Data: 2003-07-21 11:17:51
Temat: reakcja
Od: "nawrocki" <p...@n...art.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Musiałem wrócić, aby pokazać, jak moja nieświadomość zareagowała na
wiadomość o oddzielaniu przeszłości od przyszłości. Pokazała mi tym samym,
co by mnie czekało, gdyby tego podziału nie ustanowił.
W nocy naszło mnie kilka snów o odrębnych wątkach. Wszystkie razem tworzą
jednak całość. (Możliwe, że pewne rzeczy pominąłem; trudno, nie wszystko
jestem w stanie odtworzyć)
Śniła mi się kobieta, o urodzie skandynawskiej; blondynka, krótko obcięta,
śniada cera. Nie wiem skąd się wzięła; po prostu w pewnym momencie się
pojawiła na ulicy, gdzie stałem. Tam też, na ulicy, podałem jej coś do
jedzenia, co wyglądało jak kebab; duża bułka z mięsnym farszem w środku,
ciepła. Ta bułka miała w sobie moc rozkochiwania. Gdy owa kobieta zjadła pół
tej bułki, zakochała się we mnie. Wtedy podała mi jej resztę, a ja ją
zjadłem do końca, i też się w niej zakochałem. Wiedziałem, że kocham ją
tylko dlatego, że zjadłem magiczną bułkę, dlatego moja miłość była uzurpacją
uczucia.
Potem poszedłem z tą kobietą do restauracji, w celu tzw. pierwszej randki. W
restauracji okazało się, że jestem jednym z jej właścicieli (tej
restauracji). Wtedy też dostrzegłem, że owa kobieta jest w ciąży. Nie było
to dla mnie zaskoczeniem - już wcześniej wiedziałem, zanim się w sobie
zakochaliśmy, że jest ona w ciąży. Teraz tylko to sobie uświadomiłem w
sensie wizualnym; zobaczyłem to.
W restauracji panował tłok. Kobietę, z którą przyszedłem, nakłoniłem do
pomocy mi w obsłudze klientów. Poszła posprzątać na stolikach i pozmywać
talerze.
W tym momencie się obudziłem; budziłem się kilka razy w nocy zlany potem.
Zadumałem nad tym snem - czy tak będę się odnosił do przyszłej partnerki:
zmuszę ją do miłości, a potem wykorzystam to uczucie?
W następnym śnie znalazłem się w parku. Szedłem alejkami podziwiając zieleń
zdobiących park roślin. Gdy zbliżałem się do skrzyżowania alejek dostrzegłem
małą dziewczynkę, która potem okazała się nastoletnią kobietą. Dostrzegłem
też dziwnego owada, który zaplątał się w trawie. Zaplątał się w niej,
ponieważ ten owad wyglądał jak mały helikopter wielkości pięści. Miał
skrzydła w kształcie śmigieł helikoptera.
Zwróciłem uwagę dziewczynki na tego dziwnego owada. Ona podeszła i chwyciła
go, chcąc go wyplątać z trawy. Zabroniłem jej tego, sądząc, że ów owad może
być niebezpieczny, że może ją użądlić.
Oddaliłem się, a ona spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Wtedy dostrzegłem,
że jest kobietą, a nie małą dziewczynką, i że patrzy na mnie wzrokiem
odrzuconej kobiety, tak jak bym ją odepchną, i nie pozwolił się jej do mnie
zbliżyć.
Znowu się obudziłem. Pomyślałem sobie, że ten owad to jestem ja. Dziwny
owad, zaplątany w trawie własnego nieszczęścia; owad, który nie pozwala
sobie pomóc, bo boi się, że może kogoś skrzywdzić. Boi się, choć nie wie,
czym mógłby drugiego człowieka, bo przecież sam w sobie jest taki marny i
słaby.
Potem znowu wróciłem do parku. Zabłądziłem. W końcu znalazłem się w budynku
szkoły podstawowej, do której kiedyś chodziłem. Tam zabrałem, nie płacąc,
butelką wody ze sklepiku szkolnego (szkolny sklepik śni mi się dość często).
Sklepik znajdował się na parterze, więc aby uciec pobiegłem na pierwsze
piętro. Przeszedłem w drugi koniec budynku i zszedłem ponownie na parter.
Skierowałem się w stronę wyjścia. Gdy szedłem korytarzem, minąłem się ze
sprzedawcą ze sklepiku. Widział, że niosę wodę, ale nie mógł mi udowodnić,
że to woda, którą ukradłem z jego sklepiku.
Obudziłem się. Wtedy pomyślałem, że już zawsze będę musiał ukrywać się ze
swoimi myślami, wizjami, pragnieniami i marzeniami. Że już zawsze będę
musiał część mego istnienia ukrywać przed innymi. Ale dlaczego?
Zasnąłem. Obudziłem się na przystanku, gdzie stałem ja, jedne znajomy, i
koleżanki z uczelni wyższej. Koleżanki mówiły coś o moich rysunkach.
Wynikało z tego, że pożyczyłem im je, aby sobie obejrzały. Teraz ja miałem
wyjechać, a one mi ich nie oddały, i wyglądało na to, że nie będzie już
sposobności, żeby mogły mi je zwrócić. Ja udałem, że mi na tych rysunkach
nie zależy, że nie są warte tego, aby je zwracać.
Potem wsiedliśmy do tramwaju, i jechaliśmy (ja jak zawsze bez biletu). Jadąc
głośno krzyczałem, śmiałem się i popisywałem. Czułem się pewnie, czułem, że
tramwaj należy do mnie. Raz tylko tak się czułem w tramwaju: gdy jechałem
zupełnie pijany...
W tym śnie istotne jest to, że tak jak mówiłem wcześniej, nie dopuszczam do
siebie pomocy innych. Być może dlatego, że nie chcę nikomu niczego
zawdzięczać...
Gdy ponownie zasnąłem, obudziłem się w budynku innej szkoły; była to moja
uczelnia, gdzie studiuje. Tam stałem na korytarzu, i nagle dostrzegłem, że
do budynku wchodzi człowiek, od którego czasami biorę narkotyki. O dziwo,
zawołał mnie, i spytał się, czy nie mam jakiś narkotyków dla niego.
Powiedziałem, że nie mam nic, a wtedy on odpowiedział, że powinienem się
bardziej postarać. Ciekawą rzeczą było to, że miał na policzku jakiś biały
proszek. Nie wiem co on oznaczał.
Gdy się z nim witałem, robiłem to wyraźnie; ów dealer to wielki, umięśniony,
łysy człowiek - chciałem, żeby wszyscy na uczelni wiedzieli, że nam takich
ludzi.
Potem wyszedłem z nim na zewnątrz szkoły, a tam czekali na nas znajomi;
trzech innych wielkich, łysych gości. Przywitałem się z nimi, a oni odeszli.
Obudziłem się. Pierwsza myśl: czy już zawszę będę musiał udawać, że mam
silnych znajomych? Czy będę musiał sobie zawsze kupować przyjaźń?
Gdy zasnąłem, znalazłem się znowu w budynku podstawówki, a dokładnie na
prowadzących do jej wejścia schodach. Stałem tam ze znajomym, który był
hybrydą dwóch ludzi, dwóch moich znajomych. Był jednocześnie Krzyśkiem i
Robertem. Powiedział mi, że zajęcia są odwołane. Nie uwierzyłem; poszliśmy
na uczelnie sprawdzić to.
W drodze na uczelnie minęliśmy się z trzema młodymi mężczyznami. Jeden z
nich sprowokował nas. Roberto-Krzyś zignorował to, a ja spytałem się
prowodyra, o co mu chodzi. Wtedy prowodyr zaatakował mnie. Zaczął mną
rzucać, pić pięściami. Byłem bezradny na jego ataki, aż wreszcie coś się we
mnie przełamało; chwyciłem jaki ciężki przedmiot i uderzyłem nim prowodyra;
uderzyłem raz, potem drugi, trzeci, aż w końcu zabiłem go.
Wtedy obudziłem się po raz ostatni. Kołdra leżała na podłodze, a ja cało
byłem mokry. Pomyślałem sobie, że oto jest chwila, kiedy przeszłość została
odgrodzona od przyszłości... zabiłem starego siebie.
|