Data: 2002-11-26 09:56:11
Temat: Re: co robic...? oddzielny problem
Od: Nela Mlynarska <n...@t...com.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
mubuza napisał(a):
> Najczesciej takie tematy dotycza wspolnego postepowania, jakis prac domowych
> powiedzmy - typowo meskich, zbyt dlugiej pracy mojego TZ ktora sie odbywa
> naszym kosztem, tego ze w konsekwencji czuje sie zaniedbywana, mniej wazna
> od komputera i od pracy....
> W takich wypadkach nie da sie postepowac wg widzi mi sie....zwlaszcza ze mi
> naprawde zalezy na porozumieniu...
U nas takim tematem była całkowity brak udziału męża w pracach domowych.
Pracujemy razem w firmie (w domu de facto). Ja oprócz tego miałabym niby:
sprzątać po nas wszystkich, zajmować się dziećmi, wyprawiać męża do klientów
(od podania skarpetek po włożenie krawata), jeszcze coś na stół rzucić coby
rodzina mi głodem nie przymarła. Lata całe temu cierpiałam nie mogąc
doprosić się zrozumienia i współudziału. I co ... nie sprzątam.
Przyzwyczaiłam się do bałaganu i sprzątamy razem dopiero wtedy, kiedy mojemu
małżonkowi zaczyna bajzel przeszkadzać. Wcześniej było tak, że według niego,
to sprzątać wcale nie trzeba i to takie nic to sprzątanie i że ja robię to
niby dlatego, że chcę, i że mnie jest to potrzebne do szczęścia. Teraz już
wie, że nie jest to nic (bo bajzel potrafi nawet jemu przeszkadzać) i że
jeśli sprzątam, to nie tylko dla własnej przyjemności, ale dla obopulnej
przyjemności bycia w miłym otoczeniu.
Kolejna sprawa, to co u Ciebie - praca, komputer, praca, komputer. Po długim
najpierw sugerowaniu, że to nie tak, po późniejszych próbach rzeczowej
rozmowy, że ja (nuk nuk ....) też tu jestem, zaczęłam (wcale tego nie
obmyślając i nie planując) zrzędzić. Byłam nieszcześliwa i to wyrażałam. Nie
polecam tej metody, ale u nas zaskukowała. Krzyś ma tak szczerze dość mojego
zrzędzenia, że zamiast odpalić "Combat mission" posiedzi ze mną wieczorkiem,
do kina wyciągnie.
No i rzecz najważniejsza która mnie udało się wypracować. Wyzwolić się z
zależności mojego dobrego samopoczucia od ilości czasu i uwagi poświęconej
mi przez TŻ. Chce grać - niech gra. Ja sobie poczytam, na niusy napiszę
;-)), powygłupiam się z dzieciakami. Oczywiście nie odpuszczam sobie i
ciągle zrzędzę ;-))), ale już nie jestem nieszczęśliwa przez cały czas
(tylko czasami ;-))).
>> Następnym razem już
>> chce rozmawiać.
>
> Nie chce:(
Wiesz co, to Ty umów się z koleżankami na kawę, do kina. Pozwól mu na siebie
zaczekać. Stęsknić się. Może nie dałaś mu takiej szansy. Może zawsze jesteś
za blisko. Wyluzuj. Kup sobie nowy ciuch, zaproś koleżankę do domu. Najpierw
popraw sobie trochę samopoczucie w taki właśnie spoób. Może kiedy jemu
zacznie brakować tej ciągle wiszącej na karku (tak było u nas) Żony, to sam
zostawi wieczorną sesję klepania w klawiaturę i gapienia w monitor. Sądzę,
że sama rozmowa tu nic nie zmieni. A zresztą, jak piszesz - rozmawiać to on
i tak nie chce.
Z drugiej zaś strony, facet potrzebuje czasem samotni. Posiedzenia przy
pracach domowych typowo męskich, przy komputerze. Trzeba mu pozwolić
odlecieć czasem pobyć samotnie. Kwestia tylko na jak długo i jak daleko.
Pozdrawiam sedecznie,
Nela
|