Path: news-archive.icm.edu.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.cyf-kr.edu.pl!not-for-m
ail
From: "Mefisto" <o...@p...onet.pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Psychologia doboru płciowego było Re: Re: Re: Re: przyjaźń? (robi się
długie)
Date: Mon, 23 Jun 2003 16:25:32 +0200
Organization: Academic Computer Center CYFRONET AGH
Lines: 169
Message-ID: <bd72oq$bp$1@srv.cyf-kr.edu.pl>
References: <bc2dpt$2d40$1@foka1.acn.pl> <M...@n...onet.pl>
<bc2jo3$20ql$1@foka.acn.pl> <bc2kmp$qr$1@nemesis.news.tpi.pl>
<bc45g5$2h6c$1@foka.acn.pl> <bc469k$5ir$1@nemesis.news.tpi.pl>
<bc4996$2jrm$1@foka.acn.pl> <bckc8j$3bc$1@srv.cyf-kr.edu.pl>
<bcsk8o$1llf$1@foka.acn.pl>
NNTP-Posting-Host: ies-rtr1.ies.krakow.pl
X-Trace: srv.cyf-kr.edu.pl 1056378458 377 149.156.54.131 (23 Jun 2003 14:27:38 GMT)
X-Complaints-To: n...@c...edu.pl
NNTP-Posting-Date: Mon, 23 Jun 2003 14:27:38 +0000 (UTC)
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 5.50.4133.2400
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V5.50.4133.2400
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:211075
Ukryj nagłówki
"Bacha"
> :) Oczywiście Mefistofelesie. Przesadziłam nieco, aby sobie z
panów
> popokpiwać. Ale tylko nieco. Przeczytałam sobie mianowicie u
Bussa
> ("Psychologia ewolucyjna") trzy tezy dot. strategii doboru
płciowego:
>
> 1. W tych gatunkach, w których rodzicielska inwestycja
przedstawicieli
> każdej z płci jest inna, przedstawiciel płci wnoszącej większy
wkład jest
> bardziej wybredny w doborze partnera.
> 2. Tam, gdzie samce dzielą się zasobami z potomstwem, samice
wybierając
> partnera uwzględniają jego zdolność i chęć do dzielenia się
zasobami.
> 3. Przedstawiciele płci, która mniej inwestuje w potomstwo,
mocniej
> rywalizują między sobą o partnerów z płci więcej inwestującej.
Zgoda. Z panem Bussem kłócić się nie będę. Przypominam jednak, że
pierwotnie była mowa o ewolucji i doborze wyłącznie napędzanym
przez samice. Ani samce bynajmniej nie są aż tak niewybredni ani
samice nie rozpatrują tak kompleksowo potencjalnych partnerów i
łapią się na sam wygląd. Skutki tego widać. Kobiety mają krągłe
piersi o małych i krótkich brodawkach, nie nadające się zbyt
dobrze do karmienia dzieci (to już szympansie są lepiej do tego
przystosowane), za to przypominające kształtem pośladki :), a ich
rysy twarzy i głosy są bardziej dziecinne - bo to sugeruje
konieczność szukania opieki. W wypadku mężczyn dziecinny wygląd
jest nie wskazany, skoro mają posturą sugerować, że dadzą sobie z
obowiązkiem opieki radę. I stąd odwrotnie niż młodziki - dojrzali
mężczyźni są włochaci na torsie i z dołu twarzy, podczas gdy
owłosienie u szczytu czaszki u nich rzednie - proporcjonalnie do
stężenia testosteronu w krwi :)
I tak się zastanawiam, jakie właściwie szanse wyboru, a zatem
napędzania ewolucji miały (i mają) kobiety w społeczeństwach
patriarchalnych, kiedy przed ślubem nie znały swoich partnerów,
zaś za uboczny seks groziła im śmierć? Patrzysz na świat za bardzo
po europejsku. :)
> Tych tez nie da się oczywiście zupełnie wprost i bezkrytycznie
odnieść do
> współczesnego człowieka, choćby z powodu właśnie tego
modyfikatora
> kulturowego, o którym piszesz w post scriptum.
> Przy czym kultura jest również wytworem ewolucyjnym
> i jako taka podlega ogólnym prawom ewolucji. Dlatego uważam,
> że nie należy jej wyodrębniać, a już żadną miarą przeciwstawiać.
Zgadzam się. Jestem wielbicielem socjobiologii, aż się boję, że za
bardzo :)
> Jeżeli chodzi o ludzi, to stroną więcej inwestującą jest
oczywiście kobieta
> (ciąża, poród, opieka, wychowanie etc.) Stąd kobiety są
generalnie bardziej
> wybredne, co panowie ochoczo im wytykają (nawet niekiedy na tym
forum).
I to narzekanie, ze baby to tylko na pieniądze lecą :)
> > > i tym samym
> > > doskonaląc gatunek.
> >
> > W myśl obecnego paradygmatu ewolucjonistycznego - nie ma
czegoś
> > takiego jak dobro gatunku. Są indywidualne egoistyczne
interesy.
> [...]
>
> Tu można by dyskutować. Wielu współczesnych ewolucjonistów
postrzega Naturę
> pod kątem genów, twierdząc że to sukces genów jest najważniejszy
a nie
> konkretnych jednostek, choć często idzie to w parze, bo gen jest
tą
> najmniejszą jednostką dziedziczoną w nienaruszonym stanie przez
potomstwo.
> Ale wiadomo przecież, że zgodnie z triadą "zróżnicowanie -
dziedziczenie -
> dobór" (Darwin), przenosi się to z genów na jednostki, z
jednostek na grupy,
> z grup na cały gatunek, powodując jego doskonalenie.
Antropogeneza jest tego
> najlepszą ilustracją.
(UWAGA, CZYSTA BIOLOGIA)
Nie wiem, czego jest najlepszą ilustracją. Przenosisz z łatwością
interes genów na nosicieli (uprawnione) i na grupy tych nosicieli.
Tu jeszcze masza rację, owe grupy to nawet w dzisiejszych czasach
populacje lokalne, niezby chętnie mieszające się z innymi. Łaczą
je więzi pokrewieństwa i nie pomaga nawet kulturowy "melting pot".
Natomiast cały gatunek to już zbyt wielka abstrakcja. Wiesz, co
charakteryzuje grupy lokalne? To, że wskutek krzyżowania się w
bliskim pokrewieństwie, rozpowszechniają się w nich błyskawicznie
mutacje genetyczne i te zmutowane geny też chcą na ekspandować. A
ich największymi wrogami są geny nosone przez osobniki zajmujące
te samą nisze ekologiczną, więc tenże gatunek. Nie dziwi mnie
zatem wcale wzajemne wyrzynanie grup ludzkości, często zupełnie
absurdalnie się wyodrębniajacych od innych.
Dalej: co rozumiesz przez doskonalenie? Darwinowskie przymiotniki
"szybciej, wyżej, silniej"? Cóż, od Darwina biologia posunęła się
trochę i zdajemy sobie sprawę, że również przeciętniactwo
kosmopolityczne się opłaca. Nawet taki bubel chwiejący się na
dwóch nogach, z marnymi ząbkami, powolny i słabowity był w stanie
zawojować świat, bo nie był w prawdzie idealnie przystosowany do
żadnego klimatu ani formacji roślinnej, ale za to żywił się
dowolnym zielskiem i padliną, a jedno i drugie można znaleźć
wszędzie. Przydało się wychowanie w ekstremach klimatycznych na
wyżynnej sawannie afrykańskiej, kiedy w nocy jest zimno, zaś w
dzień z powodu upału nie da się żyć. Zresztą do tej pory nie
wiadomo, dlaczego to rodzaj Homo wygrał z australopitekami, skoro
to one pierwsze zaczęły używać narzędzi kamiennych, jak to wynika
z zapisu kopalnego. I to akurat te gatunki, które były doskonale
dostosowane do środowiska sawanny: duże, silne, żywiace się przede
wszystkim twardymi ziarnami, o czym świadczy budowa zębów, a więc
żerowały na pożywieniu najpowszechniej dostępnym i pożywnym. Tak
samo, jak nie wiadomo, jakim właściwie cudem afrykański Homo
sapiens wyparł europejskiego Homo Neanderthalensis, doskonale
dostosowanego fizjologią do klimatu, a kulturowo wcale nie
gorszego. Post factum to można domniemywać wszystko.
Ciekawostka, akurat w przypadku gatunku ludzkiego jestem skłonny
przyznać Ci rację jeśli chodzi o udoskonalanie gatunku i w ogóle
myślenie kategoriami "dobra gatunku". Ludzie jako pierwsi w
historii biosfery zaczynają wychodzić poza grupy lokalne
świadomością (a przynajmniej ich przwódcy). Mamy ONZ, która
zrzesza cała ludzkosć, mamy UNICEF i WHO i mamy poglądy, religijne
i świeckie, głoszące, że wszyscy ludzie są braćmi (i siostrami).
Bardzo ładnie to robi wodę z mózgów osobników, którzy zamiast
promować własne geny, opiekują się zupełnie obcymi, przekonani o
rzekomym bliskim pokrewieństwie. Pozbywamy się chorób
genetycznych, na malarię znajdujemy lepsze środki niż anemia
sierpowata, promujemy zdrowy tryb życia i idealny wygląd na
reklamach i rozgłaszamy powszechnie kto ma jakie wady wrodzone -
co takich osobników automatycznie utrąca w kolejkach do
potencjalnych partnerów. Subtelna eugenika :)
> > Na to jest kontrstrategia: mówi się upatrzonej kobiecie że się
ją
> > kocha, potem umawia na randkę w łóżku, a potem idzie do
kolejnej
> > upatrzonej partnerki, a ta pierwsza ma złamane serce i
narzeka, że
> > faceci to świnie.
>
> Ta kontrstrategia nic nie jest warta, jeżeli ten który chciałby
ją stosować
> nie zostanie przez wybredną niewiastę wybrany. ;)
Problem w tym, że wystarczająco często skutkuje, by przetrwała.
Jeśli mężczynę łatwo złapać na pośladki i biust, to kobietę na owo
"kocham cię". Baby też reagują automatycznie - wystarczająco
często, by ten numer przechodził i skutkował w kolejnych
pokoleniach. Poza tym nie jest ona jedyna - zawsze jeszcze można
działać "siłom i godnościom osobistom". Nawiasem mówiąc
dysproporcja w sile fizycznej to też efekt doboru płciowego:
kobiety dobierały sobie facetów jak najsilniejszych fizycznie, a
faceci słabe, bezbronne kobietki. W efekcie różnym ofiarom pobitym
"bo zupa była za słona" takie np. modliszki, żmije lub czarne
wdowy śmieją się w twarz, bo jak się im partner nie spodoba, to go
po prostu zjadają. A przecież cała opieka nad potomstwem spada
właśnie na nie :)
Pozdrowienia
Mefisto
|