Data: 2014-02-01 16:23:36
Temat: Re: Dla XL - z serii "Ten zły dżęder"
Od: FEniks <x...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2014-02-01 15:33, Chiron pisze:
>
> Żeby być ścisłym: dokładnie jest tylko taki wybór, że albo pozostawimy
> te rzeczy rodzicom- albo będą to robić urzędnicy. W pierwszym wypadku-
> ta część rodziców, która de facto ma kiepski kontakt ze swoimi
> dziećmi- zrobi to źle. Trudno mi oszacować- niech będzie nawet 30%.
> Oczywiście im mniej patologicznych rodzin- tym ten odsetek niższy. Czy
> urzędnik zrobi to lepiej? Wielką naiwnością było by tak sądzić.
> Druga możliwość: urzędnik państwowy. No cóż- to przecież (często)- też
> rodzić. Nie oszukujmy się- nie koniecznie dobry rodzic. Albo w ogóle
> osoba bezdzietna- o dzieciach mająca wyłacznie pojęcie teoretyczne.
> Dodatkowo jaką ma mieć motywację? Jeśli będzie uczciwy- to będzie to
> motywacja dobrego rzemieślnika. No ale skąd takich chociaż wziąć?
> Niech takich będzie (wiem, to wszystko z palca sssane)- 5%. Reszta- to
> często ludzie, którzy w ogóle się do dzieci zbliżać nie powinni. No
> ale mają certyfikaty szkół, kursów- no bo jak inaczej może być?
> Przecież nie przyjmą np osoby, która pochwali się świetnymi relacjami
> ze swoimi dziećmi- bo to dla urzędnika żaden certyfikat. W ten sposób
> otrzymujemy- jak_to_zawsze_z_urzędowością_bywa- substytut jeno tego w
> porównaniu z rodzicami. Na dodatek ten substytut nie będzie edukować
> indywidualnie, starając sie dostroić do potrzeb każdego dziecka- tak
> bardzo przecież zróżnicowanych- tylko (z musu choćby) potraktuje
> wszystkich jednakowo sztampowo.
Odpowiem tak - lekarz, też niby urzędnik. A jednak z anginą dziecka do
niego wolę chodzić, niż sama leczyć. Oczywiście patrzę uważnie, co on na
receptach wypisuje i obserwuję, jakie efekty leczenie przynosi, ale
korzystam z jego wiedzy i ani mnie, ani dziecku to nie szkodzi.
Ewa
|