Data: 2003-03-25 10:37:21
Temat: Re: moj maz cierpi...
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka)
Pokaż wszystkie nagłówki
On Tue, 25 Mar 2003 10:51:13 +0100, Anioł wrote:
>a moj maz cierpi na depresje
>bylo lepiej, teraz jest fatalnie
>on nie moze na mnie patrzec, nie moze mnie sluchac
>jest zly na caly swiat i szczelnie sie zamyka przed wszystkimi
>umowilam go na wizyte do lekarza, ktorego lubi /ł, ceni /ł
>nie chce isc, krzyczy zeby sama poszla sie leczyc
>w nocy nie moze spac, drazni go byle okruszek, falda poscieli i warczy jak
>pies,
>chce mu pomoc, ale nie wiem jak...
>nie skutkuje grozba, prosba
>ta choroba niszczy nas wszystkich
>czy mam go oddac do szpitala?
>czy nadal leczyc prywatnie, w domu, troszyc sie i przeskakiwac sama siebie?
>prosze o najdrobniejsza rade
Badz moralnym wsparciem mezowi. Bardzo tego potrzebuje. Moze wreszcie zrozumie,
ze powinien sie leczyc - naciska! Inaczej jest to pieklo dla Was obojga.
Zaproponuj, ze pojdziesz razem z nim do lekarza. Moze to doda mu odwagi. Grozba
nic niewskorasz, probuj w dalszym ciagu prosb, wskazujac w co przerodzilo sie
Wasze zycie.
Zalaczam posting, ktory kiedys napisalam na ten temat. Moze podsunie Ci jakies
sugestie. Odwagi Ci zycze i powodzenia.
Serdecznie pozdrawiam,
Magda N
////////////////////////////////////////////////////
////////////////////////////
POROZMAWIAĆ O DEPRESJI
(jak pomóc osobie chorej na depresję)
"Ten kto cierpi potwornie, jest wyosobniony. Jego ból nie
może stać się tym, co wspólne, nie może go dzielić z innymi.
Słowa, podstawowe narzędzia tworzenia wspólnego świata ludzi, nie
przenoszą bólu psychicznego. Dlatego dręczony człowiek jest jak
torturowane zwierzę - wyje, ślini się i tylko jego oczy błagają."
- Andrzej Leder
Od kiedy odważyłam się publicznie i głośno opowiedzieć o
mojej depresji, nagle ni stąd ni zowąd posypały się świadectwa
osób, które zetknęły się z tą chorobą. Niekiedy to niezwykle
cierpienie moralne dotyczy ich samych, kiedy indziej osób, z
którymi są blisko związane. Tu padają pytania: jak z tego się
wykaraskać; co radzisz; jak pomóc osobie cierpiącej na
depresje?... Takich pytań dostaję coraz więcej i zupełnie
mimochodem zrobił się z tego wirtualny kącik porad.
Młoda dziewczyna zapytuje, co może zrobić, żyjąc obok
chłopaka od lat cierpiącego na depresje. On sam mówi o swych
stanach "dołki", jego partnerka zdaje sobie jednak sprawę, że
objawy są zbyt poważne i częste, by je tak lekko traktować.
Chłopak cierpi, gubi sens codziennej egzystencji, jak i życiowej
egzystencji w ogóle, nie może się odnaleźć, zadaje sobie ból,
zadaje ból swojej partnerce. Czy może i jak mogłaby mu pomóc?!
Przyznaje, że jest porażona moim brutalnym świadectwem i zaczyna
patrzeć na chorobę osoby bliskiej z coraz większą obawą.
Odżegnuję jak mogę moją rozmówczynię od przesadnego
niepokoju o prognozę choroby, przekonuje ją do porzucenia
bezpodstawnego pesymizmu. Przebieg i nasilenie depresji u każdego
chorego będą się przedstawiały inaczej i zależeć będą od tylu
różnorodnych czynników. Moja depresja była wyjątkowo złośliwa i
długotrwała i, jeśli tak można powiedzieć, "zapracowana"
szczególnie bolesnymi przeżyciami. Twój partner to jeszcze bardzo
młody człowiek, być może wcale nie cierpi na żadną depresję, a
tylko przeżywa silniej niż inni tak zwany młodzieńczy kryzys.
Jest po prostu bardziej wrażliwy. Nic nie piszesz o konkretnych
symptomach tych "dołków", jeśli są na tyle silne, że
przeszkadzają mu normalnie żyć (smutek, niepokój), wydaje mi
się, że wskazane i najskuteczniejsze byłoby skonsultowanie się z
psychiatrą.
Najboleśniejsze dla młodej dziewczyny jest, że w "dobrych
chwilach", chłopak zapewnia ją jak wiele jej obecność dla niego
znaczy, natomiast, gdy "dołuje" unika jej lub wręcz odpycha. Bo
to jest dokładnie tak: człowiek, który sam beznadziejnie źle się
czuje, z jednej strony woli zostać sam, by nie męczyć drugiego i
by drugi przestał go męczyć ("może napijesz się herbaty?", "a
może wyszlibyśmy na spacer?", itd.), a jednocześnie boi się i nie
chce pozostać ze swoim cierpieniem sam na sam. Liczy się bardzo
obecność drugiego, ale obecność nie interweniująca, nachalna, a
jedynie czujna, życzliwa i asystująca. Pytasz o moje odczucia w
czasie choroby wobec bliskich? W dwóch słowach: ciąg nie
uzasadnionych pretensji wobec męża i przeogromne poczucie winy
wobec dzieci.
Co bym Ci radziła? Może otwarcie powiedzieć swojemu
chłopakowi, że przez przypadek natrafiłaś na czyjeś świadectwo
przeżytej depresji i postawić pytanie, czy nie chciałby się z nim
zapoznać. Nic tu nie może być na siłę, na łapu-capu, za to wydaje
mi się, że już niezbędne z Twej strony jest otwarte postawienie z
nim sprawy: - Słuchaj, widzę, że się męczysz, ja również zaczynam
z tego powodu cierpieć. Czy nie uważasz, że najwyższa pora coś z
tym zrobić?... - Ludzie chorzy na depresję, nie zdają sobie
sprawy lub najzwyczajniej nie wierzą, że medycyna może im przyjść
w sukurs. A jest to niezbitym faktem, czego doświadczyłam na
sobie. Niekiedy wystarczy naprawdę niewiele, by to samo życie -
wciąż skomplikowane i nie najweselsze przybrało zupełnie odmienną
barwę. Wraca motywacja do walki, i o to w tym wszystkim chodzi.
Jeżeli u Twojego chłopca są to tylko przejściowe spadki
nastroju, wystarczy mu Twoja cierpliwość i miłość. Natomiast
jeśli są to już pierwsze symptomy depresji lub nawet depresja w
klasycznej postaci, nie dacie jej rady tylko we dwoje, nawet
kochając się bardzo. To niebezpieczna choroba i rzadko przechodzi
sama, przeciwnie, może coraz bardziej się nasilać. potrzeba
lekarskiej diagnozy! Uspokoicie się, jeśli to nic poważnego albo
chłopak podda się leczeniu, jeśli zajdzie tego potrzeba.
Pisze dziewczyna, która ma podobny problem, odbierany jednak
z drugiej strony. To ona jest partnerką chorą na depresję i
wątpi, i się boi, że chłopak, który z nią chodzi pozostaje przy
niej jedynie z obowiązku. Jak ją uspokoić, rozwiać jej
wątpliwości?
Depresja jest chorobą jak każda inna. Czy kochający człowiek
odszedłby od swego partnera, gdyby ten był chory na przykład na
raka? Depresja w tym tylko może jest szczególniejsza od innych
chorób, że doprowadzając do zaburzeń emocjonalnych u osoby
depresyjnej, może sprawić, że osoba chora staje się strasznie
trudna (czytaj: niemożliwa) do współżycia. Wszystko zostaje przez
depresję zaburzone: ocena innych, adekwatność własnych zachowań,
zachowania chorobliwe: rozpacz, zmiany nastrojów, "nieżyciowe"
pomysły, nieuzasadnione pretensje, agresja, itd. To naprawdę dla
osób bliskich jest niesamowicie trudne do zniesienia.
Powiedziałabym osobie związanej z chorym na depresję tak:
jeśli naprawdę kochasz, zostań. Jeśli zostajesz tylko z litości
lub z obawy, że twoje odejście może tylko pogorszyć stan chorego
- odejdź. Depresja zaburza emocje, ale stan umysłowy osoby chorej
pozostaje jak najbardziej OK. Dochodzi też wyjątkowa wrażliwość -
w tej sytuacji twoja partnerka czy partner na pewno wcześniej czy
później zorientuje się, że pozostajesz przy niej jedynie z
poczucia obowiązku, a to może stać się dla niej zbyt bolesne i
trudne - nie do zniesienia. Lepiej by prawdę poznała od razu i
przetrawiła ją, zaakceptowała w procesie leczenia. Jeśli odkryje
tak przykrą rzeczywistość po wylezieniu z depresyjnego szamba,
najprawdopodobniej wpadnie w nie z powrotem i to znacznie
głębiej. Miłość dwojga osób w przypadku tej choroby poddana jest
naprawdę bardzo trudnej próbie. Obyście przeszli ja z
powodzeniem!
Chłopak opisuje stan swojej dziewczyny. Stan alarmujący,
ewidetnie wskazujący na daleko posuniętą depresję. Dziewczyna po
wielu namowach, szantażu z jego strony zgodziła się na
psychoterapię, kategorycznie jednak odmawia leczenia bardziej
radykalnego, wizyty u psychiatry. Co odpowiadam? Nie jestem
psychologiem, a tylko osobą, która przeszła przez podobne piekło
- Twoja dziewczyna wskazuje wyraźne symptomy głębokiej depresji -
wszystkie jej zachowania i reakcje, które opisałeś. Konieczna
jest jej pomoc psychiatry i antydepresyjne leczenie! Sama
psychoterapia, obawiam się, nie wystarczy. Niekiedy prochy są
koniecznością! Przyniosą jej ulgę, zdolność i gotowość do
szukania źródeł stanu, w jakim się znalazła. Bez tego jest
obecnie jak człowiek na silnym rauszu, który postanowił nauczyć
się jeździć samochodem. Dziwię się, że psychoterapeuta tego nie
widzi i sam nie skierował jej na specjalistyczne leczenie. Czyżby
chodziło o pieniąchy przy utracie pacjentki? Nie wiem.
Pewna jestem jednego, że sprawa jest bardzo pilna.
Dziewczyna nie tylko cierpi w tej chwili, ale jest w trakcie
niszczenia swojej przyszłości. Wyraźnie pociąga również za sobą
ciebie. Bądź tego świadomy - reaguj! Jedyne, co możesz zrobić, to
nakłonić ją na wizytę u specjalisty i rozpoczęcie leczenia. Jeśli
zaakceptowała psychoterapię, jest szansa, że zaakceptuje również
wizytę u psychiatry. Działaj!
Powodzenia i odwagi.
Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka
--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia
|