dalej napisze, jednak też nie zrobiłem tego. Po kilku latach dowiedziałem
się, że
to małżeństwo (oni pobrali się poźniej) zakończyło się rozwodem.
Z powyższego wynika, że taka sytuacja wcale nie musi "dojść do uszu"
pokrzywdzonego. Wynika to z pojęcia "solidarności". Czy to dobrze, czy źle?
Skutki ewentualnego uświadomienia są nieprzewidywalne, ale to raczej jest
kwestia naszego sumienia, czy potrafimy żyć w kłamstwie. Bo tak to wygląda,
i często też utrzymywanie tajemnicy związane jest z tym, że również sami
mamy coś do ukrycia. Może być więc ryzykowne i dla nas. Sami też możemy
stracić w oczach kolegów.
Z drugiej strony, w jakiś sposób, bierzemy na siebie odpowiedzialność.
Przecież
chłopak, czy dziewczyna mogą się poczuć oszukani czy zdradzeni. Mogą oni
potem wynieść z tego negatywne odczucia ale mogą również mieć więcej czasu
na znalezienie nowego partnera. I właśnie ten czas im zabieramy nie mówiąc.
W życiu, być może, trzeba czasem przejść przez nieudany u toksyczny związek,
żeby umieć docenic i szanować następny. Ale myślę, że jeśli będziemy
mieli dylematy na temat takich sytuacji: powiedzieć czy nie, tak długo takie
rzeczy
bedą się zdarzać. Bo w sumie wygląda na to, że ktoś robi źle a my się
zastanawiamy
czy to ujawnić. W ten sposób krzywdzimy obie strony: zdadzającą i zdradzaną.
Osobiście żałuję, że w 2 sytuacji opisanej nic ne powiedziałem. Wyszedłbym
na
durnia ale może życie tamtego człowieka potoczyło by się inaczej? A może tak
miało
być?
proxy
|