Data: 2004-12-06 17:46:03
Temat: stres, stan napiecia i prawo jazdy :) (dlugawe)
Od: Sabinka <s...@t...tuniema.pf.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Witam.
Jutro zdaje. Pewnie do jutra rana pomocy nie uzyskam, ale przynajmniej
zwale co mam na sercu :) A wskazowki przydadza sie w podobej sytuacji.
Tym bardziej, ze nie nastawiam sie na zdanie jutro :) Znaczy jezdze
jako tako ale wiem jakie sa realia egzaminacyjne.
Od kiedy termin egzaminu zaczal sie zblizac, odczuwalam pewien stan
napiecia. Niby sie nie przejmowalam, az sama sie dziwilam ze zdrowo do
tematu podchodze i nie panikuje - opieralam sie na wskazowkach z "Nie
zadreczaj sie drobiazgami" Richarda Carlsona. Fajne wskazowki. Wiec
podejscie niby mialam zdrowe - wiem ze moge nie zdac, ale ze od tego
swiat sie nie zawali itd. - duzo sensownych odpowiedzi na
niedopuszczane do siebie dreczace pytania :) Ale czulam wciaz
napiecie, lekko narastajace i jak pewnego wieczoru zalalam leciutko
lazienke cos peklo i zaczelam ryczec. Chlipalam przez nastepny dzien
sama nie wiedziec z jakiego powodu (powody byly ale bezsensowne i
zdawalam sobie z tego sprawe). Pozniej mi sie stopniowo polepszylo,
dzis mam nawet dobry humor ale znowu to uczucie wewnetrznego napiecia,
silniejsze niz przedtem.
Jakos to przezyje, moze nawet uda mi sie zdac wykute testy. Ale to co
czuje jest niezdrowe, cos jakby optymizm na przekor sobie. Ale
zmuszanie sie do pesymizmu czy do rozstrzasania sprawy tez by chyba
nie mialoby sensu.
Z moich przemyslen czy raczej z doswiadczenia wynika, ze problem moze
byc w tym, ze za bardzo oparlam sie na wskazowkach z tej ksiazki.
Znaczy ona jest bardzo fajna i te wskazowki same z siebie zaczynaja
sie stosowac w zyciu. tyle ze kiedys juz tak bylo - przeczytalam ta
ksiazke w pare dni, moja radosc z zycia rosla (z natury jestem z tych
co robia z igly widly i szukaja dziury w calym), az nagle trach i
"depresja". Teraz bylo tak samo bo czytalam ta ksiazke w duzym tempie
i tez bylo "trach". Czyli nalezaloby nie zmieniac swego zycia nagle
lecz moze powoli i systematycznie. Przynajmniej w moim wypadku. Za
bardzo chcialam wyrobic sie przed egzaminem bo wiem jaka to stresujaca
sprawa.
W trakcie pisania poprzedniego akapitu zadzwonila moja kochana mama
zeby mi dodac otuchy. Musze powiedziec, ze dala bardzo trafna rade -
potraktowac ten egzamin jak zakupy, ktore moga okazac sie nieudane.
Przeciez kiedy zdarzy sie nam "wyrzucic pieniadze w bloto", jestesmy
zawiedzeni ale nie jest to powodem do szarpania nerwow. Bylo tak u
nas niedawno z zakupem niedzialajacego podzespolu komputerowego, ktory
kosztowal przeciez wiecej niz ten egzamin.
Mama mowila tez o tym jak szla na operacje i sie nia denerwowala.
Zdawanie egzaminu w porownaniu z tym wydaje sie czyms zupelnie
banalnym.
Rady mamy bardzo mi pomogly, jednak napiecie zupelnie nie zniknelo i
czuje sie taka jakas nieobecna przy tym. Jakby sie to wszystko toczylo
za szybko a ja nie nadazam i patrze z boku i sie denerwuje ze nie wiem
jak moge zaingerowac. Do tego lekka galaretowatosc nog i jakies
drzenie w klatce piersiowej.
Faktycznie, napisanie tego posta dobrze mi zrobilo :) Moze moje
przemyslenia komus cos dadza, chetnie tez poslucham co moze Wy na to
powiecie.
Ps. Chcialam podziekowac grupie za udzial w moim watku o rodzicach rok
temu i przeprosic ze sie przestalam wtedy odzywac. Padlo wtedy troche
trafnych stwierdzen, za ktore dziekuje dzis. Dopiero.
--
Pozdrawiam, Sabina
(z adresu usun co trzeba)
www.pajacyk.pl
|