Data: 2002-07-24 10:02:13
Temat: Jak postepowac z wariatka? (dluuugie i bardzo powazne)
Od: "J. P." <j...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Witam !
Mam taki dosc powazny problem, cala historia jest dluga i zlozona i choc
zaczyna się jak kiepskie romansidlo rodem z Harlequina, to przeradza się
powoli w solidny koszmarek z możliwymi tragicznymi nastepstwami i po prostu
sobie już z nia nie radze. Tytul postu jest może nieladny, ale dla mnie to
co ona robi nie jest normalne.
7 lat temu poznalem dziewczyne. Dziewczyna dosc dziwna, bardzo wrazliwa,
cicha, niesmiala, z tego co wiem jej dziwnosc wynikala z dziecinstwa, po
prostu wychowala sie bez jakichkolwiek uczuc, zero kontaktow z rodzicami (w
jej domu każdy zyl "sobie" i tak podobno było zawsze), sama o sobie mowila,
ze wychowywala sie z psami. Caly jej charakter zreszta faktycznie
przesiakniety byl zachowaniami wrecz psimi.
Bardzo mnie ona fascynowala, bylismy ze soba (tak naprawde) jakies poltora
roku. Potem zaczelo się psuc. Nie chce się rozwodzic nad szczegolami, w
kazdym razie ja nie jestem tu bez winy, była dla mnie osoba na tyle
kontrowersyjna, ze nie byłem do konca zdecydowany ze chce się w taki zwiazek
ladowac i jak zaczalem widziec ze ona się w to mocno angazuje, zaczalem się
delikatnie dystansowac. Ale z drugiej strony ona wyczuwajac ze cos się psuje
zaczela robic wszystko żeby zepsulo się bardziej. O klotniach, scenach
zazdrosci (o wszystko: o rodzine, kolegow, niemal każdy wieczor który moglem
spedzic z nia, a nie chcialem/nie moglem) moglbym opowiadac dlugo. Pierwsza
proba zerwania zakonczyla się lzami, rozpacza itp. Nie wytrzymalem,
sprobowalismy jeszcze raz. Było tylko gorzej.
Doszlismy do tego, ze ona potrafila mnie sledzic, żeby sprawdzac gdzie
jestem i co robie, jeśli nie chcialem się z nia spotkac - przychodzila pod
moje mieszkanie i potrafila stac na klatce, poki nie zmienie zdania (w
skrajnym przypadku, kiedy po prostu się zawzialem, przestala pod blokiem
cala noc, w listopadze...).
Kiedy wreszcie postawilem sprawe stanowczo, uslyszalem m.in. cos takiego, ze
ona mi się odwdzieczy. Ze ona nie ma już nic do stracenia, ze ja zniszczylem
i ze ona poczeka nawet pare lat, ale potem się postara abym tez stracil to
co ona.
Przerwa trwala trzy lata. Przez ten czas co jakis czas miałem gluche
telefony, także w pracy (np. w ilosci kilkudziesieciu w przeciagu godziny),
co jakis czas chodzil sobie za mna "cien". Przeprowadzilem się do innego
miasta, zmienilem prace. Ona przeprowadzila się również. Nie wysledzila
mojego nowego mieszkania, ale udalo jej się odnalezc mnie w pracy. Podjela
dlugofalowe dzialania zmierzajace do zatrudnienia się w tej samej firmie
(skonczyla dodatkowa szkole w odpowiednim kierunku, poki co pracuje w firmie
o podobnym profilu).
Po tych trzech latach skontaktowala się ze mna. Powiedziala, ze ona nie zyje
tylko wegetuje, ze ona nie może sobie z tym poradzic. Do psychologa nie
pojdzie nigdy w zyciu, jest na to zbyt skryta, żeby się przed obcym
czlowiekiem otworzyc. Zaproponowala mi, zebym się z nia choc pare razy
spotkal, porozmawial z nia o tym co się stalo, to miał być taki rodzaj
terapii dla niej. Zgodzilem się. Z poczatku nawet to wygladalo sensownie i
faktycznie dawalo jakies rezultaty, dziewczyna zrobila się spokojniejsza,
zaczela zyc jakims wlasnym zyciem. Tyle ze rychlo się okazalo, ze to tylko
pozory. Spotkania te staly się obowiazkiem, niemal bez prawa do ich
przelozenia. Po poltora roku i stoczenu malej wojny udalo mi się je zamienic
na telefony rowno co dwa tygodnie. Obecnie wyszlo na to, ze ona sobie
wlasnie uswiadomila, ze ta niby terapia nie tylko nic nie dala, ale jeszcze
pogorszyla sprawe, bo ja kompletnie nic nie zrobilem w tym kierunku, żeby
sprawe polepszyc, nijak jej nie pomoglem, a ona się znow ode mnie
uzaleznila.
Ona nie potrafi tego przerwac, to w zasadzie się stalo jedynym celem jej
zycia i jeśli ja to zerwe, ona się zemsci. Jej nie zalezy, żadna perspektywa
nie wydaje się jej zbyt straszna, ona może spokojnie przyczaic się na kilka
lat, żeby poczekac na okazje do pozbawienia mnie czegos, co będzie dla mnie
wazne, ale nie zapomni. Co ona planuje zrobic - nie chce powiedziec,
niemniej z polslowek jakie sa rzucane jasno wynika, ze to może być wszystko
z zamordowaniem mojej potencjalnej przyszlej zony czy dziecka wlacznie. Być
może tylko mnie straszy, w tym sek jednak ze robi to bardzo przekonywujaco.
To trwa już 7 lat. I ja jej wierze. Co robic?
Poszedlem sam do specjalisty psychologa. I tez zadalem mu pytanie, co robic?
W trakcie godzinnej sesji dowiedzialem się, ze ona we mnie wywoluje poczucie
winy i jeśli z tym chce sobie poradzic, to mogę się u niego leczyc, należy
się 70zl, do widzenia. Rozumiem, ze on nie był w stanie podac mi rady typu:
weź pan niebieskie pigulki, spytaj się jej ile jest dwa razy dwa po czym
zaklaskaj trzy razy i problem będzie z glowy, ale tez i nie oczekiwalem
takiej porady.
Czy ktos jest i w stanie poradzic, co z nia zrobic? Jak postepowac,
jakprzekonac do jakiejs terapii? Albo choc otuchy dodac?...
Pozdrawiam
J.
|