Data: 2003-03-27 14:54:48
Temat: Re: wartosc czlowieka
Od: f...@o...pl
Pokaż wszystkie nagłówki
asiabert wrote:
> Czy, poza wszystkim, szukanie cudotwórcy nie jest metodą lekko
> krótkowzroczną?
lekko? To jakies -15 dioptrii ;)
>Zwiazek to IMO wzajemne obdarowywanie się - czy osoba która
> jest smutna i wypalona ma coś do zaoferowania w zamian?
no wlasnie. Najpierw trzeba MIEC cos do zaoferowania, a dopiero potem byc moze
(byc moze, to wcale nie jest pewnik) cos otrzymac. Nigdy odwrotnie.
Zrozumialam to dopiero calkiem niedawno, po rozpadzie trzeciego powaznego
zwiazku w moim zyciu. Bylo bardzo ciezko, to ja podjelam decyzje; ale wiem ze
byla sluszna.
>Po dłuższym okresie
> poszukiwania cudotwórcy zastanowiłam się czy aby na pewno coś to da.
> Podbudowywanie poczucia własnej wartości poprzez przeglądnie się w czyichś
> oczach?
takie "przegladanie sie", to kolos na glinianych nogach, byc moze i na jakis
czas poprawia samopoczucie, ale na pewno nie jest to efekt dlugofalowy
>Cóż z tego że ładna i błyskotliwa itp itp, skoro w danej chwili
> jestem w stanie tylko brać? Zakładając że decyduję się na coś takiego -
> znajduję sobie kogoś, zakochuję się, jest przyjemnie, hormony mi skaczą do
> góry, maj itd itd... co dalej? Przecież wróciłam do poczucia jakiego-takiego
> dobrostanu dzięki komuś. Nawet nie tyle dzięki czyjejś pomocy, ile dzięki
> kogoś wykorzystaniu. Może nie w sposób aż jakoś bardzo cyniczny i
> zaplanowany - może wcale nawet nie
niestety wlasnie tak zachowywalam sie wobec owego kolegi ("tylko" kolegi), w
ktorego oczach jakis czas temu ochoczo sie przegladalam. Widzialam w nich to co
chcialam zobaczyc - ego od razu unosilo glowe i prezylo piers; malowalam wiec
oczy na niebiesko, rzezbilam doleczki w policzkach, trzepotalam firankami rzes,
byle tylko nadal slyszec te wszystkie mile lechczace slowa. Calkiem niedawno
dopiero zrozumialam, ze wyrzadzam krzywde - stwarzanie nadziei, ze "cos ,
kiedys..." w sytuacji kiedy niczego, poza kolezenskimi uczuciami nie czuje,
jest zwyczajna nieuczciwoscia i egoizmem.
- tylko że
> a) "przebudzenie" nie nastąpiło dzięki mnie samej - przeto okazałam się nie
> być samowystarczalna. Skoro nie jestem samowystarczalna to kolejny okres
> samotności znów oznaczał będzie katastrofę. Ergo - jestem bluszczem
byc moze wiec fakt, ze moje "przebudzenie" nastapilo z wlasnej woli, oznacza ze
bluszczem byc przestaje..mam taka nadzieje przynajmniej.
> b) jestem z kimś nie dlatego że nastąpił cud i znalazłam miłość swojego
> życia, tylko dlatego że potrzebowałam z kimś być - co pozwala przypuszczać
> że to osoba odrobinę "na siłę" i odrobinę "przypadkowa".
to prawda. Wszyscy moje dotychczasowe zwiazki, moze poza ostatnim,
byly dzielem przypadku.
> c) wciągnęłam niewinnego człowieka w swój prywatny dołek wymagając odeń
> cierpliwości czsu i pomocy - zamiast dać mu szczęście.
cierpliwosc , czas i pomoc ktora okazuje nam ukochana osoba, sa potrzebne. Ale
tylko wtedy, kiedy wymiana jest obustronna.
> c1) Przy okazji nabrałam jeszcze większego niesmaku do siebie, pozbywając
> się resztek godności i pokazując komuś swój rynsztok.
tak powstaje bledne kolo
> Przemyślawszy powyższe zarzuciłam poszukiwania :)
i to jest chyba wlasnie nelepsza decyzja, bo nie tedy droga.
Teraz nie pozostaje nic innego jak wziac sie ostro za siebie - koniec z
marudzeniem i jojczeniem :>
pozdrawiam wiosennie
f.
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
|