Data: 2005-08-05 09:31:11
Temat: Re: Emocje negatywne i pozytywne sa niebezpieczne ?
Od: "TheStroyer" <t...@g...SKASUJ-TO.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> > odwrotnie: miłość -> namiętność -> intymność.
>
> hahaha, i pomyslec, ze facet to mowi...a moze chlopiec;)?
No nie bądź taka cyniczna ;)
>
> u mnie jakos tak sie zawsze skladalo, ze wlasnie w takiej kolejnosci
> poczawszy od namietnosci zaczynalo, ale ..moze ja jakas dziwaczka jestem;)
Teraz prawie wszyscy tak mają, ale to nie znaczy, że to jest dobre... Chyba,
że podejdziemy demokratyczno-statystycznie do tematu ;)
>
> .... tutaj sama mam dylemat jak to jest z tymi uciekajacymi...czesto sama
> mysle o takiej ucieczce, nie wiem tylko, czy jest to chowanie glowy w
> piasek, czy dojzewanie emocjonalne;)
Jest różnie - czasem tak, a czasem tak. To są chyba dużo bardziej
skomplikowane sprawy i każdy przypadek trzeba by oddzielnie rozpatrywać, w
dodatku znając bardzo dokładnie wzajemne relacje między ludźmi i ich charaktery.
>
> > prostu inne priorytety, które są na dłuższą metę nie do pogodzenia z
> > tradycyjnym modelem. I nie o miłość tu bynajmniej chodzi,
>
> a o co???
Moim zdaniem rodzina (a jej założenie jest przecież - przynajmniej powinno być
- podstawowym w ogóle motorem rozpoczynania jakiegokolwiek związku
męsko-damskiego) nie opiera się w pierwszym rzędzie na uczuciach, a raczej na
zasadach - m.in. nierozdzielności, prymatu nad wszelkimi innymi związkami
społecznymi i nad miłością własną, podporządkowania, odpowiedzialności.
Miłość, zwłaszcza pojmowana jako namiętność czy bliskość, to sprawa zbyt
chwiejna, żeby można było na niej oprzeć coś trwałego. Poza tym - moim zdaniem
- nie ma "jednej" miłości, tej największej, najwspanialszej, itd. Każda jest
wspaniała i największa, a kochać można - szczerze i uczciwie - wiele ludzi. To
żaden problem, wystarczy mieć w sobie miłość i chcieć ją dawać. Związki oparte
głównie lub tylko na miłości dość szybko się rozpadają jeśli nie ma się innych
motywów. Nie znaczy to, że miłości ma nie być - ale nie powinna być traktowana
jako wyłączne spoiwo i gwarancja powodzenia.
> Gaworzysz teraz jak staruszek z doswiadczeniem;)
Piętnaście lat skończyłem dużo więcej niż piętnaście lat temu ;)
> Jesli chodzi o te modele; tradycyjny czy wspolczesny, to trafiles w moj
> czuly punkt.Mam ambiwalentne uczucia co do tej kwestii..
Ja też. Moim zdaniem, model "wspólczesny" tak jak jest lansowany, praktycznie
uniemożliwia założenie szczęśliwej i długotrwałej rodziny, natomiast doskonale
sprawdza się w luzackich związkach dla przyjemności, bez dzieci i na wspólne
dorabianie się.
> oczywiscie "kto nie umie się zaczepić na dłużej" w stalym zwiazku musi byc
> niedojzaly,...ale wydaje mi sie, ze w wiekszosci przypadkow tak wlasnie
> jest... no chyba, ze ktos ma ciaglego pecha;) osobiscie jednak nie wierze w
> powtarzajacy sie "zbieg okolicznosci".
>
Tu oczywiście powstaje pytanie, co znaczy "zaczepić się na dłużej". Nawet 10
lat to może być jeszcze za mało, żeby powiedzieć "na dłużej", bo w 11 roku
wszystko może pieprznąć ;) I pytanie - byli dojrzali, czy nie? ;)
TS
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|