Data: 2002-10-25 07:44:33
Temat: Re: nuda w zwiazku
Od: "Sokrates" <d...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Tashunko"
<like_anais(dislike_spam)@poczta.onet.pl> napisał w
wiadomości news:apap72$3pv$1@news.onet.pl...
>
> Dlaczego piszesz, że wyrolowani??? Na podstawie wszystkich
Twoich
> postów, które czytałam - fakt - nie śledzę grupy od
początku Jej
> istnienia - coś mogło mi umknąć...wywnioskowałam, że
raczej jesteś
> zadowolony ze swojego małżeństwa i masz na nie dobrą
receptę...
Tak jestem zadowolony. Przyrównując nasze małżeństwo do
ściany, bardzo mi się ona podoba jako całość. Bardzo równo
otynkowana i pomalowana. Są na niej jednak miejscowe
odpryski farby, które nie mają znaczącego wpływu na obraz
całości tej ściany. Tymi odpryskami jest to, co pisałem
wcześniej w tym podwątku. Bycie szczęśliwym, to dla mnie
patrzenie na całą ścianę, a nie wpatrywanie się w te
miejscowe odpryski, zrobione przeze mnie lub przez żonę
> Skoro żona ma jakieś zdrowotne problemy to trudno Jej się
dziwić, ze
> czasem nie ma na coś ochoty.
Kiedyś myślałem, że sprawy okazywania uczuć są niezależne od
gospodarki hormonalnej i innych stanów zdrowotnych. Teraz
wolę wierzyć, że tak jest.
Ale sam kiedyś pisałeś, że wystarczy
> czuły dotyk , spojrzenie, rozmowa...
Tak powinno być, że jeśli z jakiś względów nie możliwym jest
kontynuowanie "pójścia na całość", to wtedy takie
"drobiazgi"nabierają bardzo istotnego znaczenia. W praktyce
bywa jednak często tak, że utrata czegoś wielkiego pociąga
za sobą również straty w drobiazgach.
> U nas też są dni posuchy, są takie gdy któraś strona nie
ma ochoty i
> tak też jest dobrze.
U nas również.
> Gdy przerwa jest dłuższa / pojęcie względne / potem jest
jeszcze
> przyjemniej:)))))
Nie lubię zbyt długich przerw, ponieważ zatracam wtedy
poczucie stałości i ciągłości okazywania uczuć. Nie bierz
tych słów dosłownie. Nie potrafię tego co czuję wyrazić
słowami a nie chodzi, że jestem np. wiarołomny, podejrzliwy
czy zazdrosny. Mam dużą wewnętrzną potrzebę w ciągłości i
stałości w OKAZYWANIU mi uczuć przez żonę. Sama świadomość,
że ona je wobec mnie posiada nie jest dla mnie wystarczająco
satysfakcjonująca, a z tym ma problemy. Poza tym, jak
wcześniej pisałem, żona ma konstrukcję matki-polki, dla
której bycie matką jest priorytetową sprawą, a że nie jest
silną psychicznie i fizycznie kobietą, to brakuje jej sił,
żeby podołać z rolą żony, w sposób, który by nas w pełni
satysfakcjonował. Coś w tym rodzaju. Naszą szczęśliwość
udaje nam się utrzymać dzięki umiejętności równoważenia
możliwości i oczekiwań i to jest w naszym przypadku receptą
na udane nasze małżeństwo. Z zewnątrz może wyglądać to co
nieco inaczej, ale nas to nie obchodzi. Utrzymywanie takiej
równowagi jest cholernie trudne i jestem dumny, że nam się
udaje:-)))
Sokrates
|