Data: 2003-11-14 10:26:04
Temat: Re: wplyw wychowywania przez jednego rodzica na rozwoj dziecka
Od: "nonnocere " <m...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Maja <maja @ cokolwiek . pl> napisał(a):
> z tego, co pamiętam dziecko miało mniej niż 3 latka [w tym konkretnym
> przypadku].
> nie wiem, co to dokładnie znaczy (kilka miesięcy, rok, dwa lata..), ale i
> tak w takim wieku niekoniecznie tego typu utrata rodzica musi być
> traumatyczna.
> ZWŁASZCZA [to nie krzyk, tylko podkreślenie ;) ], że nie mówimy o utracie
> matki, która bez wątpienia jest najwazniejsza w okresie pierwszych kilku
> lat. utrata ojca nie musi być zatem w tym okresie traumą.
Zaraz się zacznie burza, jak się męska część przyłączy do dyskusji na temat
roli ojca :) Ja osobiście myślę, że jest równie ważna, niezależnie od wieku
dziecka (prócz karmienia piersią :))
> utrata matki - z pewnością taki mdoświadczeniem by była.
> dużo zależy od tego, jakie do tej pory były relacje z ojcem.
> Często jest tak, że gdy to matka przejmuje cały ciężar zajmowania się
> dzieckiem ojciec naprawdę w tym okresie nie jest aż tak istotną osobą.
> Potem: zaczyna być.. owszem.. ale to potem. pierwsze lata są raczej
> związkiem w diadzie matka-dziecko.
> i to odgrywa główną rolę w rozwoju dziecka.
>
> do tego także rozwód [co do śmierci nie będę się upierać. .trudno nie nazwać
> tego doświadczenia traumatycznym] w późniejszym okresie [czyli dla dziecka
> powyżej 3 lat] nie musi być traumą, gdy się dziecko odpowiednio do tego
> przygotuje i potem ma ono kontakt z obojgiem rodziców/opiekunów.
> przecież nie każdy rozwód to obrzucanie się mięsem.. atmosfera nienawiści
> etc... czasem naprawdę można to "załatwić" zupełnie inaczej. w atmosferze
> zrozumienia.. a nawet koleżeństwa czy przyjaźni [znam takie przypadki -
> błagam.. nie traktujcie mnie zimnym kubełkiem wody.. chyba nie chcę
> wiedzieć, jak to wygląda w _większości_ przypadków.. wolę się łudzić, że
> dorośli ludzie potrafią zachowywać się odpowiedzialnie i zaniechać takich
> metod charakteryzujących niski poziom rozwoju etycznego etc...]
Chodziło mi o coś innego. Na przykład ktoś idzie i upada. Doznaje urazu. Jest
to uraz, ale niekoniecznie musi mieć negatywne konsekwencje (krótkotrwałe lub
długotrwałe). Ja uważam, że rozwód zawsze jest urazem. Sam w sobie, jako
wydarzenie. Jak silnym i jak wpływającym na życie dziecka, to już zależy od
wielu czynników (między innymi od tych o których piszesz). Nie ciepię
psychoanalizy, ale akurat w kwestii wczesnych doświadczeń życiowych
mieli/mają sporo racji. Przyjamniej tak mówią moi znajmi, którzy specjalizują
się w rozwodach (ja akuarat w śmierci).
Pozdrawiam, Madzia
>
> pzdr.
>
>
>
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|