Data: 2006-01-31 10:46:47
Temat: Re: Chorobowe a odrabianie zajec
Od: "Jotte" <t...@W...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W wiadomości news:drnbv3$fst$1@news.interia.pl locke
<l...@p...wiggin.com> pisze:
>> Powtarzam więc: nie ma przepisu stanowiącego, że tydzień pracy n-la
>> wynosi 40h, a Ty (i inni także) mylisz się twierdząc, iż przepisem tym
>> jakoby
> jest
>> KN.
> Tu chyba jednak trochę się mylisz.
Chyba jednak nie...
> KN (art. 42, ust. 1) głosi, że czas
> pracy nauczyciela zatrudnionego w pełnym wymiarze zajęć nie może
> przekraczać 40 godzin tygodniowo.
Właśnie: "nie może przekraczać". Ten ochronny zapis zabezpiecza nauczyciela
przed nałożeniem na niego wymiaru pracy przekraczającego 40h/tydz., a nie
nakazuje mu tyle pracować.
x <= 40 nie jest równoważne x = 40, proste.
> Automatycznie będzie to oznaczać
> (myślę, że raczej dla nauczyciela niż jego pracodawcy), że wynosi on
> dokładnie 40 godzin tygodniowo.
Niby dlaczego ma automatycznie oznaczać coś innego niż rzeczywiście oznacza?
> Z uwzględnieniem oczywiście dalszego
> wyszczególnienia, na co czas ten ma być przeznaczony i w jakim wymiarze
> (czyli dla typowego nauczyciela nie więcej niż 18 godzin zajęć
> lekcyjnych).
Mam tu kilka uwag.
1. Te "typowe" 18h to nie tylko zajęcia "lekcyjne" (właść. dydaktyczne), ale
także opiekuńcze i wychowawcze, które się do tych 18 wliczają (art. 42 ust.
2 pkt 1)
2. Czym tak naprawdę jest godzina pracy nauczyciela? Wiadomo, że typowa
godzina wymieniona w ust 2. pkt 1 to 45 min. (tzw. godzina lekcyjna). Ale
np. uczestniczenie w posiedzeniach RPed., sprawdzanie prac, uczestniczenie w
egzaminach to "normalne" godziny 60 min. Jak to odnieść do zapisu o
40h/tydz.
Osobiście uważam, że po prostu 18*45 min. realizacji zadań wymienionych w
pkt 1-szym liczy się jak 18 "normalnych" godzin. No ale to tylko ja tak
uważam, jakiś przepis mówi o tym jasno (ba ja nie znam choc szukałem), czy
to tylko zwyczajowe?
3. Praca wymieniona w pkt 2 i 3 jest tzw. czasem zadaniowym, który z
założenia nie może być w całości rozliczony godzinowo. Nie da się określić
ile czasu nauczyciel ma się przygotowywać do lekcji, ile czasu sprawdzać
klasówki itp. Choćby dlatego, że robi to w domu.
Jako ciekawostkę podam, że znane mi są przypadki kiedy mądrzy inaczej
dyrektorkowie (czy to naciskani przez "organ" czy z własnej nadgorliwości)
próbowali te godziny rozliczyć dokładnie. Padły chore pomysły, że nauczyciel
te max 40h musi więc przebywać w szkole i tam je realizować! Szybko im
przeszło jak się okazało jakie to koszty...
Na zakończenie: znajomość podstawowych przepisów prawa oświatowego wśród
nauczycieli jest generalnie beznadziejna. To obciach. Nie znają własnych
praw, nie mają odwagi o nie walczyć, są niemal całkowicie niezintegrowaną
grupą zawodową. Uważam, że warto wskazywać na rzeczywisty stan prawny, może
choć kilku się ocknie?
--
Pozdrawiam
Jotte
|