Data: 2006-03-01 10:27:23
Temat: Re: Jak pogodzić się z wypadkiem dziecka?
Od: "Pakosław" <b...@g...SKASUJ-TO.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Witam
> 8 miesięcy temu mój synek oparzył się żelazkiem. Siedziałam koło niego.
> Zdejmowałam mu to z nogi...
> Nie potrafię poradzić sobie z tym. Od tamtej chwili nasze małżenstwo
> straciło blask.
Trochę tego nie rozumiem. To normalne, że dzieci potrafią wywinąć różne numery
i trzeba ich pilnować, ale normalne też, że nie zawsze się upilnuje. Oparzenie
było przykrym doświadczeniem, lecz nie aż taką tragedią, żeby od razu z tego
powodu wpadać w panikę, lub się obwiniać. Dziecko jest żywym człowiekiem, ma
ręce, nogi, porusza się - coś zawsze może mu się zdarzyć. Czasem są to
tragedie, czasem przykre wypadki, czasem śmieszne historie - różnie. Przyjmij
to jako dopust Boży, bądź ostrożniejsza, lecz nie powinnaś pozwolić, żeby ten
jeden wypadek stał się powodem Twojej psychozy, a tak się niestety chyba stało.
> Mąż potrafi tylko obwiniać mnie. Atmosfera w domu jest kiepska.
Obawiam się, że jest kiepsko, bo wpadłaś w panikę i przesadzasz. Nie chcę być
niesprawiedliwy, ale tak typuję, sądząc z tonu Twojego listu. Mąż
prawdopodobnie nie jest więc tak zupełnie bez racji, choć być może odbierasz
to inaczej.
> Przez to wszystko jestem przewrażliwiona na punkcie Macka.
> Ze wszystkim biegam do lekarzy. Martwię się każdym nienajlepszym
> wynikiem.Doszukuję się, wynajduję na siłę chorób.
No i czy to nie jest rodzaj jakiejś psychozy..?
>
> Nie stać mnie na psychologa.
> Może są jakieś lektury, które postwaiłyby choć część mnie na nogi?
Nie jestem fanem wysyłania ludzi do psychologów, ale w Twoim przypadku to
naprawdę nie wiem, czy jakaś lektura Ci pomoże, skoro tak dalece zatraciłaś
poczucie zdrowego rozsądku :( Może Pismo Święte? :) Nie wyobrażam sobie żadnej
książki, która sama z siebie może uleczyć coś takiego, czego się nabawiłaś.
Czy psycholog Ci pomoże - nie wiem, ale zakładam, że brak w Twojej okolicy
jakiegoś autorytetu, który potrafiłby Ci przełożyć na słowa tę prostą prawdę -
w istocie NIC SIĘ NIE STAŁO, było-minęło, synek (tfu, tfu!) żyje, ma się chyba
całkiem nieźle (sądząc z przemiłych fotek na blogu), więc powinnaś być
SZCZĘŚLIWA, że to tylko tyle. Nauczka na przyszłość? OK. Dla niego też. Ale
nie możesz się obwiniać, człowiek nie ma oczu z tyłu głowy, setki rąk i macek
mogących się wydłużać z pokoju do pokoju ;) Nie powinnaś też umierać ze
strachu, że może się stać coś gorszego. Odpowiem Ci bezlitośnie - MOŻE. Ale
nic z tego nie wynika, bo nie musi. Jeśli sądzisz, ze Twój mały albo Ty
jesteście jakimiś wyjątkami, to mylisz się.
Hint: zrób sobie drugie dziecko, to trochę wyluzujesz z tą hipermiłością do
jednego ;)
Paco
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|