Data: 2006-04-03 17:59:16
Temat: Re: Chcę skonsultować
Od: vonBraun <interfere@o~wywal~2.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
s...@g...SKASUJ-TO.pl wrote
news://news.ipartners.pl:119/e0rkev$lan$1@inews.gaze
ta.pl
[...]
> Tylko do pewnego stopnia. Chorując na raka, cukrzycę i
> jakąkolwiek inną chorobę, można skonsultować się i
> przebadać u 10 innych lekarzy i potwierdzić lub zmienić
> diagnozę i sposób leczenia. W przypadku chorób związanych
> z psychiką wydaje się to b. trudne. A zależność odnosiła
> się do psychiki, a nie wyłącznie ograniczonej wiedzy
> pacjenta.
Pacjent niezadowolony z terapeuty także może go zmienić i
pójść do 10 kolejnych. Jest tylko pytanie czy ten z którego
będzie na końcu najbardziej zadowolony(i "osoba kochająca
go" też) okaże się najskuteczniejszy na dłuższą metę ;-))
Of korz rozumiem argument "o szczególnej zależności" między
terapeutą a pacjentem. W takich sytuacjach istnieje system
superwizji lub nadzoru specjalistycznego - jeśli go nie
ma(lub nie działa) terapeuta jest do wymiany ponieważ nikt
nie kontroluje charakteru tej zależności.
[...]
> Dowie się, lub się nie dowie. Eksperymenty na ludzkiej
> psychice i uczuciach wydają mi się... szczególnie
> niebezpieczne.
No - nie przesadzajmy - wydaje mi się, że eksperymenty
chirurgów, onkologów, diabetologów na pacjentach mogą być
wielokrotnie bardziej niebezpieczne. Nie rozumiem czemu akurat
eksperymenty terapeutów są najniebezpieczniejsze Twoim
zdaniem?????
> Ograniczenie jedynego źródła radości dla chorej osoby
> wydaje mi się dosyć dziwnym zabiegiem - szczególnie, gdy
> uzasadnia się to dobrem osoby, z którą kontakt powinno się
> zerwać.
Zauważ, że jest to zupełnie subiektywna opinia. Zwłaszcza
jeśli podaje ją osoba zainteresowana. Uważam(prywatnie), że
wypada aby będący na terapii partner wyjaśnił swoje motywy
partnerce z którą zrywa - przecież to on podjął decyzję -
terapeuta zapewne mu tego "NIE KAZAŁ", ale przecież ludzie
różnie rozumieją swoje prywatne zobowiązania. Może to
bardziej problem relacji między partnerami a nie problem z
terapeutą?
>
> Problem polega na tym, że decyzje osoby, która prowadzi
> terapi,ę, wpływają bezpośrednio na osobę "trzecią" z tego
> układu, właśnie tę kochającą, której jednak terapeuta
> odmawia kontaktu - choćby rozmowy informacyjnej, w jaki
> sposób podjęta terapia jednej osoby w związku będzie
> wpływać na drugą - zdrową.
Terapeuta kieruje się (w zależności od kompetencji) swoim
(lepszym lub gorszym) rozumieniem przyczyn stanu pacjenta i
stara się (tak jak umie) bronić jego interesów. Z drugiej
strony nie jest wskazane aby wchodził w relację
terapeutyczną (a taką jest już owa "rozmowa informacyjna") z
partnerem - zwłaszcza że jego kontrakt nie obejmuje terapii
związku(rodzi to wiele nierozwiązywalnych problemów w
terapii). Jeśli "kochająca osoba" nie może sobie poradzić z
tą sytuacją może skorzystać z usług innego terapeuty.
> W sytuacji związku nieformalnego, partnerka, nie będąc
> żoną, nie ma chyba żadnego prawa do domagania się
> informacji o wpływie terapii na jej własne życie.
Nie tylko "nieformalnego" ale i każdego innego o ile pacjent
nie jest ubezwłasnowolniony. Tajemnica zawodowa obowiązuje
tak długo, jak długo pacjent nie zażyczy sobie aby
poinformować o przebiegu terapii najbliższych. Ujawnienie
jakichkolwiek informacji może skutkować konsekwencjami - do
"sądowych" włącznie - terapeuta będzie więc tego unikał.
> A jest to sytuacja, w której cały układ na siebie wpływa.
Tak - często zdrowienie jednego z partnerów oznacza
konieczność terapii u drugiego.
> Ale rzeczywiście, nie można niczego wyjaśnić ani niczego
> orzekać w takiej sytuacji poprzez grupę dyskusyjną.
Tak.
Zaznaczam, że przedstawiam tu "stan pożądany" w praktyce
można spotkać się także co najmniej z niekompetencją lub złą
wolą. Sprawdzić warto - ale zwrócić uwagę na parę drobiazgów
o których wspomniałem przy okazji - chyba też warto ;-)
pozdrawiam
vonBraun
|