Data: 2002-12-04 18:17:11
Temat: Re: trudna decyzja ...
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Pyzol" w news:3WmH9.34613$Qr.649444@news3.calgary.shaw.ca...
/.../
> A nie daruje. Czytam ten twoj tekst powtornie i oto znalazlam taka perelke:
Uzupełnię ją o poprzednie słowa i rzecz będzie jasna.
> trzeba sie czyms w zyciu kierowac, W tej konkretnej sytuacji
> priorytet nalezy sie interesom dziecka. Czyzys byl innego zdania?
> > Priorytet, jak najbardziej. Czy ktoś jednak mówił, że chce dla dziecka
> > "gorzej"? Problem tkwi nie w uznaniu priorytetu, ale w sposobach jego
> > realizacji.
> Allu - co ty, wlasciwie myslisz ( niewazne, pokico, jakimi
> metodami:) realizowac? Priorytet, ktorego nie ustalies?
Realizować zwykle zamierzam pewien kompleks spraw, a nie wyłącznie
priorytet. Ustalenie priorytetów jest potrzebne ze względu na powszechność
zjawiska deficytu mocy (czasu, energii, pieniędzy, dobrej woli, cierpliwości itd.).
Brak wskazań "co najpierw, a co potem" skutkować może tylko stratami,
gdyż cudów nie ma. Ale zajmowanie się wyłącznie priorytetem (interesem dziecka),
bez względu na aktualnie drugoplanowe obszary (zaniedbania na nich), może
po pewnym czasie zemścić się na realizacji zadań priorytetowych.
Znasz hasło "gambit" z szachów. To celowe, taktyczne poświęcenie jakiegoś
waloru bieżącego, na drodze realizacji planów długofalowych, mających oczywiście
przynieść sukces. Priorytetem jest dziecko - "tu i teraz" a także w zakresie
rozsądnej przyszłości. Jednak realizacja tego priorytetu wymaga pełnej sprawności
psychofizycznej (posiadania mocy) rodzica w bardzo długim okresie czasu. Tak
więc zaniedbanie rzeczy aktualnie drugoplanowych - na przykład własnych źródeł
energii, pieniędzy, czasu, zdrowia itd. - wkrótce może przynieść niemożność
realizacji zadań priorytetowych.
Przykład (teoria). Łucja fatalnie czuje sie w aktualnym związku. "Więdnie" zarówno
ona jak i jej partner (na więdnących, jak zapewne wiesz, rzucają się natychmiast
bakcyle przywołując schorzenia somatyczne). Jednak ze względów społecznych,
rodzinnych, materialnych, mieszkaniowych itd., nie może sobie pozwolić na klasyczne
"do widzenia". W naszej krajowej praktyce, nie ma tak łatwych rozwiązań.
Łucja ma jednak dziecko (nie to nienarodzone z obcym człowiekiem, ale własne,
wewnątrzrodzinne), które jest dla niej absolutnym priorytetem. Doskonale sobie
jednak zdaje sprawę, że w tym układzie nie jest w stanie zapewnić dziecku tego,
co musi. Jednak rozwiązań nie widzi. Wychodzi więc na zewnątrz i po prostu szuka.
Chwilowo oddaje dziecko własnej matce (załóżmy, że rodzony ojciec jest be...)
- gambit. Będąc swobodniejszą znajduje lepszą pracę lub w ogóle pracę, i zapewnia
sobie materialną niezależność. Wkrótce też znajduje sobie partnera, który jest
aniołem, rozumie sytuację i akceptuje priorytety Łucji w postaci jej dziecka.
Dzięki wspólnym wysiłkom oboje znajdują dla całej trójki wspaniałe miejsce na ziemi,
i dziecko Łucji ma wreszcie Rodzinę z prawdziwego zdarzenia.
Gdyby Łucja nie zaryzykowała zerwania więzów z ojcem dziecka, oddania go
matce, nigdy nie znalazłaby pracy i nowego partnera. Zrobiła to, ponieważ znając
priorytety, poczyniła kroki na rzecz spraw aktualnie drugoplanowych i dzięki temu
zgromadziła wystarczające zasoby mocy by sprostac priorytetom. Teraz
i w przyszłości.
> Kaska
> P.S. Diabel ukrywa sie w szczegolach;)
I dlatego opisana historyjka jest czystą teorią, gdzie na każdym kroku wydarzenia
moga potoczyć się inaczej. Jednak koncentrowanie się na dziecku bez myślenia
o własnej teraźniejszości i przyszłości jest nieodpowiedzialnością.
All
ps. Wiem, że ciagle mówisz o "tej konkretnej sytuacji" a ja od niej permanentnie
uciekam. Uciekam dlatego, że jej opis nie wydaje mi się wystarczający aby
rozważać go jako realny. Poza tym - przyznam się - bardziej wczytuję się w Twoje
teksty niz w zwierzenia ludzi; nie czuje się upoważniony do udzielania "życiowych
rad"
na podstawie opisów przypadków w jednym poście, choćby sprawiały wrażenie
bardzo realistycznych. _Zawsze_ będą to opisy jednostronne, widziane poprzez
doświadczenia opisujących je ludzi i ich aparat pojęciowy - różny od mojego.
Sens miałyby tylko moim zdaniem analogiczne opowieści na temat "co ja bym
zrobił w danej sytuacji", a do tego trzeba mieś zacięcie ekshibicjonistyczne.
Ja go nie mam - więc ... teoretyzuję ;).
Co innego pedagog... :). Albo nieokiełznany psychoterapeuta. Albo trener ;))
|