| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2004-07-01 09:49:35
Temat: co zrobic??? (dloogie)Witam
Poznalem ja na randkach na o2.pl. Pisalem juz rok wczesniej, nie
wyszlo... Napisalem znow, zaczelismy, pisac, mail'owac,
sms'owac. Jak dla faceta, który już dawno, dawno wycofal sie z
kontaktow z ludzmi, to była jedyna metoda, zeby poznac kogokolwiek.
Troche sie zaczelismy poznawac, nawet calkiem bardzo. Mamy podobne
problemy, podobne zainteresowania, poglady na zycie... Konczylismy ta
sama uczelnie, hehe, ta sama grupa krwi i Rh (-) : - ). Ciagle
czytalem, ze chce sie spotac, ciagle ze chce sie przytulic... Chce sie
spotkac, ale boi sie, ze wiecej nie bedziemy wtedy pisac no i ze na
nia nie polece... Coz zwierzyla sie, ze jest po dwoch probach
samobojczych i ze ma depresje... W zasadzie już wtedy powinienem sie
wycofac.. Od jakis dwoch lat calkiem sporo pije piwka, w zasadzie
codziennie. Napisala kiedys, ze dzis jest w nastroju do placzu i
rozpaczy, starzy chleja trzeci dzien, matka mowi, żeby wypierdalala z
domu, bo to nie jej dom, pozniej powiedziala, o kalendarzu, w
którym zaznaczala na czerwono dni, kiedy rodzina była na bani. Slowem
masakra. Mielismy sie spotkac. Umawialismy sie, odwolywala, znowu sie
umawialismy odwolywala, ciagnelo ja ale sie wahala....
Wreszcie umowilismy sie, powiedzialem rodzinie, ze wychodze spotkac
sie z dziewczyna, matka prawie sie posikala z radosci, bo po nastu
latach była przekonana, ze synek jest chyba pedalem. Ale znowu
odwolala. Powiedzialem ok. pa i powodzenia. Hehe,
reakcja dosc szybka. Powiedziala, ze nie rozumie, ze co? Ze ide sie
napic, ze ona tez ma ochote i zebym sie odezwal. Szybka zmiana
frontu.... nie wiem czemu ale szybka : - ). Spotkalismy sie, było
zaaaaaajebiscie. Sporo rozmawialismy, mowila, ze cieszy sie ze sie
spotkalismy. A we mnie wstapila ogromna nadzieja, ze może wreszcie sie
cos zmieni, ze moze komus jestem potrzebny. Zaprosila mnie do siebie,
wczesniej dzwonila do starego, nie wiem o czym ale dlugo gadala. U
niej muzyczka, czule pocalunki, przytulanie i takie tam, suuuuper.
Byłem w niebie, hehe. I jeszcze na dobranoc buzi, i prosi: i jeszcze
raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. To ze bylismy troche na bani to
inna sprawa.... Po jakis dwoch dniach znowu sie spotkalismy. Było
znowu super. Czulem sie potrzebny, lubiany, wartosciowy. Slowem tak
jak nie czulem sie nigdy dotad. Zadzwonila jej siostra, miala jakies
problemy. Pojechalismy do niej. Bla, bla, bla, koniec koncow
wyladowalem z panna w lozku. Chciala sie kochac : - ), no fajnie tyle,
ze nie miałem zadnego zabezpieczenia. I sie zaczelo, jestem bezplodna,
biore hormony, no oki. Wrocilem do domu dostalem sms'a ze mnie
przeprasza, ze mnie może urazila itp. Pozniej spotykalismy sie co
jakis czas na chwile po pracy. Piwko i pogawedka : - ). Raz
powiedziala, ze ma koszmarnego dola, objalem ja, wkurzyla sie... oki
dni sa gorsze i lepsze. Pozniej zaproponowalem, ze mozna skoczyc do
mnie na dzialke na weekend. Zapalila sie do tego, nie mogla sie
doczekac. Pojechalismy. I jak na osobe z depresja, ktora w kolko
powtarza, ze nic nie ma sensu, wszystko jej jedno i ze nic jej sie nie
chce, reakcja nietypowa. Zadzwonila do ojca, pozniej do siostry, ze
jest super, ze piekna okolica, itp. Grill, piwko, byla radosna,
szczesliwa, chyba, ze swietnie udawala. Nastepnego dnia to samo,
pomimo, ze lalo, podspiewywala, przytulal sie, smiala, jak przestalo
padac powiedziala, ze nie można tak lezec, ze trzeba sie przejsc,
slowem klasyczna depresja, chyba bo fachowiec ze mnie zaden... I
ciagle pytania, czy nie robie tego tylko dla sexu. Nie, nie robilem
Zalezalo mi na niej, i zalezy dalej. Dobra, gumka odpadala, bo
powiedziala, ze czuje sie jak by to mialo być wylacznie fizyczne
wydarzenie. Ale jakie mialo być skoro powiedziala, ze mnie nie kocha,
ze lubi, ale nie potrafi odwzajemnic uczuc, ze nie umie z kims być.
Była z kims 4 lata, twierdzi, ze była z kims ale była sama, miala
kiedys w profilu napisane, jakie sa moje związki. Nie zamienie
Cie na nikogo innego, czyli jednak była zakochana...
Powiedziala, ze nie chce miec dzieci, wiec nie zajdzie w ciaze. Wiec
pomyslalem, albo urejenie, albo nie moze miec dzieci, a latwiej
poeidziec nie chce niz nie moge. Nadszedl dzien wyjazdu, im blizej
miasta, domu tym bardziej była zdolowana. Przyroda czyni cuda : - ).
Pozniej znowu sie spotkalismy kilka razy po pracy. Ktoregos razu
skoczylismy na piwo do knajpy. Posiedzielismy za dlugo, wypilismy za
duzo, zadzwonil do niej staruszek, zaczeli sie klocic. I znow
zadzwonil i znow klotnia. Odprowadzilem ja do domu. Nastepnego dnia
sie nie odzywala, kazdego dnia grzebala w swoim tlenowym
profilu, ale tu tez pustka. Już wiedzialem co sie stalo.... Wpadlem w
panike, strach, zal, wyrzuty sumienia, ze gdybysmy tam nie siedzieli
tak dlugo, pojechalem do jej domu, cholera plakalem, nikogo nie było.
Pozniej znowu. Spotkalem jej rodzicow, nie chcieli powiedziec co ale
ze sie ona ze mna skontaktuje. Pojechalem na dzialke, caly czas
probowalem dzwonic, nie odbierala, wysylalem sms'y dochodzily.
Wreszcie odebrala, pojechalem z dzialki prosto do szpitala. Zaczela
mnie glaskac, mowila, ze dobrze, ze jestem. Boze ja w domu ryczalem ze
szczescia, ze ona sie cieszy, ze jestem przy niej, a ja chcialem być
przy niej. Potem 20 min rozmowy z psychiatra, ona i jej rodzice.
Psychiatra powiedzial, ze konieczna jest terapia, albo na zasadzie
dojezdzania, albo hospitalizacja. Ojciec powiedzial, ze bedzie ja
dowozil, matka żeby dala sie zamknac, wybrala to drugie. Coz inaczej
sobie to wyobrazala, rozmowy, psychoterapie. Wszystko co slyszala to
ze cos z tym zrobimy. Zarcie jak w szpitalu tyle, ze
jeszcze gorsze, opieka, obserwacja żadna. W nocy ja budzily jakies
baby ze schizofrenia, nie mogla spac. Nic sie nie dzialo, dostawala
jakies prochy, nie wiedziala co i na co. Przyjezdzalem do niej. Na
poczatku było ok. przytulala sie calowala. Mowila, ze nie chce tutaj
być, ze nic sie tu nie dzieje, a w kazdym momencie mogla sie wycofac,
nie zamkneli jej na sile. Pozniej było coraz gorzej zaczela sie
pograzac. Nie dala sie dotknac, była drazliwa i nerwowa. Nie
wytrzymalem pojechalem do jej rodziny pogadac. Ojciec były szwej
kontakty w MON'ie MSWiA. Mogl zalatwic przeniesienie, w jakies
inne lepsze miejsce nie zlatwil. Rozmawialem z jej siostra, ze to
chyba nie ma sensu. Rozmawialem o tym z nia żeby sie zastanowila, czy
jest sens. Powiedziala, ze ja wnerwiam, ze wszyscy z zewnatrz ja
wnerwiaja. Coraz rzadziej przyjezdzalem, umawiala, sie a pozniej
odwolywala. Dzwonilem codziennie, pozniej umowilem sie, ze jak bedzie
chciala pogadac to pusci sygnal a ja oddzwonie. Pare razy sie
zdarzylo. Ktorejs nocy jej odbilo, stlukla lusterko i zaczela sie
ciac, przestraszyla sie i odniosla pielegniarce. Nie moglem spac,
zastanawialem sie czy nie zrobi czegos glupiego. Nie moglem jesc, caly
czas myslalem o niej, o tym co ona tam przezywa. Terapia miala trwac 2
-6 tyg. Umowilismy sie ze wyjdzie i jedziemy na dzialke, ale
balem sie ze cos sobie tam zrobi a ja do konca zycia bede miał wyrzuty
sumienia. Zadzwonilem do jej lekarza, powiedzialem, ze chce wiedziec
tylo tyle czy bezpiecznie dla niej jest tam jechac. Nic nie
powiedzial. Ale powiedzial jej ze dzwonilem, wkurzyla sie i
slusznie... Przestala przysylac sms'y, miala mnie dosc. Zaczela
rozmawiac z psychologiem troche jej to chyba pomagalo. Psycholog
powiedzial, ze nie może wracac do domu, zaproponowalem jej ze możemy
wynajac chalupe, 2 pokoje za 600 zl/m-c. Powiedziala, ze jej nie stac.
Oki. Wiem boi sie, ze jak sie wyprowadzi to rodzice sie stocza.
Zalamalem sie, bo cholernie chcialem z nia pomieszkac, hehe, może i
glupie ale jednak. I zrobilem cos najglupszego co moglem. Napisalem
jej ze mnie korci, żeby lyknac jakies prochy, a miałem ochote...
Zadzwonila opierd... mnie, ze ma swoje wlasne problemy i slusznie.
Nastepnego dnia przeprosilem, zaczelismy pisac sms'y pozniej
cisza. Spytalem sie czy mam mnie dosc. Napisala, ze jestem smieszny,
ze jest w szpitalu, ma obchody, spotkania z psychologiem, wizyty
rodzicow, wiec nie ma czasu. Miala racje... Napisalem, ze już nie bede
nikomu przeszkadzal i wylaczylem komore i nie mam zamiaru jej wlaczac.
Powiedziala kiedys, ze im bardziej probuje sie do niej zblizyc tym
bardziej czuje sie zagrozona, jakby ktos wkraczal na jej prywatne
terytorium. A ja stanowczo za bardzo zaczalem sie wpieprzac, tylko
dlatego, ze poczulem sie potrzebny i zrobilbym dla niej wszsytko.
Schrzanilem to koniec.... Było fajnie ale sie skonczylo. Musze
zapomniec. Ale mam jej plecak, kiedys sie o niego upomni....
Jakies opinie? : - ) rady, krytyka, jest szansa, nie ma szansy? I na
co? Jest tam już 2 miesiace, ma leki agorafobiczne, depresje,
zaburzenia osobowosci. Te same problemy co ja, hehe.
Pozdrawiam
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2004-07-01 11:02:57
Temat: Re: co zrobic??? (dloogie)Użytkownik artur (praca) napisał:
[...]
> Jakies opinie? : - ) rady, krytyka, jest szansa, nie ma szansy? I na
> co? Jest tam już 2 miesiace, ma leki agorafobiczne, depresje,
> zaburzenia osobowosci. Te same problemy co ja, hehe.
Tyle ze ona, chcac nie chcąc, cos z tym zaczyna robic. A Ty?
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-07-01 11:20:01
Temat: Re: co zrobic??? (dloogie)artur (praca):
> ... Te same problemy co ja, hehe.
1) Masz te same problemy co ona,
2) mialbys identyczne na jej miejscu (i vice versa),
3) ona nie powinna wracac do rodzicow,
4) to ze sie spotkaliscie moze byc szansa dla Was obojga
na rozwiazanie problemow, ktore Was dopadaja osobno - moze
ale nie musi, bo to zalezy tak samo od Ciebie jak i od niej,
5) to co jej ~dolega z cala pewnoscia nie ma nic wspolnego
z depresja (wg mnie).
--
Czarek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-07-01 11:39:57
Temat: Re: co zrobic??? (dloogie)
Użytkownik <m...@h...of.pl> napisał w wiadomości
news:cc0r84$hh2$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Użytkownik artur (praca) napisał:
> [...]
> Tyle ze ona, chcac nie chcąc, cos z tym zaczyna robic. A Ty?
A ja chcac, tez cos z tym robie :-) terapia potrwa latami, budujace
nieprawdaz?
pozdrawiam
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-07-01 11:43:21
Temat: Re: co zrobic??? (dloogie)Użytkownik artur (praca) napisał:
> A ja chcac, tez cos z tym robie :-) terapia potrwa latami, budujace
> nieprawdaz?
zalezy jak na to spojrzec... z natychmiastowych uzyskac mozna tylko
jeden efekt - od razu sie poddac.
wytrwalosci
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-07-01 11:52:53
Temat: Re: co zrobic??? (dloogie)
Użytkownik <m...@h...of.pl> napisał w wiadomości
news:cc0tjs$s76$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Użytkownik artur (praca) napisał:
>
> > A ja chcac, tez cos z tym robie :-) terapia potrwa latami, budujace
> > nieprawdaz?
>
> zalezy jak na to spojrzec... z natychmiastowych uzyskac mozna tylko
> jeden efekt - od razu sie poddac.
>
> wytrwalosci
Zgadzam sie, kilka lat to nic w porownaniu z 20toma, nie mam zamiaru sie
poddac
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-07-01 11:57:10
Temat: Re: co zrobic??? (dloogie)Użytkownik artur (praca) napisał:
> Zgadzam sie, kilka lat to nic w porownaniu z 20toma, nie mam zamiaru sie
> poddac
z budujacych... Moznaby powiedziec, ze jestes w najlepszym momencie do
rozpoczecia bodowania swojego dalszego zycia.
A jak bedziesz naprawde wytrwaly, to nigdy nie skonczysz "tych kilku
lat" ;-)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-07-01 12:24:37
Temat: Re: co zrobic??? (dloogie)
Użytkownik <m...@h...of.pl> napisał w wiadomości
news:cc0udq$2fm$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Użytkownik artur (praca) napisał:
>
> > Zgadzam sie, kilka lat to nic w porownaniu z 20toma, nie mam zamiaru sie
> > poddac
>
> z budujacych... Moznaby powiedziec, ze jestes w najlepszym momencie do
> rozpoczecia bodowania swojego dalszego zycia.
> A jak bedziesz naprawde wytrwaly, to nigdy nie skonczysz "tych kilku
> lat" ;-)
czemu teraz jest najlepszy moment? mam 28 lat od 20 lat niezle problemy...
ktore w zasadzie wynikaja z faktow ktore rozpoczely sie jak mialem 3 lata,
nie pamietam tego, wiem z opowiesci... i to mnie wnerwia... nie pamietam,
mowie o tym bez zadnych emocji...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-07-01 12:37:34
Temat: Re: co zrobic??? (dloogie)Użytkownik artur (praca) napisał:
> czemu teraz jest najlepszy moment? mam 28 lat od 20 lat niezle problemy...
Poprostu... mysle ze 28 to lepiej niz 18 i lepiej niz 38
A te 20 lat nie byly najgorsze skoro rozmawiamy. Sprawiasz wrazenie
zdolnego do podjecia wysilku. nie pisze 'trudu', bo ten, zdaje sie,
moglbys miec bez wysilku.
> wiem z opowiesci... i to mnie wnerwia... nie pamietam,
mowie o tym bez zadnych emocji...
warte podkreslenia, ale nie zachecam do mowienia tu, z emocjami czy bez.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-07-01 12:39:36
Temat: Re: co zrobic??? (dloogie)Użytkownik "artur (praca)" <a...@w...pl> napisał w wiadomości
news:cc0mm8$ogo$1@nemesis.news.tpi.pl...
Nic nie schrzaniles, stary.
Ona jest zakrecona. Sama to wie bo
"Powiedziala kiedys, ze im bardziej probuje sie do niej zblizyc tym
bardziej czuje sie zagrozona, jakby ktos wkraczal na jej prywatne
terytorium."
Najpierw zdobyla Twoje zaufanie,
a potem zaczyna wywalac swoje problemy,
tak ze Ty sam siebie zaczynasz winic.
Zdaje mi sie ze to nie takie rzadkie.
Jezeli ona mowi ze to Ty ja niszczysz, przeszkadzasz,
a Tobie na niej bardzo zalezy, to zaczynasz w to wierzyc.
A to nieprawda ze jestes winny - takie jest jej zycie.
Duch
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |