| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2004-04-14 20:51:54
Temat: Re: Dziecko i strach
Użytkownik "vonBraun" <i...@s...pl> napisał w wiadomości
news:0c6c.00000513.407c5400@newsgate.onet.pl...
> Aby temu zapobiec w normalnym szpitalu z diabetologią dziecięcą powinien
> być konsultujący psycholog + opieka psychologiczna w poradni cukrzycowej
> gdzie kontynuuje się leczenie ambulatoryjne. Praktyka jest oczywiście
różna,
> zwłaszcza po "światłych" reformach służby zdrowia.
Na swieżo, bo dzisiaj cały byłam świadkiem ustawiania leczenia przez
lekarzy:
1. Ustawia sie dzieciaka na okreslona liczbe wymienników chlebowych nie
konsultujac z matka ilości jedzenia jaka mała zjada na codzień. Efekt taki,
że obecnie lata się za dzieckiem po korytarzu i wpycha małej na siłę
jedzenie.
2. Matke dziecka zasypano ją stertą literatury po jednorazowym szkoleniu.
Pielegniarka -
diabetolog własnie poszła na urlop. Ordynator nie ma czasu aby porozmawiać z
matką i cokolwiek jej szerzej wytłumaczyć.
Dobrze, że matka lubi czytać, gorzej, że wydaje jej sie, że z lekarzami sie
nie dyskutuje.
Nawiasem mówiąc, usiłowałam zmienić to przekonanie ;)
3. Na obchodzie lekarskim wyproszono matke za drzwi i rozmawiano tylko z
dzieckiem.
Dziecku powiedziano, że jak bedzie grzeczne to w piatek pójdzie do domu.
Matka i pielęgniarki oczywiscie o niczym nie zostały poinformowane.
4. Dietę i dawkowanie lekarz wpisuje małej do zeszytu nie informujac matki o
zmianach. Dyskusja jest tylko pomiedzy matką i pielegniarkami w momencie
dawkowania czy przygotowywania posiłków. Ale przynajmniej pielegniarki są
ok:).
Aaaa, przepraszam, jestem niesprawiedliwa;). Przy mnie lekarz raz
szczegółowo poinstruował matkę co, jak i dlaczego.
Wział ją za pacjentkę:)
Fakt, matka wyglada na 15 lat a ma 28:)
To tyle na temat psychologów i współpracy lekarzy z rodzicami. I to tylko
częsć "ale".
Normalka ponoć:).
Aska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2004-04-14 21:25:56
Temat: Re: Dziecko i strach> Normalka ponoć:).
>
> Aska
>
>
I tak I nie. Widziałem miejsca gdzie wygląda to lepiej.
Dziecko po szpitalu dostanie pewnie zalecenia aby
uczęszczać do poradni cukrzycowej.
Błędy popełniane w dzieciństwie przełożą się na stan
dziecka za lat 20, więc jeśli w poradni będzie podobny
burdel trzeba będzie poszukać kogoś kto siedzi w diabetologii
dziecka. Zwykle na Akademiach Medycznych w ramach interny
dziecięcej jest taki "pododdzialik" lub przynajmniej
kilku lekarzy oddelegowanych głównie do tego.
Trzeba podzwonić, namierzyć taką osobę i
ustawić się na leczeniu prywatnym
jakby co może się przydać.
pozdrawiam
vonBraun
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-15 07:10:17
Temat: Re: Dziecko i strach
Użytkownik "jbaskab" <j...@o...pl> napisał w wiadomości
news:c5k8hu$d2r$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Zaakceptować ból to małe będzie musiało. Ale mozna albo od razu wrzucić na
> glęboka wodę albo powoli i stopniowo oswajać. Co jest złego w drugim
> sposobie?
Nie ma sprawy, wrzucanie od razu na głęboką to ryzyko. A ta liczba ukłuć, którą
trzeba wykonać w krótkim czasie jest rzeczywiście "makabryczna". Z drugiej zaś
strony warto zauważyć, że małe dziecko ma ogromny potencjał przystosowawczy,
który z wiekiem będzie coraz słabszy. Jeśli więc są zachowane pewne
podstawy, silna więź z rodzicami i zaufanie, to można cudów dokonać.
Może nieco zbytnio upraszczając, ale może warto to tu wyeksponować:
największym problemem dziecka jest brak akceptacji, zagrożenie relacji
rodzinnej. Dziecko kontroluje świat za pomocą rodziców i jeśli utyka
kontakt dziecko-rodzic to dziecko traci tę kontrolę. Albo zyskuje
kontrolę "nieformalną", czyli uzyskuje władzę opartą o słabości
rodziców, a nie ich świadome wybory. Więc jeszcze raz: podstawowym
problemem w tej sytuacji są rodzice, nie dziecko. Dziecko się przystosuje.
Ważne jednak by przystosowało się do rzeczywistości, a nie do projekcji
rodziców, którzy np. sobie z problemem dziecka nie radzą i od niego
uciekają. Nie używanie, ale NADużywanie środków znieczulających
jest formą ucieczki. Niedocenianie zdolności przystosowawczych dziecka
jest już wynikiem ucieczki, wynika z braku właściwej oceny sytuacji. Lub
z czegoś innego: z faktu, że choroba staje się sposobem realizacji życiowej
dla innych osób.
Zdaje się, że v.B. wspomniał o tym, by dziecko "wdrażać".
Otóż to: to cienka (a może wcale nie tak cienka) linia pośrodku,
między dwiema drogami:
1. Rodzice(dziadkowie) biorą na siebie całkowitą odpowiedzialność,
za to co się dzieje (nie w sensie formalnym, ale psychicznym),
próbują dziecko włożyć w nierzeczywisty świat pełen niepotrzebnych
uzależnień (od osób) i chowają przed nim problemy wynikłe z
konkretnych sytuacji. Po to często właśnie są tworzone zbytnio
rozbudowane rytuały: żeby odwrócić uwagę. Żeby jakiś fakt ukryć.
To takie uporczywe mantrowanie: nie patrz na siebie, patrz na nas,
a nie będzie problemu, bo my nie mamy problemu. Często jest
to dobrze podbudowane ideologicznie (miłość bliźniego,
oczyszczające cierpienie itp).
A w podtekście idzie do dziecka cały czas komunikat: "coś z Tobą
nie tak, ale nikt Ci nie powie, co". Komunikat, który jest przeczuciem,
ale uderza z całą mocą wtedy, gdy dziecko dorasta i styka się z
rzeczywistością zewnętrzną. Nagle okazuje się, że jest zupełnie
niesamodzielne. Wpada w kopoty, a rodzice tylko na to czekają,
bo mogą znów wejść w ustalone wcześniej role i się dzieckiem
"zaopiekować". Gdzieś przeczytałem, że "nadopiekuńczość może
być formą wyrażania agresji" i z własnych obserwacji widzę dobitnie,
że tak właśnie bywa.
Taki układ rodzinny może powstać zawsze, jednakże warto
podkreślić, że przewlekła choroba dziecka wyzwala i wzmacnia
tego typu sytuacje. Działa jak katalizator.
2. Druga skrajna postawa to oczywiście całkowite obarczenie
dziecka odpowiedzialnością. Rodzice w imię idei "wychować
dziecko samodzielne" źle rozumieją własną rolę i dystansują
się nie tyle do problemu dziecka, co uciekają od dziecka.
Nie potrafią pogodzić dwóch rodzajów potrzeb podopiecznego:
potrzeb naturalnych i potrzeb specyficznych, związanych z
chorobą. Potrzeb emocjonalnych z potrzebami fizjologicznymi.
przemawia przez nich lęk przed EMOCJONALNYM zbliżeniem
się do chorego dziecka, które jest postrzegane jako uzależnianie
go (a jest to nieświadome wyrażanie lęków "niepewnej
przyszłości": kto się Tobą zajmie na starość, jak to będzie
w teraz szkole, nie będziesz mógł uprawiać sportów i będziesz
często chorować, nawet na wakacjach nie będzie można
odpuścić, tylko ciągle robić te zastrzyki itp. itd.).
I znów: taki układ może powstać zawsze, ale choroba jest
katalizatorem.
Cukrzyca zaś ogólnie nie jest chorobą typu kalectwo
ruchowe, czy ociemniałość i sama z siebie nie wymaga
radykalnie odbiegającej od "normalnej" organizacji
życia. Można ją traktować jako "drobną ułomność",
z którą dziecko samo sobie poradzi. O ile będzie
świadome kilku rzeczy:
1. Moja choroba nie jest spoiwem mojej rodziny.
Jeśli moja choroba zniknie, to nie znikną podstawy
mojej egzystencji.
2. Ja nie jestem chorobą.
Jeśli moja choroba zniknie, to nie znikną podstawy
mojej egzystencji.
Taka zdrowa świadomość ma ogromną moc sama w sobie,
natomiast trudno ją wypracować, bo człowiek ma naturalną
skłonność do tego, by uzależniać się od innych ludzi i rzeczy
w sposób daleko krępujący możliwości dalszych ruchów.
Ale to już inna bajka ...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-15 08:54:46
Temat: Re: Dziecko i strachUżytkownik "jbaskab" <j...@o...pl> napisał w wiadomości
news:c5k8i1$d2r$2@nemesis.news.tpi.pl...
To co napisalas daje pewien obraz szpitala,
minowicie personel na sile stara sie ograniczyc i uwalić emocje rodziny
zwiazane z choroba - sami tego nie wytrzymuja w nadmiarze?
Klimat szpitala nie jest przyjemny...
Duch
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-15 08:58:25
Temat: Re: Dziecko i strachJako zupełny psychologiczny szczawik
zaczynałem pracę od badań dzieci po
operacjach wrodzonych wad serca.
Chodziło o ocenę wpływu
krążenia pozaustrojowego na zdolności poznawcze
(wiadomo, że sztuczne płuco-serce to nie to samo
co prawdziwe i operacja nie jest obojętna dla
funkcji mózgu).
Operacji dokonywano wówczas późno - nawet
w 11 i 12 roku życia (teraz robi się krótko po
urodzeniu). Badałem dzieci przed i
kilka lat po operacji. Na marginesie
tych badań napatrzyłem się na niejedno.
Wyobraźmy sobie rodzinę w której zasadniczym
motywem przewodnim jest informacja
"Krzysiu jest chory na SERCE". Chce pobiegać
- sinieje, chce popływać - sinieje a w ogóle
to wiadomo, że jak nie podda się operacji to umrze
a jak się go zoperuje to też może przy tym umrzeć
(wtedy śmiertelność śródoperacyjna
np. w zespole Fallota wynosiła 20%).
Można zastanawiać się nad dylematami
przed jakimi musiał stać operator i jaki
horror przeżywała rodzina.
Operacje robione
przez osobę o wyjątkowo dobrych jak na Polskę
kwalifikacjach udawały się nadspodziewanie dobrze.
Praktycznie w badaniach kontrolnych - stan krążenia
oceniała znajoma kardiolożka - nie
było się do czego przyczepić. Na wejściu mieliśmy
dzieci śmiertelnie chore przez znaczącą
część ich okresu rozwojowego a na wyjściu
- po operacji - otrzymywaliśmy
dzieciu fizycznie właściwie zdrowe - jeśli
nie liczyć blizn pooperacyjnych. Zamiast
komunikatu typu: "Dziecku nie wolno....."
(i tu długa lista zakazów)
zdumieni rodzice po raz pierwszy otrzymywali informację:
"Dziecko jest zdrowe, zalecamy tylko okresową kontrolę
kardiologiczną, może żyć tak jak inne dzieci..."
Było to wyjątkowe doświadczenie. Zwykle bowiem
jeśli ktoś jest chory przewlekle i od urodzenia
choroba ta wlecze się za nim do końca życia
trwale ustawiając obraz siebie i system rodzinny
wokół. Tu było inaczej. Ten okrutny eksperyment
natury pokazywał co się dzieje, jeśli z systemu
rodzinnego, w który była wmontowana choroba
usunąć ten element.
Zacznę od tego, że sporo rodzin przestawiło się
w miarę bezboleśnie, co zaś do reszty to:
Po pierwsze rozwody, które pojawiały się
po udanych operacjach w tej grupie. Chore dziecko było
spoiwem małżeństwa, zdrowe już nie.
Druga grupa dzieci, zwykle
z rodzin "nierozpadających się"
przychodziła na badania kontrolne z objawami duszności,
bólów serca, osłabieniem, a kontrola
układu krążenia i oddychania nie wykazywała
najmniejszych zaburzeń. Zwykle było więcej niż
jedno dziecko w rodzinie
i podejrzewałem, że z jednej strony chodzi tu
o podtrzymanie zysków z choroby
(np. wyróżnionej pozycji wobec rodzeństwa)
a być może także utrzymanie spójności rodziny
zjednoczonej w walce z chorobą. Wiele wskazywało
że rodzice bardzo chętnie kupują ten kit
i nie są do końca przekonani
że dziecko jest zupełnie zdrowe,
przecież przeszło "ciężką operację"
co więcej wobec "objawów" utrzymywali
zarówno przywileje jak i zakazy.
Serce było zdrowe ale choroba pozostawała.
Trzecia forma reakcji dotyczyła pojedynczych
przypadków dzieci operowanych późno, tuż przed
okresem dojrzewania np:.
Jedno z dzieci(dziewczynka),
przez ostatni
rok przed operacją prawie nie wstawała z fotela
bo była tak niewydolna krążeniowo.
Pamiętam, że rodzice kupili jej lunetę
aby mogła przez okno chociaż oglądać to co
robią ludzie za oknem.
Po operacji w USA i odzyskaniu praktycznie
pełnej sprawności fizycznej dziecko związało
się z grupą punków, stan "uwięzienia"
zastępując swoistą "ucieczką z więzienia"
którym wydawał się teraz dom rodzinny.
Zatem - próba utrzymania przez rodziców status quo
z przed choroby skonczył się nieco przedwczesną
separacją dziecka, które walczyło o
jakąś autonomię.
Patrzyłem na to z otwartą buzią
ale dopiero staż w miejscu gdzie
prowadzono systemową terapię
rodzinną pozwolił mi poukładać
sobie o co tak na prawdę w tym
wszystkim chodziło.
pozdrawiam
vonBraun
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-15 09:39:06
Temat: Re: Dziecko i strachvonBraun wrote:
> Jako zupełny psychologiczny szczawik
> zaczynałem pracę od badań dzieci po
> operacjach wrodzonych wad serca.
> Chodziło o ocenę wpływu
> krążenia pozaustrojowego na zdolności poznawcze
> (wiadomo, że sztuczne płuco-serce to nie to samo
> co prawdziwe i operacja nie jest obojętna dla
> funkcji mózgu).
Oooo, to ciekawe. Jakie uzyskałeś wyniki?
Pytam, bo podczas praktyk na kardiochirurgii spotykało się często
pacjentów z powikłaniami pooperacyjnymi, między innymi właśnie z
zaburzonymi funkcjami poznawczymi. Ostatnio coraz częściej robi się
operacje małoinwazyjne, np. techniką OPCAB. W ŚCCHS w Zabrzu robią
badania właśnie nad wpływem operacji małoinwazyjnych na zmniejszenie
powikłań około i pooperacyjnych. Może byś się im przydał?
Neuropsychologa tam nie mają.
--
Pozdrawiam, Magdalena S. (dzidzia ~IX,X 2004)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-15 13:07:40
Temat: Re: Dziecko i strach
Użytkownik "Duch" <a...@p...com> napisał w wiadomości
news:c5lisc$t3$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Użytkownik "jbaskab" <j...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:c5k8i1$d2r$2@nemesis.news.tpi.pl...
>
> To co napisalas daje pewien obraz szpitala,
> minowicie personel na sile stara sie ograniczyc i uwalić emocje rodziny
> zwiazane z choroba - sami tego nie wytrzymuja w nadmiarze?
> Klimat szpitala nie jest przyjemny...
> Duch
Nie Duchu,
Ja myślę, ze problemem jest to, ze lekarze nie traktuja rodziców jak
partnerów tylko jak wrogów. Jak kogoś kto im przeszkadza w leczeniu bo
przeżywa, wymaga i kontroluje. I nie działa wg. ksiazek ale według serca.
Ten cholerny autorytet zbudowany na wiedzy podrecznikowej i latach praktyki
powoduje, że lekceważą odczucia pacjentów. Dla niech to nie jest "pacjent z
cukrzycą pierwszego typu" tylko "cukrzyca pierwszego typu". I najgorsze jest
to, że ten autorytet daje im klapki na oczy i uszy. Nie słysza i nie widzą
racji rodzica.
Powiem Ci coś.
Wczoraj wieczorem wydawało sie że mama zaakceptowała sytuację, była
pogodniejsza, dziecko
brykało. Namówiłam ją aby się nie bała porozmawiać z lekarzem o zmniejszeniu
diety małej. Dziecko nie chce jesc, a cukry ma ciagle za wysokie. A je
wiecej niz normalnie w domu.
Efekt?
Ordynatorka stanowczo powiedziała ze mala musi jeść, bo rośnie. Jeden,
jedyny
argument. Więc cukry są ciagle koło 300, małej dalej wpychane są posiłki i
dostaje dodatkowe iniekcje na zbicie cukru. Blędne koło.
Mama sie buntuje, bo nie widzi w tym sensu, badziej się użala nad córką, bo
uważa że jest
niepotrzebnie kłuta, a ja mam poczucie winy, bo widzę, że dałam fałszywą
nadzieję, wierzac w rozsądek, mimo wszystko, lekarza.
Aska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-15 13:25:30
Temat: Re: Dziecko i strach
Użytkownik "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:c5lckf$mp4$1@news.onet.pl...
>
>
> 1. Moja choroba nie jest spoiwem mojej rodziny.
> Jeśli moja choroba zniknie, to nie znikną podstawy
> mojej egzystencji.
>
> 2. Ja nie jestem chorobą.
> Jeśli moja choroba zniknie, to nie znikną podstawy
> mojej egzystencji.
Musze to sobie przemysleć..
dzięki..
Aska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-15 14:10:29
Temat: Re: Dziecko i strachNonnocerka w news:c5ll7u$teq$1@serwus.bnet.pl
> Oooo, to ciekawe. Jakie uzyskałeś wyniki?
> Pytam, bo podczas praktyk na kardiochirurgii spotykało się często
> pacjentów z powikłaniami pooperacyjnymi, między innymi właśnie z
> zaburzonymi funkcjami poznawczymi. Ostatnio coraz częściej robi się
> operacje małoinwazyjne, np. techniką OPCAB. W ŚCCHS w Zabrzu robią
> badania właśnie nad wpływem operacji małoinwazyjnych na zmniejszenie
> powikłań około i pooperacyjnych. Może byś się im przydał?
> Neuropsychologa tam nie mają.
> --
> Pozdrawiam, Magdalena S. (dzidzia ~IX,X 2004)
Należy zacząć od tego, że badanie to obecnie może być jedynie
ilustracją sposobu podejścia do zagadnienia - technika związana
z krążeniem pozaustrojowym (KPU) bardzo się zmienia i właściwe
powinno się takie rzeczy robić stale na bieżąco i niejako od nowa.
W jednym z badań które czytałem wystąpiła np korelacja "daty zabiegu"
ze stopniem pogorszenia pamięci po zabiegu - na przestrzeni
kilku lat im bliżej czasom współczesnym tym mniejsze było to
pogorszenie! W widoczny sposób poprawiała się po prostu
ochrona mózgu w trakcie
krążenia pozaustrojowego.
Jeśli ujawniano zmiany - najczęściej dotyczyły analizy i syntezy
wzrokowo-przestrzennej, sprawności percepcji wzrokowej,
wyobraźni wzrokowej i pamięci. Zwracano uwagę na mikroembolizację
(efekt metod utleniania krwi pozaustrojowej) i przemijające niedotlenienie
jako na główne przyczyny tych efektów.
Generalnie najbardziej podejrzane stały się więc -
biorąc pod uwagę ten zestaw funkcji poznawczych
okolice unaczyniane z tętnic kręgowych i dalej - z tętnicy podstawnej.
To co stwierdziłem:
Badanie bezpośrednio przed operacją i po operacji wykazało spadek m.in
sprawności badanych testem Bender (koordynacja wzrok-ruch i analiza i synteza
wzrokowo-przestrzenna, praksja konstrukcyjna) i tendencję do pogarszania się
bezpośredniej pamięci materiału werbalnego. Innych różnic nie było.
Odległe skutki oceniano przy pomocy IQ.
Okazało się, że nie było zmian średniego IQ przed i po operacji,
jednak dzieci bardzo różniły się od siebie - podzieliłem je na dwie grupy -
tych których IQ wzrosło i tych których IQ spadło.
Po czym zacząłem szukać śródoperacyjnych czynników różnicujących obie
grupy (o analizie regresji mając tylko kalkulator BRDA mogłem sobie
wtedy tylko pomarzyć).
PARADOKSALNIE grupa ze wzrostem IQ miała DŁUŻSZY czas KPU i zatrzymania akcji
serca niż grupa ze spadkiem IQ !!!!!
Dlaczego? To proste - jeśli operowano skomplikowaną wadę,
która znacząco upośledzała krążenie potrzebowano więcej czasu
- miało to wpływ na wydłużenie czasu krążenia i dłuższe "wyłączenie"
akcji serca. Jednak poprawa krążenia po operacji była tak zasadnicza
że odbijało się to na wynikach IQ!
Jeśli operowano jakąś niewielką wadę -
np. minimalny ubytek przegrody międzyprzedsionkowej
negatywny - uszkadzający mózg wpływ krążenia był na tyle widoczny
że zysk z poprawy ukrwienia mózgu po zabiegu nie równoważył
go - stąd straty IQ.
Generalnie wnioski sugerowały dwukierunkowy wpływ operacji:
1)Pogarszający funkcje poznawcze wpływ krążenia pozaustrojowego
2)Korzystny dla sprawności poznawczych efekt poprawy
sprawności układu krążeniowo-oddechowego widoczny po
operacji najcięższych wad.
Głębokość upośledzającego wpływu wady przed operacją
decydowała o tym czy dziecko "ma się z czego poprawić"
czy też nie.
pozdrawiam
vonBraun
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-04-15 14:48:38
Temat: Re: Dziecko i strachUżytkownik "jbaskab" <j...@o...pl> napisał w wiadomości
news:c5m1i1$414$1@atlantis.news.tpi.pl...
> Ten cholerny autorytet zbudowany na wiedzy podrecznikowej i latach
praktyki
> powoduje, że lekceważą odczucia pacjentów. Dla niech to nie jest "pacjent
z
> cukrzycą pierwszego typu" tylko "cukrzyca pierwszego typu".
To mniej wiecej co co napisalem. I tak jest, racje.
Powstalo teraz kilka prywatnych centrow leczenia i tam jest zupelnie
inaczej,
moze nie 100% szczescia ale tam Ci nie dowalą tak łatwo.
> Efekt?
> Ordynatorka stanowczo powiedziała ze mala musi jeść, bo rośnie. Jeden,
> jedyny
> argument. Więc cukry są ciagle koło 300, małej dalej wpychane są posiłki i
> dostaje dodatkowe iniekcje na zbicie cukru. Blędne koło.
> Mama sie buntuje, bo nie widzi w tym sensu, badziej się użala nad córką,
bo
> uważa że jest
> niepotrzebnie kłuta, a ja mam poczucie winy, bo widzę, że dałam fałszywą
> nadzieję, wierzac w rozsądek, mimo wszystko, lekarza.
:(
Lekarzy nie ma co sie bezwglednie sluchac, to zasada nr. 1.
Moge Ci sypac jak z rekawa sytuacjami w ktorych lekarz sie myli albo
nie wydal dobrej diagnozy. Trzeba odwiedziec, popytac kilku lekarzy!
Lub z innych zrodel. I samemu decydowac.
Przyklad: wsrod moich znajomych: kobiete 50 lat dretwieje reka. Diagnoza "od
kregoslupa".
Przez pół roku leki + masaże. Przypadkowe spotkanie z innym lekarzem,
inna diagnoza "ucisk na nerwy w przedraminiu z pododu czegos tam" - operacja
i ok!
Inny przyklad: znajomy przedzwignal ramie, brak diagnozy. Ramie go przez
pare miesiecy
bolalo i bolalo. Poszedl do innego, ten wyciagnal atlas miesni, diagnoza,
lecznie i ok!
To nie sa sporadyczne przypadki, tego jest okolo 60-70 % !!! (licze sobie to
od pewnego czasu :) ).
Chyba koncza sie czasy gdy sie bezwglednie ufalo lekarzowi, zreszta zobacz
na przeszlosc np.
dawniej jak matka z malym dzieckiem (2 mies.) zachorowala, to odstawiona
dziecko od piersi.
Efekt: przepelnienie pokarmem, zapalenie piersi a potem zanik pokarmu. Teraz
okazuje sie
ze w mleku matki nawet chorej sa przeciwciala wiec nie nalezy odstawiac.
Itd.itd.
Sprobujcie moze zadzialac na wlasna reke. Sam sie zapytam - jak sie cos
dowiem to dam znac.
Duch
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |