Data: 2006-10-26 19:03:31
Temat: Zawsze razem - czy tak ma być?
Od: "qwertyuiop" <q...@W...gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Piszę do Was, bo chciałbym wiedzieć, jak moją sytuację widzą inni… mam wielką
nadzieję, że każdy, kto to przeczyta, wyrazi chociaż krótką opinię.
"Problem" wygląda tak: mam całkiem szczęśliwe życie, jestem w długim i udanym
związku, pozornie nie mam większych zmartwień, bo ze wszystkim mi się układa.
Zaczyna mnie jednak niepokoić, że poza związkiem, w którym jestem nie mam
żadnego innego życia - i to w pełni z wyboru! Mam wielu znajomych, ale nikogo
naprawdę bliskiego, zresztą wszyscy znajomi są nasi wspólni. Studiuję razem z
moją kobietą, zainteresowania też mamy wspólne, więc siłą rzeczy ogromną
większość naszych obowiązków wykonujemy wspólnie. Poza tym dużo wolnego czasu
spędzamy razem. I to wszystko mi się podoba! Od lat nie jestem znudzony,
wszystko jest w jak najlepszym porządku: oczywiście czasem zdarzają się
konflikty, ale radzimy sobie. Czuję jednak, że sytuacja, w której ciągle
jesteśmy razem i wszystko, co robimy jest "nasze wspólne" jest dość dziwna.
Fakt, że wszystko to mi się bardzo podoba, jednak… załóżmy, że z jakiegoś
powodu przestaniemy być razem, a ja zostaję zupełnie sam i nie mam w życiu
nic. Trochę przeraża mnie ta perspektywa, a martwi to, że sam lubię cały
możliwy czas spędzać razem z moją kobietą. To, że mamy wspólne obowiązki
związane ze studiami jest fajne, bo w końcu mamy o czym rozmawiać i możemy
sobie pomagać. Wspólne życie towarzyskie też jest świetne - skoro jedno z nas
dobrze bawi się na imprezie, to dlaczego drugie miałoby w tym czasie siedzieć
w domu i robić coś innego? Tak właśnie myślę, jednak zaczyna mnie martwić, że
naprawdę cały czas chcę spędzać z nią, a jeśli tego czasu razem akurat nie
spędzamy - myślę o niej i zastanawiam się, co właśnie robi. Jeśli czasem coś
nam się nie układa, ja nie mam z kim porozmawiać o tym (i absolutnie nie
chcę!), ona ma, co zresztą mnie trochę irytuje, bo czemu nie ze mną, skoro o nas?
Czuję więc takie dobrowolne i przyjemne uzależnienie-związanie, które jednak
zaczyna mnie trochę martwić z punktu widzenia psychologicznego… ;) No i
oczywiście to, że nie wyobrażam sobie (zupełnie serio, chociaż takie kwestie
brzmią banalnie) życia bez niej.
Nie przedłużając, chciałbym raz jeszcze prosić wszystkich Was o pomoc: co o
tym myślicie? Co radzicie? A może nawet wypowie się jakiś profesjonalista i
wspomoże mnie fachową terminologią określającą to, co mi jest? ;)
Pozdrawiam,
qwertyuiop
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|