« poprzedni wątek | następny wątek » |
91. Data: 2012-04-19 12:43:20
Temat: Re: Debiuty
Użytkownik "Ikselka" <i...@g...pl> napisał w wiadomości
news:ded5b6a8-6cee-4ee4-b537-4884b17816e9@r13g2000vb
g.googlegroups.com...
On 17 Kwi, 09:13, czeremcha <1...@g...com> wrote:
> "Wtedy" margaryna była nowoczesna i cool.
>
Tak, margaryna była smaczna i zdrowa, taka ze serce jako dzwon...
http://www.youtube.com/watch?v=IAP6ncIjPF8
:-(
PS. A cukier krzepił...
dwa najdroższe słowa w przedwojennej Polsce...
Pan Melchior ładnie się obłowił...
pozdr
Stefan
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
92. Data: 2012-04-21 17:12:06
Temat: Re: DebiutyW dniu 2012-04-14 21:34, medea pisze:
> Tak mnie natchnęło w innym wątku - pamiętacie swoje debiuty w kuchni?
:) fajny temat zapodałaś.
Od malutkości chętnie plątałam się po kuchni,gdzie prym wiodła babcia,
no i od niej poznałam zasady tradycyjnego, uczciwego*) gotowania,
jeszcze przedwojennej proweniencji, korzystając przy większych okazjach
z pradomowych kaligraficznych przepisów i sfatygowanych książek
Monatowej, Ćwierczakiewiczowej, Zawadzkiej itp, a głównie z praktyki
babcinej, z tego mojego pałętania się i gorliwego "pomagania' przy
wszystkim wynikły entuzjastyczne debiuty w procederze.
Moim całkowicie osobistym i samodzielnym (pomoc miałam tylko przy
wyjmowaniu z pieca) debiutem był okrągły placek biszkoptowy, nieco
przypalony, upieczony w wieku 6-7 lat, przekrojony mozolnie na trzy
nierówne krążki i przełożony kwaśnym dżemem żurawinowym i słodką masą
czekoladową, szczodrze udekorowany portretem (przynajmniej w intencjach)
solenizantki, wykonanym z dżemu i masy, który to placek został nazwany
przez uprzejmą i szczodrą w zachwytach rodzinę tortem :) Debiutem
obiadowym były kotlety mielone, cielęce - wtedy cielęcina była popularna
i właśnie mielone wkrótce stały się moim patentem, podobnie jak jabłka
pieczone w kopertach i smażone w cieście. To była wczesna podstawówka. A
potem to już poleciało.
Było tak, że babcia doskonale gotowała i piekła, dziadek do kuchni
niemal nie wchodził, bo wolał książki inne, niż kucharskie, mama
specjalizowała się w słodkościach, a tato w mięsiwach. A ja od nich
wszystkich złapałam po troszkę i przekazałam też troszkę następnym genom :)
__
*) żadnych erzaców, żadnych dróg na skróty
--
B.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
93. Data: 2012-04-21 20:23:48
Temat: Re: DebiutyW dniu 2012-04-21 19:12, Bbjk pisze:
>
> Od malutkości chętnie plątałam się po kuchni,gdzie prym wiodła babcia,
> no i od niej poznałam zasady tradycyjnego, uczciwego*) gotowania,
> jeszcze przedwojennej proweniencji, korzystając przy większych
> okazjach z pradomowych kaligraficznych przepisów i sfatygowanych
> książek Monatowej, Ćwierczakiewiczowej, Zawadzkiej itp, a głównie z
> praktyki babcinej, z tego mojego pałętania się i gorliwego "pomagania'
> przy wszystkim wynikły entuzjastyczne debiuty w procederze.
To tego Ci zazdroszczę, bo ja jedną babcię pamiętam jako już bardzo
posuniętą staruszkę, która w kuchni niewiele już robiła (no, może
naleśniki dla mnie). Drugiej babci z kolei pomagałam przyozdabiać
dania, które wynoszone były z kuchni na stół i w tym się głównie
specjalizowałam. Uwielbiałam też podjadać bigos warzący się w wielkim
garze. ;)
Podpatrywałam za to mamę, która bardzo chętnie scedowała część
kuchennych obowiązków na mnie, kiedy już byłam podrośniętą nastolatką.
Moja siostra nie miała zapału do garów, a ja się do nich rwałam, to
miałam za swoje. ;) O pierwszych-pierwszych już pisałam, ale pamiętam
też moje pierwsze naprawdę wykwintne danie na jakąś imieninową imprezę -
polędwicę po generalsku, wszyscy byli zachwyceni.
Ewa
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
94. Data: 2012-04-21 20:42:15
Temat: Re: Debiutymedea pisze:
> W dniu 2012-04-21 19:12, Bbjk pisze:
>>
>> Od malutkości chętnie plątałam się po kuchni,gdzie prym wiodła babcia,
>> no i od niej poznałam zasady tradycyjnego, uczciwego*) gotowania,
>> jeszcze przedwojennej proweniencji, korzystając przy większych
>> okazjach z pradomowych kaligraficznych przepisów i sfatygowanych
>> książek Monatowej, Ćwierczakiewiczowej, Zawadzkiej itp, a głównie z
>> praktyki babcinej, z tego mojego pałętania się i gorliwego "pomagania'
>> przy wszystkim wynikły entuzjastyczne debiuty w procederze.
>
> To tego Ci zazdroszczę, bo ja jedną babcię pamiętam jako już bardzo
> posuniętą staruszkę, która w kuchni niewiele już robiła (no, może
> naleśniki dla mnie). Drugiej babci z kolei pomagałam przyozdabiać
> dania, które wynoszone były z kuchni na stół i w tym się głównie
> specjalizowałam. Uwielbiałam też podjadać bigos warzący się w wielkim
> garze. ;)
> Podpatrywałam za to mamę, która bardzo chętnie scedowała część
> kuchennych obowiązków na mnie, kiedy już byłam podrośniętą nastolatką.
> Moja siostra nie miała zapału do garów, a ja się do nich rwałam, to
> miałam za swoje. ;)
A propos babć, to w domu mojego taty było, nie mieszczące mi się po dziś
dzień w głowie, podejście do kuchni i gotowania. Tam się nikt nigdy
nigdzie nie śpieszył. Nawet kolację wigilijną zaczynali ok. 22 ;)
Babcia gotowała dla tabunów ludzi, bo cała rodzina bardzo chętnie się
zjeżdżała w weekendy i święta, a ona wszystko pomalutku, bez pośpiechu,
zawsze się jadało bardzo późno.
Druga babcia za to plan miała opracowany co do najmniejszych szczegółów
z dużym wyprzedzeniem, zupa o 15 - dla niej nie do pomyślenia, o 15
byliśmy już dawno po drugim daniu.
A tatowa mama o 12 łapała kurę na podwórku na rosół :)
Co by jednak nie gadać, gotowała genialnie i naprawdę warto było czekać.
--
Paulinka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
95. Data: 2012-04-21 20:53:25
Temat: Re: DebiutyOn 21 Kwi, 22:42, Paulinka <p...@w...pl> wrote:
> A propos babć, to w domu mojego taty było, nie mieszczące mi się po dziś
> dzień w głowie, podejście do kuchni i gotowania. Tam się nikt nigdy
> nigdzie nie śpieszył. Nawet kolację wigilijną zaczynali ok. 22 ;)
> Babcia gotowała dla tabunów ludzi, bo cała rodzina bardzo chętnie się
> zjeżdżała w weekendy i święta, a ona wszystko pomalutku, bez pośpiechu,
> zawsze się jadało bardzo późno.
Co tu jest "nie do pomyślenia"? - zupełnie jak u mnie. Śniadanie (to
właściwe, bo mąż zjada sobie kromeczkę z masłem raniutko, ze wzgl. na
żołądek) ok. 10, obiad o 16, kolacja (o ile jemy), też bardzo późno,
21-22.
Reszta (ta o tabunach) również jak u mnie. Teraz "tabuny" nieco mniej
liczne, bo taki czas, ale mam nadzieję, że się rozmnożą.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
96. Data: 2012-04-21 20:58:30
Temat: Re: DebiutyIkselka pisze:
> On 21 Kwi, 22:42, Paulinka <p...@w...pl> wrote:
>
>> A propos babć, to w domu mojego taty było, nie mieszczące mi się po dziś
>> dzień w głowie, podejście do kuchni i gotowania. Tam się nikt nigdy
>> nigdzie nie śpieszył. Nawet kolację wigilijną zaczynali ok. 22 ;)
>> Babcia gotowała dla tabunów ludzi, bo cała rodzina bardzo chętnie się
>> zjeżdżała w weekendy i święta, a ona wszystko pomalutku, bez pośpiechu,
>> zawsze się jadało bardzo późno.
>
> Co tu jest "nie do pomyślenia"? - zupełnie jak u mnie. Śniadanie (to
> właściwe, bo mąż zjada sobie kromeczkę z masłem raniutko, ze wzgl. na
> żołądek) ok. 10, obiad o 16, kolacja (o ile jemy), też bardzo późno,
> 21-22.
> Reszta (ta o tabunach) również jak u mnie. Teraz "tabuny" nieco mniej
> liczne, bo taki czas, ale mam nadzieję, że się rozmnożą.
Piszesz o teraz, kiedy jesteście we dwoje. Myślę, że jak dzieci były
małe, to pewnie śniadanie było trochę wcześniej.
--
Paulinka
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
97. Data: 2012-04-22 06:56:56
Temat: Re: DebiutyW dniu 2012-04-21 22:23, medea pisze:
> To tego Ci zazdroszczę, bo ja jedną babcię pamiętam jako już bardzo
> posuniętą staruszkę, która w kuchni niewiele już robiła (no, może
> naleśniki dla mnie). Drugiej babci z kolei pomagałam przyozdabiać dania,
> które wynoszone były z kuchni na stół i w tym się głównie
> specjalizowałam.
Ozdabiać i ja uwielbiałam, a babcia była luzaczką i pozwalała mi na
nieskrępowaną dziecięcą twórczość, sama malowała i miała zrozumienie dla
"indywidualności twórczej", więc nasze torty, mazurki, pisanki choć
tradycyjne w recepturze, były osobliwie zdobione :)Druga babcia była
bardziej tradycyjna, ale pierwsze lata dzieciństwa spędziłam z tą
pierwszą, o artystycznej, pełnej fantazji duszy.
--
B.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
98. Data: 2012-04-22 10:42:26
Temat: Re: DebiutyOn 21 Kwi, 22:58, Paulinka <p...@w...pl> wrote:
> Ikselka pisze:
>
> > On 21 Kwi, 22:42, Paulinka <p...@w...pl> wrote:
>
> >> A propos babć, to w domu mojego taty było, nie mieszczące mi się po dziś
> >> dzień w głowie, podejście do kuchni i gotowania. Tam się nikt nigdy
> >> nigdzie nie śpieszył. Nawet kolację wigilijną zaczynali ok. 22 ;)
> >> Babcia gotowała dla tabunów ludzi, bo cała rodzina bardzo chętnie się
> >> zjeżdżała w weekendy i święta, a ona wszystko pomalutku, bez pośpiechu,
> >> zawsze się jadało bardzo późno.
>
> > Co tu jest "nie do pomyślenia"? - zupełnie jak u mnie. Śniadanie (to
> > właściwe, bo mąż zjada sobie kromeczkę z masłem raniutko, ze wzgl. na
> > żołądek) ok. 10, obiad o 16, kolacja (o ile jemy), też bardzo późno,
> > 21-22.
> > Reszta (ta o tabunach) również jak u mnie. Teraz "tabuny" nieco mniej
> > liczne, bo taki czas, ale mam nadzieję, że się rozmnożą.
>
> Piszesz o teraz, kiedy jesteście we dwoje. Myślę, że jak dzieci były
> małe, to pewnie śniadanie było trochę wcześniej.
>
Kiedy pracowaliśmy w szkole - owszem, ale to było narzucone rytmem
dnia pracy. Obiad i tak był bardzo późno. Kolacja dzieci ok.20, nasza
o wiele później. Nie lubimy się spieszyć.
Z racji zawodu mieliśmy zawsze rodzinne wakacje i ferie, a to naprawdę
spora część roku - i wtedy dzieciaki się wysypiały do oporu i dzień
zaczynał się śniadaniem ok. 10, dłużej też się "urzędowało" w nocy.
Na wszelkie swięta - tabuny w domu i to było to, co tygrysy. Teraz
prawdę mówiąc nawet nie miałabym już siły na urządzenie swiąt dla
15-20 osób. Ale całe lata to robiłam przecież.
Ostatnie (tegorocza Wielkanoc) święta były na 11 osób.
Przygotowywałam się intensywnie długo wczesniej, prawie nie śpiąc w
ostatnim tygodniu, żeby całe jedzenie było świeżutkie. Nieźle to
odchorowałam, prawdę mówiąc, ale warto było... Póki życia i póki sił -
będę to robiła. Nie do przecenienia jest widok szczęśliwych twarzy
moich najbliższych. Takie święta dzieci pamiętają do końca życia. Ja
takich nie miałam jako dziecko.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |