Data: 2005-08-07 22:09:08
Temat: Re: Co to kurwa piknik?
Od: "Lea" <e...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl> napisał w wiadomości
news:dct03o.3vs51h7.1@gorm.h1a023ad3.invalid...
>
> Bez rozumienia zdarzeń i przeszkód, jakie wyrastają nam na drodze, nie
> ma dobrych rozwiązań. Nie ma też mowy o wychowywaniu w atmosferze
> miłości i akceptacji - skoro się nie wie, co to jest miłość i co należy
> akceptować (przypominam "Twoją ucieczkę" przed pająkami bez ich
> zbadania i hipotetyczne przekazanie tej fobii Twemu dziecku).
W zasadzie to się z tym zgadzam. Parę tylko jeszcze uwag.
Oczywiście nie ma mowy o wychowaniu w atmosferze miłości i akceptacji jeśli
się nie wie także tego co to jest wychowanie (nie wspominając o miłości). Że
dziecko nie jest moją prywatną własnością i nie mogę go zamknąć w klatce jak
kanarka. Że mam mieć na uwadze potrzeby dziecka a nie swoje. Że wychowuję
dziecko do samodzielności, stopniowo więc zwiększam jej zakres, pozwalając
mu na samodzielne wybory i na ponoszenie konsekwencji tychże. Jeżeli
natomiast dziecko będę wychowywać "dla siebie" to zawsze w którymś momencie
zacznie mi ono czy jego zachowanie przeszkadzać i denerwować. I wtedy mogę
okazywać mu brak akceptacji i nim manipulować, żeby postępowało tak jak ja
chcę.
Nasuwa mi się tu taka analogia...
Dostałam prezent, nasionko, z którego ma wyrosnąć piękna roślinka. Muszę jej
tylko zapewnić jak najlepsze warunki. Najpierw zasadzić w odpowiedniej
ziemi, podlewać, nawozić. Powinnam też poznać upodobania roślinki by jej nie
zmarnować, obserwować czy lubi słońce czy może woli miejsca zacienione, czy
lubi jak ziemia jest bardziej sucha czy przeciwnie woli mieć podłoże
wilgotne? Jeżeli sumiennie o nią dbam, roślinka powoli rośnie, a ja
obserwuję ją z ekscytacją i radością, podziwiam jaka jest niespotykana i
piękna.
Mogę zareagować też inaczej, roślinka rośnie i... mi się nie podoba,
chciałam żeby była inna, wyobrażałam sobie że będzie czerwona a ona jest
żółta, beznadziejny kolor...
Wychowując dziecko powinnam zapomnieć o sobie, a raczej swoich
oczekiwaniach, planach i wyobrażeniach. Chcąc je zrozumieć muszę umieć je
obserwować, wczuć się w jego emocje, pragnienia, potrzeby (a jeżeli mimo
wszystko nie potrafię zrozumieć samodzielnie pewnych jego zachowań bo np
dziecko jest z domu dziecka i nie znam dobrze jego przeszłości to wtedy mogę
zwrócić się z tym problemem do specjalisty psychologa np.)
Czy mając własne fobie i lęki mogę ich nie przekazywać dziecku? Myślę, że
jest to możliwe jeżeli jestem ich świadoma, jeżeli potrafię spokojnie i bez
emocji je zaobserwować. Czy jest to w ogóle możliwe dla człowieka, żeby
pozbył się wszystkich swoich lęków, żeby akceptował totalnie siebie, swiat,
wszystko co go spotyka... Czy może nadejść taki moment, w którym stwierdzę,
no wreszcie siebie zaakceptowałam i wszystkich wokoło i nie mam żadnych
lęków? Dla mnie to jest bardziej proces, który trwa całe życie.
Jeszcze a propo "zachowań relacyjnych" wspomnianych w którymś poście. Ja to
określam czasami jako "dobrą wolę" (mając wspólny cel do osiągniecia i
dysponując dobrą wolą nie sposób nie wypracować metody jego osiągnięcia, nie
myśli się wtedy o jakiś animozjach, konfliktach, sympatiach,
"szpileczkach").
> I co dalej?
Dalej można wprowadzać w życie :)
Lea
|