Data: 2002-06-09 09:18:44
Temat: Re: Ex optymalny.
Od: "Krystyna*Opty*" <K...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Paweł 'Róża' Różański" <r...@f...onet.pl> napisał w
wiadomości news:adsurf.3vvna3t.1@roses.of.many.colours...
> "Krystyna*Opty*" <K...@p...onet.pl> wrote in
> news:adqdkm$4np$1@news.onet.pl:
>
> > Zapominasz, że kolejność chronologiczna jest odwrotna. Dopóki
> > człowiek czuje się doskonale i nie ma dolegliwości, na ogół w
> > ogóle nie zwraca uwagi na swoją dietę (chyba, że w sensie
> > ideologicznym, np. wegetarianizm).
>
> I IMO to jest właśnie podstawowy błąd - potem jest już dużo
> ciężej naprawić, to co się zepsuło (o ile to w ogóle możliwe).
To prawda.
Zauważ,
> że większość diet jest ukierunkowana przeciwko jednemu konkretnemu
> zaburzeniu (np. schudnąć - jakieś nakrotykopochodne dopalacze,
> ograniczanie wody, drastyczne ograniczanie kalorii...), a zaburza inne
> funkcje (organizm może wiele znieść, więc widocznych efektów może nie
> być (od razu) - to fakt).
Oootóż tooo!
> > Powstają już gabinety "odnowy biologicznej", gdzie serwuje się
> > klientowi kurację tlenową jakimś zagadkowym specjalnym aparatem,
>
> Coś jak generator prądów selektywnych? ;->
;) Jest maleńka różnica. Wciskanie na siłę tlenu do organizmu niewydolnego,
by samodzielnie pobierać tlen z powietrza, to już graniczy z absurdem
sprzedawania np.powietrza w butelkach, z rejonów klimatycznych... ;)
(kto wie, czy do tego nie dojdzie... ;) )
Układ oddechowy ma pewną górną granicę wydolności. I nie w tym rzecz, by
wtłaczać
mu na siłę tlen, ale aby dostosować rodzaj pożywienia, którego metabolizm
nie będzie wymuszał zapotrzebowania na tlen ponad wydolność układu
oddechowego. A właśnie spalanie tłuszczu z diety nie wymaga tyle tlenu, co
spalanie węglowodanów, jako źródła energii.
Z mojego doświadczenia, pozwolę sobie przypomnieć, że jeszcze 4 lata
temu miałam bardzo częste i długotrwałe bóle i zawroty głowy. A problem ten
narastał u mnie kilkanaście lat.
10 zabiegów w 1998 r. zlikwidowało je definitywnie.
To nie może być placebo, cztery lata bez bólów i zawrotów głowy, których
nawet operacja kręgów szyjnych nie wyleczyła - ja dla mnie, to kawał
czasu...
> > Nie przeczę, to zjawisko też istnieje, ale bym go nie przeceniała.
> > I placebo może działać tylko tak długo, jak długo da się oszukiwać
> > własną psychikę i ciało.
>
> Czyli okres czasu liczony w latach. Nastawienie psychiczne to
> podstawa wydolności fizycznej - zobacz jakikolwiek sport (boks, piłka
> nożna).
Dobry przykład, szczególnie wydolności naszych piłkarzy... ;)
Myślisz, że oni byli źle nastawieni psychicznie? Ja uważam, że nasi sportowi
specjaliści od diety sportowców coś źle ich karmią, skoro kondycja polskich
sportowców, nie jest najlepsza.
> Ważne jest też indywidualne zapotrzebowaie organizmu. Jeden
> mieszka w mieście, gdzie jest duże skażenie czymśtam, co do
> neutralizacji wymaga więcej białek, inny gdzie indziej...
Ale wszyscy potrzebujemy dużej odporności na trucizny, na bakterie,
na wirusy, na stresy itd. Bez inwestycji tu się nie obejdzie.
> > 1. ile diet wypróbował i jakie,
>
> Nie wiem, czego ma to dowodzić.
Rozdzieliłeś te wszystkie punkty, a ważny jest ich kontekst. Jeśli to jest
np. młoda osoba, na ogół wiele diet jest jeszcze przed nią... ;)
Jeśli ktoś żywi się od urodzenia
> tym samym i wszystko jest OK, to znaczy, że dla niego ta dieta jest
> dobra.
Być może. Jeśli ktoś mając lat 50 powie, że całe życie żywi się dietą x i
nic mu nie dolega i nie będzie otyły, wtedy przyznam, że jego dieta jest
dobra.
Poza tym to, że komuś żywienie np. karmą dla kotów służy niczego
> jeszcze nie dowodzi.
Ja uważam, że karma dla kotów, czy psów nie jest najlepiej zbilansowana.
Sądząc z reklam zawiera coraz więcej roślin, słowem dieta śródziemnomorska
dla naszych czworonogów, to już "woła o pomstę do nieba"... ;)
bo jakim prawem wyrabiamy w tych zwierzętach nawyki żywieniowe niezgodne
zupełnie z ich naturą? Obawiam się, że koty i psy będą miały zaburzenia
neurologiczne i psychiczne, nie tylko somatyczne.
Nerwice psów i kotów, to dopiero początek ich roślinożerstwa.
Potrzebne byłyby badania statystyczne zawierające
> dane, w ilu przypadkach były pozytywne objawy danej diety na daną
> dolegliwość, jakie negatywne na daną dolegliwość, zachowanie organizmu
> zdrowego na danej diecie...
Jakoś generalnie nikomu na tym nie zależy.
Aczkolwiek coś się kroi w Poznaniu... 8)
Śmieszne IMO jest sugerowanie każdej osobie
> stosującej DO (przejście do konkretu) i mającej problemy, że może coś
> źle dobiera (choć osoba twierdzi, że żywi się zgodnie z zaleceniami).
Jeśli komuś mimo starań coś nadal dolega, to być może znaczy, że "lekarstwo"
pt. DO, stosowane wg własnych obliczeń, nie jest akurat dla niego
najbardziej odpowiednie, albo może jest jakaś ukryta choroba, którą lekarz
optymalny pomógłby ustalić i wyleczyć (np. lamblie w woreczku żółciowym,
kamienie, które na DO rozpuszczając się mogą popłynąć z żółcią i utknąć w
przewodzie ż., a my jesteśmy święcie przekonani, że to wina diety itd.).
Osoba wcale nie musi kłamać, ale może coś niewłaściwie zrozumieć, wtedy
przydałaby się jednorazowa porada lekarska z ustawieniem konkretnej
proporcji i paru wskazówek dla tej osoby. Wgląd do tabelek z produktami i
zawartością BTW jest niezbędny, na ogół mamy w wyobraźni zupełnie inny
system
wartości poszczególnych produktów, niż w żywieniu optymalnym, bardzo więc
łatwo u nowicjuszy o pomyłkę.
> No i pomijam kwestię, że np. wegetarianizm w tym momencie jako
> dieta do badania się nie nadaje - po prostu z tego co wiem, to są osoby
> będące wegetarianami (pomijam wegan), które odżywiają się w sposób
> skrajnie różny - jedni jedzą badziej 'na ostro' inni 'na słodko'.
Ile roślin, tyle odmian, ale generalnie z punktu widzenia biochemii żywią
się węglowodanami, jako podstawą energetyczną. Mają więc chyba podobny
metabolizm, podobną ilość tych samych enzymów.
> > 4. ile ma chorób za sobą dzięki stosowanej aktualnie diecie,
>
> Dwuznaczne. ;-)
Masz na myśli subiektywizm? A wyniki?
Poza tym IMO dieta powinna przede wszystkim nie
> doprowadzać do chorób (zapobiegać), wtedy leczenie nie jest konieczne.
Ooo! Taaak! : ) Trafiłeś w samo sedno! : )
Jeśli dieta spełnia takie kryterium - MUSI być w końcu uznana za najlepszą
ze
wszystkich stosowanych diet. To jednak wymaga czasu...
> No i kwestia, co uznajemy za stan chorobowy (jaka aktywność, jaki
> poziom cholesterolu, poziom hemoglobiny)...
To jest dość trudne do ustalenia. Optymalne normy wyglądają nieco inaczej
niż normy ogólnie stosowane i uznane za prawidłowe. Widełki tych norm
zmieniają się wprost proporcjonalnie do narastających w społeczeństwach
chorób.
Dzisiaj wszystko tak się różnicuje, że coraz trudniej o konkretną definicję
czegokolwiek, co jest wodą na młyn w grupach dyskusyjnych... ;)
Każdy temat, to eksplozja różnych definicji i logicznych wywodów.
Chętnie wszystko analizujemy, gorzej ze złożeniem do kupy w logiczną całość.
Szczegóły to "diabelska" rzecz... ;)
Łatwo się zakopać i znowu jesteśmy w punkcie wyjścia... ;(
> > 5. ile i czego musi uzupełniać, by dietę zrównoważyć, aby nie
> > dopuścić do niedoborów żywieniowych.
>
> Zdefiniuj 'uzupełniać'. Masz na myśli preparaty sztuczne (np.
> suplementy witaminowe), czy wprowadzanie do diety produktów spożywczych
> (naturalnych), szczególnie bogatych w dany składnik. IMO to drugie to
> nie suplementacja.
W syuacjach podbramkowych (choroba) suplementy mogą nagle być potrzebne.
Natomiast stosowanie ich w codziennym żywieniu to już jakieś
nieporozumienie.
Jedzenie produktów naturalnych trudno nazwać suplementacją. Chodziło mi
raczej o różną specyfikę zawartych w nich składników. To może sprawiać, że
mogą pojawiać się chwilowe pewne nadmiary i pewne niedobory. Nie zawsze
pełny brzuch oznacza zaspokojenie potrzeb żywieniowych organizmu. A więc
objętość pokarmu nie jest równoznaczna z jakością, wartością. Im bardziej
pełnowartościowy pokarm, tym mniejsze ryzyko wystąpienia niedoborów, czy
nadmiarów, ponieważ pełnosprawny przewód pokarmowy radzi sobie bez problemu
z ewentualnym usunięciem składników niepotrzebnych, a zapasy potrzebne
uzupełnia tylko do wartości optymalnej.
> Interesująca jest też teoria, że w związku z nienaturalnym
> środowiskiem życia w jakim obecnie jesteśmy, suplementacja (sztuczna)
> jest konieczna.
To mnie osobiście niepokoi, że zaczynamy się żywić chemią.
Wprawdzie ona już dawno wkroczyła w nasze żywienie, ale łykanie tabletek na
śniadanie, obiad i kolację to już jakaś groteska... :(
> Dodatkowo zapomniałaś o aktywności fizycznej danego człowieka -
> czy uprawia sport (ile, jaki), jaką pracę wykonuję (ciężko porównywać
> człowieka pracującego w kopalni i siedzącego przed komputerem), oraz o
> środowisku życia - stresująca praca, zanieczyszczenia. No i oczywiście
> o używkach wszelkiego typu (kawa, papierosy, alkohol, narkotyki).
Masz rację. To bardzo ważne czynniki.
> > No właśnie, żywy organizm to dynamika, gra między komórkami,
> > narządami, układami, ale ta gra wymaga sprawnej komunikacji,
> > dobrego przepływu informacji po całym ciele i bez pomyłek
> > informacyjnych. Do tego jest potrzebna dostateczna ilość bardzo
> > dobrej energii... niedobory energetyczne wywolują niedobory
> > informacyjne, błędne odczyty, błędne reakcje międzykomórkowe itd.
>
> Nie wiem, co rozumiesz pod 'dobra energia' i kto wg Ciebie ma
> oceniać, która jest 'dobra', a która 'zła'.
Natura sama je stworzyła. Dobra to taka, która nie truje, która po spaleniu
wydziela H2O, a gorsza to taka, która po spaleniu wydziela CO2.
Myślę, że to wszystko
> zależy od konkretnego przypadku - dla jednego mleko krowie może być
> dobre, dla drugiego (który nie trawi jakiegoś białka) - fatalną.
Nie trawi, bo jego przewód pokarmowy z powodu dużo wcześniejszego
niedożywienia stracił pełnosprawność w trawieniu. Unikanie
pełnowartościowych pokarmów może pogłębiać ten defekt wg
zasady "nieużywany narząd zanika".
Tak
> samo z każdą inną substancją. IMO lepiej minimalizować substancje
> szkodliwe (kwestia co komu szkodzi - to też różnie bywa).
Substancje szkodliwe - tak. Natomiast białko zwierzęce trudno nazwać
substancją szkodliwą i IMO unikanie go pogorszy sytuację, jeśli nawet nie w
tym, to w następnych pokoleniach tegoż.
> Natomiast teoria o tym, że to niedobór energii prowadzi do
> schorzeń jest łatwa do obalenia - ludzie, którzy dostarczaja zbyt wiele
> energii też chorują (np. tycie i związane z tym problemy).
To tylko tak wygląda z pozoru. Najprościej, najszybciej i najłatwiej
organizm korzysta z energii zjedzonego tłuszczu, dłuższej obróbki i pracy
układu trawiennego wymagają białka i węglowodany w dużej ilości,
a dużej ilości domaga się tylko organizm bardzo głodny.
Po prostu
> ilość energii musi być odpowiednia (sprawa indywidualna), ilość
> substancji szkodliwych możliwie niska (sprawa indywidualna) i wtedy
> jest OK. Generalne kierunki są znane (piramida), pozostaje kwestia
> wykonania.
Na dobrą sprawę wszystkie zjawiska można wpisać w schemat piramidy, sęk w
tym, że piramida na rysunku nie oddaje jeszcze wymiarów czasu i przestrzeni.
Piramida też nie jest statyczna, jest dynamiczna, coś jak zjawisko tornada,
wymaga sprawnej wyobraźni.
Tzw. "piramida zdrowia", być może lepiej się sprawdza w krajach
śródziemnomorskich.
Sądząc po stanie zdrowia polskiego społeczeństwa i narastającego
zainteresowania wszelkich mediów tym tematem, coś ona się nie sprawdza...
Krystyna
|