Data: 2000-06-12 03:22:03
Temat: Re: samotnosc
Od: "jacob" <j...@f...net>
Pokaż wszystkie nagłówki
>jacob wrote:
>
>> Uwazam, ze wlasnie z powodu ucieczki od samotnosci, czlowiek oddaje sie
tym
>> wszystkim czynnosciom, jakie opisujesz.
>> Czy prowadzenie rozmow przez komputor nie daje poczucia przebywania w
>> towarzystwie. Powiedzialbym, ze nawet wieksze. Nawiazanie znajomosci
przez
>> komputer daje moznosc wielokrotnego zwiekszenia towarzystwa.
>> Przeciez satysfakcja z przebywania w towarzystwie powstaje w naszym mozgu
>> i takie wlasnie poczucie powstaje w naszym mozgu tez, kiedy spedzamy w
>> "towarzystwie" za pomoca komputera.
>> Dlatego uwazam, ze ucieczka w komputer nie jest ucieczka od towarzystwa,
>> lecz na odwrot: ucieczka od samotnosci.
>> Przynajmniej ja to tak odczuwam i napewno nie jestem w tym odczuciu
samotny.
>
>Oparłes się tylko na jednym przykładzie wskazanym przez Piotrka.
>Uważasz, że ircowanie to ucieczka od samotnosci???? Piszesz o
>wielokrotnym zwiększaniu towarzystwa, tak jakby liczyła się dla Ciebie
>ilosć a nie jakosć nawiązywanych kontaktów.
Jesli dobrze pamietam, nie dyskutowalismy o jakosci towarzystwa tylko o
towarzystwie w ogole, a wedlug mnie wlasnie internet daje namiastke
towarzystwa i czlowiek nie czuje sie osamotniony.
Byla mowa o tym, ze czlowiek jest "zwierzeciem" stadnym. Juz pierwotny
czlowiek zyl w gromadzie. Bylo to niezbednym warunkiem przetrwania. Bardzo
mozliwie, ze wlasnie od wtedy weszlo nam to w krew, ze lubimy "stado". O
wyjatkach sie nie mowi. Oni tylko potwierdzaja regule.
Sam jestem czlowiekiem towarzyskim. Ciagnie mnie do ludzi. A od czasu
prowadzenia "rozmow" na internecie ten pociag do ludzi oslab. Udaje mi sie
nawet zawrzec przyjaznie przez internet. Ciagnie mnie do ludzi (nie
wszystkich - ma sie rozumiec) na internecie nie mniej niz do znajomych z
otoczenia. W zaden sposob nie moge uznac, ze uciecka w internet, jest
ucieczka od towarzystwa. Ba, powiedzialbym odwrotnie: poprzez internet
czuje, ze moj poiag do ludzi jest coraz bardziej zaspokojony. Mysle, ze
wielu to odbiera tak, jak ja.
>Przecież człowiek może czuć się bardziej samotny, kiedy otaczają go
>tłumy ludzi, niż w chwili, kiedy jest zupełnie sam np. na łonie natury.
To juz jest inny temat i calkowicie sie z tym zgadzam.
>Dlaczego zatem w tej dyskusji łączy się zjawisko samotnosci ze stadnym
>trybem życia? Ja bardziej bym się skłaniała ku wypowiedziom Piotra.
Juz nie pamietam, co Piotr powiedzial.:-( :-)
>Wydaje mi się nawet, że samotnosć jest głęboko zakorzeniona w naturze
>człowieka
A ja mysle na odwrot. Ciagotki do towarzystwa daje sie zauwazyc juz u
dzieci.
i stąd wzięła się wiara w Kogos, kogo bysmy chcieli mieć obok
>w każdym momencie naszego życia. Nie zauważyłes, że bardziej samotni
>czują się ludzie, którzy nie wierzą w Boga???
Czy to ostatnie zdanie nie jest sprzeczne z poprzednim?:
"Wydaje mi się nawet, że samotnosć jest głęboko zakorzeniona w naturze
człowieka."
Jezeli samotnosc jest zakorzeniona gleboko w naturze czlowieka (sa i takie
wyjatki), to po co potrzebuje miec stale Kogos obok siebie.
Ja uwazam, ze wiara w Boga wynika wlasnie dlatego, ze czlowiek boji sie
samotnosci i wiecej tego - chce miec kogos wszechmocnego na ktorym moze sie
oprzec, ktory bedzie nim kierowal i podejmie za niego losowe decyzje.
Pod tym wzgledem uwazam, ze niewierzacy nie czuja sie bardziej samotni od
wierzacych. Ateisci tez w kogos/cos wierza i tego kogo/cos traktuja moze z
niemniejsza boskoscia, niz wierzacy Boga.
Pozdrawiam
jakub
>
|