Data: 2003-08-18 18:01:59
Temat: dekada
Od: "nawrocki" <p...@n...art.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dziesięć lat minęło, a to dziesięć lat to jest dekada; nie jakaś przerwana
dekada, ale normalna, zakończona, czy raczej zapętlona, bo przecież moje
życie wykonało obrót, i wróciło na pierwotną pozycję. I tak, jak co dziesięć
lat powracają te same trendy w modzie, tak i ja doświadczam powrotu wizji
sprzed dziesięciu lat. Dziesięć lat temu też miałem wakacje. Czekałem wtedy
na ich koniec, by iść do piątej klasy podstawówki. Nie wiele z tego
pamiętam, ale wiem, że rok później umarł Kurt Cobain, postać, która zmieniła
mój świat.
W ciągu tych dziesięciu lat system moich wartości popadał ze skrajności w
skrajność; i tak byłem w tym okresie fanatykiem religijnym, zafascynowanym
istotą Boga, i byłem też satanistom oddającym cześć diabłu (mam jeszcze
gdzieś w domu zachowany cyrograf, który podpisałem własną krwią - treści
jego nie przytoczę; powiem jednak, że diabeł nie wywiązał się z zawartych w
nim ustaleń). W tym okresie czasu byłem również mesjaszem; objawieniem Boga
na Ziemi i prorokiem zwiastującym nadejście Pana. Byłem też kosmitom,
którego ziomkowie zostawili na tej planecie, i po którego mieli wrócić, na
co czekałem, i się niestety nie doczekałem. We wszystko to kiedyś wierzyłem;
wszystko to czyniło mnie innym od wszystkich, i wszystko to sprawiło, że
jestem dziś tym, kim jestem. Być może to moje przekleństwo, że mam tak
wybujałą wyobraźnię; że sam wierzę w to, co wymyślam. Być może to właśnie
przez tą moją zmienność, uważany jestem za postać dwulicową, egoistyczną, i
o osobowości narcyza. Czy taki jestem naprawdę nie wiem; musiała by to
ocenić niezależna komisja.
Kurt Cobain; postać nietuzinkowa. Był pierwszym poważnym artystom, który
mnie zafascynował. Jego muzykę i ideologię poznałem dopiero po jego śmierci;
nic więc dziwnego, że gdy poznałem jego twórczość i biografię, która była
tak mi bliska, uznałem, że jestem jego wcieleniem. Tak, naprawdę w roku 1994
i 1995 uważałem siebie, za natchnionego duchem Kurta Cobaina; nie mogło dla
mnie być inaczej, skoro doświadczenia z życia tego artysty pokrywały się z
moimi; mieliśmy podobne problemy, i podobnie je rozwiązywaliśmy; mieliśmy
taką samą wrażliwość, i taką samą wizję świata. Nie znałem jednak Cobaina
osobiście; bazowałem jednak na jego tekstach, które pochodziły z jego duszy,
a więc były jak najbardziej szczere. Miałem wtedy manię Nirvany; Kurt
Cobain, podobnie jak ja, był outsiderem, i pochodził z małego miasteczka, w
którym nikt go nie rozumiał. Był dla mnie jak starszy brat, o którym zawsze
marzyłem.
Dzisiaj, po dziesięciu latach doświadczeń w różnych sferach życia, wraca do
mnie ideologia Grunge; ideologia Kurta Cobaina. Grunge znaczy brudny; ja
jestem brudny, brudny jest też świat. Nie ma rzeczy czystych, a jeśli się
pojawiają, to bardzo szybko się brudzą. Dzisiaj nie wierzę już w
bezinteresowność ludzkiego altruizmu, nie wierzę w system socjalny który
oferuje nam państwo, nie wierzę w edukację na poziomie szkół wyższych, nie
wierzę w nieszkodliwość zdrowej żywności, nie wierzę już w nic, oprócz tego,
że wierzę, że nie wierze w nic.
Kogoś takiego jak ja, można śmiało nazwać człowiekiem nadającym się do
leczenia psychiatrycznego, ale można mnie nazwać też wojownikiem o słuszność
własnego świata, i własnej jego wizji. Jestem świadomy tego, że patrząc na
mnie z boku, można zobaczyć szaleńca, ale można też zobaczyć wrażliwego
człowieka, który zgubił się gdzieś po drodze życia, i który na siłę szuka
własnego miejsca, by w spokoju doczekać śmierci. Czy chciałbym być
zrozumiany? Nie, jeśli mam być zrozumiany źle...
pozdrawiam jak zwykle niezwykle serdecznie
Łukasz
--
[Chemical Brothers - Star Guitar (you should fell what i fell)
chemical four / come with us (2002)]
--
www.nawrocki.art.pl - psycho circus project
|