Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Zwierze - strach - cholernie długie i męczące

Grupy

Szukaj w grupach

 

Zwierze - strach - cholernie długie i męczące

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2001-08-22 23:38:34

Temat: Zwierze - strach - cholernie długie i męczące
Od: "eTaTa - eChild" <e...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Podjąłem nowy wątek de Frankena
Arachnofobi i wielu wcześniejszych.

Po co?
A no po to by raczej coś opowiedzieć niż wydawać wyroki.
Zacznę od "pająki". Bo wydaje się krótsze.

Będę pisał możliwie skrótami, dla tych nie potrafiących zrozumieć to zmarnowany czas.

Dzieciństwo: Nie zabijaj pająków wieczorem, to przynosi nieszczęście. Więc
transportuje bydlaki z
pełną odrazą za okno. Pewnie w locie sobie poradzą :-)
Młodzieńczość: Przed szóstą po południu bezlitosny, po szóstej grzecznie unikam, lub
transportuje za
okno.
Wstępna dorosłość: j/w - tylko pełen automatyzm.
Spotkanie kogoś na kim mi zależy. Ten ktoś mówi nie zabijaj pająków, to przynosi
nieszczęście.
Jestem i chcę być szczęśliwy.
Cały boży dzień transportuje je za okno - w locie dobrze sobie radzą :-)
Dojrzałość i wiedza. Nie zabijam pająków ale też nie pomagam im wyjść z umywalki.
Muszą sobie razić
same. Muszą przeżyć.

Dzisiaj(tak dzisiaj!) spotkałem dwa. Jeden wymodził pajęczynę do wejścia na moją
działkę. Wpadłem w
nią. Zanim się wyzbierałem z nitek - wkurzony rozglądałem się. Był tak wielki, że
dawno takiego nie
spotkałem. Poszarpana pajęczyna utrzymała go przy framudze. Popatrzyłem. Olałem.
Wlazłem do środka
domku. i tam spokój. wyszedłem na zewnątrz już go nie było. Wytłumaczyłem sobie
dlaczego to bydle ,
akurat tu sidła zakłada i stwierdziłem że sam bym tak zrobił jako pająk. Czyli
zniżyłem się do jego
bezmózgiego poziomu. W chodzę do kuchni i w zlewie taki sam mutant. Ten taki z
długimi nogami (nie
pamiętam i nie potrzebuje pamiętać jak mają na nazwisko) Ale z nieproporcjonalnie
wielkim ciałem.
Mówię obżarłeś się bydlaku. i patrzę jak kombinuje by wyjść. Na moment zamarłem bo
znalazł gąbkę z
której już... tylko krok.
Prawdopodobnie za mało ze zlewami miał do czynienia i natura jeszcze go w obronne
mechanizmy nie
wyposażyła. Poćwiczy to jego wnuki ze zlewów wyskakiwać będą. Pomyślałem i poszedłem.
Zastanowiło mnie czemu takie mutanty - wielkie?
I prosty wniosek - komarstwo popowodziowe. Co lepsze pieprzone sześcionogi? czy? czy
największy cód
przyrody przenoszący wszelkie choróbstwa?
Niech żyją pająki! Byle w bezpieczne odleglości i tego możemy ich nauczyć!
Systematycznością!


"Pies"
Pies to długi temat
Nie wiem czy wydole teraz.

Pewnego dnia poznałem psa.
Suczkę. Miałem 11 lat.
Sporo zbroiłem wcześniej i sporo później :-)
Wzięliśmy ją od kobity która zgłosiła oddanie do azylu i w panice polecieliśmy ją
zobaczyć.
Miała dwa miesiące i po 10 minutach obrzygała mnie dokumętnie, Kto by się nie
zakochał :-))
Była piękna i nie jest to subiektywna ocena. Lata i chwile spędzone z nią to naprawdę
czarujące
wspomnienia. Spała w moim łóżku i nie przeczę, że w zimowe noce dla zmarzniętych stóp
to balsam.
Nawet rodziła w moim łóżku. Jak mógłbym nie lubić jej dzieci?!
Nie żeby innych warunków nie miała, ale wzajemne poczucie bezpieczeństwa powodowało
odruch
przeniesienia kojca do mojego łóżka. (bez podtekstów :-))
Zawsze była dziwką, sfory amantów pod klatką to koszmar wszystkich blokowiczów. Ale
nie
bezmyślną:-)) sądząc po szczeniakach.
Obrona i walka o bezpieczeństwo mojej siostry, gdy wróciła do domu z rozerwanym
uchem. Chęć bycia z
rodziną i okaleczone ramię jakiegoś bramkarza. Ale też kłopoty jak z niesfornym
dzieckiem
przyniesiona kura na wczasach, i setki setki wspomnień. Jej starość i rozpacz. Śmierć
członka
rodziny. Koszmar. Ale i najbardziej ludzkie odruchy wobec istoty wspaniałej i
wielkiej w swoim
życiu. To wielka nauka o sobie i o przyrodzie

Życie zdarzenie dwa.
Pies mojej ukochanej (byłej :-))
Wszystkie psy reagujące na mnie przez lata, zawsze okazywały sympatię. A to jedno
jedyne bydle nie?!
Jak się później okazało nie tylko mnie. Ale mnie to kopnęło. Znam stworki lubię
krzywdy nie robię a
tu ten bydlak mnie nienawidzi. Czemu?
Nie mogłem tego wytłumaczyć. Znajoma mając dość takiego zachowania pupila - uśpiła
go.
Przestała być moją pupilką miesiąc później.

Życie zdarzenie trzy
Jestem w Paryżu znam już miasto i wracam po penetracjach do domu :-))
Zresztą w mieście zakochany.
Przechodzę pustą ulicą. Chodnikiem, ale jak wszędzie samochody przyklejone jeden do
drugiego, wzdłuż
drogi.
Mijając tylny zderzak samochodu stojącego przede mną słyszę warkot. Nie samochodu!
Psa! Psa i to dużego czuję to! Staję jak wryty.
Czuję wilczura. Jak stoję nieruchomo - wszystko ok.
jak ręka mi drgnie, słyszę wrrrrrrrrrrr..........


sorki jest późno ... dokończę jutro
Czy chcecie czy nie :--))
Ale wieczorem, bo jadę do Wa-wy
A tak, a propos mogę piwo postawić lub sprawy wawy i cracovi wyjaśnić :-))

pozdry eTaTa

telefony znacie



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2001-08-25 01:30:05

Temat: Re: Zwierze - strach - cholernie długie i męczące
Od: eFranken <e...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Proszę, dokończ.

Ja mogę powiedzieć tyle: kocham psy.

Jak byłem o połowę mniejszy, mój ukochany jamnik został na moich
oczach uderzony przez samochód. Długi lot, upadek. Zwierzę
rozciągnięte na ulicy w kałuży krwi lejącej się z jego pyska. Oczy
otwarte, ich powierzchnia pomarszczona, zaschnięta. Najazd był
dokładnie wycelowany, samochód przed uderzeniem zmienił pas i
przyspieszył.

Ćwierć życia później, mieliśmy wtedy innego psa. Wyjechałem na parę
miesięcy. W noc, w której pies zdechł otruty przez kogoś życzliwego
(kto wcześniej przyobiecał mu śmierć) płakałem, choć w tym wieku mi
się to już nie zdarzało. Płakałem, choć byłem na drugiej półkuli
ziemskiej i o niczym nie mogłem wiedzieć. Dowiedziałem się gdy
wróciłem, szczegóły poznałem dużo później, przypadkiem. Personaliów
osoby "życzliwej" nie znam do dziś.

Dzisiaj (plus minus parę lat) mój poziom wrażliwości się obniżył i
ewentualna śmierć psa nie byłaby dla mnie takim ciosem. Jestem
przygotowany na wszelkie ewentualności, ale wciąż jestem w stanie
tworzyć więzi empatyczne i staram się najlepiej jak mogę chronić
mojego psa. Ale nad jednostką, która z byle powodu chce mnie
rozszarpać (wystarczy się np. schylić czy wchodzić po drabinie) nie
mam zamiaru się litować.

Zresztą problem jest na razie rozwiązany (patrz: wątek główny)

Pozdrawiam
--
eF

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-08-26 01:32:58

Temat: Odp: Zwierze - strach - cholernie długie i męczące
Od: "eTaTa - eChild" <e...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Miałem nie kończyć (i tak tyle jest niedokończonych spraw)
Jednak te brzdąkania łańcuchem przy budzie...

No więc! (że tak ładnie zacznę)
Stoję zdrętwiały przy tym samochodzie. Z odległości niecałych trzech metrów widzę
białe kły i
drgające wargi. Trzy metry. Trzy kroki. Pies wielki sądząc po dudnieniu i po kłach.
Na samochód
wskoczę? Nic to nie da. Pewnie on to zrobi szybciej. Dwumetrowy płot z lewej. W
odległości dwóch
metrów. Strata metra. Serce wpadło w rezonans. Przypominam sobie wszelkie możliwe
sztuczki. Nic
mądrego nie mogę wymyślić. Pełen paraliż pogłębiany przez sytuację. Przecież lubię
psy! Wiem też, że
jak im kazał ktoś czegoś pilnować to o paszport nie będzie pytał. Ani w tył, ani w
przód. Ukradkiem
patrzę na zegarek. Tkwię jak kołek już pół godziny, a do świtu jeszcze jakieś trzy.
Nagle słyszę kroki. Rany! Co robić jedyna szansa. Czekam. Jakiś facet idzie boczną
uliczką. Tak to
jest pomysł. Pobiegnę w jego kierunku. On też spanikuje i pies będzie miał dylemat. A
ja może jakiś
płotek przeskoczę. Czekam, aż będzie na mojej wysokości.
Już? Jeszcze chwile. Teraz! Zrywam się w galopie jak oszalały, bo mózg wreszcie
zaczął pracować i
wyskoczył z odrętwienia. Pierwsze susy. Z tyłu zrywa się jazgot. Włos rozwiany.
Pędzę. Słyszę
buksowanie pazurów na jezdni i ryk bydlaka. Czwarty krok. Nie mam szans! A co sobie
kur.. bydlak
myśli!!! Tym razem ja buksuje próbując wyhamować i się obrócić. I tym razem z mojego
pyska wydobywa
się szczekot straszliwy. Nabiegłe krwią oczy i chęć odwetu za wszelką cenę. Zatłukę
bydlaka za ten
strach! Ruszam wyjąc na niego. I staję jak wryty znowu. W pysku zamierające
chałłłłł.....
Co prawda bydlak buksuje nadal i się wydziera - tylko, jest uwiązany!
Popatrzyłem na przerażonego gościa. Na ujadającego psa. Na siebie. I dostałem takiego
histerycznego
śmiechu, że do domu nie mogłem dojść. Jeszcze parę dni później rechotałem (zresztą do
dziś) na każde
wspomnienie wydarzenia.
Ten i późniejsze śmiechy, nie wyrzuciły z mojej pamięci spotkania z psinką. Miałem
długie
półgodziny, by sobie to wbić do durnej pały.
Pełen respekt został i nawet kontakty z tym plemieniem ograniczyłem. Obserwuje je od
lat. Już nie
tylko jako ciekawostkę zoologiczną. Prawie wszyscy sąsiedzi mają psy. Różnie układają
się nasze
stosunki. Jeden z sąsiadów ma starszą wilczurzycę. Zawsze jej ustępuję. Grzecznie
puszczam przodem
(dama). A nawet opóźniam wyjście, by o pogodzie i innych dyrdymałach z nią nie gadać.
Ale ostatnio...

Życie zdarzenie kolejne.
Szła sobie ze swoim panem do domu po spacerze. Ja właśnie wyszedłem z bramy. Ona
zawsze grzecznie
przy nodze ale bez smyczy i kagańca. Przeszedłem na drugą stronę samochodu, by
sąsiadowi cześć
powiedzieć z pewnego dystansu. Odpowiedział. przeszli dalej. Nie spuszczałem jej z
oka. Sąsiad już
wszedł do bramy, a ona przystanęła obróciła się powoli.. I z taką litością na mnie
spojrzała, jakby
chciała powiedzieć - "Oj, dziecko, dziecko, moje ty biedactwo". Odwróciła się i
poszła.
Kurcze! Dwa dni nad tym myślałem.

Ogólnie mój stosunek do przyrody jest z grubsza ukształtowany. Zwierzęta nie
odbiegają w takich
zachowaniach, od ludzkości. A w agresji i wymyślaniu jej technik nawet nie mają co
konkurować z
człowiekiem. Ludzi przed którymi jedyną rozsądną obroną jest ich śmierć, unikam. Tak
i takowych
psów. Przeciwko nim wystawiamy często "ręce sprawiedliwości". Zwierzętom, prawa
ograniczyliśmy.
Dlatego możemy je nawet gwałcić. Robiąc sobie przy tym fotkę.
Ale o zagrożeniu z ich strony nie można zapominać. Każdego właściciela większego
psiaka, który
przechodzi przez park pełen dzieci, bez kagańca, można, według mnie, zlinczować na
miejscu.
Jak się nie boicie psiurka. :-))

No i tak ostatecznie - czarno na białym.
Swojego rodzonego brata, który byłby na tyle nie zrównoważony, by próbować wszystkim
nadgryzać
ścięgna w łydce, też byście separowali. Jednak niektórzy podjęliby równolegle jakieś
leczenie.

Pozdry
eTaTa

PS. Jaki dziwny wyraz - "szczekot" :-))



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-08-26 04:56:17

Temat: Odp: Zwierze - strach - cholernie długie i męczące
Od: "eTaTa - eChild" <e...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Tak się rozpisałem o bzdurach. Zapomniałem tylko po co?

A no właśnie. Wszelkiego typu fobie i strachy mamy i miewamy.
Uczymy się ich w banalny sposób i bardzo szybko. Niestety oduczenie jest trudniejsze
i dużo dłuższe.
Jednak jak zawsze podstawową zasadą jest "chcieć".
Żadna chemia nie zastąpi takiego "chcieć". Może kiedyś jak będzie można prześledzić
dokładną drogę
sygnału w mózgu i określić obszar odpowiedzialny. Wtedy możemy go wyłączać. I pewnie
będą to robić
:-))
Teraz chemicznie można wyłączyć całe obszary, a to oznacza wyłączenie innych funkcji.
Takie leczenie
kurzajek przez amputację ręki.
Stąd takie za przeproszeniem gówniane wyniki frustracja psychologów itp.

Jak mamy "chcieć" - to musimy jeszcze wiedzieć jak.
I chyba tu wiele się nie mylę, jeśli powiem przez poznanie. Poznanie wroga. Może
nawet
zaprzyjaźnienie się?
Niestety wszystko co złe wynika z niewiedzy. Niepełna wiedza tego, też nie poprawia.

Generalnym przykładem są hodowcy, treserzy, weterynarze, itp. Ludzie ci dzięki
poznaniu nawet często
przesadzają w swoim przyzwyczajeniu i braku strachu.
Właśnie!
Tak bardzo, że potrafią na wódkę pójść z byle lwem i zapomnieć, że on ogórkiem nie
zakansza.:-))

Dlatego ta psychoterapia się przydaje :-))

Odbierając chleb psychoterapeutom powiem, że można często stosować domowe środki. Ale
licho nie śpi!
To wszystko dotyczy też tych wszystkich pozostałych frustracji, które się na grupie
objawiają.
Po prostu --- nie bać się czarnego luda!

Czego i Wam i sobie i czarnemu ludowi życzę :-))
pozdry eTaTa

PS. Jakieś fobie należy mieć!

Ciekawe jak opracować uniwersalną metodę leczenia fobii pt: śmierć (śmierciofobia)



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-08-26 11:17:19

Temat: Re: Zwierze - strach - cholernie długie i męczące
Od: "Eva" <e...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "eTaTa - eChild" :


> Ciekawe jak opracować uniwersalną metodę leczenia fobii pt: śmierć (śmierciofobia)

Buddyści to mają rozpracowane;)
Poucz się od nich.
E.

Ps. Ja się tam nie boję, boję się cierpień, a tego to mi na razie nauka do końca i za
darmo nie
zapewnia.






› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-08-26 13:04:44

Temat: Odp: Zwierze - strach - cholernie długie i męczące
Od: "eTaTa - eChild" <e...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Ewuś
> Buddyści to mają rozpracowane;)
> Poucz się od nich.

No przecie, dziecko moje, napisałem jak wół - uniwersalną!

A od buddy zabrałem już dawno wszystko ;-)

> Ps. Ja się tam nie boję, boję się cierpień, a tego to mi na razie nauka do końca i
za darmo nie
> zapewnia.

Mówisz o cierpieniach życia? Zapewne.
Bo umieranie to też życie, do momentu stwierdzenia zgonu :-)
A zdarzało się że i po nim.

Może źle postawiłem pytanie. Nie chodziło mi o strach przed śmiercią (taką z kosą
:-))
tylko o utratę życia , czyli, nie życie fizycznie dalej.
Jasno się wyraziłem?
:-)))

pozdry

eTaTa
PS I nie o rzyci mówię :-))
Chociaż życie bywa do rzyci
Nawet to
życie po życiu
czy po żuciu?
już mi się poplątało :-))



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-08-26 14:01:09

Temat: Re: Zwierze - strach - cholernie długie i męczące
Od: "Eva" <e...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "eTaTa - eChild" <e...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:9mas3r$kr5$1@news.onet.pl...
> Ewuś
> > Buddyści to mają rozpracowane;)
> > Poucz się od nich.
>
> No przecie, dziecko moje, napisałem jak wół - uniwersalną!
>
> A od buddy zabrałem już dawno wszystko ;-)
>
> > Ps. Ja się tam nie boję, boję się cierpień, a tego to mi na razie nauka do końca
i za darmo nie
> > zapewnia.
>
> Mówisz o cierpieniach życia? Zapewne.
> Bo umieranie to też życie, do momentu stwierdzenia zgonu :-)
> A zdarzało się że i po nim.
>
> Może źle postawiłem pytanie. Nie chodziło mi o strach przed śmiercią (taką z kosą
:-))
> tylko o utratę życia , czyli, nie życie fizycznie dalej.
> Jasno się wyraziłem?
> :-)))

Jasno!!!;)
I ja pisałam o tym nie-życiu dalej.
Ale to tylko dla wierzących w to dalej - o tych buddystach.
Ci co nie wierzą w coś dalej mają pwenie jeszcze lepiej - tak przynajmniej mówią.

A z tymi cierpieniami to nie życiowymi ( nie mylić z rzyciowymi;)) ).
Chodzi o przed-śmierne ;).
>
> pozdry
>
> eTaTa
> PS I nie o rzyci mówię :-))
> Chociaż życie bywa do rzyci
> Nawet to
> życie po życiu
> czy po żuciu?
> już mi się poplątało :-))

A tak - jak sie sp* aktualne to i następne będzie do d*.
Tak mowia buddysci;)))
E.




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

głupio...
Syreny
MOŻE KTOŚ COŚ WIE..?
psiurek
powódź - pomoc psychologiczna

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »