Data: 2009-01-27 11:13:48
Temat: Re: marcinkiewicz sie zakochał!
Od: "Saulo" <s...@l...po>
Pokaż wszystkie nagłówki
tren R<t...@n...sieciowy>
news:glf1vs$jgm$1@news.onet.pl
> http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article302940/Zako
chany_Marcinkiewicz_porzuca_zone.html
Komentarz Janusza Palikota:
"27 stycznia 2009
Francuskie perfumy na karku polskiego kołtuna
Kazimierz Marcinkiewicz będzie miał drugą żonę, właśnie się
oświadczył, ona jest dużo młodsza, zostawił dla niej żonę i czworo
dzieci...!
Nicolas Sarkozy zdymisjonował Rachidę Dati, ministra sprawiedliwości,
symbol nowej Francji, pierwszą francuską imigrantkę, która dotarła na tak
wysokie stanowisko...!
W standardzie francuskiej demokracji - inaczej niż w Polsce - mieściło
się wszystko, co związane jest z Rachidą Dati. Imigrantka na stanowisku
ministra! Czy widziałby kto w Polsce kobietę arabskiego pochodzenia rządzącą
resortem sprawiedliwości??! Nigdy! Po trupie ojca Rydzyka! Po drugie: była
pierwszą minister, która wyszła z głębokich nizin społecznych; dwóch jej
braci siedzi w więzieniu za handel narkotykami. Ona na urzędzie, a oni pod
celą! Czy uchodzi takie bezeceństwo w Polsce?! No, nie uchodzi, ojcze
dyrektorze, nie uchodzi! Po trzecie - zaszła w ciążę i nie chciała
powiedzieć, kto jest ojcem dziecka! Czy to możliwe w Polsce??? Nigdy! Po
trupie Gosiewskiego: przecież każde dziecko musi skądś dostawać alimenty! Po
czwarte - wróciła do pracy pięć dni po porodzie. Skandal! Wzięła becikowe i
poszła do roboty, a dziecko płacze! - już widzę, jak Giertych przewraca się
w politycznym grobie. I wreszcie: została zwolniona przez Sarkozy'ego, ona!,
matka dzieciom, jeszcze ma pokarm w piersiach, a już na bruku! Napieralski z
Olejniczakiem, gdyby rzecz zdarzyła się w Polsce, już by zwołali konferencję
prasową i wykrzyczeli światu w twarz. każdy co innego.
Francuskie standardy demokratyczne pozwalają traktować przypadek
Rachidy Dati jako coś normalnego, mieszczącego się w kanonach zachowań
politycznych i norm obyczajowych. Sama Dati z godnością mówi: "gdy się jest
politykiem, nigdy nie jest się właścicielem ani swego stanowiska, ani
mandatu". Te słowa mogą imponować, choć wielu przyspawanym do swoich stołków
polskim politykom (casus Ziobro) nie przeszłyby przez gardło.
Planowany ożenek Marcinkiewicza to sprawa o całkowicie odmiennym
wektorze. Polski kołtun - uliczny, dziennikarski, polityczny - już spluwa na
polityka, już go linczuje, już potępia. Jan Pospieszalski pisze o nim
felieton: "ubolewam, że powiększył grono stu tysięcy ludzi, którzy po prostu
zwariowali". Czyli wariat. Który kocha i odchodzi od niekochanej kobiety.
Czyli zdrajca - naszych, kołtuńskich, narodowo-klerykalnych ideałów! Tfuu!
Zawiedliśmy się na was, Atrakcyjny Kazimierzu! I już nie warto o was
rozmawiać!
W polskim standardzie lepiej by było dla Marcinkiewicza, żeby się
krył, kamuflował, żeby udawał kochającego męża i ojca w imię politycznej
poprawności i pozytywnych związków ze środowiskiem, które go stworzyło. Ale
on się nie kryje. Ma odwagę mówić o własnym szczęściu: "zamierzam zmienić
swoje życie"! Już choćby ta deklaracja zasługuje na uznanie, zwłaszcza w
kraju, w którym każde odstępstwo od wiązania się - jak pisze Pospieszalski -
"z opcją polityczną, która ma bardzo wyraźne wskazania aksjologiczne, czyli
te dotyczące systemu wartości" trafia natychmiast na srogi, ideologiczny
odpór.
No, może przesadziłem, nie każde odstępstwo jest dyskutowane. Wczoraj
ukazały się wyniki badań, wedle których niemal 54 procent polskich księży
chciałoby mieć rodzinę, a jedna trzecia przyznaje się do stałych związków z
kobietami. Pospieszalski o tym nie napisze, "anonimowy polityk" tego nie
skomentuje, ulica będzie zaledwie szeptała - zamiast podjąć odważną debatę.
Polski kołtun woli wylać na kark litr francuskich perfum niż wziąć za wzór
francuskie standardy obyczajowości i polityki."
|