Data: 2009-08-29 19:43:12
Temat: Re: Aborcja a choroby psychiczne
Od: vonBraun <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
medea wrote:
> vonBraun pisze:
>
>> Chodzi mi tu np. o uniknięcie aborcji podejmowanej pod wpływem jakiś
>> silnych, krótkotrwałych emocji, lub używanej jako narzędzie walki
>> między partnerami.
>
>
> Zastanawiałam się właśnie nad tym, czy prawny obowiązek np. wyrażenia
> przez partnera zgody na aborcję, nie stanowiłby takiego narzędzia.
> Potrafię sobie wyobrazić sytuację, że facet nie dałby takiej zgody
> kobiecie z jakichś prymitywnych pobudek w stylu "przyszpilę ją, niech
> się nie puszcza", a nie wcale z troski o dziecko, którym i tak się
> zajmować nie zamierza.
> Bo nie ukrywam wiary w to, że facet faktycznie potomstwem zainteresowany
> nie będzie miał problemów z zadbaniem o swoje prawa w 99% przypadków.
Zgadzam się. Pozostawienie 100% bezwarunkowego wpływu na decyzję o
aborcji w rękach każdego ze 'sprawców' ciąży [;-)] - w tym prawa weta
dla mężczyzny, lub bezwarunkowej zgody na każde żądanie kobiety - wydaje
mi się niekorzystne. Gdyby już mieli to jakoś na nowo prawnie urządzać
chciałbym chyba aby rzeczonych 'sprawców' przepuszczać przez jakieś
lekko oporujące sito decyzyjne, które wymuszało by możliwość
wypowiedzenia się każdej ze stron, podania argumentów a w razie potrzeby
kierowało na jakieś terapie małżeńskie,do negocjatora, psychiatry, czy
przynajmniej na naukę antykoncepcji.
>> Natomiast "marzeniem" moim jest taka sytuacja w której w powszechnej
>> świadomości kobiet zagości przekonanie, że dziecko które akurat noszą
>> w brzuchu jest nie tylko ich dzieckiem (czytaj wręcz 'ich własnością',
>> lub niemal 'częścią ciała'), lecz jest też dzieckiem partnera. Co
>> gorsza - przekonanie to jest podłożem patologii rodziny zwłaszcza
>> wtedy, gdy trwa
>
>
> Co gorsza przekonanie o przynależności ciąży do kobiety jest także
> głęboko zakorzenione wśród badaczy, co widać po ubogości badań
> dotyczących mężczyzn zainteresowanych (?) tematem.
A Twoja uwaga podrzuciła mi pomysł aby to sprawdzić :-)
Co do Kobierzyńskiego: kiedyś siedziałem dwa miesiące w poradni
małżeńskiej jako stażysta i doprawdy sporo mi tam pokazali, ale
dopiero przeczytany wiele lat potem Kobierzyński postawił mi nad tymi
doświadczeniami coś w rodzaju kropki nad "i". Wydaje mi się jedynie, że
aby ją zrozumieć trzeba pozbyć się czegoś w rodzaju 'obronności
precepcyjnej' na którą w trakcie czytania ma się dużą ochotę.
pozdrawiam
vonBraun
|