Strona główna Grupy pl.soc.rodzina moja zimna zona - naprawde dluuuugie moja zimna zona - naprawde dluuuugie

Grupy

Szukaj w grupach

 

moja zimna zona - naprawde dluuuugie

następny post »
Path: news-archive.icm.edu.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.onet.pl!newsfeed.gazeta
.pl!newsfeed.tpinternet.pl!atlantis.news.tpi.pl!news.tpi.pl!not-for-mail
From: "labradford" <l...@i...pl>
Newsgroups: pl.soc.rodzina
Subject: moja zimna zona - naprawde dluuuugie
Date: Wed, 19 Mar 2003 13:46:31 +0100
Organization: tp.internet - http://www.tpi.pl/
Lines: 261
Message-ID: <b59ovt$dcp$1@atlantis.news.tpi.pl>
NNTP-Posting-Host: procard.stream.pl
X-Trace: atlantis.news.tpi.pl 1048078144 13721 212.244.190.203 (19 Mar 2003 12:49:04
GMT)
X-Complaints-To: u...@t...pl
NNTP-Posting-Date: Wed, 19 Mar 2003 12:49:04 +0000 (UTC)
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 5.00.2919.6700
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V5.00.2919.6700
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.rodzina:34558
Ukryj nagłówki

witam,

w sumie to pierwszy raz odzywam sie na grupie i od razu z dosc dluga
opowiescia;
nie wiem w sumie czego od was oczekuje, po prostu pisalem to przez jakies
trzy dni w ramach swoistej autoterapii, a gdyby kogos naszly jakies
przemyslenia (jesli doczyta do konca) i chcialby sie podzielic to byloby mi
milo;

a wiec tak:

historia z tych raczej nieciekawych i chyba nie do pozazdroszczenia:
osoby dramatu: ja, ona (moja zona obecnie), nasza corka (z czasem), ta
trzecia kobieta (przed, na pewno w trakcie)
rekwizyty: niezgodnosc charakterow

wszystko zaczelo sie jakos tak 10 lat temu kiedy sie poznalismy w sposob
bardzo romantyczny i tak tez bylo przez pierwsze kilka lat - przez pierwszy
rok dzielila na znaczna odleglosc ale po tym roku przenioslem sie na studia
do miejscowosci, gdzie studiowala ona i na ile pamietam z powodzeniem
kontynuowalismy to nasze zauroczenie przez kilka lat nastepnych (3 moze
cztery a moze nawet i wiecej, a nawet mozna by zaryzykowac ze przerodzilo
sie to w milosc); chociaz teraz tez widze, ze juz wtedy pojawialy sie miedzy
problemy, ktore odkladane na pozniej, badz bagatelizowane doporowadzily nas
do sytuacji w jakiej znajdujemy sie obecnie: bylo raz lepiej raz gorzej (jak
chyba u wiekszosci par z dluzszym juz stazem), chociaz skupiajac sie na tych
zlych momentach, wtedy w sumie ja dostalem wiecej bolesnych slow
(tlumaczylem sobie: "w nerwach mowi sie wiele glupich rzeczy") i czynow
(podobnie: "przeciez sila jej nie zatrzymam...") od niej; z biegiem czasu
bylo miedzy nami coraz gorzej - coraz czestsze klotnie o to cale miedzy nami
niezrozumienie, inna wrazliwosc, inne postrzeganie, inne potrzeby - chociaz
wlasciwie byly to moje monologi okreslajace jak ja to wszystko widze (z
proba patrzenia z roznych stron, porownan, przyznawania sie do bledow
ktorych bylem swiadomy, lub nowych ktore uswiadomilem sobie bedac z nia), w
polaczeniu z lista pytan o jej opinie, jak to widzi, co dalej z nami, etc...
(na ogol nie dostawalem na nie odpowiedzi w rytm stwierdzenia, ze "za duzo,
i zbyt skomplikowanie mysle", albo "ze nie jestem taka analityczna", ze
jestem "prosta dziewczyna z prostym mysleniem" i temu podobne, co niestety
dla mnie nie bylo rozwiazywaniem problemu, a jedynie stwierdzeniem faktu,
tego miedzy nami "niedopasowania"); czasami zdarzalo mi sie "wydusic" jakas
bardzo osobista opinie, jakas jej "zywa" mysl i to dawalo mi jakas nadzieje,
ze bedzie lepiej, ze zaczniemy bardziej ze soba rozmawiac, ze w koncu moze
wiem o co tak naprawde jej chodzi, czy chce i czego chce, a nie tylko czekac
i doladowywac sie dobrymi wspomnieniami (tu moge ewentualnie od razu
odpowiedziec na przypuszczalne pytanie jak to bylo z tym "wyduszanie": zdaje
i zdawalem sobie sprawe, ze na sile nic nie osiagne, a na pewno nie bedzie
to szczere i prawdziwe, tak wiec staralem sie kontrolowac w tym i
wykorzystywac wszelkie znane mi sposoby aby w jakis sposob dotrzec: dawanie
i nie dawanie czasu na przemyslenia, probe rozmowy spokojnej i takie
wywalenie z siebie zalu, podejscia powazne, lekko ironiczne,
bagatelizowanie, udawanie ze nie ma problemu, itd itp a przy tym wszystkim
caly czas staralem sie sluchac); tak mysle, ze takie otwarcie sie ze strony
mojej TZ nastepowalo prawie zawsze wtedy, kiedy az widac po mnie bylo ze juz
po prostu nie mam sily, widac bylo ta moja bezsilnosc i rezygnacje;
w tym tez czasie odnowilem kontakt ze swoja, nazwijmy ja, byla dziewczyna
(czasy szkoly sredniej, nigdy nie uwazalem nas za pare i nawet teraz jak o
tym rozmawiamy to zgodnie przyznajemy, ze nie bylismy ze soba, tym bardziej
ze wtedy ja wlasciwie konczylem liceum, a ona zaczynala, potem kilka malo
waznych listow, jakies przypadkowe spotkania w czasie kiedy przyjezdzalem na
swieta do domu i jakos tak zgaslo samo w sobie, a moze tez dlatego ze w tym
(kiedy nam sie "konczylo") czasie poznalem obecna zone);
o wszystkim tym wiedziala moja TZ, znala zarowno cala moja histore zanim ja
poznalem (czyli o tej "bylej"), jak rowniez ze mam ochote przypomniec nasza
znajomosc i spotkac sie z nia (mieszkalismy w oddalonych miastach i moglismy
sie spotkac tylko jak mnie np wyslano tam z pracy); widzialem ze moja TZ
odczuwa pewien rodzaj zazdrosci, czy tez niepokoju, ale bynajmniej nie
robilem tego by cos jej udowodnic - mowilem jej o wszystkim, o czym
rozmawialismy, gdzie bylismy (zreszta ta "byla" miala swoj wlasny zwiazek),
traktowalem to jako spotkanie ze stara znajoma (zreszta w podobny sposob
odgrzebalem kilku innych znajomymych sprzed lat) z ktora dobrze mi sie
rozmawia wspominajac czas przeszly i opowiadajac co zmienilo sie w zyciu
kazdego z nas; takich spotkan (akurat z nia) w przeciagu dwoch lat mialem
moze trzy lub cztery;
w naszym zwiazku natomiast juz od jakiegos czasu bylo coraz gorzej (i czasem
sie zastanawiam, czy to moje juz wtedy odgrzebywanie przeszlosci, nie bylo w
jakis sposob ucieczka przed cala sytuacja, szukaniem lepszego swiata );
o co tak naprawde sie klocilismy ? : zarzucalem mojej TZ ze wlasciwie ja nie
istnieje w jej zyciu, ze nie odczuwam ze chce ze mna byc, nie wnosi nic do
naszego zwiazku (albo stara sie ale ja tego nie widze, wiec moze niech mi o
tym powie czego nie widze), ze jest w niej jakas wegetacja, podejscie
jakbysmy juz mieli z gory zaplanowane: za moment slub, dzieci, malzenska
stabilizacja, wnuki, jakbysmy juz przezyli razem 50 lat (wtedy pewnie bym
zaakceptowal taka postawe :-)), ze nie rozmawia ze mna (nie tylko o nas, ale
w ogole: o pracy, znajomych, ze jest jej to najwyrazniej niepotrzebne), ze
brakuje mi jakiejs naszej intymnosci, jakiegos naszego prywatnego swiata,
pytalem czy czuje to samo i co wlasciwie chce zrobic, mowilem ze ja w ten
sposob nie moge i nie chce, ze potrzebuje jakiegos zycia z jej strony, ze
jak tak dalej bedzie to pewnie w koncu znajde sobie kogos z kim bede w
stanie zbudowac jakis zwiazek (nie byl to szntaz z mojej strony, wiedzialem
ze cale zycie w ten sposob nie wytrzymam), mowilem co staram sie robic (i
pozniej robilem to - chyba wiekszosc tych chwil kiedy bylo nam ze soba
dobrze byla to moja inicjatywa); w odpowiedzi dostawalem potwierdzenie, ze
rzeczywiscie jest miedzy nami coraz gorzej (czasami to od jej stwierdzenia
"ze jest zle" zaczynala sie nasza rozmowa, jednak na moje pytanie "co twoim
zdaniem powinnismy zrobic?" nie dostawalem juz odpowiedzi), ze sama nie wie
co chce robic albo ze ja za duzo wymagam a ona przeciez mnie kocha, ze sa
inne powody, "z zewnatrz" (meczy ja to miasto, nieobroniona praca
magisterska [btw tez sie nie obronilem, ona w koncu tak]), itp); czasam
mowila ze zdaje sobie z tego sprawe ze taka jest "zimna", ze postara sie cos
zrobic, jakos bardzie okazywac uczucia, bardziej byc - mi wystarczalo to by
po raz kolejny uwierzyc, i przez jakis czas bylo miedzy nami w miare dobrze,
po czy znowu powoli zamykala sie w tej swojej niedostepnej skorupie i rownie
powoli powtarzalismy caly scenariusz od poczatku;
z czasem te nasze pelne emocji rozmowy (klotnie?) zdarzaly sie coraz
czesciej by doprowdzic do tego ze jakies trzy-cztery lata temu praktycznie
wiekszosc czasu nie rozmawialismy normalnie; i pewnie wtedy w koncu ktores z
nas zdecydowaloby sie na ostateczne rozstanie; w kazdym razie obydwoje
zaczynalismy o tym wspominac;
niestety(!) podczas kolejnego naszego "stanu zawieszenia", podczas kolejnej
proby rozmowy, moja TZ pokazala mi test ciazowy z winikiem pozytywnym - tak
o to obydwoje stanelismy przed zupelnie nowa sytuacja (teraz tak se mysle,
czy to aby na pewno byl czysty przypadek); sama swiadomosc bycia rodzicami
nie byla az takim szokiem, mielismy juz okolo 26-27 lat i czasem w tych
dobrych chwilach wspominalismy o dziecku (bardziej ona, ja klasycznie, ze
czemu nie, ale moze troche pozniej, kiedy bardziej stabilnie bedzie w naszym
zyciu), jednak sytacja w jakiej stalo sie to faktem (tzn dziecko) byla
wystarczajaco powazna; tak czy inaczej nasze "osobiste" problemy zostaly
odsuniete na pozniej (po raz kolejny!) i na swoj sposob zjednoczylo nas to,
ze pojawi sie nowy czlowiek;
jednak dziewiec miesiecy to wystarczajaco duzo, aby to co nowe powoli
znormalnialo i wylazlo to co nie zostalo definitywnie wyjasnione i
zakonczone; wrocilismy do naszego standartowego juz klimatu i to ze zdwojona
sila; pomomo calej tej szarpaniny wzielismy slub (cywilny jedynie); wtedy
tez kilka razy wyjezdzalem w delegacje i spotykalem sie ze swoja stara
znajoma i mozna powiedziec, ze nawet zaangazowalem sie w to uczuciowo i
podczas jednego z takich spotkan spedzilismy ze soba noc; oczywiscie moja TZ
"zobaczyla" to od razu (czy tez nawet zadzwonila do mnie, kiedy miala
podejrzenia) a ja nie mialem zamiaru ukrywac tego co sie stalo; coz, z
jednej strony czulem sie podle, wiedzialem ze zadalem ogromny bol mojej TZ,
ale z drugiej bylo mi troche lzej, bo caly ten zwiazek na boku pomogl mi
wytrwac i uwierzyc, ze jest ktos dla kogo jednak cos znacze, a czego nie
moglem "doprosic sie" i dostac od TZ;
a potem urodzila sie nasza corka; TZ formalnie mnie odrzucila (m.in. "nie
moge juz byc z toba", "do konca zycia bedziesz mial pietno tego co
zrobiles"), co oczywiscie bylo dla mnie zrozumiale, wiedzialem bowiem ze ma
do tego wszelkie podstawy; mieszkalismy jednak razem, glownie z powodow
finansowych, jak rowniez z koniecznosci wspolzajmowania sie corka (wszelka
pomoc rodzinna oddalona o jakies 600 km - zreszta z tego co wiem nie byla
"wtajemnoczona" w nasza sytuacje - z mojej strony wiedziala o wszystkim
jedynie moja siostra i kilku moich dobrych przyjaciol);
z powodow jak wyzej (corka!) intensywnosc mojego zwiazku z ta trzecia powoli
zamierala, mysle z reszta ze oboje z gory widzielismy, ze w owczesnej
sytuacji nic sensownego zbudowac miedzy nami sie nie da (nie wspomnialem o
tym wczesniej, ale jej owczesny zwiazek rowniez byl na skraju rozpadu, co w
koncu stalo sie faktem), i w koncu (i tak jest w chwili obecnej) wrocilismy
do kontaktow czysto przyjacielskich;
wracajac jednak do naszej rodzinej sytuacji z przed trzech lat: z czasem
zaczelismy bardziej rozmawiac, TZ miala do mnie (slusznie!) ogromny zal o to
co sie stalo, w polaczeniu jednak z jakims tam zrozumieniem tego wszystkiego
co staralem sie jej przekazac przez ostatnie kilka lat tj. mojego odczuwania
i spojrzenia na nasz zwiazek (byc moze tez dlatego, ze kiedys pod moja
nieobecnosc wyszukala i przeczytala wszystkie moje prywatne teksty,cos w
rodzaju pamietnika, listy - rowniez z ta byla, etc...); dla mnie wreszcie
bylo to to o co mi chodzilo: wreszcie jakies otwarcie miedzy nami, mowienie
jasno co nas boli i jak wspolnie bedziemy mogli to naprawic (jezeli
oczywiscie bedzie tego chciala); w pewien sposob widzialem dobre strony
"terapii szokowej" jaka sie nam przydarzyla;
i tak po kilku miesiacach ponownie "zeszlismy sie" i postanowilismy byc
razem (dzis kiedy pytam TZ kiedy ostatni raz czula jakies emocje w stosunku
do mnie, w naszym zwiazku, to mowi, ze wlasnie wtedy);
historia jednak miala byc z tych niewesolych, wiec wszystkich, ktorzy
doczytali do tego momentu czeka jeszcze final, czyli nasze trzy ostatnie
lata do chwili obecnej: chyba jak nietrudno sie domyslic to nasze
"niedopasowanie" z czasem wrocilo, po jakims roku lub poltorej ponownie
"rozmawialismy" ze soba w nasz stary sposob, ponownie ja czulem sie
odrzucany i lekcewazony (caly czas staralem sie byc z rodzina, dbalem o dom,
pieniadze, ograniczylem kontakty ze znajomymi, lub staralem sie wciagac w to
moja TZ, chcialem aby oprocz rytmu praca-dom - mojego i TZ, nigdy nie
zarzucalem TZ ze kiedy siedzi w domu z dzieckiem to ma lepiej - bylo miedzy
nami cos jeszcze, nie ograniczalem tez TZ kiedy ona chciala robic cos
wylacznie ze swojej puli "zainteresowan"), pytalem dlaczego ogranicza sie do
roli matki-polki, a mnie sprowadza do roli ojca wylacznie zarabiajacego na
dom i dziecko; w odpowiedzi, jak kiedys przed laty, dostawalem stwierdzenia
o naszym niedopasowaniu, o mojej "zbyt wysokiej poprzeczce", o tym ze jest
"prosta dziewczyna", albo tez brak odpowiedzi jak chce zmienic to "zle"
miedzy nami (bo, ze chce to zawsze wtedy potwierdzala); z czasem moja TZ
ograniczyla sie do prawie wylacznie (tak ja to widze, a ona w sumie przynaje
ze tak jest, pomimo jej niezgody na taki stan rzeczy) bycia z dzieckiem w
ciagu dnia i spania od wczesnego wieczoru (kiedy wracalem okolo 19 to trzeba
bylo juz "uspic" corke i zdarzalo sie, ze TZ nie wracala juz do mnie) do
rana (szybkie wypicie kawy ze mna wychodzacym do pracy); z czasem odpuscilem
sobie to cale moje staranie sie (z mysla, ze moze w jakis sposob ją
"blokuje"), ale wtedy nasza "wegetacja" przybrala jeszcze wieksze rozmiary,
dla mnie jak najbardziej zabojcze: przez ostatni rok zaczolem wiecej pic -
nie bylo to jakies upijanie sie, wracalem do domu "przez" knajpe, gdzie
pozwalalem sobie na jedno-dwa piwa (przy wiedzy i "przyzwoleniu" mojej TZ),
po prostu bylo to cos w rodzaju wytlumiacza mysli: czytalem gazete, pilem
piwo, myslalem o tym co bylo, jest i bedzie; czasem tez pilem to jedno piwo
samotnie w "pustym" domu ogladajac tv, sluchajac muzyki lub czytajac
ksiazke; nie musialo to byc tez codziennie, jak rowniez nie zaniedbywalem
przez to moich obowiazkow w domu czy w pracy; czasem tez w lato w knajpianym
ogrodku (a czasem w domu) pilismy piwo z TZ rozmawiajac np o wakacjach,
drugim dziecku, czy mojej zmianie pracy, takie o wszystkim i o niczym...
niestety rownie czesto zdarzaly sie napiete sytuacje, czesto wynikle ze
zwyklych rozmow ("zmiana pracy? ok, ale czemu akurat do miasta gdzie jest
ONA ???" - coz w Polsce chyba nie ma zbyt wielu duzych miast z w miare
sensowna oferta pracy, zwlaszcza jak chce sie rzucic prace w jednym z tych
wiekszych) ktore dla mnie nie pozwalaly zapomniec o tym wszystkim co zostalo
nierozwiazane i nie wyjasnione do konca; zauwazylem tez ze podczas takich
wlasnie rozmow staje sie bardziej "emocjonalny" w slowach - tym samym dla TZ
doszedl kolejny argument: do mojego "skomplikowanego myslenia" i "zbyt
wysokich wymagan" dopisano "alkoholizm"... (hmmm... co poniekad pewnie bylo
i sluszne);
przez ostatnie miesiace sytuacja byla naprawde napieta, nawarstwione
problemy wisialy nad nami jak smog nad miastem; wlasciwie tylo czasem,
kilka razy udalo nam sie normalnie, konstruktywnie porozmawiac, ustalic
warunki co kto ma robic;
jednak od strony mojej TZ za checia zrobienia czegokolwiek (po raz kolejny!)
nie poszly czyny (m.in. TZ wynalazla strone o DDA (Dorosle Dzieci
Alkoholikow), bo ona wychowala sie w rodzinie z takim problemem i tu
upatrywala przyczyny tego swojego "uciekania" od problemow, zamykania sie -
bylo to chyba w pazdzierniku, do dzis nie zrobila NIC) a ja poczulem sie
bezsilny i przegrany, nie mialem juz energii by dalej "drazyc" temat (w rytm
"dlaczego znowu tylko ja sie staram, dlaczego ty uciekasz?"): na poczatku
lutego tego roku doprowadzilo mnie to do proby samobojstwa...

ostatnia szczera rozmowe odbylismy w szpitalu, znowu bylo o wielkich
checiach utrzymania naszego zwiazku (TZ miala adresy poradni dla nas, dla
siebie, ja mialem swoje); wyszedlem po trzech dniach (ku zdziwieniu
wspolpacjentow :-))

do dzis (prawie 1,5 miesiaca!) ze strony TZ temat nie zostal poruszony, wiem
ze przez miesiac sama rowniez nic nie zrobila w tym kierunku (ale np zdala w
koncu egzamin na prawo jazdy);
w chwili obecnej moja TZ nie rozmawia ze mna, ograniczamy sie jedynie do
wymiany formalnosci kto kiedy wraca by zajac sie dzieckiem (w ciagu dnia
jest z opiekunka) i jaki kto ma "grafik" w pracy (ja raczej staly, ona
zmienny wiec to mnie bedziej interesuje kiedy moge miec wieczor dla siebie);
obecnie czuje sie uwolniony od tego toksycznego zwiazku, przez pewien czas
czulem zal ze nie potrafi/nie chce ze mna rozmawiac, ze tak jakby zmusza
mnie do przyjecia jej "sposobu" rozwiazania naszych problemow, albo ze
przestalo jej na mnie zalezec i rowniez nie potrafi mi tego przekazac,
nie wiem co zamierza TZ, bo nie umie mi na to odpowiedziec;
z jej strony czekamy... (na co?);

wiem czego ja chce i jaka wartosc ma moje zycie;


epilog:
z rozmowy dwa dni temu (chyba jednej z pieciu jakie sie odbyly przez ponad
miesiac) :
- [imie], czy chcesz, masz zamiar jeszcze kiedykolwiek rozmawiac ze mna ?
- tak, tylko nie wiem o czym
- to powiedz mi przynajmniej, jaki obecnie mam status w twoim zyciu, gdzie
jest moje miejsce w twoim mysleniu
- jestes zawieszony... [i po chwili] wiem, ze to chamskie z mojej strony, w
sumie nie zrobiles mi nic zlego
- hmmm... tylko czemu musze sie o to dopytywac ?
- [brak odpowiedzi]
- ... ale dzieki, uzyskalem odpowiedz na moje pytanie
- ...

pozdrawiam,
labradford-

p.s. nie jestem trollem (chociaz lubie te oryginalne skandynawskie);
wszelkie podobienstwo do osob i zdarzen jest jak najbardziej
nieprzypadkowe... :-)



 

Zobacz także


Następne z tego wątku Najnowsze wątki z tej grupy Najnowsze wątki
19.03 Dorita
19.03 s...@p...onet.pl
19.03 labradford
19.03 labradford
19.03 Iwon\(k\)a
20.03 puchaty
20.03 Oleńka
20.03 puchaty
20.03 labradford
20.03 puchaty
20.03 labradford
20.03 Oleńka
20.03 Oleńka
20.03 puchaty
20.03 puchaty
"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Analiza wyborcza
Deklaracja polityczna - Kukiz'15
Zbrodnie w majestacie prawa
Byle tylko do jesieni i wszystko się zmieni
Zjazd woJOWników
Re: Circuit Court PREDATOR Judge James J. Lombardi
Coś się komuś pomyliło.
Prymitywne Piractwo Prawne
Czy opiekunka dziecięca to dobry zawód?
Rusza rzadowy projekt "Heart" na swoim, wszystkim zostanie zabrane
Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Senet parts 1-3
Senet parts 1-3
Chess
Chess
Vitruvian Man - parts 7-11a
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 1-6
Vitruvian Man - parts 1-6
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6