| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2001-05-09 16:12:20
Temat: Re: Odwieczne pytanieUżytkownik "AlekZandroff" <a...@i...pl> napisał:
> Czy istnieje roznica miedzy kochaniem a zakochaniem?
> Czy mozna sie zakochac nie kochajac? Czy nie jest tak, ze zakochanie to
> poprostu moment kiedy rozpoczynamy kochac?
W sumie to ludzie bardzo ladnie Ci odpowiedzieli :) Ja tez dodam jak to
wyglada w moich oczach. Zakochanie (zauroczenie) to wstep, wtedy dzialaja
rozne hormony "szczescia", ma sie rozowe okulary, swiat wariuje itd. A
potem okularki spadaja i zaczyna sie widziec tą osobe w bardziej
rzeczywistym swietle, a swiat sie uspokaja :) Wtedy albo nastepuje
rozczarowanie albo juz stabilna i dojrzala milosc. Tak ja to widze i tak
przezywalam.
Melisa
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2001-05-11 10:52:23
Temat: Re: Odwieczne pytanie
"Melisa" <m...@p...onet.pl> wrote in message
news:9dbtrm$a53$3@news.tpi.pl...
> rozne hormony "szczescia", ma sie rozowe okulary, swiat wariuje itd. A
> potem okularki spadaja i zaczyna sie widziec tą osobe w bardziej
> rzeczywistym swietle, a swiat sie uspokaja :) Wtedy albo nastepuje
> rozczarowanie albo juz stabilna i dojrzala milosc. Tak ja to widze i tak
> przezywalam.
Może... ale to chyba mówisz o naiwności... miłość dojrzała nie jest
randką w ciemno... wg. mnie. i najpierw jest ta realność i poznanie siebie
a później hormony szczęścia...
to znaczy tak powinno chyba być....
ale to jest tak różnie jak wiele jest par na świecie....
j...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-05-11 12:37:20
Temat: Re: Odwieczne pytanie> Prosze Was o wyczerpujace odpowiedzi.
> Czy istnieje roznica miedzy kochaniem a zakochaniem?
Moim zdaniem roznia sie powaznie. Kochanie, czyli dla mnie milosc to poprostu
nasza zdolnosc do kochania. Czegokolwiek i kogokolwiek. Wydaje mi sie, ze
prawdziwa miloscia nie kocha sie jednej specjalnej osoby. Kocha sie nia caly
swiat. Zwiazek z druga osoba jest najprostszym sposobem, zeby taka milosc
przezywac, bo roznorodnosc swiata i nasza ograniczonosc w postrzeganiu i
analizowaniu az prosi sie o wycinek, pryzmat przez ktory ten swiat bedzie sie
ogladac. Ale samo kochanie jest w nas niezaleznie od tego czy spotkamy taka
osobe z ktora chcielibysmy sie zwiazac czy nie.
Natomiast zakochanie, ktore sobie utozsamiam z fizycznym zauroczeniem jest juz
bardzo zwiazane z druga osoba, ale tez nie wytwaza jednosci jaka stwarza milosc
tylko zaleznosc dwojga osob od siebie.
Zakochanie to pewnego rodzaju niewola podczas gdy milosc nikogo nie obliguje do
bycia razem fizycznie. Jest sie razem zawsze, tak jak wszyscy ludzie i caly
swiat sa razem zawsze.
> Czy mozna sie zakochac nie kochajac?
Mozna. Dzialanie chemii w fizjologii czlowieka jest powszechnie znane :-)))
> Czy nie jest tak, ze zakochanie to
> poprostu moment kiedy rozpoczynamy kochac?
Wedlug mnie zaczynamy kochac, kiedy zaczynamy rozumiec.
>
> AlekZandroff
> www.foto-grafia.prv.pl
>
Marutka.
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-05-11 20:59:23
Temat: Re: Odwieczne pytanieUżytkownik "baaaa" <f...@k...net.pl> napisał:
> > rozne hormony "szczescia", ma sie rozowe okulary, swiat wariuje itd. A
> > potem okularki spadaja i zaczyna sie widziec tą osobe w bardziej
> > rzeczywistym swietle, a swiat sie uspokaja :) Wtedy albo nastepuje
> > rozczarowanie albo juz stabilna i dojrzala milosc. (..)
> Może... ale to chyba mówisz o naiwności... miłość dojrzała nie jest
> randką w ciemno...
A gdzie napisalam, ze jest?
> wg. mnie. i najpierw jest ta realność i poznanie siebie
> a później hormony szczęścia... (...)
Zakochanie jest wlasnie "szalenstwem hormonow" i to jest nawet przebadane
przez madrych ludzi (dlatego niektorzy nazywaja ten etap "chemia" hehe).
Czy najpierw realnosc i poznanie? Wg mnie zupelnie nie, bo skad niby na
poczatku mamy dobrze znac ta druga osobe? Czasem poznajemy ja latami, i co
mielibysmy czekac, poznawac i rozwazac czy pokochac czy nie? :)
Dla mnie zakochanie to szalenstwo, tego nie wybiera sie swiadomie najpierw
poznajac ta osobe, to sie po prostu dzieje, wariujemy i wszystko wywraca
sie do gory nogami :) A potem sie uspokaja, juz mozemy myslec i bardziej
swiadomie kochac. Ja tak to przezywalam i potwierdzilo ta "kolejnosc" wiele
wypowiadajacych sie tu osob. A Ty rozmyslasz o teoretycznie?
Melisa
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-05-12 07:52:17
Temat: Re: Odwieczne pytanie
Melisa napisała ...
[...]
> Dla mnie zakochanie to szalenstwo, tego nie wybiera sie swiadomie najpierw
> poznajac ta osobe, to sie po prostu dzieje, wariujemy i wszystko wywraca
> sie do gory nogami :) A potem sie uspokaja, juz mozemy myslec i bardziej
> swiadomie kochac. Ja tak to przezywalam i potwierdzilo ta "kolejnosc"
wiele
> wypowiadajacych sie tu osob. A Ty rozmyslasz o teoretycznie?
>
> Melisa
A u mnie chyba bylo wlasnie odwrotnie.... Nie wiem.. najpierw byla taka
realnosc. Niby bylismy razem, a ja jakos tego nie czulam, tego stanu
szalenstwa... Widzialam Jego wady, pare rzeczy mnie draznilo. Nie
wiedzialam, czy ja Go kocham, czy jestem zakochana.... Pisalalam tutaj
kiedys o tym. Mialam ogromny dylemat wtedy. Teraz wiem, ze po prostu
potrzebowalam czasu.
A teraz... im bardziej Go poznaje, tym bardziej sie w Nim zakochuje. Dopiero
teraz zaczyna sie u mnie ten stan "fruwania". I to jest piekne... Jakos nie
przeszkadzaja mi Jego wady i wogole. Troche to dziwne, bo wlasnie, tak jka
piszesz, u wiekszosci osob jest zupelnie odwrotnie - najpierw jest ten taki
wzniosly stan, a potem przychodzi otrzezwienie...
A u mnie nie. Najpierw musialam Go glebiej poznac...
Pozdrawiam
izyda
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-05-12 21:51:31
Temat: Re: Odwieczne pytaniein article 9dj4u1$6bv$...@n...tpi.pl, izyda at i...@p...onet.pl wrote
on 12-05-01 9:52:
>
> Melisa napisała ...
> [...]
>> Dla mnie zakochanie to szalenstwo, tego nie wybiera sie swiadomie najpierw
>> poznajac ta osobe, to sie po prostu dzieje, wariujemy i wszystko wywraca
>> sie do gory nogami :) A potem sie uspokaja, juz mozemy myslec i bardziej
>> swiadomie kochac. Ja tak to przezywalam i potwierdzilo ta "kolejnosc"
> wiele
>> wypowiadajacych sie tu osob. A Ty rozmyslasz o teoretycznie?
>>
>> Melisa
>
> A u mnie chyba bylo wlasnie odwrotnie.... Nie wiem.. najpierw byla taka
> realnosc. Niby bylismy razem, a ja jakos tego nie czulam, tego stanu
> szalenstwa... Widzialam Jego wady, pare rzeczy mnie draznilo. Nie
> wiedzialam, czy ja Go kocham, czy jestem zakochana.... Pisalalam tutaj
> kiedys o tym. Mialam ogromny dylemat wtedy. Teraz wiem, ze po prostu
> potrzebowalam czasu.
> A teraz... im bardziej Go poznaje, tym bardziej sie w Nim zakochuje. Dopiero
> teraz zaczyna sie u mnie ten stan "fruwania". I to jest piekne... Jakos nie
> przeszkadzaja mi Jego wady i wogole. Troche to dziwne, bo wlasnie, tak jka
> piszesz, u wiekszosci osob jest zupelnie odwrotnie - najpierw jest ten taki
> wzniosly stan, a potem przychodzi otrzezwienie...
> A u mnie nie. Najpierw musialam Go glebiej poznac...
>
> Pozdrawiam
> izyda
Kiedys ujal mnie wywiad z Janem Nowickim, ktory mowil, ze stan zakochania to
czyste wariactwo, na ktore on nie ma sil, ani checi. Dla mnie jest tak samo
- jest duzo przygladania sie, probowania, dopasowywania. Jest duzo ludzkiej
milosci, tzn. wiary w drugiego czlowieka i checi poznania go. Bez
oszolamiajacych porywow, dygotow itd. I tak jest dobrze i spokojnie. Moze to
przychodzi z wiekiem, albo z niedobrym doswiadczeniem - seria zawodow,
utrata zaufania?
Kiedy ma sie wlasne zycie - prace, znajomych, zainteresowania - nagle
wariactwo wywracajace wszystko do gory nogami pachnie proba samobojcza. Ale
nie wiem - moze to wlasnie juz nie to, moze za duzo w tym analizy i
watpliwosci?
Joanna
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-05-13 14:08:41
Temat: Re: Odwieczne pytanieUżytkownik "izyda" <i...@p...onet.pl> napisała:
> (..) im bardziej Go poznaje, tym bardziej sie w Nim zakochuje. (..) tak
jka
> piszesz, u wiekszosci osob jest zupelnie odwrotnie - najpierw jest ten
taki
> wzniosly stan, a potem przychodzi otrzezwienie...
> A u mnie nie. Najpierw musialam Go glebiej poznac...
A moze to jest tak, ze hmm... szybciej potrafisz zaufac swojemu wywazonemu
rozsadkowi niz "porywom" emocji? To by sie zgadzalo - najpierw ostroznie
badasz, rozwazasz, probujesz, a dopiero jak masz przeslanki ze mozesz czuc
sie bezpiecznie to otwierasz sie na uczucia (?). Tak sobie mysle, ze u mnie
bylo inaczej bo bylam nastolatka, moze teraz nie dalabym sie tak
nierozsadnie porwac emocjom, moze tak samo najpierw bym "macala" zanim
postawie krok - nie mowiac o wbieganiu na nieznany teren... No, ale to juz
za nami, tak czy inaczej jestesmy w dobrym miejscu :)
Melisa
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-05-13 20:47:55
Temat: Re: Odwieczne pytanie
Melisa napisala:
> [....] tak czy inaczej jestesmy w dobrym miejscu :)
>
> Melisa
Wlasnie! I chyba o to chodzi. Nie wazne, jaka droga do tego doszlysmy. :)
izyda
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2001-05-14 05:37:47
Temat: Re: Odwieczne pytanie
Użytkownik Joanna <c...@p...onet.pl> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:B7237D03.E47C%c...@p...onet.pl...
> Kiedy ma sie wlasne zycie - prace, znajomych, zainteresowania - nagle
> wariactwo wywracajace wszystko do gory nogami pachnie proba samobojcza.
Ale
> nie wiem - moze to wlasnie juz nie to, moze za duzo w tym analizy i
> watpliwosci?
> Joanna
////analizowanie uczuć jest kompletnie bez sensu , po po rozłożeniu ich na
czynniki pierwsze , można wyjaśnić własciwie wszystko , zakwestionować to
....i znów zostanie pustka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |