Strona główna Grupy pl.sci.psychologia nie umiem pocieszyc

Grupy

Szukaj w grupach

 

nie umiem pocieszyc

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 7


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2005-08-08 09:03:09

Temat: nie umiem pocieszyc
Od: "PK" <p...@t...acn.waw.pl> szukaj wiadomości tego autora

Czuje sie okropnie...

Najblizsza dla mnie osoba ma kilka powaznych problemow w zyciu. Sprawy
zwiazane z praca i z rodzina. Generalnie nie jest za ciekawie. A ja nie wiem
jak udzielic Jej wsparcia. Czuje sie bezradny, bezsilny...po prostu
nieprzydatny.
Kwestia pierwsza jest taka, ze nie moge jej w zaden sposob pomoc tych
problemow rozwiazac. Nie mam po prostu takiej mocy, nie jestem w stanie
wszystkiego zalatwic, kupic, wyczarowac. Nie mam wplywu na zachowanie innych
ludzi. Moge jedynie miec nadzieje, ze poradzi sobie sama, ze samo sie
naprawi, ze w wyniku jakiegos super szczesliwego zbiegu okolicznosci cos
bedzie lepiej.
I z tym sie juz pogodzilem. Ona chyba tez. Mam swiadomosc, ze nie jestem
czarodziejem i nie mam wplywu na wszystko co bym chcial.
Tak naprawde dreczy mnie co innego. Nie umiem z Nia o Jej problemach
rozmawiac. Nie wiem jak pocieszyc, co powiedziec. Widze, ze cierpi i ze Ja
to wszystko przygniata, ze potrzebuje wsparcia. Ale co ja moge? Nawet nie co
zrobic ale co powiedziec? "Nie martw sie", "Bedzie lepiej" ..... co to za
gadanie. Problem moze byc w tym, ze jest dla mnie zbyt wazna osoba, sam sie
bardzo przejmuje tym z czym Ona nie umie sobie poradzic. Gdy Ona mowi ja
milcze. Nie umiem nic powiedziec madrego, jak chce cos z siebie wydusic to
najczesciej jest bez sensu. Gdy najdrozsza dla mnie osoba nie radzi sobie z
tym czy z tamtym, ja nie moge Jej pomoc to co mam powiedziec? Poki co staram
sie powoli kierowac rozmowe na inny tor, delikatnie zmieniac temat. Ale
bardzo sie boje zeby nie odniosla wrazenia, ze mnie Jej problemy nie
interesuja, ze nie chce o nich rozmawiac. Bardzo mnie ta sytuacja wiele
kosztuje...generalnie dogadujemy sie rewelacyjnie, wszystko nam wychodzi, o
wszystkim mozemy porozmawiac. Poza tym. Co mam zrobic...czy ktos byl w
takiej sytuacji?

uklony,
Piotr

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2005-08-08 10:42:14

Temat: Re: nie umiem pocieszyc
Od: "MAG" <mag27@to_wywal.poczta.onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Nie musisz pomagać w sensie konkretego działania, które zmieni sytuację. Nie
musisz nawet pocieszać. Masz przy niej BYĆ. Słuchać, przytulać i nawewt
milczeć... ale być blisko. Zapewniać o tym, że kochasz i że jesteś blisko.
Nie wiesz co powiedzieć... Zmienianie tematu to nienajlepszy pomysł. Lepiej
już nic nie mówić. Możesz się z nią też podzielić swoim brakiem pomysłów jak
jej pomóc. I tym, że z współodczuwasz to, co się w jej życiu dzieje. O ile
dobrze rozumiem, nie tyle odczuwasz współczucie, co rzeczywiście
współodczuwasz i też cierpisz dlatego, że ona cierpi.
Co z tego, że powiesz, że wszystko będzie dobrze? Możej to zagwarantować? Ma
czuć, że nie zostanie sama z problemami nawet jak nie będzie dobrze.

Warto może też zaplanować jakieś niespodzianki, jakieś wyjazdy, wyjścia,
dobre jedzonko, masaż i nie wiem co jeszcze... No może niekoniecznie w
momencie jak akurat ryczy zmuszać ją do zabawy... ale tak w ogóle...

Pozdrawiam,
MAG


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2005-08-08 11:22:25

Temat: Re: nie umiem pocieszyc
Od: "PK" <p...@t...acn.waw.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "MAG"

> Nie musisz pomagać w sensie konkretego działania, które zmieni sytuację.
Nie
> musisz nawet pocieszać. Masz przy niej BYĆ. Słuchać, przytulać i nawewt
> milczeć... ale być blisko. Zapewniać o tym, że kochasz i że jesteś blisko.
> Nie wiesz co powiedzieć... Zmienianie tematu to nienajlepszy pomysł.
Lepiej
> już nic nie mówić.

Jestem, slucham, przytulam. Wie ze Ja kocham. Ale odnosze wrazenie, ze
oczekuje czegos wiecej. Raz nawet na mnie popatrzyla smutnymi oczkami i
spytala "nic nie powiesz?". Myslalem ze sie rozlece na kawalki. Ona tak
bardzo potrzebuje jakiegos wsparcia, a ja poza przytulaniem niewiele moge...

> Możesz się z nią też podzielić swoim brakiem pomysłów jak
> jej pomóc. I tym, że z współodczuwasz to, co się w jej życiu dzieje. O ile
> dobrze rozumiem, nie tyle odczuwasz współczucie, co rzeczywiście
> współodczuwasz i też cierpisz dlatego, że ona cierpi.

Cierpie bo Ja kocham. Jej problemy sa moimi, chcialbym umiec wziac ciezar
ich dzwigania na siebie. A tymczasem nawet nie potrafie jej pocieszyc w
rozmowie.

> Co z tego, że powiesz, że wszystko będzie dobrze? Możej to zagwarantować?
Ma
> czuć, że nie zostanie sama z problemami nawet jak nie będzie dobrze.

Nie mam zamiaru mowic ze wszystko bedzie dobrze. Raz powiedzialem odnosnie
czegostam ze jakos sie zalatwi. To mi odpowiedziala "co mi po twoim sie
zalatwi". I miala oczywiscie racje bo tego akurat zalatwic sie nie dalo. W
tym wlasnie problem, jak mi o czyms mowi to nie mam co Jej odpowiedziec. Bo
ile mozna powtarzac ze mi przykro i ze to nie jest sprawiedliwe co Ja
spotyka. Wiec spuszczam wzrok i milcze...a Ona w tym momencie tak bardzo
porzebuje pomocy...

> Warto może też zaplanować jakieś niespodzianki, jakieś wyjazdy, wyjścia,
> dobre jedzonko, masaż i nie wiem co jeszcze... No może niekoniecznie w
> momencie jak akurat ryczy zmuszać ją do zabawy... ale tak w ogóle...

Niespodzianki, wyjazdy i inne mile rzeczy sa. Swietnie razem spedzamy czas,
gdy jest dobrze, gdy Ona nie ma popsutego nastroju i nie martwi sie
problemami w danej chwili to nie mam problemu. Chodzi mi o te chwile gdy
wraca wieczorem z pracy i zaczyna sie rozklejac bo znowu Jej ktos zrobil
przykrosc, lub z czyms sobie nie dala rady.

> Pozdrawiam,
> MAG

pozdrawiam i dziekuje
Piotr

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2005-08-08 13:25:51

Temat: Re: nie umiem pocieszyc
Od: red <r...@r...com> szukaj wiadomości tego autora

PK wrote:
> Nie mam zamiaru mowic ze wszystko bedzie dobrze. Raz powiedzialem odnosnie
> czegostam ze jakos sie zalatwi. To mi odpowiedziala "co mi po twoim sie
> zalatwi". I miala oczywiscie racje bo tego akurat zalatwic sie nie dalo. W
> tym wlasnie problem, jak mi o czyms mowi to nie mam co Jej odpowiedziec. Bo
> ile mozna powtarzac ze mi przykro i ze to nie jest sprawiedliwe co Ja
> spotyka. Wiec spuszczam wzrok i milcze...a Ona w tym momencie tak bardzo
> porzebuje pomocy...

Spuszczanie wzorku to nie najlepszy pomysl. Oczywiscie mowienie, ze "to
nic wielkiego" i tym podobnych slusznie uwazasz nie jest najlepszym
rozwiazaniem. Kiedy mowisz takie cos kobiecie, ona prawdopodobnie bedzie
odbierala to jako umniejszanie jej problemow i to, ze nieslusznie sie
przejmuje. Brzmi moze i smiesznie, ale tak wlasnie jest.

Juz niemalze wszystko opisala MAG, w kazdym badz razie daj jej jak
najbardziej odczuc, ze przezywasz to razem z nia.

> Niespodzianki, wyjazdy i inne mile rzeczy sa. Swietnie razem spedzamy czas,
> gdy jest dobrze, gdy Ona nie ma popsutego nastroju i nie martwi sie
> problemami w danej chwili to nie mam problemu. Chodzi mi o te chwile gdy
> wraca wieczorem z pracy i zaczyna sie rozklejac bo znowu Jej ktos zrobil
> przykrosc, lub z czyms sobie nie dala rady.

Dobrze, ze mile rzeczy robisz - oby jak najwiecej. To na pewno pozwala
jej oderwac sie od codziennosci i po prostu nie pamieta o troskach. Ale
jest w takim razie jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Musisz ja nauczyc
dystansu do zycia. To nie jest zadanie latwe, a wlasciwie to BARDZO
trudne. Opisze Ci to na moim przykladzie.

Jestem z natury czlowiekiem, ktory niepowiodzenia traktuje z duzym
dystansem, tak samo to, jesli ktos mi powie, ze jestem taki czy siaki.
Szczerze mowiac mam to gdzies. Moja partnerka byla dokladnie taka, jak
opisujesz - kazde niepowodzenie, kazde zle slowo w jej kierunku
powodowalo, ze walil sie jej swiat, rzeka lez i smutny nastroj.
Postanowilem to zmienic. Kiedy pojawialy sie problemy, podsuwalem jej
sposoby jak sobie ma radzic, ze powinna chwile sie zastanowic, stanac z
boku i ogarnac swoje problemy, ze ludzie na swiecie tacy juz wlasnie sa,
ale nie ma sensu, zeby sobie szarpala nerwy przez znajomych czy innych
obcych ludzi, zeby czesciej pomyslala TYLKO o sobie, ze to Ona jest
tutaj najwazniejsza i ze powinna nabrac wlasnie tego dystansu. W tym
wszystkim staralem sie jej dawac maksimum siebie, zawsze mogla do mnie
zadzwonic, jak tylko mialem wolna chwile to spedzalem je razem z Nia,
przytulalem, powtarzalem, ze ja bardzo kocham, dawalem poczucie
bezpieczenstwa.
I wiesz co? Po dwoch latach zmienila sie niesamowicie. Czesto teraz
slysze: "Miales racje!", albo "Od razu powinnam Cie posluchac.". Nawet
nie wiesz, jak to cieszy. A na dodatek coraz czesciej potrafi stanac
twardo i powiedziec glosno "nie!". Nie jest jeszcze idealnie, ale jak na
okres 2 lat to naprawde duze osiagniecie. Stala sie pewniejsza siebie,
bardziej ceni swoje uczucia, nie pozwala ranic sie obcym osoba. Jedyna
osoba, ktora potrafi ja zranic jestem ja. Niestety czasem przez swoja
glupote i nieodpowiednie zachowanie robie to, jednak staram sie
najbardziej jak moge, aby to wyeliminowac.

Coz, zycze powodzenia!

--
_red ____ _ ____ ____ __ _

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2005-08-08 18:59:36

Temat: Re: nie umiem pocieszyc
Od: "Sarna" <G...@V...net> szukaj wiadomości tego autora


"red" <r...@r...com> wrote in message
news:dd7mfk$qr4$1@atlantis.news.tpi.pl...
> opisujesz - kazde niepowodzenie, kazde zle slowo w jej kierunku
> powodowalo, ze walil sie jej swiat, rzeka lez i smutny nastroj.
> Postanowilem to zmienic. Kiedy pojawialy sie problemy, podsuwalem jej
> sposoby jak sobie ma radzic, ze powinna chwile sie zastanowic, stanac z
> boku i ogarnac swoje problemy, ze ludzie na swiecie tacy juz wlasnie sa,
> ale nie ma sensu, zeby sobie szarpala nerwy przez znajomych czy innych
> obcych ludzi,

Kolega ma racje, tez mi pszyszlo na pierwszy rzut oka, ze dziewczyna
potrzebuje popracowac nad pewnoscia siebie, radzenia sobie z problemami
czyli asertywnoscia. Nie mozesz byc bowiem jej podpora przez cale zycie, nie
o to z zwiazkach chodzi...Nic nie wiemy o jakie problemy chodzi, czy jest to
wyjatkowa sytuacja, czy ona tak poprostu reaguje na sytuacje zyciowe w
ogole...Na poczatek polecam "dziewczynie" krociotka aczkolwiek bardzo
tresciwa ksiazke (poradnik) "Asertywnosc doskonala" Jan Ferguson

powodzenia
sarna


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2005-08-08 19:20:18

Temat: Re: nie umiem pocieszyc
Od: "Cien" <s...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

W news:dd774p$qtc$1@nemesis.news.tpi.pl PK napisał(a):

> Czuje sie okropnie...

Niewiele mogę dodać do tego co napisała MAG. Takie sytuacje są bardzo trudne,
ponieważ gdy nam na kimś zależy bardzo chcemy pomóc, czujemy się do tego
wręcz zobligowani. Bierne towarzyszenie wydaje się niewystarczające. Bycie z
kimś jest do tego stopnia trudne, że stosunkowo wielu ludzi woli się wycofać
z poczuciem poniesionej klęski lub przynajmniej z uczuciem zmieszania. Czasem
wycofuje się osoba z problemami, dla której to wsparcie jest niewystarczające
jednak. Czasem wycofuje się też z powodu poczucia winy, że zawraca drugiej
osobie głowę własnymi problemami. Trzeba więc dawać ciągle sygnały, że jest
się dla niej. Można też spróbować "handlu wymiennego". To w sytuacji gdy
samemu ma się jakieś problemy. Gdy każda ze stron dzieli się swoimi
(najlepiej podobnymi) zmartwieniami jest łatwiej. Proporcje się rozkładają i
żadna ze stron nie ma poczucia, że bierze od drugiej strony więcej. Krótko
pisząc - ty wspierasz mnie, a ja ciebie. Ale z tym też nie można przesadzić.
Trzeba umiejętnie rozpoznać, czy tego właśnie jej potrzeba. Być może jej
własne problemy tak ją przytłaczają, że nie chce dodatkowo brać na siebie
problemów innych.



--
pozdrawiam
Cień

--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2005-08-08 20:21:26

Temat: Re: nie umiem pocieszyc
Od: "MAG" <mag27@to_wywal.poczta.onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Być może jej
> własne problemy tak ją przytłaczają, że nie chce dodatkowo brać na siebie
> problemów innych.

Nie wiem jak mają inni... Ale jak mam doła, a ktoś dla odmiany mi pozawraca
głowę swoimi problemami, to mi się polepsza. To nie tak, że się w duchu
cieszę, że innym też jest źle. Chodzi o to, że czuję się potrzebna, przez co
bardziej wartościowa niż mi się w krytycznych chwilach zdawało. Może więc
warto czasem nie odciążać pogrążonego w rozpaczy... Po co utwierdzać kogoś w
przekonaniu, że on jeden ma na świecie problemy, na które nie ma rady.
Więc... chyba lepiej zastosować jak to nazywasz "handel wymienny" :-)

Pozdrawiam,
MAG


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

hehe... he :)
SLIPINSKA ?
Joga a wzrost agresji
dlaczego
test...

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »