Path: news-archive.icm.edu.pl!pingwin.icm.edu.pl!warszawa.rmf.pl!newsfeed.tpinternet.
pl!news.tpi.pl!not-for-mail
From: Jonasz <j...@p...onet.pl>
Newsgroups: pl.soc.rodzina
Subject: Re: Duże dzieci - duży kłopot
Date: Mon, 13 May 2002 15:14:33 +0200
Organization: tp.internet - http://www.tpi.pl/
Lines: 49
Message-ID: <3...@p...onet.pl>
References: <abhd3l$pv6$1@news.tpi.pl> <3...@p...onet.pl>
<abnmes$cr0$1@news.tpi.pl>
NNTP-Posting-Host: pc85.bielsko.cvx.ppp.tpnet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset=iso-8859-2
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: news.tpi.pl 1021295040 4856 213.76.18.85 (13 May 2002 13:04:00 GMT)
X-Complaints-To: u...@t...pl
NNTP-Posting-Date: Mon, 13 May 2002 13:04:00 +0000 (UTC)
X-Accept-Language: pl,en
X-Mailer: Mozilla 4.7 [pl] (WinNT; I)
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.rodzina:12175
Ukryj nagłówki
"Hanka Skwarczyńska" napisał(a):
>
> Trochę wiem, o czym mówię, bo jeden z lekka podobny przypadek miałam w
> rodzinie, drugi obserwowałam w rodzinie znajomego. Pierwszą pannicę
> zaciągnięto do psychologa - też się zapierała, że się słowem nie odezwie,
> ale widać to, co mówiono do niej, wystarczyło. Całkiem miła panienka z niej
> wyrosła.
A ci kolesie wespół z psychologiem wspierali dziecko
na drodze ku świetlanej przyszłości? Bo ja ostatnio rozmawiałem ze znajomą
z sanatorium, która poznała największą dziwkę pewnego miasteczka - obecnie
14 letnią dziewczynę. Ta dziewczyna boi się panicznie chwili, kiedy zostanie
odesłana do rodziców i całego tego środowiska. Tam nie ma ratunku - musi
się podporządkować.
> Drugą pannicę zostawiono samej sobie (próbowała - razem z facetem -
> jakos sytuację rozwiązać, ale ich tatko przepłoszył); w tej chwili ma dwójkę
> bardzo udanych dzieci (do chrzcin drugiego tatkowi rodzicielski gniew
> przeszedł) i nieźle sobie radzi.
Na ile pozostawiono ją samą sobie - aż wyniesie telewizor, czy niezależnie od tego,
co upłynni z domu? Można liczyć na rozsądek dziecka, jeśli nie stara się
emocjonować rodziców negatywną postawą.
"I am an anarchist, I am the antichrist, I know what I want and I know how to get it,
I wanna this toy!" ten tekst powtarzało całe pokolenie (może pół)
ale nie przyzwycziło się do niego, ciekaw jestem dlaczego.
Może dlatego, że odpowiedzialni dorośli umieli w odpowiednim momencie
aktywnie zadziałać? Nie chcę deprecjonować roli "inżynierów dusz",
jedynie podaję swoją wizję oddziaływania wychowawczego.
Nie bądź taka pewna, że rodzice są w tym przypadku większym autorytetem
niż wujostwo oraz ich dzieci. Żeby wyruszyć w świat trzeba mieć wewnętrzną siłę,
a takie postępowanie (naszej bohaterki) raczej tego nie sugeruje.
Przeciwnie, wydaje mi się niezręcznym wołaniem o pomoc,
szantażem - "jak nie wy, to oni się mną zajmą".
Uważam po prostu, że rodzice w ich warunkach nie będą w stanie nic istotnego
zmienić. Trzeba zmienić środowisko, a najlepiej znmienić wszystko dookoła.
> Próba wyobrażenia sobie efektów rozwiązań
> proponowanych przez Jonasza budzi we mnie żywą wesołość.
Już widzę, jak siadasz z dzieckiem i jej kolegami (-żankami)
i opowiadasz, jak to wspaniale być grzeczną dziewczynką,
a oni nagle skruszeni, ze łzami w oczach biegną z biciem serc,
by przeprosić swoje Mamusie i Tatusiów.
Wybacz zgryźliwość. Napisałem swoje teoretyczne zdanie
i zaproponuj coś lepszego, zamiast się nabijać.
> --
> Hanka Skwarczyńska
|