Data: 2010-11-08 22:18:16
Temat: Re: Eksperyment "Kluzik-Rostkowska"
Od: vonBraun <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
medea wrote:
> W dniu 2010-11-08 22:21, vonBraun pisze:
>
>> medea wrote:
>> /.../
>>
>>> Wiele kobiet około 50-tki w Twoim otoczeniu nosi miniówkę?
>>
>>
>> Niewiele ma figurę JKR. Z tymi co mają bywa i tak :-)
>> Uzasadniona miniówa - nie naciągajmy do 50, tu juz jest często po
>> menopauzie więc nie "naciągaj" mi tu po cichu...
>
>
> No i kto tu po cichu naciąga... Koło pięćdziesiątki to nie znaczy PO
> 50-tce. To znaczy kilka lat przed i kilka lat po. JKR ma 47, łapie się.
Nie pamietam daty urodzenia. W biografii było 46 i tak to zapamietałem.
Chcę wyraźnie rozgraniczyć ponieważ menopauza to szok, który może tak
poprzestawiać, że spokojnie lepiej poczekać i nie wyciagać wniosków.
>
>> Tym jest właśnie "opanowanie języka kobiecości" - wiedzą co pokazać co
>> starannie uktyc, co przemalować.
>
>
>> I nastraszaj się, bo choc uważam, ze nie są to zaburzenia w rozumienia
>> klasyfikacji DSM, czy ICD czyli takie po których potrzebna jest pomoc
>> psychiatry lub psychologa, to jednak jestem głęboko przekonany, że
>> człowiek w każdej DOSTĘPNEJ mu dziedzinie dąży do samorealizacji - jak
>> najpełniejszego wyrażenia siebie.
>>
>> Jeśli tego NIE ROBI to coś jest na rzeczy. W drugiej kolejnosci
>> analizuje "centralnośc" tego braku realizacji.
>
>
> Ale czy realizacja kobiecości to jest wyłącznie eksponowanie swojej
> urody? Bo trochę tak mi wychodzi z tego Twojego opisu. Na realizację
> kobiecości składa się wiele rzeczy, wśród nich przede wszystkim IMO
> macierzyństwo, życie erotyczne i rodzinne - inne pomijam, choć nie
> piszę, że nie są ważne.
Już raz mówiłem, że KAŻDY element jest wart oceny. Jeszcze przed chwilą
zanim wycięłaś był dokładny mój opis który brzmiał tak samo jak Twój.
Ale pisałem też, że człowiek dąży do pełnej samorealizacji.
> Dbałość o eksponowanie urody jest (no niestety,
> ale taka jest przecież prawda) tylko narzędziem do osiągania tych
> powyższych.
Zauważ, jak przypomina to pogląd który kilka postów dalej oceniłas jako
przeinaczenie Twoich myśli. Cel = dzieci osiągnięty, 'obowiązek'
'wyglądania' odpuszczamy... To w końcu przeinaczyłem czy nie?
Jakby wygląd był istotny w sekwencji czasowej - najpierw (1)wygląd potem
(2)dzieci - (3)wygląd nieistotny...
Mnie jawi się tu teraz jakaś mroczna wizja kobiety-modliszki, która dla
swego męża jest atrakcyjna do momentu uzyskania od niego puli genów, po
czym rezygnuje z zewnętrznych przejawów kobiecości, zalotności, traci
tzw. potrzeby(no bo seks nieprokreacyjny to strata czasu) itd...
> Dlaczego jakieś lekkie "zaszwankowanie" w tej sferze,
> chociaż NB nie wpłynęło niekorzystnie na spełnienie się w innych,
> miałoby być aż tak istotne dla całości realizacji?
Bo całość to całość :-) Czyli WSZYSTKO, całokształt... no nie wiem jak
jeszcze to powiedziec... ;-)
A nawiasem, pogubiłem się - to w końcu "ta całośc" to jednak urodzenie
dzieci? A wygląd instrumentalnie mu służy i potem już nie? Bo zdaje się,
że miałem tak nie myśleć....
> Mi tu coś nie pasuje
> na logikę, no sorry. A co powiesz w takim razie o kobietach, które
> decydują się na nieposiadanie dzieci? Wolę nie myśleć.
Nie założyłbym z taką osobą rodziny na przykład. A to nawiasem chyba
WAŻNE kryterium "podziału" pań. Powiedziałbym, ze w pewnym wieku decydujące.
/.../
> Do uniwersalności Twojego postrzegania mnie nie przekonałeś.
Dopiero się rozkręcam :-)
pozdrawiam
vonBraun
|