| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2006-03-22 22:41:53
Temat: [koszmarnie dlugie] Nie lubimy się, ale ciebie chcę
Witam!
Dzisiejszy post z serii problemów z wiązaniem się, czyli "o jak mi źle,
o jak mi niedobrze" ;-).
Pewien grupowicz stwierdził w swojej odpowiedzi na temat problemów ze
związkami, że jeśli facet nie będzie do końca pozbierany w sobie, nie
będzie pewny tego co robi i tego co chce, nie będzie mazgajem, będzie po
prostu książkowym, powerboksowym beciarzem to jego związek najczęściej nie
będzie udany i skazany na setki problemów.
Otóż rzecz ma się tak: osiemnastu lat nie mam skończonych, pochodzę z
rodziny niepełnej, gdyby zsumować mój czas spędzony z ojcem przez moje
krótkie życie to wyszłoby może z 30 godzin. Dochody nie są najniższe, ale
nie pławię się w luksusie. Mam też niską samoocenę, uważam się za
brzydkiego (chociaż kogo się nie spytam to mi powiedzą co innego, ale
wiadomo jak to jest -- nigdy nie powie się koledze, że jest on brzydki).
Odkąd sięgam pamięcią byłem nieśmiały. Moje pierwsze zakochanie miało
miejsce jeszcze w wieku przedszkolnym. Była to moja bardzo dobra koleżanka,
zresztą sąsiadka. Z przerwami byłem w niej zauroczony około 3 lata. W
między czasie były dwie dziewczyny z przedszkola, do jednej bałem się przez
ten cały okres podejść i choćby słowo zamienić. Następnie podstawówka,
bodajże 4 lata trwało zadurzenie w jednej dziewczynie, jej też nigdy nie
powiedziałem, że mi się podoba, ale i tak się o tym dowiedziała -- od
innych. Pod koniec szóstej, ostatniej klasy podstawówki była jeszcze jedna
dziewczyna, z nią juz trochę miałem kontakt, ale nie tak dobry jakbym tego
chciał.
Dość kluczowy moment w moim życiu nastąpił w gimnazjum. Poznałem przez
internet dziewczynę, która mieszka dosłownie na drugim końcu Polski, dość
szybko spodobaliśmy się sobie, mieliśmy się spotkać, ale jakoś nic z tego
nie wychodziło. Nawet się w sobie zakochaliśmy i "chodziliśmy" ze sobą ok.
10 miesięcy. Po wymianie zdjęć spodobaliśmy się także pod względem
fizycznym, była to pierwsza osoba, której uwierzyłem, iż jestem przystojny.
Można uznać to za mój pierwszy związek (choć powinienem to dać w
cudzysłów), mimo iż wiem, jak bardzo wtedy byłem niedojrzały. Pamiętam, że
mocno cierpiałem przez to, że nie możemy być ze sobą bliżej, dotykać się,
całować, trzymać za ręce, chodzić na spacery, etc. Bolało, płakałem,
dochodziły do tego myśli samobójcze (i nic poza tym). Przeżywałem to
wszystko, chyba bardziej od niej.
W ciągu ostatnich 2-3 miesięcy naszego "związku" zaczęło się sypać.
Miewała dziwne nastroje, mówiła, że jej nie kocham, potrafiła się upić, a
potem za to wszsytko przepraszała i mówiła, że też tego nie wytrzymuje
Wierzyłem jej. W końcu uzgodniliśmy, że to było tylko zauroczenie, ale miło
byłoby być razem w realu, na razie będziemy przyjaciółmi. Podczas imprezy
na sylwestra poznała starszego o 5 lat chłopaka, mówiła, że to tylko jej
kolega, ale cóż -- stało się. Po dwóch tygodniach zakochała się w nim,
miała z nim swój "pierwszy raz", ale nasze stosunki dobrze się utrzymywały,
sama mi się zwierzała ze wszystkiego. Tylko, że te dobre relacje to były
pozory z mojej strony. Gdy była obawa o to, że może być w ciąży zachowałem
się jak ostatni skurczybyk. Udawałem, że sie tym przejmuję, ale tak
naprawdę to życzyłem jej tej ciąży. W końcu się po ok. miesiącu
pokłóciliśmy (powiedziałem jej bratu -- z którym dalej mam kontakt -- że
jest głupia) i już więcej ze sobą nie gadaliśmy. Mi przeszło, jest dla mnie
obojętna.
Pewnego wieczoru, koleżance z osiedla, z którą na żywo nie gadałem (ale
z widzenia się znamy) napisałem niby romantycznego SMS-a o Księżycu, tak
dla żartu. Byłem przekonany, że jej sytuacja nie uległa zmianie i dalej ma
chłopaka. Rankiem przeczytałem jej odpowiedź i na mojej twarzy pojawił się
od dawna oczekiwany uśmiech. Poczułem się lepiej, szczęśliwy. W trakcie
naszej SMS-owej rozmowy wyszło na to, że owa koleżanka rozstała się ze
swoim chłopakiem. Pocieszaliśmy się nawzajem, rozmawialiśmy na wiele
tematów, czasami bywało bardzo romatycznie (szczególnie motyw gwiazd). Po
około 2 miesiącach wróciła do byłego, dalej go kochała, mimo zapewnień, że
już do niego nie wróci i będzie tylko miłym wspomnieniem, jak pierwsza
miłość. Nie utrzymywaliśmy już tak intensywnych relacji.
Minęło lato, dziewczę -- oczywiście SMS-em -- oznajmiło mi, że znów
jest samo (oczywiście nie tak bezpośrednio). Wyczułem sytuację i znowu
zaczęliśmy ze sobą gadać. Raz, omyłkowo wysłałem jej wiadomość adresowaną
do kolegi, ale o niej. O tym, że nie wiem czy dałbym z nią radę na żywo
gadać. Cóż, jak to się mówi: przypał. Chyba została uświadomiona, że mi się
podobała, IMHO ja jej też, przynajmniej pod względem wewnętrznym. Jakoś
udało się sprawę odkręcić, zaproponowałem spotkanie, ale dziewczyna
wiecznie zajęta -- z racji uprawianego sportu ciągle jeździ na obozy i
zawody. I znowu wróciła do byłego. Przeżyłem, nie bolało tak mocno, dość
szybko doszedłem do siebie.
W między czasie zdałem do najlepszego w mieście liceum. Jak to bywa,
nowi ludzie, a spośród nich wybieranie dziewczyn, które mi się podobają i
mógłby być z tego jakiś związek. Ja, nieśmiały, nie dałbym rady zagadać
żadnej z nich na przerwie. Wpadła mi też w oko jedna dziewczyna kolegi z
klasy. Nazwijmy ją L. Nic nadzwyczajnego, średniej urody, możliwe, że
bogata wewnętrznie, nie zwracałem większej uwagi na nią, bo po co? I tak
nie miałbym u niej szans. Rok minął, przypadkiem zdobyłem jej numer GG.
Czemu by jej nie poznać bliżej, zwłaszcza, że ostatnio zaczynała mi sie
coraz bardziej podobać. Pod koniec grudnia ubiegłego roku postanowiłem
"niechcący" zagadać. Nawet dobrze się rozmawiało, szczerze mówiąc liczyłem,
że uda mi się przełamać w sobie, swoje kompleksy i spodobać się jej. Akurat
ferie były, więc raczej nie wiedziała kim jestem, ale kojarzyła mnie, nawet
zaprosiła mnie na sylwestra jako osobę towarzyszącą, ale niestety,
transportu dla mnie nie udało sie załatwić. Moja wina, powiedziałem, że nie
mam żadnej propozycji dzień przed sylwestrem.
W szkole z kolegą do niej podszedłem, ona się go spytała, który to
Bartek. Wskazał na mnie. Jej słowa normalnie mnie powaliły: "Aaaa, to
ooon...". Bił z niej taki optymizm jak z nieboszczyka. Postanowiłem olać, i
tak nie liczyłem na to, że się jej spodobam.
Kolega robił osiemnastkę, a że to nasza wspólna znajoma zaprosił także
ją, ze względu na mnie. Trochę z nią pogadałem, ale to nie był rekord
świata. Gorsze jeszcze było odprowadzanie jej. Stałem sam na sam na
przystanku z nią. Tylko 4 zdania na 10 minut czekania. A to, że mi się
podoba było podobno widać.
Nasz kontakt przez internet trochę osłabł. Moja "swatka" (poznana na
tej osiemnastce, pierwsza osoba która wyczuła moje uczucia i postanowiła mi
pomóc) po rozmowie z L. oznajmiła, iż przedmiot moich zainteresowań nie
jest gotowy na żadne związki, nie chce mnie ranić, etc, ale mnie lubi.
Wziąłem się w garść i postanowiłem się z L. umówić na spacer, aby o tym
podyskutować. Sam zaskoczony byłem, nawet umiałem się konkretnie odezwać,
choć mogło być lepiej. Nic nowego się nie dowiedziałem.
I znów nasz wirtualny kontakt osłabł. Raz do niej zagadałem,
zażartowałem, że sprawdzam, czy się do mnie odezwie. Ona najwyraźniej tego
nie zrozumiała ("co ty o mnie myślisz, że ja jakaś fochowata paniusia
jestem, żeby się nie odzywać?"), widocznie dla niej też to było ciężkie.
Nasza znajomość sypała się na oczach. Dobił ją chyba mój SMS-owy żart o
lekko pikantnej (powiedziałbym, że czekoladowej raczej) treści, niby nie do
niej. Oficjalnie już się nie znamy i nie widujemy w szkole. Moja była
swatka (z którą też się niedawno pokłóciłem), przekazała mi rozmowę z nią o
mnie. Wg L. ciągle się użalam nad sobą (a to dziwne, rzeczywiście, użalam
się, ale akurat przy niej tego nie robiłem), taka postać jak ja może być
ciekawa tylko w filmie czy w książce, ale nie do życia na codzień.
Zostało to tylko olać i znów żyć bez nadziei na związek. Ale: mimo, że
od tego zdarzenia minął miesiąc nie mogę jednak zapomnieć o L. Wiem, nie
pasujemy do siebie pod względem charatkerów, nie za bardzo podoba mi się
też jej styl życia, z takiego związku nic by nie było. Zacząłem natomiast
czuć większy niż do tej pory pociąg natury, hm, seksualnej -- czyt. podoba
mi się zewnętrznie bardziej, niż kiedy ją poznałem. Ostatnio nieświadomie
zacząłem sobie wyobrażać, że jakoś się pogodziliśmy i jesteśmy razem. Ba,
nawet niedawne sny dotyczyły moich marzeń o byciu z nią. Zazwyczaj żal po
znajomościach z płcią przeciwną, do której coś czułem szybko mi mijał, ale
tutaj jest inaczej. Czy może to być przyczyna taka, że mimo wszystko miałem
z nią najbliższy i najmocniejszy rzeczywisty kontakt?
Uprzedzając -- chcę się wyleczyć z nieśmiałości i zbyt szybkiego
zakochiwania się, już nawet mam umówioną wizytę u psychologa, z racji wieku
muszę na pierwszy raz przyjść z rodzicem.
Pozdrawiam i przepraszam za ponad osiem i pół tysiąca znaków.
--
author:after {
redirect-to: url(http://warum.jogger.pl);
content: "Bartosz Marcin Kojak";
}
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
2. Data: 2006-03-23 21:53:44
Temat: Re: [koszmarnie dlugie] Nie lubimy się, ale ciebie chcępowerboksowym beciarzem
- to coś jak "polskie obozy koncentracyjne"? ;)))
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
3. Data: 2006-03-24 15:08:45
Temat: Re: [koszmarnie dlugie] Nie lubimy się, ale ciebie chcęPowerBox @ 23.03.2006, 22:53:
> powerboksowym beciarzem
>
> - to coś jak "polskie obozy koncentracyjne"? ;)))
To coś to przedstawienie beciarza przez Ciebie opisywanego. Mam nadzieję,
że nie czujesz się urażony ;-)
Więc ze swojej strony chciałbym dodać do czego doszedłem wczoraj (noc to
bardzo dobra pora na myślenie). Otóż jeśli rozłożyć podobanie się na
podobanie się instynktowne oraz podobanie się logiczne to z tym pierwszym,
moim zdaniem, nie było kłopotów. Po przeczytaniu Twojej wypowiedzi o
testach manipulacyjnych (sprawdzaniu się czy w oczach panny jest się alphą)
doszedłem do wniosku, iż takie znaki były, więc kłopot tylko na wyższej i
bardziej skomplikowanej warstwie. A że ona (panna) nie daje mi spokoju
(czyli mimowolnie o niej myślę, sny, podoba mi się wizualnie) lecz jej
charakter i ogólny styl życia odrzucają, jak mogę pozbyć się myśli o niej?
Nie zakładam pogodzenia się, bo jak już wspomniałem nie pasujemy do siebie
charakterami (chyba, że czyjś charakter by się zmienił).
--
author:after {
redirect-to: url(http://warum.jogger.pl);
content: "Bartosz Marcin Kojak";
}
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
4. Data: 2006-03-26 19:23:02
Temat: Re: [koszmarnie dlugie] Nie lubimy się, ale ciebie chcęBrokenglaSS napisał(a):
> Mam też niską samoocenę, uważam się za
> brzydkiego
To czy jesteś brzydki zależy od Ciebie samego, jak sam się oceniasz.
Możesz wyglądać jak taki powiedzmy Brad Pitt i uważać się za brzydkiego.
Uzależniając swoją samoocenę od reakcji innych i ciągle poszukując
akceptacji Twoje życie wyglądało by tak jak teraz.
> Po wymianie zdjęć spodobaliśmy się także pod względem
> fizycznym, była to pierwsza osoba, której uwierzyłem, iż jestem przystojny.
> Można uznać to za mój pierwszy związek (choć powinienem to dać w
> cudzysłów), mimo iż wiem, jak bardzo wtedy byłem niedojrzały.
Iluzja zamiast rzeczywsitości. Zauważ że łatwo jest pisać osobie, która
mieszka na drugim końcu kraju i jest niewielka szansa na spotkanie.
Trochę za dużo sobie obiecywałeś.
> Pamiętam, że
> mocno cierpiałem przez to, że nie możemy być ze sobą bliżej, dotykać się,
> całować, trzymać za ręce, chodzić na spacery, etc. Bolało, płakałem,
> dochodziły do tego myśli samobójcze (i nic poza tym). Przeżywałem to
> wszystko, chyba bardziej od niej.
To akurat mogę przypisać Twojemu wiekowi. Okres dojrzewania, nagłe burze
hormonów, silne i częste zakochania to są cechy tego wieku.
> Gdy była obawa o to, że może być w ciąży zachowałem
> się jak ostatni skurczybyk. Udawałem, że sie tym przejmuję, ale tak
> naprawdę to życzyłem jej tej ciąży.
No cóż, traktujesz ciążę jako karę. Chciałeś aby ona cierpiała bo Ty
cierpisz ponieważ uważasz ją za przyczynę swojego stanu. Rozumiem czemu,
ale wiesz że nie miałeś racji - ona Cię nie oszukiwała, była szczera aż
do bólu zresztą.
> Rankiem przeczytałem jej odpowiedź i na mojej twarzy pojawił się
> od dawna oczekiwany uśmiech. Poczułem się lepiej, szczęśliwy.
Twoje szczęście jest uzależnione od reakcji innych osób, tego jak z Tobą
postępują. Uśmiech powinien wywoływać każdy poranek, to co widzisz w
lustrze i kim się czujesz.
> I znowu wróciła do byłego. Przeżyłem, nie bolało tak mocno, dość
> szybko doszedłem do siebie.
Przez swoją postawę, wątpliwości i brak wiary masz same cierpienia. Nie
przejmuj się, dlatego żyjemy po kilkadziesiąt lat żeby się czegoś
nauczyć, z wiekiem przestaniesz być taki wrażliwy.
> Wpadła mi też w oko jedna dziewczyna kolegi z
> klasy. Nazwijmy ją L. Nic nadzwyczajnego, średniej urody, możliwe, że
> bogata wewnętrznie, nie zwracałem większej uwagi na nią, bo po co? I tak
> nie miałbym u niej szans.
Sam skazujesz się na porażkę, zanim nawet spróbujesz. Czemu nie miałbyś
u niej szans? Ona jest jakąś boginią, na której względy mogą liczyć
tylko królowie? Zamiast wydawać na siebie wyrok możesz do niej zagadać,
ot tak, bez jakiegokolwiek celu, po prostu żeby usłyszeć jej głos,
usłyszeć jak niewyraźnie wymawia spółgłoski, żebyś mógł z bliska
przyjrzeć się jej pryszczom i krzywym zębom i przekonać się że nie różni
się od innych dziewczyn,
> Nawet dobrze się rozmawiało, szczerze mówiąc liczyłem,
> że uda mi się przełamać w sobie, swoje kompleksy i spodobać się jej. Akurat
> ferie były, więc raczej nie wiedziała kim jestem,
Zagadujesz do dziewczyny przez jakiś internetowy shit? Co Ci da rozmowa
przez komunikator, nie lepiej odezwać się do niej normalnie, kiedy masz
z nią jakiś bezpośredni kontakt? Takie rozmowy nic nie dają, nie
umożliwiają poznania drugiego człowieka. Sam wiesz, że możesz udawać
kogoś innego niż jesteś w rzeczywistości, więc nigdy nie będziesz pewny
jak będzie wyglądać normalne spotkanie.
> Jej słowa normalnie mnie powaliły: "Aaaa, to
> ooon...". Bił z niej taki optymizm jak z nieboszczyka. Postanowiłem olać, i
> tak nie liczyłem na to, że się jej spodobam.
Nie obraź się, ale zdziwiłbym się, gdyby rzuciła CI się na szyję.
Popatrz jak to wygląda z jej strony - spotyka chłopaka który boi się do
niej podejść, o ile z początku mogła poczuć się zaintrygowana tą
"tajemniczością" tak teraz jej miejsce zajęło rozczarowanie.
Telefonu i pośrednich form kontaktu używaj w ostateczności. Te środki
kontaktu zostały wymyślone aby ułatwiać, a nie zastępować komunikację.
Gdy spotykasz jakąś dziewczynę to widzisz jej reakcje, możesz na bieżąco
obserwować czy dalsza rozmowa ma sens. Internet nie daje Ci takiej
możliwości.
> Stałem sam na sam na
> przystanku z nią. Tylko 4 zdania na 10 minut czekania. A to, że mi się
> podoba było podobno widać.
No rekord to nie był. Nie przejmuj się jesteś młody i jeszcze się
uczysz. Nie ma sensu zmuszać się do gadania, jeśli masz ochotę to
rozmawiasz z dziewczyną, na taki temat na jaki masz ochotę. Jeśli nie
sprawia Ci przyjemności rozmowa to milczysz.
> Moja była
> swatka (z którą też się niedawno pokłóciłem), przekazała mi rozmowę z nią o
> mnie. Wg L. ciągle się użalam nad sobą (a to dziwne, rzeczywiście, użalam
> się, ale akurat przy niej tego nie robiłem),
Może nie do końca to miała na myśli. Może chodziło jej o ten głód w
Twoich oczach i brak pewności siebie. Coś jej nie pasowało w Twojej
osobowości i myślę że tu właśnie chodziło o charakter, nie o wygląd o
którym piszesz na wstępie. Zobaczysz z jakimi typami dziewczyny potrafią
się spotykać ;)
> taka postać jak ja może być
> ciekawa tylko w filmie czy w książce, ale nie do życia na codzień.
> Zostało to tylko olać i znów żyć bez nadziei na związek.
Aż tak Ci na tym zależy? Weż się w garść zamiast skazywać się na takie a
nie inne życie.
> Zacząłem natomiast
> czuć większy niż do tej pory pociąg natury, hm, seksualnej -- czyt.
jebać Ci się chce. To normalne.
> podoba
> mi się zewnętrznie bardziej, niż kiedy ją poznałem.
Stała się nieosiągalna.
> Czy może to być przyczyna taka, że mimo wszystko miałem
> z nią najbliższy i najmocniejszy rzeczywisty kontakt?
Prawdopodobnie. Teraz widzisz, że rzeczywisty kontakt jest 100 razy
lepszy niż ten przez Internet.
> Uprzedzając -- chcę się wyleczyć z nieśmiałości i zbyt szybkiego
> zakochiwania się, już nawet mam umówioną wizytę u psychologa, z racji wieku
> muszę na pierwszy raz przyjść z rodzicem.
> Pozdrawiam i przepraszam za ponad osiem i pół tysiąca znaków.
Za co Ty chcesz przepraszać? Chrzań ludzi i to co sobie myślą o Tobie.
--
Pozdr. H.M.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
5. Data: 2006-03-26 22:44:32
Temat: Re: [koszmarnie dlugie] Nie lubimy się, ale ciebie chcęHollow Mind @ 26.03.2006, 21:23:
>> Mam też niską samoocenę, uważam się za
>> brzydkiego
>
> To czy jesteś brzydki zależy od Ciebie samego, jak sam się oceniasz.
> Możesz wyglądać jak taki powiedzmy Brad Pitt i uważać się za brzydkiego.
> Uzależniając swoją samoocenę od reakcji innych i ciągle poszukując
> akceptacji Twoje życie wyglądało by tak jak teraz.
Nie do końca. Obiektywnie rzecz biorąc jestem przeciętnej urody, ale jest
jedno ALE. Żadna osoba, tak sama z siebie, nie powiedziała pozytywnego
zdania o mojej urodzie. A jeśli kogoś się spytam o to, to mówią, że jestem
ładny, ale ja im nie wierzę, bo przecież nie chcą sprawić mi przykrości. Do
tego dochodzi też takie coś: czasem idąc po chodniku słychać jak jakieś
dziewczyny się śmieją, nie wiem z czego, ale odbieram to do siebie, że to
śmiechy z mojego powodu. Wiem, głupie, ale jakoś tak... Może to wynika z
tego, że w wieku przedszkolnym i w 3 pierszych klasach podstawówki byłem
nieco otyły, czasem dzieciaki mnie przezywały od grubasów, a raz, jedna
dziewczyna która mi się podobała, powiedziała, że jestem brzydki. Ba, nawet
nie jedna, a dwie.
I nawet będąc ostatnio u pedagog szkolnego w sprawie doradztwa zawodowego
(ma do tego uprawnienia) moja pierwotna sprawa zeszła na moje problemy ze
sobą. U niej też zauważyłem wychwalanie mnie (oczywiście po uprzedniej
gadce o tym jaki jestem i co mnie dręczy), dziwienie się jak taki ładny
chłopak może być nieśmiały. Cóż, może jestem na punkcie mojej urody
przewrażliwiony, ale jej też nie ufam pod tym względem, przecież nie powie
mi prawdy -- ma mi pomóc i podbudować siebie, a nie powiedzieć co o mnie
naprawdę sądzi i mnie dodatkowo dołować.
>> Gdy była obawa o to, że może być w ciąży zachowałem
>> się jak ostatni skurczybyk. Udawałem, że sie tym przejmuję, ale tak
>> naprawdę to życzyłem jej tej ciąży.
>
> No cóż, traktujesz ciążę jako karę.
Traktowałem.
> Chciałeś aby ona cierpiała bo Ty
> cierpisz ponieważ uważasz ją za przyczynę swojego stanu. Rozumiem czemu,
> ale wiesz że nie miałeś racji - ona Cię nie oszukiwała, była szczera aż
> do bólu zresztą.
No taka jest niestety prawda.
>> Wpadła mi też w oko jedna dziewczyna kolegi z
>> klasy. Nazwijmy ją L. Nic nadzwyczajnego, średniej urody, możliwe, że
>> bogata wewnętrznie, nie zwracałem większej uwagi na nią, bo po co? I tak
>> nie miałbym u niej szans.
>
> Sam skazujesz się na porażkę, zanim nawet spróbujesz. Czemu nie miałbyś
> u niej szans?
To co w tamtej chwili myślałem:
* nie byłbym jej w stanie zaimponować (czyt. nie mam cech osobnika alfa)
* trudno mi znaleźć w rzeczywistości temat do gadania z dziewczyną oprócz
tego jak mi źle, co o sobie myślę, co o nas myślę.
* nie umiałbym do niej zagadać w celu rozpoczęcia znajomości (potrzeba
przypadku, jej pierwszego ruchu lub kogoś do zaznajomienia)
>> Nawet dobrze się rozmawiało, szczerze mówiąc liczyłem,
>> że uda mi się przełamać w sobie, swoje kompleksy i spodobać się jej. Akurat
>> ferie były, więc raczej nie wiedziała kim jestem,
>
> Zagadujesz do dziewczyny przez jakiś internetowy shit? Co Ci da rozmowa
> przez komunikator, nie lepiej odezwać się do niej normalnie, kiedy masz
> z nią jakiś bezpośredni kontakt? Takie rozmowy nic nie dają, nie
> umożliwiają poznania drugiego człowieka. Sam wiesz, że możesz udawać
> kogoś innego niż jesteś w rzeczywistości, więc nigdy nie będziesz pewny
> jak będzie wyglądać normalne spotkanie.
W przypadku takim jak mój -- czyli nieumiejętność nawiązywania kontaktów,
szczególnie z dziewczętami -- to jest łatwiejsza droga do zapoznania się.
Ale wiem, że brakuje komunikatów pozawerbalnych, wszakże one stanowią aż
80% przekazywanych informacji.
>> Stałem sam na sam na
>> przystanku z nią. Tylko 4 zdania na 10 minut czekania. A to, że mi się
>> podoba było podobno widać.
>
> No rekord to nie był. Nie przejmuj się jesteś młody i jeszcze się
> uczysz. Nie ma sensu zmuszać się do gadania, jeśli masz ochotę to
> rozmawiasz z dziewczyną, na taki temat na jaki masz ochotę. Jeśli nie
> sprawia Ci przyjemności rozmowa to milczysz.
Yyy, ja właśnie chciałem coś powiedzieć, miałem to na końcu języka, ale nie
mogłem. Bałem się. Sam nie wiem czego. Może tego, że się zacznę jąkać lub
mnie nie zrozumie? Bo to co mówiłem to czysto formalna gadka: jakim
autobusem jedziesz, o której będzie, etc.
>> taka postać jak ja może być
>> ciekawa tylko w filmie czy w książce, ale nie do życia na codzień.
>> Zostało to tylko olać i znów żyć bez nadziei na związek.
>
> Aż tak Ci na tym zależy? Weż się w garść zamiast skazywać się na takie a
> nie inne życie.
"Na tym" czyli na czym? Na niej i jej akceptacji? Naprawdę trudno
powiedzieć. Ciężko mi o niej zapomnieć.
>> Czy może to być przyczyna taka, że mimo wszystko miałem
>> z nią najbliższy i najmocniejszy rzeczywisty kontakt?
>
> Prawdopodobnie. Teraz widzisz, że rzeczywisty kontakt jest 100 razy
> lepszy niż ten przez Internet.
I w dodatku wolniej przechodzi uczucie po takiej znajomości. I dokłada się
obsesja na jej punkcie*.
>> Uprzedzając -- chcę się wyleczyć z nieśmiałości i zbyt szybkiego
>> zakochiwania się, już nawet mam umówioną wizytę u psychologa, z racji wieku
>> muszę na pierwszy raz przyjść z rodzicem.
>
>> Pozdrawiam i przepraszam za ponad osiem i pół tysiąca znaków.
>
> Za co Ty chcesz przepraszać? Chrzań ludzi i to co sobie myślą o Tobie.
Nie o to mi chodziło, ale słowa warte przemyślenia.
*) Nie aż taka straszna obsesja na jej punkcie, ale w szkole ciągle
odwracam wzrok, bo może gdzieś przypadkiem przechodzi, gdy niedaleko mnie
stoi jej klasa wypatruję jej. Wcześniej też zauważyłem, że ma "dobrego
kolegę". Tak jak zwykle nie widać u niej uśmiechu na twarzy to przy nim się
uśmiecha. Kiedyś, w innej szkole, ze sobą konkurowali i się nie lubili, w
liceum nastąpiła zmiana. A gdy ją spotykam przypadkiem to nie zwracam na
nią uwagi, udaję, że jej nie dostrzegam.
--
author:after {
redirect-to: url(http://warum.jogger.pl);
content: "Bartosz Marcin Kojak";
}
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
6. Data: 2006-03-26 23:38:39
Temat: Re: [koszmarnie dlugie] Nie lubimy się, ale ciebie chcę> Nie do końca. Obiektywnie rzecz biorąc jestem przeciętnej urody (...)
Tez tak mysle o sobie, ale jak Ty to oceniles? Dlatego, ze nikt Ci nie
powtarza, ze jestes przystojny, dlatego ze dziewczyny nie lataja
wianuszkiem za Toba?
> Żadna osoba, tak sama z siebie, nie powiedziała pozytywnego
> zdania o mojej urodzie.
Mnie sie zdarza, ze mowia, a nawet mam wrazenie, ze sie mna od czasu do
czasu jakas dziewczyna bardziej zainteresuje, ale i tak mysle, ze
wszystkie udaja, ze jestem brzydki i w ogole nie zasluguje na zadna.
> (...) czasem idąc po chodniku słychać jak jakieś
> dziewczyny się śmieją, nie wiem z czego, ale odbieram to do siebie, że to
> śmiechy z mojego powodu. (...)
Mnie tez to strasznie wkurza jak wyprzedze kogos idac chodnikiem, albo
stoje obok i uslysze jakies smiechy/chichy. Dawniej mnie to strasznie
krepowalo, a dzisiaj (odkad cwicze na silowni) mam ochote sie po prostu
odwrocic i przylozyc - chodzby byly to i dziewczyny.
Dodajac na marginesie to kiedys w gimnazjum podbilem oko jednej takiej,
po tym jak mnie uderzyla swoimi "piasteczkami" w glowe. To byl jeden
jedyny taki raz, wstydze sie tego i nie opowiadam nikomu, a zaczepiac
sie dziewczynom zwyczajnie sie juz nie daje.
> Może to wynika z
> tego, że w wieku przedszkolnym i w 3 pierszych klasach podstawówki byłem
> nieco otyły, czasem dzieciaki mnie przezywały od grubasów (...)
Cos o tym wiem...dzisiaj na ponad przecietna wysportowany ze mnie gosc,
ale nie robie tego dla nikogo jak dla samego siebie. Przyjalem, ze
zawsze bede brzydki, nieciekawy i w ogole nieatrakcyjny, ze nie uda mi
sie niczego wielkiego osiagnac chodzbym bardzo sie staral i tak jest
najlepiej. Nie zadaje sobie pytan, czy juz mi sie udalo? Czy juz
doszedlem do poziomu jaki oczekuja ode mnie inni? Pracuje dalej, a meta
jest nadal tak samo daleko. Troche to przygnebiajace, ale lepsze to niz
sie poddac, nie robic nic i przyznac racje im wszystkim.
Dzisiaj jestem w zwiazku z dziewczyna, zapewnia mnie i stara sie jak
moze, zeby pokazac ze jej na mnie zalezy. Ja ja tez zapewniam, ze zalezy
mi na niej (bo tak wlasnie jest), snujemy wspolne daleko idace plany i
wydaje sie byc wszystko w porzadku...przynajmneij staram sie jak moge,
by tak wlasnie bylo/myslala ze jest, ale ja i tak bede wiedzial swoje.
Wiem, ze ona udaje, ze to nie mozliwe zebym mogl sie podobac
ktorejkolwiek dziewczynie, zeby komus na mnie zalezalo. Tylko nie wiem
jeszcze po co oni wszyscy to udaja :| Jak czegos ode mnie chca niech
powiedza wprost, dam im to i przestana mnie oszukiwac.
--
Pozdrawiam Mateusz Bogusz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
7. Data: 2006-03-27 05:35:17
Temat: Re: [koszmarnie dlugie] Nie lubimy się, ale ciebie chcęKarol Y @ 27.03.2006, 01:38:
>> Nie do końca. Obiektywnie rzecz biorąc jestem przeciętnej urody (...)
>
> Tez tak mysle o sobie, ale jak Ty to oceniles? Dlatego, ze nikt Ci nie
> powtarza, ze jestes przystojny, dlatego ze dziewczyny nie lataja
> wianuszkiem za Toba?
W gruncie rzeczy tak. Nie zauważam, żeby dziewczyny się mną interesowały
tak samo jako interesują się innymi. Tak jakby wszystkich podrywały, ze
wszystkimi flirtowały, ale ze mną nie...
>> (...) czasem idąc po chodniku słychać jak jakieś
>> dziewczyny się śmieją, nie wiem z czego, ale odbieram to do siebie, że to
>> śmiechy z mojego powodu. (...)
>
> Mnie tez to strasznie wkurza jak wyprzedze kogos idac chodnikiem, albo
> stoje obok i uslysze jakies smiechy/chichy. Dawniej mnie to strasznie
> krepowalo, a dzisiaj (odkad cwicze na silowni) mam ochote sie po prostu
> odwrocic i przylozyc - chodzby byly to i dziewczyny.
U mnie chodzi tylko o dziewczyny. O śmiejących się chłopcach tak nie myślę,
chyba że są w towarzystwie dziewcząt.
> Dodajac na marginesie to kiedys w gimnazjum podbilem oko jednej takiej,
> po tym jak mnie uderzyla swoimi "piasteczkami" w glowe. To byl jeden
> jedyny taki raz, wstydze sie tego i nie opowiadam nikomu, a zaczepiac
> sie dziewczynom zwyczajnie sie juz nie daje.
Mi się raz zdarzyło przywalić jednemu kolesiowi w czułe miejsce -- tylko
dlatego, że się ze mnie śmiał od dłuższego czasu i naprawdę to mnie
denerwowało (3 klasa podstawówki, on starszy o rok).
> Dzisiaj jestem w zwiazku z dziewczyna, zapewnia mnie i stara sie jak
> moze, zeby pokazac ze jej na mnie zalezy. Ja ja tez zapewniam, ze zalezy
> mi na niej (bo tak wlasnie jest), snujemy wspolne daleko idace plany i
> wydaje sie byc wszystko w porzadku...
Czy nie jest tak, że dziewczyna czy sam fakt jej posiadania jest dla ciebie
w dużej mierze dowartościowaniem?
--
author:after {
redirect-to: url(http://warum.jogger.pl);
content: "Bartosz Marcin Kojak";
}
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
8. Data: 2006-03-27 10:30:00
Temat: Re: [koszmarnie dlugie] Nie lubimy się, ale ciebie chcę>>> (...) czasem idąc po chodniku słychać jak jakieś
>>> dziewczyny się śmieją, nie wiem z czego, ale odbieram to do siebie, że to
>>> śmiechy z mojego powodu. (...)
>> Mnie tez to strasznie wkurza jak wyprzedze kogos idac chodnikiem, albo
>> stoje obok i uslysze jakies smiechy/chichy. Dawniej mnie to strasznie
>> krepowalo, a dzisiaj (odkad cwicze na silowni) mam ochote sie po prostu
>> odwrocic i przylozyc - chodzby byly to i dziewczyny.
>
>
> U mnie chodzi tylko o dziewczyny. O śmiejących się chłopcach tak nie myślę,
> chyba że są w towarzystwie dziewcząt.
A ja wrecz nienawidze tego u dziewczyn. Chlopakowi moge odpuscic (co sie
bede wysilal na balwana) tudziez moge chciec tylko mu przylozyc, ale
jesli na jego miejsciu jest panienka to mam ochote zrobic jej po prostu
krzywde.
>> Dodajac na marginesie to kiedys w gimnazjum podbilem oko jednej takiej,
>> po tym jak mnie uderzyla swoimi "piasteczkami" w glowe. To byl jeden
>> jedyny taki raz, wstydze sie tego i nie opowiadam nikomu, a zaczepiac
>> sie dziewczynom zwyczajnie sie juz nie daje.
>
>
> Mi się raz zdarzyło przywalić jednemu kolesiowi w czułe miejsce -- tylko
> dlatego, że się ze mnie śmiał od dłuższego czasu i naprawdę to mnie
> denerwowało (3 klasa podstawówki, on starszy o rok).
Generalnie to nie potrafie okreslic kiedy kogos uderze, nie lubie sie
bic i bardzo rzadko dochodzi u mnie do rekoczynow.
>> Dzisiaj jestem w zwiazku z dziewczyna, zapewnia mnie i stara sie jak
>> moze, zeby pokazac ze jej na mnie zalezy. Ja ja tez zapewniam, ze zalezy
>> mi na niej (bo tak wlasnie jest), snujemy wspolne daleko idace plany i
>> wydaje sie byc wszystko w porzadku...
>
>
> Czy nie jest tak, że dziewczyna czy sam fakt jej posiadania jest dla ciebie
> w dużej mierze dowartościowaniem?
Bycie z kims, rzeczywiscie dowartosciowuje, ale w taki sposob
(przynajmniej w moim przypadku), ze zwyczajnie zdanie wszystkich innych
o mnie przestalo tak na mnie wplywac, pozostawiajac tak samo jak bylo
wczesniej wazne (tylko u wszystkich) to co powie ona. Dlatego jezeli by
tylko chciala to wlasnie ona potrafila by zranic mnie najmocniej.
--
Pozdrawiam Mateusz Bogusz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
9. Data: 2006-03-27 21:26:19
Temat: Re: [koszmarnie dlugie] Nie lubimy się, ale ciebie chcęBrokenglaSS napisał(a):
> W gruncie rzeczy tak. Nie zauważam, żeby dziewczyny się mną interesowały
> tak samo jako interesują się innymi. Tak jakby wszystkich podrywały, ze
> wszystkimi flirtowały, ale ze mną nie...
Myślę, ze tu nie chodzi o wygląd ale o sam sposób bycia. Może po prostu
jesteś zbyt "sztywny" jak na ich standardy - dziewczyny w tym wieku
lubią się bawić, żartować, doznawać nowych wrażeń. Dyskoteki, wycieczki,
randki itd. Jeśli nie prezentujesz się w ich oczach jako partner do
takich zabaw to nic dziwnego, że nie chcą Cię zmuszać.
> U mnie chodzi tylko o dziewczyny. O śmiejących się chłopcach tak nie myślę,
> chyba że są w towarzystwie dziewcząt.
A może w ten sposób próbują Cię zainteresować sobą? Zamiast się obrażać
potraktuj to z przymrużeniem oka.
--
Pozdr. H.M.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
10. Data: 2006-03-27 21:26:24
Temat: Re: [koszmarnie dlugie] Nie lubimy się, ale ciebie chcęBrokenglaSS napisał(a):
> Nie do końca. Obiektywnie rzecz biorąc jestem przeciętnej urody, ale jest
> jedno ALE. Żadna osoba, tak sama z siebie, nie powiedziała pozytywnego
> zdania o mojej urodzie.
Inaczej bym odpowiedział komuś starszemu, u kogo osobowość jest już
znacznie bardziej zarysowana. W Twoim przypadku wiązałbym to z wiekiem.
W tym okresie ludzie są wyjątkowo wyczuleni na punkcie swojego wyglądu
fizycznego i tego jak ich odbierają pozostali. Chcą wiedzieć jakie
miejsce zajmują w hierarchi społecznej, kim są, jak są widziani przez
innych itd. Często sam wygląd, który w ich mniemaniu pozostawia wiele do
życzenia, jest źródłem kompleksów i niskiej samooceny. Nie martw się, to
przechodzi z wiekiem.
> Do
> tego dochodzi też takie coś: czasem idąc po chodniku słychać jak jakieś
> dziewczyny się śmieją, nie wiem z czego, ale odbieram to do siebie, że to
> śmiechy z mojego powodu.
No widzisz, to jest to co pisałem. Przewrażliwienie na swoim punkcie.
Przecież te dziewczyny mogły się śmiać kiedy jedna z nich powiedziała
coś zabawnego, lub z setek innych powodów. Wątpię aby to było z Twojego
powodu.
> I nawet będąc ostatnio u pedagog szkolnego (...) dziwienie się jak taki ładny
> chłopak może być nieśmiały. Cóż, może jestem na punkcie mojej urody
> przewrażliwiony,
He, he, widzę, że szkoła przeszła prawdziwą rewolucję. Gdy ja się
uczyłem w "szkole" to nauczyciele byli od wpędzania uczniów w kompleksy,
a szkolny pedagog od straszenia rodzicami, gdy zrobiło się coś nie tak.
Gruba kobieta z mocnym makijażem i z papierosem w ustach tłumaczyła
uczniom jak bardzo nie pasują do modelu ucznia oczekiwanego w szkole ;)
Szczególnie nauczyciele lubili uświadamiać uczniów, że nadają się tylko
do kopania rowów i układania podkładów kolejowych...
A Ty się martwisz komplementem od szkolnej pedagog?
Uwierz jej, po latach możesz dojść do wniosku, że zmarnowałeś ten czas
na użalanie się nad sobą. Dziewczyny w tym wieku też nie wyglądają jak
gwiazdy filmowe. Są mało kobiece, bo dopiero za jakiś czas nabiorą
kształtów, mają defekty cery (pryszcze), nie każdą stać na fajne ciuchy
- myślisz, że one nie mają kompleksów i nie zastanawiają się jak je
odbierają inni ludzie? To z czym możesz się spotkać - wybuchowy
temperament, zadzieranie nosa, śmianie się z innych to są postawy
obronne mające często na celu zatuszowanie własnego strachu - takie
pokazanie innym, że same są lepsze niż osoba z której się śmieją.
Zwróć uwagę, że nie wszystkie takie są. Na pewno znajdziesz w szkole
kilka takich które swoją dojrzałość i pewność siebie wyrażają poprzez
kulturalne zachowanie, a nie przez naśladowanie reszty koleżanek.
> To co w tamtej chwili myślałem:
> * nie byłbym jej w stanie zaimponować (czyt. nie mam cech osobnika alfa)
To sobie wyobraź, że masz, może to coś pomoże jak sam siebie przekonasz.
> * trudno mi znaleźć w rzeczywistości temat do gadania z dziewczyną oprócz
> tego jak mi źle, co o sobie myślę, co o nas myślę.
No cóż, to już problem, nie każdy chce słuchać czyjegoś utyskiwania. Po
prostu zapamiętaj, że przeciętnego człowieka nie interesują Twoje
problemy, zmartwienia i troski. Rozmowa ma sprawiać przyjemność, ma być
interesująca i dawać możliwość swobodnej komunikacji. Nie dajesz takiej
możliwości gdy osoba z którą rozmawiasz boi się aby Cię przypadkiem nie
urazić. A więc - jak rozmawiasz to swoje problemy odstawiasz na bok.
> * nie umiałbym do niej zagadać w celu rozpoczęcia znajomości (potrzeba
> przypadku, jej pierwszego ruchu lub kogoś do zaznajomienia)
Zawsze możesz "złapać" jej wzrok, uśmiechnąć się do niej. Jak siedzicie
obok siebie możesz ją zapytać co sądzi o jakiejś imprezie organizowanej
w szkole czy coś w tym stylu. Co w tym trudnego?
>> Aż tak Ci na tym zależy? Weż się w garść zamiast skazywać się na takie a
>> nie inne życie.
> "Na tym" czyli na czym?
Na związku. "Zostało to tylko olać i znów żyć bez nadziei na związek."
> Na niej i jej akceptacji?
Na tym też za bardzo Ci zależy. Fajnie się czujesz gdy myślisz o niej,
to jakieś nowe uczucie i dlatego chciałbyś coś z tym zrobić. Nie do
końca wiesz jak więc się poddajesz. Kiedyś się nauczysz, co i jak serio,
serio.
> Naprawdę trudno
> powiedzieć. Ciężko mi o niej zapomnieć.
Eee, też znam/znałem kilka dziewczyn o których ciężko mi zapomnieć,
jednak nie przeszkadza mi to żyć, realizować swoich celów i zredukować
wspomnień do minimum
> *) Nie aż taka straszna obsesja na jej punkcie, ale w szkole ciągle
> odwracam wzrok, bo może gdzieś przypadkiem przechodzi, gdy niedaleko mnie
> stoi jej klasa wypatruję jej.
No tak, bo patrzenie na nią wywołuje w Tobie pozytywne emocje, nie
chcesz stracić ani chwili z tego wzrokowego kontaktu, do tego to
ekscytujące uczucie podczas podglądania z jednoczesnym odwracaniem
spojrzenia.
Cóż ten wiek jest bardzo ciekawy ze względu na sam proces odkrywania i
poznawania siebie i ludzi. Trochę jak z nową grą komputerową - najpierw
uczysz się podstaw, zastanawiasz się co Cię czeka, a po jakimś czasie
opanowujesz zasady i techniki. Granie nadal jest źródłem przyjemności
ale postępujesz już bardziej świadomie.
--
Pozdr. H.M.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |