Data: 2002-03-14 10:44:26
Temat: Re: mój ojciec mnie wkurza :)
Od: "Hanka Skwarczyńska" <a...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Katarzyna Kuć" <a...@s...com.pl> napisał w
wiadomości news:a6pqlp$6ni$1@news.tpi.pl...
> [...]mam
> wrażenie, że opisujesz moje dzieciństwo, ale może poradzisz mi
coś w sprawie
> "wykopania się".
Nie odważę się radzić, ale napiszę, jak było u mnie. Ja w ogóle
jestem z tych, co za dużo myślą :) Myślę i myślę i przemyśliwuję
każdą sytuację na wszystkie strony. Poza tym miałam ten luksus,
że na pierwszym roku studiów wyniosłam się "na swoje" i zyskałam
dystans i sporo czasu na myślenie (nie musiałam go poświęcać na
awanturowanie się z ojcem, hy hy). No i kiedyś do mnie dotarło,
_dlaczego_ mój ojciec zachowuje się tak, jak się zachowuje. Bo
tak się zachowywał jego ojciec i nikt mu nie pokazał, że można
inaczej (do dzisiaj mnie trafia, kiedy widzę, jak mój ojciec
próbuje traktować mamę w ten sam sposób, w jaki dziadek
traktował babcię... tylko, że babcia była "przy mężu" i układ
był trochę inny; a swoją drogą z opowieści ojca wynika, że
dziadek, którego nie znałam, był niezłym despotą[*]). Bo on nie
jest z tych, co każdą sytuację na wszystkie strony... :) Bo we
własnym rozumieniu nie sprostał regułom, które sobie narzucił, i
próbował jakoś ratować swój autorytet, a żaden mądrzejszy sposób
nie przyszedł mu do głowy :) Bo - już później - zobaczył, że nie
podporządkowałam się w pełni jego wymaganiom, a mimo tego
wyrosłam na ludzi, mało tego, że w niektórych sprawach wyszło na
moje! - trudne do przełknięcia, nie?
I przede wszystkim dotarło do mnie, że starał się, jak umiał,
żeby mi zapewnić szczęśliwe dzieciństwo i dobrze mnie wychować.
Że - aczkolwiek w kwestiach zawiłości duszy ludzkiej może nie
orientował się za bardzo - to w zwykłych, przyziemnych sprawach
zawsze mogłam i mogę na niego liczyć.
Ech... to już prawie piętnaście lat myślenia... ;)
I podkreślam tu jedno: nie usprawiedliwiam mojego ojca, uważam,
że mógł się bardziej wysilić :) chociaż z drugiej strony
naprawdę dużo mu zawdzięczam (długo nie chciałam tego przyznać,
ale cóż, następny próg za mną :). Ale spojrzenie z pozycji
mądrzejszego ;) i zrozumienie, skąd się bierze zachowanie mojego
ojca, doprowadziło do odkrycia, że to _nie_ _ja_ _jestem_ _jego_
_powodem_. Nie moja wina. Jestem grzeczną, mądrą dziewczynką :)
I mój ojciec zdaje sobie z tego sprawę - ha! to był szok!
przecież on jest ze mnie dumny, mimo tego, że czasami zrzędzi,
ile wlezie. I ta świadomość, że to nie przeze mnie, że jestem w
porządku - o rany, to była ulga...
I mimo tego, że uważam się za zasadniczo "wykopaną" ;) -
przynajmniej mam świadomość, skąd się biorą niektóre moje
uczucia i reakcje i mogę się starać nad nimi panować - ciągle
zdarza mi się, jak pisała Sunnta, wyskoczyć z buzią do TŻ i za
chwilę go przepraszać i tłumaczyć, że to nie jego wina, tylko
się wystraszyłam, bo ojciec zawsze... I wiecie co? Mimo tego
wszystkiego, co powyżej, ja jakoś w pewnym sensie mojego ojca
nie lubię. Mówię o nim "ojciec", a do niego "panie grubszy" ;),
przy pożegnaniach mamie się rzucam na szyję, a jemu z daleka
podstawiam czubek głowy do pocałowania i w ogóle zachowuję się
nie fair, chociaż staram się, jak potrafię. Gdzieś ta zadra
siedzi.
A wiecie, dlaczego oni tak opowiadają, jakimi byli świetnymi
ojcami? Bo strasznie chcą, żeby to była prawda. A wiecie, co
jeszcze im zawdzięczamy? Wiemy, jakich błędów nie popełnić ze
swoimi dziećmi (no i co z tego, wymyślimy milion własnych ;).
Pozdrawiam serdecznie
Hanka
[*] Anegdotka: ojciec chodził do szkoły, której dyrektorem był
dziadek; dziadek uczył matematyki i, żeby nie było niejasności
zarówno ze strony ojca, jak i reszty klasy, stawiał mu o wiele
wyższe wymagania; zdarzało się, że ojciec dostawał w szkole
dwóję... a w domu dostawał za nią lanie! Niezły numer, nie? Aż
takich występów to mój ojciec w moim dzieciństwie nie miewał.
--
Hanka Skwarczyńska
i kotek Behemotek
a...@w...pl
|