Path: news-archive.icm.edu.pl!newsfeed.gazeta.pl!nf1.ipartners.pl!ipartners.pl!news2.
ipartners.pl!not-for-mail
From: "cbnet" <c...@n...pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: dobra rasa? dobra kasa.
Date: Wed, 10 Sep 2008 15:46:24 +0200
Organization: GTS Energis
Lines: 136
Message-ID: <ga8j0v$2kh4$1@news2.ipartners.pl>
References: <ga320t$prf$1@news.onet.pl> <ga33b6$2kfn$1@news2.ipartners.pl>
<ga33p5$sm$1@news.onet.pl> <ga34ap$2l2t$1@news2.ipartners.pl>
<ga3593$5f4$1@news.onet.pl> <ga36li$2mc1$1@news2.ipartners.pl>
<ga38lh$2nbc$1@news2.ipartners.pl> <ga4362$6ee$9@news.onet.pl>
<ga4720$dqh$2@news.onet.pl> <ga59rs$q7b$1@news.onet.pl>
<ga5d62$o23$1@news2.ipartners.pl> <ga5ggi$gvh$2@news.onet.pl>
<ga6qf5$16p$1@news.onet.pl>
NNTP-Posting-Host: impega.neokartgis.com.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; format=flowed; charset="iso-8859-2"; reply-type=response
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: news2.ipartners.pl 1221054303 86564 217.153.44.190 (10 Sep 2008 13:45:03
GMT)
X-Complaints-To: a...@i...pl
NNTP-Posting-Date: 10 Sep 2008 13:45:03 GMT
X-Priority: 3
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2900.5579
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2900.5512
X-MSMail-Priority: Normal
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:418689
Ukryj nagłówki
W III klasie po raz pierwszy nauczycielka zorganizowała kółko
matematyczne "dla maluchów" i znalazłem się w dość wąskiej
grupie zaproszonych (7-8 osób).
Pani tłumaczyła nam że to jeszcze trochę za wcześnie dla nas
na takie zajęcia pozalekcyjne, ale uważa, że my także powinniśmy
poznać ich przedsmak z matematyki.
Zajęcia miały niezwykłą formułę: można było wstać z ławki
i chodzić po klasie, konsultować się (sprawdzać, upewniać się
pytając) zadania, można było swobodnie odwracać się w ławce
i można było dość głośno rozmawiać.
Z mojej klasy były 3-y osoby.
Pani pokazywała nam niesamowite rzeczy, a później rozwiązywaliśmy
zadania.
Pamiętam, że byłem zachwycony, zwłaszcza zadaniami.
Dość szybko stało się jasne, że części z nich nigdy nie będziemy
rozwiązywać na lekcjach, a inne podobne - w starszych klasach.
Niektóre rzeczy trzeba było tłumaczyć kilka razy - jedni rozumieli
szybciej, a inni wolniej.
Kiedyś prowadząca musiała tłumaczyć coś chyba z 5 razy.
Później niektórym tłumaczyła i pokazywała to na osobności.
Rozwiązałem swoje zadanie i udałem sie na konsultacje do kolegi
z klasy - obaj byliśmy dobrymi kolegami.
Okazało się, że jeszcze nie skończył, oraz że źle podszedł do
rozwiązania i się zaciął. Zacząłęm mu tłumaczyć gdzie popełnił
błąd i jak należy to zadanie potraktować.
Gdzieś w pobliżu nauczycielka tłumaczyła to dwóm-trzem innym
osobom.
Z tym koleggą chodziłem do jednej klasy przez całą podstawówkę.
Wychodziliśmy z klasówek z matematyki (i nie tylko) najwcześniej.
Staliśmy na korytarzu i wymienialiśmy się wynikami zadań.
Na lekcjach przerabialiśmy zadania 20-40 w stosunku do klasy,
co dawało 2-3 tematy wprzód.
On robił "zawsze" zadanie o kilka numerów wyższe niż ja.
W ten sposób zadania domowe mieliśmy odrobione zanim zostały
zadane.
Mieliśmy po kilkadziesiąt piątek z matematyki w półroczu.
Kiedy z klasówki dostawaliśmy 5- to w klasie sensacyjką
i każdy patrzył wtedy na któregoś z nas z zaciekawieniem jak
wracaliśmy do ławki.
Zdarzało się to raz-dwa razy w semestrze.
W starszych klasach nie preferowaliśmy już tak bardzo swego
towarzystwa.
Mieliśmy jeszcze jednego kolegę, który czasem wychodził z klasówki
przed czasem, ale on robił zadania na bieżąco z całą klasą.
W starszych klasach regularnie dostawał też niższe oceny niż my.
Gdzieś pod koniec 7 klasy zostałem w tym sam.
Mój kolega nagle przestał kumać matematykę.
Pamietam jak to odkryłem: 3+ z klasówki. Patrzyłem na niego
[jak wszyscy] z najwyższym z możliwych zdumieniem (musiałem
mieć wtedy niezłą minę :)).
W szkole średniej dość szybko okazało się, że od ponad 5-ciu lat
nie było wśród uczniów takiej "żylety" matematycznej jak ja.
Nauczyciel (fakt że dawał niektóre "wrednawe" zadania, które
potrafiły zaskoczyć) ogłosił to po wszystkich klasach (w formie
"ciekawostki") i różni nieznani mi ludzie przychodzili do mnie
(do 1-szaka) z zapytaniem czy to ja jestem tym o kim krążą
już legendy po całej szkole.
Byłem zdumiony i zażenowany.
Niektórzy patrzyli na mnie jak na ludzika z kosmosu.
Musiałem każdemu z osobna sie tłumaczyć, że nie pamiętam kiedy
dostałem z klasówki z matematyki coś innego niż piątkę, oraz że
nie widzę w tym zupełnie niczego niezwykłego.
Było tak jak wcześniej: robiłem zadanie o numerze o jakieś
kilkanaście wyższym niż reszta.
Kiedy nauczyciel tłumaczył nowy materiał, dla mnie była to już
powtórka tego co przerobiłem "chwilę" albo dwie temu.
Na studiach miałem "rywala".
Był niezły, naprawdę niezły... tylko że był kujonem.
Pani dr od wykładów uważała go min. za najlepszego na roku.
Pani dr od ćwiczeń uważała, że pomimo lepszych ocen na egzaminach
nieznacznie, ale wyraźnie przewyższa go inny student z tej samej grupy.
Panie polemizowały podobno na ten temat regularnie upierając się
przy swoim.
Nie uczyłem się tak wiele jak mój kolega, przez co na egzaminie
zaliczałem pewne drobne obsuwy.
Mimi to w ocenie Pani dr od ćwiczeniach wypadałem wyraźnie
najkorzystniej "w zasięgu rzutu kamieniem".
Panie spierały się o to do końca.
Na ostatnim egzaminei z matematyki - nauczony doświadczeniem
- byłem przygotowany na "wszystko" i intuicja mnie nie zawiodła:
pytania jakie usłyszałem znalazły się tym razem w zbiorze
spodziewanych "wrednawych", "duperelowatych" zadanek.
Na koniec usłyszałem "pochwałę": "teraz dopiero widzę i rozumiem
dlaczego ma pan tak wysoką opinie u mojej koleżanki".
Pomyślałem coś w rodzaju: rzeczywiście trochę ograniczona, skoro
dopiero teraz "widzi i rozumie". :)
Pani dr od ćwiczeń wydawała mi się "nieco" bardziej spełniona w roli
eksperta od matematyki. ;)
Do czasu studiów w ogóle nie uczyłem się matematyki poza szkołą
(w domu). Nie musiałem tego robić wcale.
Po szkole miałem mnóstwo czasu, który spędzałem czytając jakieś
ksiązki, na podwórku lub na przeróżnych zajęciach, a były ich dosłownie
dziesiątki i dziesiątki.
Niektóre miały charakter trwały, a niektóre pojawiały się i znikały
jak kometa.
Podobnie było z rówieśnikami.
Normą było że byłem "bliskim zaprzyjaźnionym" w róznych grupach
towarzyskich, nawet jeśli były skłocone pomiędzy sobą.
Dziś obserwuje dokładnie to samo u mojej niemal 6-letniej córeczki.
Bawi sie na zmianę z dwiema zantagonizowanymi paczkami koleżanek
na podwórku. Z jednymi jeździ na łyżworoklach, a z drugimi bawi się
w bardziej statyczne, wymieniając się zabawkami i wspólodwiedzając się
ze wszystkimi z nich.
Niedawno zapytałem jej czy koleżanki nie mają jej za złe, że bawi się
z jednymi a nie z drugimi i odwrotnie. Spojrzała na mnie podejrzliwie
i odpowiedziała: "Nieeee.".
No właśnie, skądś już to dobrze znam. ;)
--
CB
Użytkownik "Redart" <r...@o...pl> napisał w wiadomości
news:ga6qf5$16p$1@news.onet.pl...
> Czego innego ludzie sie ucza w podstawowce, a czego innego pozniej.
> [...]
|