Data: 2008-08-13 13:40:15
Temat: Re: pełnym głosem
Od: medea <e...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
tren R pisze:
> czy dostrzegacie różnicę w sposobie mówienia różnych osób, w aspekcie
> czegoś, co mogę nazwać najlepiej "głosem pełnym / niepełnym"?
> nie wiem, jak to dobrze ująć - ale może ktoś zaobserwował coś podobnego?
>
>
Tak, zaobserwowałam. Moja córka też się tak zachowuje.
Ta mniej spontaniczna u Ciebie to najstarsza?
Poza tym, już sam tytuł Twojego postu od razu nasunął mi przepiękny IMO
wiersz Barańczaka. Kiedy czytałam go po raz pierwszy, płakałam. Wklejam
go w całości, bo nie mogę znaleźć nigdzie w sieci:
,,Ustawienie głosu"
Tak, takim może głosem, jakim pierwszy pilot
oświadcza przez głośniki, że wszystko w porządku
(tak jakby sto ton stali prującej na wylot
chmurę nie było gwałtem na zdrowym rozsądku)-
ciepłym, choć ochłodzonym i orzeźwiającym
napojem głosu, w którym musują bąbelki
wiary, że żaden ciężar nie będzie zbyt wielki,
gdy w garść wziąć dźwignię męskiej odpowiedzialności;
albo telewizyjnym głosem kaznodziei,
w którym pod reflektorem nie ma ani cienia
wątpliwości (że niby wyjściem z beznadziei
jest wpłacić czek na konto przyjścia Zbawiciela),
gdy grzmi z piętrowych estrad, w jaskrawoniebieskim
smokingu z poliestru - w tle chórek anielic
z sekcją rytmiczną - gotów cały się zamienić
w neon: ,,I Ty Się Znajdziesz W Królestwie Niebieskim";
czy zwłaszcza głosem, jakim syntetyczny pieśniarz,
jakiś w jednej osobie Simon i Garfunkel
(tych dwóch zresztą naprawdę lubię), ucieleśnia
przekonanie, że nie jest źle z naszym gatunkiem,
bo w gruncie rzeczy cóż jest nienawiść z pogardą:
to dysonans, co zmierza w tonikę durową
naszej dobrej natury (tu, jak za umową,
sprawny chwyt modulacji łapie nas za gardło)-
więc takim głosem gdyby mówić; ale gdzież tam.
Żaden promieniujący z przepony rezonans:
na drogach oddechowych chropawa nawierzchnia
chrypki, na rozpaczliwie skrzypliwych resorach
strun głosowych cichnący gdzieś w pustce wehikuł,
który im bardziej grozi na starość rozsypką,
tym częściej chce przekraczać dozwoloną szybkość.
Nie żebyś skąpił mi specjalnych wysłanników:
już tyle razy w szumie niewidzialnych skrzydeł
zsyłałeś ich, w nadziei, że któryś ustawi
mój głos. Stary łacinnik B. (sam zresztą skrzypiał):
,,Dykcja, mój panie, dykcja! Poruszać ustami,
nie mamrotać pod nosem!" Lub takie zjawisko,
jak materializacja którejś z tych uroczych
starszych pań, kiedy tylko mój publiczny odczyt
przebrzmi w pustawej sali: ,,Ciekawe to wszystko,
z tym że nie można było nic a nic zrozumieć;
czy pan nie może głośniej, żeby w tylnym rzędzie
też było słychać?". Nie wiem, jakoś nigdy w sumie
nie umiałem się zdobyć na to, by powiedzieć
cokolwiek na głos z pełną i natychmiastową
wiarą - nie w prawdę własnych słów, ale w potrzebę
męczenia innych tym, co w męce sam spostrzegę.
Tylko wiara ustawia głos. A Ty - jak z Tobą
jest, czy przypadkiem nie tak samo? Czemu
sam nic nie powiesz pełniej, pewniej? Posiekane
komunikaty, zgłoski tonące w milczeniu.
Dykcja, mój Panie, dykcja. Wszystko to ciekawe,
ale nic nie rozumiem w moim tylnym rzędzie.
Wybacz. Ja nie kpię. Jakoś rozumiem Cię w sumie,
jak jąkała drugiego jąkałę rozumie,
to znaczy, z nim się męcząc, gdy chce coś powiedzieć.
|