Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?

Grupy

Szukaj w grupach

 

Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2001-06-26 21:31:48

Temat: Re: Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?
Od: "PowerBox" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

> I jestem niesamowicie zadowolony ze nie dalem sie otruc tylko w koncu
> zaczalem sam sobie pomagac
> Mnie wyjscie zajelo kilka miesiecy bardzo ciezkiej pracy nad soba.
Cześć "Szkudlik". To wspaniale, że dałeś radę samemu. Wiem ile kosztuje i
ile zasobów pochłania remont generalny, gdy się jest zerem. Trud się opłaca,
efekt jest miażdżący i tak zdumiewający, że wszystko, co inni mogą
powiedzieć to, że tak naprawdę nie miałeś depresji i prawdziwego problemu.
Nikt inny Cię nie doceni niż ktoś, kto sam zna tego cenę. Dla mnie wykonaleś
robotę, której nie jest w stanie powtórzyc co najmniej 90% innych
nieszczęsliwych ludzi. Ty wiesz czym grozi oszukiwanie samego siebie i
lekceważenie oczywistych faktów gdy jesteś sam dla siebie terapeutą i ile
razy trzeba było zaczynac wszystko od początku. Jestes dla mnie uosobieniem
sukcesu, wzorem postawy życiowej i nieprzeciętnej osobowości. Dla mnie
zdałeś egzamin życia. Gratulacje.
PowerBox


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2001-06-26 21:58:50

Temat: Re: Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?
Od: "PowerBox" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

> Mogę powiedzieć tylko jedno - nie miałeś depresji, a wydawało ci się że
> masz, bo widziałeś wszystko w czarnych kolorach, i z biegiem czasu coraz
> bardziej się z tym przekonaniu utwierdzałeś - a potem nastąpił zwyczajny
> efekt placebo.
Nie mam zamiaru Cię przekonywać, że miałem depresję, bo i po co? Może
faktycznie nie miałem. Jedank problem był dla mnie bardzo poważny a terapia,
którą się w głównej mierze posługiwałem nie zlekceważyła go. Po latach
opisałem to w szczegółach psychiatrze, którego poznałem "po cywilnemu" (całe
szczęście po cywilnemu). Wszystko ze szczegółami jak sie
zeszmaciłem(zupełnie niepotrzebnie z resztą). Jak ważyłem 3/4 normalnej
masy, jak nie mogłem wypić nawet średnio mocnej herbaty, bo mnie telepało,
jak miałem superrealistyczne halucynacje utrzymujące sie nieraz kilkanaście
minut i wszystko inne. Na koniec powiedziałem coś takiego: "myślę że
dzieliły mnie dni od samobójstwa" On wpatrując mi się w oczy- "Człowieku,
ciebie już dzieliły minuty!"
Może to nie była depresja, tylko świat widziałem na czarno, nie wiem, nazwa
dla mnie nie ma znaczenia. Miałem realny problem. Wszystko, czym się
posługiwałem możesz nazwać placebo i chciałbym zastosować to właśnie
placebo, gdyby była taka potrzeba. Dobry lekarz moze zastosować nawet
placebo jeśli przynosi dobre skutki a ja musiałem już byc bardzo dobrym
lekarzem...


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-06-27 00:28:47

Temat: Re: Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?
Od: "PowerBox" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

> Wiem, ze masz rację. Mozna nie czuc sie nieszczesliwym, jesli sie tego
chce.

To dlaczego tak wielu ludzi wybiera zycie w nieszczęściu tak wielkim, że
zagraża to nawet niekiedy życiu? Chcą inaczej albo nie tak bardzo, albo
niewystarczająco, brak im wskazówek albo odpowiedniej postawy by z nich
skorzystać. Dla innych zdrowie niewiele znaczy i jego odzyskanie nie wydaje
im sie atrakcyjne. Dla innych jest ważne, ale nigdy nie zdecydują, że je
odzyskają. Jeszcze inni zapominają ustawić tego jako cel, do którego trzeba
zmierzać. A jeszcze inni nie przeskoczą samych siebie na drodze do takiego
celu.

> Czy to jednak zapewnia
> RUCH do przodu ?
Każdy przypadek jest inny. Moim zdaniem generalnie tak, chcenie zapewnia,
chociaż zdaję sobie sprawę, że możemy mówic niezupełnie o tym samym.
Ja bardzo chciałem być znów szczęśliwy, bo swoje młode lata miałem,
porównując do przeciętnej, wyjątkowo szczęśliwe. Późniejsze moje rezultaty
były opłakane i wiedziałem, że jest gdzieś lepszy dla mnie świat, bardzo
CHCIAŁEM tam wrócić i wykonałem zadanie. Takie chcenie daje wektor do
przodu.
Natomiast wielokrotnie mi się okazywało, że im bardziej czegoś chciałem( lub
nie chciałem) tym miałem słabsze rezultaty. Szczególnie niepożądane było dla
mnie to, że wiedziałem że mi coś nie gra i na siłę nie chciałem się tak
CZUĆ. Powodowałem jakieś zaprzeczanie, wypieranie, używałem ogromnej siły,
bo chciałem inaczej, chciałem tego nie czuć. Takie chcenie zawiodło mnie
kompletnie na manowce. Dla tych, którzy śledzą historię tego postu dodam, że
w moim przypadku, uporanie się z tym chceniem było istotnym składnikiem
dojścia do zdrowia. Jest to bardzo trudne, gdy zupełnie nie wie się o co
chodzi.
Tu jest dobry moment, żeby rozwinąć jedną rzecz. pozwól Eva, że to na twoim
poście do wszystkich:
Reasumując mamy do czynienia z emocjami. Jedni cześciej, inni z
intensywniejszymi, ale z reguły chodzi o emocje. Ja na to mam dwa główne
sposoby w swojej skrzynce narzędziowej, którą kompletowałem z uwagą jakiś
czas.
Pierwszy sposób -to nie dopuścić do powstawania niepożądanych emocji (tu
depresja, lub cokolwiek innego). stosuję RTZ na co dzień i nawet dobrze nie
wiem, że to robię.
Drugi sposób to umiec doraźnie coś zrobić z emocjami, gdy się zdarzy i
opuścimy z jakiś przyczyn pierwszy sposób. (zaskakujące, bardzo traumatyczne
zdarzenie, małe doświadczenie w stosowaniu pierwszego sposobu i chwilowa
niemożliwość jego zastosowania). O drugim sposobie nie mówiłem, bo
wszystkich zafiksowało na trzecim czyli na lekach i ogólnie stanęliśmy na
pierwszym, nieporównywalnie łatwiejszym a w dodatku nie mam na to ochoty, bo
się tylko ośmieszam.
Przeciętny zżeracz chemikaliów ma tylko leki, których nie można zaliczyć do
żadnej z tych grup narzędzi i będzie bronić się przed innymi sposobami aż do
ostatecznej utraty samego siebie i przejęcia kontroli jego nędznego życia
przez leki. Chemikalia i alkohol nie powodują, że niechciane uczucia
znikają, tylko to, że mózg słabiej przewodzi wszystkie uczucia do
świadomości, łącznie z tymi niechcianymi i z ich bodzcami. Jedank chodząc na
wino i jedząc tylko chemikalia nie zbliżacie się optymalnie do rozwiązania
problemu. Dlatego to tak długo trwa, niekiedy całe życie i powoduje następne
problemy. Powyższa kwestia na temat leków była już poruszana i jest to tylko
moje zdanie wynikające z obserwacji.
Ja mogę zastosować wszystkie trzy metody walki z depresją a Wy tylko jeden i
to ten najmniej skuteczny. W dodatku nie znając innych metod upieracie się
nielogicznie, jak ruscy, ze żaden okręt atomowy nie leży na dnie Morza
Barentsa, że to moje podejście jest złe. W dodatku Wy macie tylko leki
przeciwdepresyjne, a ja wydajnie walczę z całą gamą innych odczuc, które w
przeciwnym wypadku prowadziły by mnie w złą stronę (inna niż chcę).
Jest tylko jedna rzecz na Waszą korzyść: Trzeci sposób jest bardzo łatwy w
użyciu, a pierwsze dwa wymagają czasu, otwartego umysłu, pracy nad sobą,
włożonego początkowego wysiłku i dyscypliny, żeby je w ogóle stosować.
Jeżeli jest z Wami niedobrze i znacie tylko leki - to musicie je stosować
albo zostaniecie bez żadnego narzędzia. Powodzenia. PowerBox.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-06-27 08:48:39

Temat: Re: Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?
Od: "janek" <r...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


<s...@g...pl> wrote in message
news:4a87.00000001.3b38c8a2@newsgate.onet.pl...
>
(ciach)
> Cholernie dobrze znam taki stan. Musze jeszcze przyznac ze go opisales
dosc
> delikatnie - w moim przypadku ta smola byla DUZO czarniejsza.
(ciach)
> I jestem niesamowicie zadowolony ze nie dalem sie otruc tylko w koncu
zaczalem
> sam sobie pomagac.
>
Wyluzuj się Szkudlik :-)) Nie reklamuję Ci prochów (nie pracuję w firmie
farmaceutycznej ani w branży psychiatrycznej :-)) ). Ja tylko mówię o
swoich doświadczeniach. Pewnie u każdego wygląda to inaczej. Na początku
bałem się tej chemii i myślałem o tym tak jak ty: trucizna, zrobi ze mnie
roślinę, stracę uczucia, zgłupieję od tego, uzależnię się fizycznie lub
psychicznie, lepiej już tak cierpieć ale być sobą. No i co? Terapeuta
poradził mi na początek konsultacje z psychiatrą w sprawie odpowiednich
prochów. Brałem zgodnie ze wskazaniami i regularnie. To zaczęło działać po
tygodniu. Z dnia na dzień pozbyłem się wszystkich objawów. Mogłem wstać
rano, iść do pracy, przestałem wszystko zawalać. Co najważniejsze wcale nie
czułem się podkręcony, żadnego pobudzenia czy euforii. Nie czułem się też
przytłumiony. Wręcz odwrotnie zaczęło mnie być stać na uczucia a przedtem
było mi wszystko jedno. Nie czułem żadnych skutków ubocznych (minimalnie
schło mi w ustach ale tylko czasami). Po miesiącu nie pamiętałem, że wogóle
coś biorę, miałem poczucie, że jestem sobą bardziej niż bez tych prochów.
To oczywiście jest dyskusyjne, ty możesz uważać że kłopoty z rannym
wstawaniem, trudności decyzyjne i poczucie całkowitego zgnojenia są
integralną częścią twojej osobowości i wycięcie tego w sposób inny niż
własnymi siłami jest niedopuszczalną ingerencją w Twoje wnętrze. :-))
No w każdym razie zacząłem mieć siłę żeby zajmować się własnymi problemami i
poradziłem sobie. jak już stwierdziłem, że tego nie potrzebuję (po
konsultacji z terapeutą) to odstawiłem z dnia na dzień bez żadnych
konsekwencji. i nic się nie zmieniło - w ogóle tego nie poczułem.
Oczywiście wiem, że mam szczęście - nie u każdego to tak dobrze działa. No
ale u mnie akurat tak i ja te prochy wspominam jako coś dobrego co mi bardzo
pomogło. Więc myślę, że ludzie przesadzają z tym lękiem przed psychiatrami i
farmacja a ty i PowerBox ich mimowolnie nakręcacie. jak ktoś się NAPRAWDĘ
źle czuje to powinien spróbować (oczywiście nie na własną rękę tylko pod
kontrolą lekarza :-)).
Pozdrowienia,
jj

(ciach)

> --
> Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-06-27 11:28:41

Temat: Re: Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?
Od: "Eva" <e...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "PowerBox" <p...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:9hb9aq$e2m$1@news.tpi.pl...
> > Wiem, ze masz rację. Mozna nie czuc sie nieszczesliwym, jesli sie tego
> chce.
>
> To dlaczego tak wielu ludzi wybiera zycie w nieszczęściu tak wielkim, że
> zagraża to nawet niekiedy życiu? Chcą inaczej albo nie tak bardzo, albo
> niewystarczająco, brak im wskazówek albo odpowiedniej postawy by z nich
> skorzystać. Dla innych zdrowie niewiele znaczy i jego odzyskanie nie wydaje
> im sie atrakcyjne. Dla innych jest ważne, ale nigdy nie zdecydują, że je
> odzyskają. Jeszcze inni zapominają ustawić tego jako cel, do którego trzeba
> zmierzać. A jeszcze inni nie przeskoczą samych siebie na drodze do takiego
> celu.

hmm... Zdrowie jako Cel.
Tylko co to znaczy ?
Bo widzisz, ludzie boją się ( w tym również ja ), że "wraz z ich diabłami odejdą
również ich
anioły". Nie mogą się z tym pogodzić, chociaż marzą o spokoju. Nie chcą by wszystko
się spłaszczyło
jak krzywa na ekranie oscyloskopu na odziale intensywnej terapii.
Pewnie, potem już jest lepiej;).
Chciałabym mieć swoje diabły i anioły na zawołanie, ale diabły w pewnym momencie
zaczynają wygrywać,
a anioly zostają za murem.

Szkoda, ze nie napisales o tym jak to zrobic.
Nie piszę o lekach i alkoholu. Udaje mi sie zyc jakos bez tego. Potrafie zachwycac
sie swiatem. Nie
potrafie tylko zaakceptowac zaklamania i podlosci w czlowieku.
Więc co, izolacja..., unikanie..., wycofywanie się. Poza tym swiat jest cudownym
miejscem.
Ale co zrobic z czlowiekiem ?
I co z tym wektorem do przodu ?

Moze jednak napiszesz o tym "drugim" sposobie ? O tym doraznym. Bo po miesiacach czy
latach kazdy
problem daje sie przyswoic (jesli ma sie wole ku temu).

A tak poza tym, mialam w zyciu tez wiele sukcesow i czasem nawet jeszcze mam.
Tyle, ze zaprzepaszczam wiele z nich, a zyc jeszcze jakis czas trzeba.
E.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-06-27 12:49:33

Temat: Re: Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?
Od: <s...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

> Ja tylko mówię o swoich doświadczeniach.

Ja tez

> Oczywiście wiem, że mam szczęście - nie u każdego to tak dobrze działa.

100% racji. Tak samo jak ja mialem szczescie ze mi sie udalo samemu.

> ale u mnie akurat tak i ja te prochy wspominam jako coś dobrego co mi bardzo
> pomogło. Więc myślę, że ludzie przesadzają z tym lękiem przed psychiatrami i
> farmacja a ty i PowerBox ich mimowolnie nakręcacie.

A Dorrit na spolke z koncernami farmaceutycznymi (sprzedaz tych ... to potezne
pieniadze) zabijaja w nich ostatnia nadzieje na to ze moga cos zrobic - ze
jedynym wyjsciem jest wbic sie w prochy. Ja & PowerBox wbrew wszystkim
pokazujemy ze jednak jest alternatywa.

Na pewno nie kazdy da rade bez trucizny. Ale tez jestem absolutnie przekonany
ze zdecydowane "nikt i w zadnym wypadku sobie bez prochow nie poradzi" powoduje
ze bardzo wielu - niestety nikt nie wie ilu - ludzi ktorzy mogli by wyjsc z
tego bez prochow nawet nie bedzie probowalo. Ilustam bedzie miec takie
szczescie jak Ty, a z innych zostanie smietnisko.

Kazdy i tak zrobi jak chce.

mSz


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-06-28 00:33:27

Temat: Re: Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?
Od: "PowerBox" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

O drugim sposobie niżej....
> hmm... Zdrowie jako Cel.
> Tylko co to znaczy ?
Dla mnie znaczy to zdecydowanie, że się to osiągnie i nigdy nie podda w
czasie tego procesu. Następnie każdego dnia stawianie choćby najmniejszych
kroczków w tym kierunku, żebym mógł sobie spojrzeć w twarz (bez lustra:) gdy
się zapytam co dzisiaj zrobiłem takiego, co mnie przybliża do tego celu.


> Bo widzisz, ludzie boją się ( w tym również ja ), że "wraz z ich diabłami
odejdą również ich
> anioły". Nie mogą się z tym pogodzić, chociaż marzą o spokoju. Nie chcą by
wszystko się spłaszczyło
Tego trochę nie rozumiem. Mi się nic nie spłaszczyło. Cieszę się, ze panuję
nad populacją w sensie ilości i jakości swoich diabłów.

> Chciałabym mieć swoje diabły i anioły na zawołanie, ale diabły w pewnym
momencie zaczynają wygrywać,
> a anioly zostają za murem.

> Szkoda, ze nie napisales o tym jak to zrobic.
- Pokazałem skąd można się tego w pełni nauczyć.

> Moze jednak napiszesz o tym "drugim" sposobie ? O tym doraznym. Bo po
miesiacach czy latach kazdy
> problem daje sie przyswoic (jesli ma sie wole ku temu).
Ja wiem o istnieniu kilku takich pseudo sposobów. Niestety w odróżnieniu od
RTZ nie są one zbyt naukowe i medyczne(na razie). Czuję sie niezdarnie
mówiąc o niektórych, bo zaczynam się pewnie jawić wielu ludziom jako
nawiedzony jakiś ciężki przypadek z lasu. Zdaję sobie z tego sprawę. Ja nie
mam nic do stracenia, Wy możecie jeszcze wszystko zyskać. Z bardziej
popularnych to kotwica NLP, zakłócenie wzorca zachowań przez afirmacje albo
zmianę swojego ciała, rózne medytacje, biofeedback. Wszystko to i więcej
jest opisane w różnych książkach i działa z różnym skutkiem. Dla mnie ważnym
jest jeszcze jak zwykle RTZ, mimo, że zaliczyłem go do pierwszej grupy
zapobiegawczej znakomicie działa i na tym polu. Wszystko to ma do czynienia
z powstałymi już emocjami, które nas męczą, ale nie są to całościowe
rozwiązaniea problemu. Całościowa jest reedukacja emocjonalna, czyli program
o takich możliwościach jak RTZ. Dla mnie jednak istnieje jeden czarny koń.
Jest to wspomniana przeze mnie metoda opisana przez Sisson'a. Dzięki niej
dokonałem przełomu. Przy maxymalnie traumatycznym zdarzeniu kotwica NLP może
się założyć w drugą stronę pod tak silnym naporem i w dodatku działa
chwilowo. Przy potwornym roztrzęsieniu nie ma co marzyć o skutecznej
medytacji. Uzycie RTZ wymaga elementarnej jasności umysłu i chwili czasu a
właśnie URYWA NAM DUPĘ!!! I to cos w cale nie żartuje!!!... Lekarstwo, jak
każde profesjonalne danie w łeb, tutaj choc raz się sprawdza. Działa
wyśmienicie na zasadzie, że lepiej gdyby mnie tytaj w ogóle nie było- buuum!
Gdy się znów zaczniemy pojawiać na świecie weźmiemy szybko dawkę na
zakładkę -buuum, względny spokój na następne parę godzin i tak 1 rok.
Zakłócenie wzorca albo techniki NLP niewiadomo dlaczego teraz nagle
odmawiają posłuszeństwa i stają się niezrozumiale nieskuteczne, ponieważ nie
możemy tego prawidłowo przeprowadzic pod naporem zawalającego się świata i
wykładniczo(!) ( w moim odczuciu) wzrastającej obiektywnej trudności. O
zmianie ciała zapomnij, bo i tak ledwo stoisz na nogach. Sprzęt do
biofeedbacku został w domu, z resztą i tak by nie pomógł, bo stąd do
wstępnego opanowania jest tak daleko jak do końca układu słonecznego.
Wypowiedzenie w tym momencie jednej afirmacji jest tak nie na miejscu,
wzbudza tak olbrzymi dysonans i lawinę biadolenia, że paradoksalnie może
jedynie prowadzić do całkowitego załamania i szaleństwa. Możesz jeszcze
wszystkiemu zaprzeczyć, ale nawet gdy Ci się wydaje, że to już max -
porażenie wraca z podwójną siłą.
Co robić?
W zależności, czy odrobiłeś zadanie domowe z dnia 28.06.2001 czy nie,
masz -albo nie masz ostatniej szansy poradzenia sobie, żeby stress nie
spustoszył Ci mózgu, reszty ciała, żebyś naprawde na trwałe nie zwariował i
nie znalazł się do końca życia w związany w psychiatryku na łasce Dorrit.
Wówczas jedyną rzeczą którą znam jest mój czarny koń, czyli to, o czym mówi
Sisson. Całościowe podejście, filozofię, uzasadnienie i zasadę działania a
własciwie jego brak (kto przeczyta zrozumie) przeczytałem w książce pod
idiotycznym jak dla mnie i nawiedzonym tytułem: "Wewnętrzne Przebudzenie".
Ta książka i ta druga o RTZ i czas włożony w ich przeczytanie to dla mnie
jedne z najlepszych inwestycji w moim życiu. I mean it! Nie wiem jak inni to
przejdą, dla mnie to był przełom, jak pisalem. Ostatnio pojawił się post o
facetach w jaskini. Zastanawiam się czy po tym wszystkim nie jestem troche
jak oni. Pewne rzeczy już nigdy nie są takie same po nawiedzonej lekturze i
kilku przeżyciach. Czy treść moich listów nie jest przypadkiem ich
mieszkaniem w lesie -dla mnie istotnym, jedynym rozwiązaniem a dla Was
niezrozumiałym dziwactwem, które z politowaniem obchodzicie z daleka, gdy ja
w tym samym czasie myslę o was "biedacy".

Jak do tego doszedłem:

Na swoje poszukiwania
patrzę w inny niż większość ludzi sposób. Gdy miałem "obniżenie nastroju"
wykonywałem, coś, co mi się zdawało przyniesie poprawę. Bardzo szybko się
przekonywałem, że to nie to. Życie mówi: nie chłopczyku, to nie to. Żadnych
innych wskazówek gdzie szukać. Jeden pionek w grze MasterMind. (W
oryginalnej grze jest pięc pionków informacyjnych w dwóch kolorach do
odgadnięcia kodu, więc sprawa łatwiejsza.). Dobra, wymyślałem, że teraz
zacznę uprawiać sport jak dziki. Na pewno nie było gorzej, momentami nawet
zdecydowanie lepiej. Przy pierwszej sytuacji stresowej życie wystawia mi
czarny pionek oznajmiający, że nie mam racji. Dalej idę na akupunkturę.
Pomaga mi bardzo wyraźnie. Po zakończeniu mija kilka tygodni -czarny pionek
i znów to samo. Chłopczyku, nie o to mi chodzi -mówi życie z totalną
obojętnością. Żadnych innych wskazówek co dalej. Dobra, to teraz nic nie
robię. Po chwili czarny pionek zagradza mi dalszą drogę. Żadnych wskazówek,
zaczymam od początku. Idę sie nachlać, bo nic nie pomaga. Tego samego
wieczoru dwa czarne pionki(na jeden możliwy). Idę w końcu do psychiatry, bo
wytrwałość czarnego pionka staje się zbyt męcząca i nie daję rady
zwyczajnie. Kupuję leki po 15 minutowej wizycie. Pomaga. Pojawia się kilka
innych zmiennych w życiu, ale ogólnie blachę można wyklepać, nikomu nic się
nie stało, odszkodowanie pokryje szkody a ten drugi przy tej okazji zrobił
sobie remont przedniego zawieszenia za frico. Tak trwam jakiś czas i nie
widać czarnego pionka! Po 2-3 latach już go widzę wyraźnie. Startuję od
zera. Za każdym razem niezmiennie, optymistycznie od zera. Czy to mógł być
zbieg okoliczności ? Zapisuję się na kurs tralalalingu. Sam nie wiem. Po
chwili już wiem. Zapisuje się teraz dla odmiany na kurs
tralalalalalalalingu. Daj spokój chłopie -zdaje sie mówić pionek przed
oczami. Medytacje! Generalnie po latach - fucken black checker again, ale
warto zapamiętać. Teraz kolej na różne książki. Tutaj sprawa jest
delikatniejsza. Często widze negatywne odpowiedzi od mojego jedynego
psychoterapeuty-życia, ale przeczuwam, że to do konia musi gdzieś tutaj być,
bo to w końcu mądrzy ludzie piszą. Po drodze inna metoda, ale rezygnuje
zanim zobaczę informacje zwrotną w całej okazałości. Obecnie jestem na
etapie opanowania sytuacji w bardzo zadowalającym mnie stopniu.
Przeprowadziłem tak zmasowany atak na pozycję przeciwnika, że w
końcu się okazało... Do wieloletniej walki użyłem broni maszynowej,
szpiegów, lotnictwa, broni chemicznej, szabel, wycofania się, rakiet,
czołgów, dziesięciu milionów czerwonoarmistów, 50 kamikaze, magii i czarów,
łodzi podwodnych, noża, zastraszenia, terroru, podstępu, komandosów,
okrążenia, bomby atomowej, bomby wodorowej, nie pomogło -to dwudziestu bomb
wodorowych, ucieczki i to wszystko tylko po to, żeby się na koniec
dowiedzieć, wyciągnąć wniosek i zrozumieć, że cały czas walczyłem z samym
sobą. Od czasu, gdy dostosowałem się do tego faktu nie widziałem już więcej
czarnego pionka. Nie znaczy to, że widziałem biały pionek i że nigdy więcej
nie
zobaczę czarnego! Taki znany problem filozoficzno-matematyczny polega na
tym, że widzimy białe łabędzie w życiu i wyciągamy wniosek, że wszystkie są
białe. Może tak, może nie. Zobaczenie jednego czarnego łabędzia wystarczy do
zanegowania tezy, że wszystkie łabędzie są białe. Ważny wgląd terapeutyczny:
że mozemy przez człe zycie nie widzieć czarnego łabędzia i wysnuć na
podstawie wniosek niezgodny z rzeczywistością.
Być może zobaczę czarny znak znów poźniej w innych okolicznościach. Nie wiem
co będzie w przyszłości. Wiem natomiast, z których stron najprawdopodobniej
się nie pokaże.
Małe dzieci uczą się na błędach. Jak im się mówi, że piec jest gorący, to
nie ma sposobu, żeby to do nich dotarło, zanim się nie oparzą. To nikogo nie
dziwi ale dorośli, mimo, że czytują WallStreetJournall postępują na poziomie
emocjonalnym dokładnie tak samo i to dla mnie jest ciekawe. Byłem z siebie
dumny, że w końcu do czegoś konstruktywnego doszedłem metodą prób i błędów.
Rozmawiałem z mądrym człowiekiem na ten temat i zapytał mnie, dlaczego
robiłem te wszystkie rzeczy przez lata zamiast wyciągnąć nauke z cudzych
błędów i robić tylko te "dobre" rzeczy. Poraz któryś z rzędu z nieznośną
dobitnością prosta prawda wprawiła mnie w silne zakłopotanie. Jak mogłem o
tym wcześniej nawet nie pomyśleć.
Moj wniosek jest taki, żeby patrzec na rezultaty i słuchac waszego
najlepszego, doskonałego, nieomylnego i mającego zawsze rację terapeuty i
nauczyciela- czyli życia. Nie mnie, nie psychiatry z
przychodni, który wie o istnieniu czarnych łabędzi a nie chce zaakceptowac
takiego oczywistego faktu, albo dla Waszego dobra Wam tego nie mówi, nie
księdza, nie Maultsbiego, tylko właśnie życia(cokolwiek to znaczy). Jeżeli
połykacie codziennie od lat chemikalia i codziennie nie możecie ich odstawić
to na moje -życie codziennie mówi Wam wyraźnie co o tym sądzi. To samo jeśli
ktoś jest permanentnie samotny, biedny, nieszczęśliwy i cała reszta.

Tyle się mówi teraz o inteligencji emocjonalnej i pokrewnych zagadnieniach.
Ktoś kto mając zdrowy mózg i nie może sobie poradzić z własnymi emocjami i
wyjść z depresji latami jest dla mnie emocjonalnym ignorantem i emocjonalnym
idiotą(sam nim byłem, więc wiem co mówię). Gdyby do tej pory to nie było
oczywiste to twierdzę, że można to zmienić. Jeżeli ktoś twierdzi, że ma inny
problem niż inni ludzie, albo, że jest on niemożliwy do rozwiązania na
poziomie emocjonalnym, albo że to ten problem powoduje jego stan -to musi na
własna rękę znaleźć sposób, by wbić sobie do głowy, że wpadł w pułapke
własnego umysłu i że jest wyjście z tego straszliwego lasu. Musisz tylko
przejść przez las i nie spojrzeć na piękną dziewicę(to stara baśń), bo
zamieni Cię w kamień, czy jakoś tak to leciało. Twój problem jak sobie z tym
poradzisz. Wiesz gdzie jest trick, ale przejść bedzie arcyciężko, bo pokonac
trzeba będzie samego siebie. Powiem, że najprawdopodobniej będzie nawet
trudniej niż myslisz. Twoja inwencja jak wykonasz zadanie. Pamiętaj, że już
jesteś w lesie i może nawet masz pierwsze kłopoty. Zwróć uwagę jak niewielu
dochodzi do końca i że nawet nie wiadomo gdzie jest koniec, póki się tam nie
dojdzie. Ci z drugiej strony mówią Ci, ze to takie proste, wystarczy nie
spojrzec na czarownicę. Dla Ciebie to wszystko jest nieskończenie trudne.
Jak się już kamienieje, to trudno odwrócić wzrok ale to jest możliwe.
Moze spotkasz jedną czarownice w postaci śliczności, może 10000 a może
żadnej. Twoja sprawa jak sobie z tym poradzisz. Możesz się przywiązac do
masztu i zatkać uszy woskiem, żeby nie skoczyć w toń za zdradliwą pieśnią
syrenek stopiątek.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-06-28 09:53:31

Temat: Re: Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?
Od: "PowerBox" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

> Może wystarczy kupić książkę za kilkadziesiąt złotych,
> przeczytać i wmawiać bachorom, że są wyleczone.

Nie wystasrczy niestety kupienie książki i samo zaznajomienie się z metodą.
-Trzeba ją zastosować w praktyce, w dodatku dokładnie i poprawnie.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-06-28 11:12:21

Temat: Re: Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?
Od: "Eva" <e...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "PowerBox" <p...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:9hdtu6$rve$1@news.tpi.pl...
[...]

> Jak się już kamienieje, to trudno odwrócić wzrok ale to jest możliwe.
> Moze spotkasz jedną czarownice w postaci śliczności, może 10000 a może
> żadnej. Twoja sprawa jak sobie z tym poradzisz. Możesz się przywiązac do
> masztu i zatkać uszy woskiem, żeby nie skoczyć w toń za zdradliwą pieśnią
> syrenek stopiątek.

Dobrze piszesz. A poza tym masz wiele racji. Dokladnie tak to przebiega.
Na wlasny uzytek napisalam kiedys tutaj, jak nalezaloby isc ta drogą

"...zyj tak, bys czul sie dobrze, nie szkodzac przy tym innym"

wywolalo to rozne ciekawe komentarze;),
nie szkodzi, tak wlasnie powinno sie zyc.

Co jednak zrobic ze zobowiazaniami. Z tym, ze wlasciwie pakujemy sie w sytuacje,
w ktorych nic juz nie robimy dla siebie.
Ze inni na nas zeruja.
Ze nie mozna im wytlumaczyc tego, ze nie sa ulomni i niepelnosprawni i do cholery
mogliby sami robic te dziesiatki glupich, prostych czynnosci wokol swoich tylkow.
A zreszta...
to moga zrozumiec tylko kobiety. I tylko czesc z nich, bo inne widza w tym glowny
cel zycia.
No to jak sie uwolnic od glupich zobowiazan wytworzonych przez stereotypy
w meskich glowach ?
No pewnie, pewnie - mozna sobie pojsc gdzies przed siebie;)
np do lasu. I tam zostac. Hey !;)
E.



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2001-06-28 18:18:52

Temat: Odp: Jak pomóc mojemu mężczyżnie wyjść z depresji?
Od: "Marek N." <m...@p...wp.pl> szukaj wiadomości tego autora


Eva <e...@w...pl> napisała m.in.:

> Ze inni na nas zeruja.
> Ze nie mozna im wytlumaczyc tego, ze nie sa ulomni i niepelnosprawni i do
cholery
> mogliby sami robic te dziesiatki glupich, prostych czynnosci wokol swoich
tylkow.
> A zreszta...
> to moga zrozumiec tylko kobiety.
Czy rzeczywiscie jest to cecha plci?

> I tylko czesc z nich, bo inne widza w tym glowny
> cel zycia.
> No to jak sie uwolnic od glupich zobowiazan wytworzonych przez stereotypy
> w meskich glowach ?
A czy nie ma tak, ze bywaja stereotypy (rozne) czasem u Pan, czasem u Panow?

Pozdrawiam z Lublina
Marek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 3 . [ 4 ] . 5


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Wyzwolenie ze zniewolen
inne grupy
szkoła wższa Psychologii Społecznej - kierunek SPIK
LUdzie pomozcie !!!!
czy można żartować z rzeczy poważnych?

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »