Strona główna Grupy pl.soc.rodzina zdrada-jak budować na nowo?

Grupy

Szukaj w grupach

 

zdrada-jak budować na nowo?

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 386


« poprzedni wątek następny wątek »

351. Data: 2004-11-18 13:48:26

Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Od: "Karolina \"duszołap\" Matuszewska" <g...@i...wytnij.pl> szukaj wiadomości tego autora

puchaty wrote:

>>... Biedni, niewykształceni ludzie w przypadku dzieci często "idą w
>>ilość, a nie w jakość", że się tak brzydko wyrażę.
>
> Rzeczywiście brzydko i IMO w dodatku błędnie.
> Znam wiele ludzi pochodzących z rodzin wielodzietnych. Na wsi, gdzie
> mieszkałem w dzieciństwie i młodości było to nader częste. I nie zauważyłem
> jakiejś wyraźnej korelacji między ilością dzieci a jakością wychowania. A
> często te dzieciaki były bardziej odpowiedzialne i pokorne wobec otoczenia.

No tak, po co ja pisałam, że "często" i "to nie reguła", skoro i tak
zostało to odczytane jako "zawsze i wszędzie"? :> To, co ja widywałam
wyglądało tak: dzieci brudne, głodne, z problemami w szkole (i nie tylko
w szkole), prąd odcięty, ojciec zapity, a matka w kolejnej ciąży. Wiesz,
Puichaty, jest wieś i wieś. W jednych regionach o dzieci się dba, wysyła
na uniwersytety i posag daje, choćby skromny -- i jest to punkt honoru
dla każdego rodzica. Gdzie indziej znowu dzieci biegają głodne i
zasmarkane i psa z kulawą nogą to nie obejdzie.
I przy okacji -- ja nie mam nic do zarzucenia wielodzietności jako
takiej, bo mam wrażenie, że tak mnie odebrałeś. Jeśli jest to
wielodzietność z wyboru, dzieci mają co jesć i co na grzbiet włożyć (nie
trzeba bogactwa, wystarczy zdrowy rozsądek), panuje miłość i szacunek --
to bosko, nic, tylko oczy cieszyć. Ja potępiam sytuacje -- bardzo w PL
częste -- gdzie do gara nie ma co włożyć, a kobieta albo nie interesuje
się antykoncepcją (bo jakoś nie wierzę, że przy którejś ciąży w szpitalu
nikt nie szepnął słówka), albo uważa, że antykoncepcja to grzech
śmiertelny i lepiej mieć kolejne niedożywione dziecko, niż pójść do
piekła za prezerwatywę.



Pozdrawiam,
Karola

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


352. Data: 2004-11-18 13:52:39

Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Od: puchaty <p...@b...pl> szukaj wiadomości tego autora

Chcę rzucić pl.soc.rodzina w diabły, ale Twoje posty "Karolina \"duszołap\"
Matuszewska" mnie niestety powstrzymują:
> I przy okacji -- ja nie mam nic do zarzucenia wielodzietności jako
> takiej, bo mam wrażenie, że tak mnie odebrałeś.

Tak właśnie odebrałem. Ale OK - zrozumiałem teraz Twoje intencje.

puchaty

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


353. Data: 2004-11-18 14:09:52

Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Od: Andrzej Garapich <garapich malpa isez kropka pan kropka krakow kropka pl a t...@t...zmyłka> szukaj wiadomości tego autora

18 Nov 2004 12:18:36 +0100, "agi ( fghfgh ) " <a...@p...onet.pl>
pisze:

Dzięki Ci Agi za długi post, w którym starasz się zrozumieć to,
co tu wypisuję.

>> Nie kochanie
>> się rodziców nie oznacza od razu nienawiści i złośliwości.
>> Można się chyba nie kochać i nic więcej.
>
>Nie, jesli spedzasz z osoba drazniaca Cie iles czasu, musisz podejmowac wspolne
>decyzje ( wspolny dom, gospodarstwo, zakupy, finanse, decyzje, wakacje...- skoro
>ma byc normalny dom to wszystkie te sprawy sa w jakis sposób wspolne - albo
>chociaz decyzje w tych zagadnieniach ) .
>Zanegujesz zapewne slowo "drazniaca". Jesli kogos kochalismy a potem cos sie
>skopalo, to nie ma czystej zdrowej obojetnosci, jaka ma sie wobec osób obcych.

Na początku - pewnie nie. Ale przecież są pary, gdzie po rozwodzie
ex żyją na zgodnej stopie, mówią o swojej przyjaźni i szacunku.
Czy to są naprawdę takie rzadkie przypadki?

>Cos musi zgrzytac, draznic- inaczej bylaby sielanka i w ogóle nie doszloby do
>pozoranctwa. I w najlepszym wypadku masz chlodne odnoszenie sie do siebie, w
>najgorszym- klotnie, rekoczyny.

OK. Więc jeżeli małżonków stać na zwykłe codzienne obnoszenie się,
to IMHO powinni spróbowac. Kwestie finansowe i inne też można
jakoś dogadać (w końcu takie rzezcy da się zrobić z całkiem
obcymi ludźmi). Jeśli ma dochodzić do awantur czy rękoczynów:
Oczywiście masz rację.

>Ale jedno jest faktem- pozorujac nie dasz rady osiagnac efektu szczesliwej,
>kochajacej sie rodziny ( a takiej dziecko potrzebuje- usmiechu rodziców i
>poczucia wiezi a nie tylko ich obecnosci )

A to oczywiste!. Nigdy już nie da osiągnąć tego efektu, to już
jasne. Walczymy już w innej, znacznie niższej lidze.

> - bo gdzies zawsze te pozory wyjda.
>Dziecko to widzi, wylapuje kazdy zgrzyt- to, ze tatus nie caluje mamusi, ze nie
>umie z nia zartowac, ze nie obejmuja sie przypadkiem, ze nie umieja ze soba
>rozmawiac. I nawet jesli nie zada niewygodnych dla rodziców pytan to i tak
>obserwuje i uczy sie wykoslawionych, chlodnych relacji.

Czy wszystkie pary, które się kochają, zawsze się przytulają, całują,
obejmują itd? Zawsze? Nie wiem, pytam się po prostu. Dla mnie to nie
jest warunek sine qua non.

>> Myślę, że tak. Jest masa nieczułych rodziców, którzy jakoś
>> wychowują dzieci. Nie wiem, czy wychodzą z nich potem dzieci
>> nieumiejące kochać. Czułość nie oznacza miłości czy szacunku.
>> Jej brak nie jest aż takim brakiem, jak brak rodzica po prostu.
>
>Pozwolisz, ze sie nie zgodze?

Oczywiście!

>Tu wlasnie jest róznica najwieksza w Twoim i moim mysleniu.

Chyba tak. OK, wiemy już gdzie jest rozbieżność.

> Ja nie wyobrazam sobie wychowywac dziecka bez czulosci i pokazywac mu
>to jako norme, wzorzec. To nie jest rodzina, to zbiorowisko przypadkowo obok
>siebie zyjacych ludzi, obojetnych. Wole kogos nie miec obok siebie, niz miec
>osobe, ktora jest zimna i obojetna wobec mnie.

Ja nie wiem, jak to jest. Serio nie mam pojecia. _WYDAJE_ mi się,
że to jest możliwe. Widzisz: ja nie wiem co dałbym za dom, w któym
nie ma czułosci w ogóle, rodzice się nei obejmują i nie żartują
ze sobą. Byleby by byli. To, o czym Ty piszesz, to wtórna potrzeba
wobec pierwotnej: żeby kurcze byli oboje. Niech będą jacy chcą
wobec siebie.

[wycinam fragment o domach dziecka, bo chyba zbyt drastyczny]

>> Czasami trzeba było (np. dzień matki). To są naprawdę setki
>> drobnych, z pozoru niewidocznych sytuacji, kiedy trzeba
>> przyznać, że się ma de facto tylko jednego rodzica. karta
>> na obóz harcerski, gdzie wymagany jest podpis obojga. Poza tym
>> jeden rodzic czasami naprawdę nie ma czasu na jakieś wywiadówki:
>> "Czemu nie było ojca?" Bo nie mógł (miał prawo, naprawdę). "No to
>> czemu mama nei przyszła?". Ja wiem, ze tego nie powinno być. Tylko
>> co z tego.
>
>I? Jak nie ma babci,

Jakoś się nie paliła.

> dziadka,

Zginął we wrześniu 1939.

> tez sa swieta spedzane bez nich, klopotliwe pytania.


Brak dziadków był czymś normalnym, zastanym.
Brak rodzica - nabytą.

>Nie wiem- widocznie ja tych drobnych spraw nie bralam tak do siebie jak Ty.

Widocznie tak. Różnic między Twoim dzieciństwem i moim jest
zapewne mnóstwo, więc nie ma co porównywać bez wódki. Ale dla
mnie (jak się okazuje) te sprawy stały się kluczowe.

>Brakowalo mi ojca ale jednoczesnie jako dziecko lepiej sie czulam jak nie
>mieszkal z nami w domu. Bo dla mnie bylo wazniejsze, ze czuje sie w domu
>kochana, bezpieczna. A dopoki byl z nami ojciec to sie tak nie czulam. Mimo, ze
>_mnie_ kochal i mi to okazywal. Ale nie kochal mojej matki- mnie osobiscie to
>wystarczylo do braku poczucia bezpieczenstwa.

No to wszystko jasne. W Twoim wypadku było lepiej, ja kbyło.
Całkowicie mnie przekonałaś. Mam prośbę, żebyś uwierzyła, że nie
zawsze tak musiało być. Tylko tyle.

>> No i jeszcze jedna sprawa: po domu po prostu widać,
>> że nie ma w nim kobiety lub mężczyzny (przynajmniej ja to zauważam).
>
>Widac- potwierdzam. Wciaz jednak uwazam, ze to znacznie mniejsze zlo niz kiedy
>po domu po prostu widac, ze nie ma w nim szczesliwej rodziny.

Rodziny i tak nie będzie.

>> (Bosz... jeśli spłodzili 4 dzieci,
>> to tam MUSZĄ byc jakies uczucia!).
>
>Wiesz- tu sie zasadniczo mylisz. Zakladasz ze milosc JEST. Uczucia sa owszem,
>jednak nieco inne niz zakladasz: bol, gniew, zranienie, tysiace zadraznien
>wylazacych miedzy wierszami, nieumiejetnosc rozmowy- wszystko co narastalo
>latami, tlumiac milosc i utrudniajac relacje miedzy malzonkami.

I z takich uczuć spłodzili jeszcze jedno dziecko? Gwałcił ją?
Wg prawa może nawet legalnie usunąć albo oddać do adopcji.

>> IMHO w ogóle się przy
>> takich dyskusjach nie bierze pod uwagę uczuć dzieci. Gdyby
>> część rozwodzących się wiedziała, co przeżywają dzieci, i naprawdę
>> je kochała, może postępowali by inaczej.
>>
>> Nie znam tej rodziny. Wolalbym jednak mieć nawet takich rodziców
>> niż...
>
>Zapytalam bezposrednio zainteresowanych ( czyli dzieciaki ). Odpowiedz byla
>zgodna: wcale nie lepiej. Odpowiedz bylaby inna 5 lat temu, teraz juz nie.
>Co gorsza, mimo najszczerszych checi utrzymania ich poza konfliktem- w
>dzieciakach konflikt tez narasta. Zaczyna sie branie strony jednego z dwóch
>rodziców, zaczyna sie nieufnosc wobec obojga, zaczyna sie poczucie zdrady przez
>rodziców, którzy przeciez POWINNI byc inni wiec czemu tacy nie sa, zaczyna sie
>agresja, zaczyna sie pogrywanie rodzicami pt. jak Ty sie nie zgodzisz to pojde
>do mamy.

Ale to też będzie miało miejsce, gdy rodzicę stworzą dwa osobne domy
i nie będą na tyle kulturalni, żeby w sobie te pragnienia
stłumić. Naprawdę, trudno mi sobie wyobrazić silniejszą potrzebę,
niż rywalizację o miłość dziecka pomiędzy rodzicami po rozwodzie
(na zasadzie: a wiodzisz! on jednak mnie bardziej kocha, to Ty
jesteś kanalia!).

>> Poza tym: to też jest pewna szkoła życia. Udawac też trzeba
>> umieć. Nie zawsze przecież się jest wśró osób, którym mozna
>> ufać, którym można powiedzieć wszystko itp. W pracy też musisz
>> szereg rzeczy udawać przed innymi, szefem, są zawody, gdzie
>> udawanie jest wręcz istotą pracy. I co? Nie warto posiadać
>> takich umiejetności?
>
>ROTFL. Spróbuj mnie przekonac, ze rodzina powinna uczyc oszukiwania _bliskich_,
>udawania przed _bliskimi_, braku wiezi z _bliskimi, dzielenie sie tym co
>najimtymniejsze z osobami sobie obcymi etc.

Oczywiście, że będę próbował. Rodzina powinna uczyć, że się
szanuje starsze ciocie i nie wypala się im prosto z mostu,
co się o nich myśli. Toleruje się dziwactwa, jakich u obcych
by się nie tolerowało. Uczy się przestrzegania konwenasów,
które są przecież czystym udawaniem.

>PS Obawiam sie, ze nie przekonamy sie wzajemnie- ja uznaje inne czynniki za
>niezbedne do wychowania dziecka bez szkód na jego psychice, Ty inne. Kazde na
>podstawie wlasnych przezyc, wiec chyba nie mamy szans sie wzajemnie do swoich
>racji przekonac.

Ale możemy o tym rozmawiać, prawda?


pozdrawiam serdecznie
Andrzej Garapich

--
Kto w młodości był socjalistą
ten na starość będzie świnią

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


354. Data: 2004-11-18 14:19:57

Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Od: "agi ( fghfgh )" <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora



Andrzej Garapich wrote:

> Ktos Cie pytał kiedyś? Mnie nigdy.

Andrzej, nie odbierz mnie zle ale wydaje mi sie, ze siedzi w Tobie zal
za powyzsze, za to ze odszedl. Nic w tym zlego- ja tez tak mam.
Tylko ja nie zakladam, ze gdyby zostal, gdyby stworzyl pozorowany dom,
to byloby lepiej. Bo to nie jest pewne. Co wiecej- raczej wysoce
watpliwe w momencie, kiedy wykruszylo sie to co dobre miedzy malzonkami.
Udawanie, falsz, klamstwo meczy. Wczesniej czy pozniej wszystkie strony
zaczynaja byc zwyczajnie zmeczone udawaniem, ze jest slodko i dobrze. I
zaczyna sie niechec- do sytuacji, do wspolwinnych/czyt. wspolmalzonka,
który przyczynil sie do tej sytuacji zgadzajac sie na takie relacje )
Niechec, zmeczenie, zlosc, frustracja, która narasta...
Dramat- tyle, ze odwleczony w czasie.
Ty- z perspektywy dziecka, któremu nie stworzono sztucznego
domu-zalujesz.
A ja z perspektywy dziecka, które mialo ( przez krótki czas - do
rozstania ) obie sytuacje i z perspektywy obserwatora sytuacji
podobnych, stwierdzam, ze to co proponujesz to uklad niezdrowy, to
przedluzenie tylko sytuacji, ktora juz jest chora.

I wybacz odniesienie sie do Twojej sytuacji - ale poniewaz nie miales
okazji sprawdzic relacji, które proponujesz jako zdrowy, szczesliwy
uklad - _nie wiesz_ czy bylbys wtedy szczesliwszy.
Dlatego nie podoba mi sie to co proponujesz. Moze sie udac w
pojedynczych przypadkach na krotki czas. Ale sugerowanie tego, jako
ewentualne _najlepsze_ wyjscie - jest IMHO ogromnym bledem i zrobieniem
dziecku krzywdy wiekszej niz sam rozwód i ewentualny ponowny zly wybór
ojczyma/macochy.
Doczytalam w Twoich wypowiedziach, ze nie generalizujesz, ze nie
zakladasz, ze utomatycznie, niejako z urzedu - jest to najlepsza opcja.
Ale samo sugerowanie, ze podobny uklad _moglby_ byc najlepszym- IMHO
wydaje mi sie ogromnym bledem, bledem który kosztuje nie tylko rodziców
ale i dzieci zbyt wiele.

pzdr
agi

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


355. Data: 2004-11-18 14:23:04

Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Od: "agi ( fghfgh )" <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora



Andrzej Garapich wrote:


> >W normalnym domu?Tzn takim gdzie rodzice udaje ze sie kochaja? ;-)
>
> Nie. Taki, gdzie przez naście lat autentycznie się kochali, a potem
> nagle cos im odbiło.

Czyli z zalozenia teraz juz nienormalnym.

> I teraz stajemy przezd wyborem: udawać czy
> nie.

No wlasnie...
pzdr
agi

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


356. Data: 2004-11-18 14:46:44

Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Od: "Iwon\(k\)a" <i...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

"Eulalka" <e...@k...pl> wrote in message
news:cnhlk5$9au$1@atlantis.news.tpi.pl...

> Bo nie bardzo potrafię sobie wyobrazić miłość do oszusta, który przez 2 lata
prowadził podwójne życie.

czy uwazasz, ze milosc moze sie skonczyc w minute???


iwon(k)a



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


357. Data: 2004-11-18 14:52:41

Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Od: "Kaja" <z...@a...pl> szukaj wiadomości tego autora

> Kaja wrote:
>
> > wiem że szanuje ludzi i tyle/a sama  jestem
> > brunetką i nie lubię jak się na kogoś "robi nagonke" nawet jeżeli jest
RUDY!!
>
> Nawet jeżeli jest RUDY??? Wow, you know, wow.
>
>
>
> MSPANC,
> Karola
To całkiem inny temat....ale generalnie mnie chodziło o to ,że nie postrzegam
ludzi po tym czy ktoś jest rudy czy siwy ,a już napewno nie jestem
zwolenniczką porównań np."wersja dla blondynki" bo niby dla brunetki czy
szatynki to inna? wiesz ,że utarło sie tak powiadać.
Kaja

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


358. Data: 2004-11-18 15:04:54

Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Od: "agi ( fghfgh )" <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Andrzej Garapich wrote:

> Na początku - pewnie nie. Ale przecież są pary, gdzie po rozwodzie
> ex żyją na zgodnej stopie, mówią o swojej przyjaźni i szacunku.
> Czy to są naprawdę takie rzadkie przypadki?

Dosc spotykane. Ale osmiele sie zauwazyc, ze nie mieszkajace ze soba,
nie zmuszajace sie do codziennego klamstwa, udawania... Tu IMHO jest
kwestia kluczowa.

> A to oczywiste!. Nigdy już nie da osiągnąć tego efektu, to już
> jasne. Walczymy już w innej, znacznie niższej lidze.

Ciesze sie, zesmy sie choc w tym zgodzili :)
Zostaje jeszcze kwestia czy warto ( dla dobra dziecka wlasnie ) grac w
tej nizszej lidze.

> Czy wszystkie pary, które się kochają, zawsze się przytulają, całują,
> obejmują itd? Zawsze? Nie wiem, pytam się po prostu. Dla mnie to nie
> jest warunek sine qua non.

Masz racje, nie wszystkie. Podalam te przyklady, bo sa dosc powszechne.
Mialam na mysli kazdy wyraz bliskosci, jaki miedzy wspolmalzonkami
móglby i powinien byc - a którego brakuje. Dziecko ten brak wlasnie
wylapie. Wybacz niejasnosc mojej wczesniejszej wypowiedzi.


> Chyba tak. OK, wiemy już gdzie jest rozbieżność.

:)

> Ja nie wiem, jak to jest. Serio nie mam pojecia. _WYDAJE_ mi się,
> że to jest możliwe. Widzisz: ja nie wiem co dałbym za dom, w któym
> nie ma czułosci w ogóle, rodzice się nei obejmują i nie żartują
> ze sobą. Byleby by byli. To, o czym Ty piszesz, to wtórna potrzeba
> wobec pierwotnej: żeby kurcze byli oboje. Niech będą jacy chcą
> wobec siebie.

Przeczytaj prosze mój post z 15. 19 - tam odnioslam sie do tego akapitu.
Zeby sie nie powtarzac, w tym podwatku nie bede sie do tego odnosic,
dobrze?

> Widocznie tak. Różnic między Twoim dzieciństwem i moim jest
> zapewne mnóstwo, więc nie ma co porównywać bez wódki. Ale dla
> mnie (jak się okazuje) te sprawy stały się kluczowe.

Dla mnie "wsciekle psy " ;)
Nie da sie ukryc-kazdy z nas ma jakas 'bolaczke'. Tylko brakujace- nie
zawsze znaczy lepsze. Warto o tym pamietac bo mozna sie niepotrzebnie
wpakowac w bledne kolo pt. "co by bylo gdyby".


> No to wszystko jasne. W Twoim wypadku było lepiej, ja kbyło.
> Całkowicie mnie przekonałaś. Mam prośbę, żebyś uwierzyła, że nie
> zawsze tak musiało być. Tylko tyle.

Ok- wierze.

> >po domu po prostu widac, ze nie ma w nim szczesliwej rodziny.
>
> Rodziny i tak nie będzie.

I o to mi chodzi. Po co wiec fundowac dziecku nastepna traume pt.
"Teatrzyk mlodego widza i moja w nim rola"
( ja naprawde staram sie zrozumiec co chcesz przekazac i dlaczego - ale
uwazam, ze skutki sa o wiele gorsze niz ewentualne korzysci )

> >latami, tlumiac milosc i utrudniajac relacje miedzy malzonkami.
>
> I z takich uczuć spłodzili jeszcze jedno dziecko? Gwałcił ją?
> Wg prawa może nawet legalnie usunąć albo oddać do adopcji.

Co do plodzenia:
1) wiesz...ja mówie o zdarzeniach rozciagnietych w czasie. _Kiedys_ ta
milosc istniala. Co nie oznacza, ze jest tu i teraz. Wygasala równiez z
czasem a nie nagle 'bum' i nie ma.
2) wystarczy chwilowe polepszenie relacji. Chec poprawy czasem
niektórym wystarczy, aby uwierzyc, ze jednak mimo wszystko bedzie
dobrze, ze milosc zwyciezy ( wybacz patos )

Co do adopcji:
Po co jesli oboje rodzice kochaja dzieci? Jesli oboje chca ich dobra? I
z tego daleko posunietego pragnienia zapewnienia dzieciom domu tworza
farse. A to co zle, zamiast byc rozwiazane wciaz narasta.


> Ale to też będzie miało miejsce, gdy rodzicę stworzą dwa osobne domy
> i nie będą na tyle kulturalni, żeby w sobie te pragnienia
> stłumić. Naprawdę, trudno mi sobie wyobrazić silniejszą potrzebę,
> niż rywalizację o miłość dziecka pomiędzy rodzicami po rozwodzie
> (na zasadzie: a wiodzisz! on jednak mnie bardziej kocha, to Ty
> jesteś kanalia!).

Tu akurat masz racje. Przy dwóch domach tez moze sie tak zdarzyc.
Ale moze byc mniej silne ( mam przynajmniej taka nadzieje ) niz kiedy ma
sie zaburzone relacje non stop, 24 h/dobe.


> >ROTFL. Spróbuj mnie przekonac, ze rodzina powinna uczyc oszukiwania _bliskich_,
> >udawania przed _bliskimi_, braku wiezi z _bliskimi, dzielenie sie tym co
> >najimtymniejsze z osobami sobie obcymi etc.
>
> Oczywiście, że będę próbował. Rodzina powinna uczyć, że się
> szanuje starsze ciocie i nie wypala się im prosto z mostu,
> co się o nich myśli. Toleruje się dziwactwa, jakich u obcych
> by się nie tolerowało. Uczy się przestrzegania konwenasów,
> które są przecież czystym udawaniem.

Andrzej przeciez konwenanse, s-v, takt, umiejetnosc wyrazania tego co
sie czuje delikatnie, to nie to samo co nauka:
- obludy w stosunku do najblizszych
- ze mozna krzywdzic bliskich ( zone/meza ) w imie wyzszych celów,
- ze falsz w relacjach emocjonalnych jest dozwolony w imie wyzszych
celów.
To co piszesz jest dla mnie o tyle dziwne, ze mnie w domu klamac nie
uczyli- nawet w imie wyzszych celów. Dyplomacji owszem- ale klamac w
zywe oczy nie.

> Ale możemy o tym rozmawiać, prawda?

Oczywiscie :) Nawet bardzo chetnie. Ciekawi mnie Twoj punkt widzenia i
kryjace sie za nim zalozenia.

pozdrawiam
agi

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


359. Data: 2004-11-18 16:08:17

Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo? - już urodziny dzieci !!
Od: "Ania K." <a...@w...o2.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "krys" <k...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:cnfb5u$667$2@localhost.localdomain...
> Ania K. wrote:
>
> >
> > W sumie nie mając trzydzistu znam swoją wartość :) i wiem na co mnie
stać.
>
> Coś Ty, jak skończysz trzydzieści, to dopiero zobaczysz;-). BTW nie wiem
> właściwie dlaczego, ale właśnie w okolicach 30. naszło mnie na
> podsumowania, i wyszło mi to, co Iwon(k)a napisała - magiczny wiek, czy
co?
>


No sobie tego nie wyobrażam. Po prostu w głowie się nie mieści, że można
jeszcze bardziej znać/wiedzieć :)
Ale poczekam cierpliwie ;)


--
Pozdrawiam
Ania >:-)<-<
gg 1355764


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


360. Data: 2004-11-18 19:09:05

Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Od: "Ania K." <a...@w...o2.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Andrzej Garapich" <garapich malpa isez kropka pan kropka krakow
kropka pl a t...@t...zmyłka> napisał w wiadomości
news:9r8pp0h14gqal5vldj0miba1f3s49k4q38@4ax.com...

> Nie wiem, naprawdę. Ale w sytuacji, kiedy rozwaliłoby mi się
> małżeństwo, potrzeby seksualne naprawdę byłyby na marginesie
> innych potrzeb.

Może przez jakiś krótki czas byłyby na marginesie, ale jak długo???
Nochyba, że masz 60 lat i już myśli o seksie nachodzą Cię sporadycznie.

> Gros bajek jest o tym, jakie to
> złe bywają macochy i oczymowie... Znikąd to się nie wzięło...

Rola tych osób w bajkach ma zupełnie inne znaczenie. Mają one pomóc dzieciom
z poradzeniem sobie z negatywnymi emocjami względem własnych rodziców. W
stosunku do tych bajkowych macoch/ojczymów mogą je objawic bezkarnie,
natomiastr trudno im dopóścić do siebie myśli negatywne dotyczące własnych
rodziców. No bo jak Ci jedyni rodzice ukochani mogą być źli?




--
Pozdrawiam
Ania >:-)<-<
gg 1355764


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 20 ... 30 ... 35 . [ 36 ] . 37 ... 39


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Pieniądze w małżeństwie - czyli ...
Oświadczenie
kobieta-dziecko i mężczyzna
Dwie kobiety i ja jeden
pies w domu vs syn

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »