Data: 2008-08-06 11:43:44
Temat: Re: Mój syn?
Od: "michal" <6...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik XL wrote:
> On 5 Sie, 23:49, "Aicha" <b...@t...ja> wrote:
>>>> Natomiast na pewno żadna z tych osób nie
>>>> pomyśli nigdy o swoim dziecku w ten sposób:
>>>> "Czasami już nie wytrzymuję i mówię do
>>>> męża,aby (...),albo go oddać."
>>> Jeśli nie czytałaś - warto zerknąć:
>>> http://wyborcza.pl/1,76842,5483843,Wybor_Julii.html
>>> plus komentarze pod artykułem.
>> Niektórzy nie uwierzą, zanim nie doświadczą. Wrzuciłam linka do tego
>> artykułu jakiś czas temu.
> No, przeczytałam, i co?
> Przypadek tej pani ma być przykładem czegoś dobrego???- raczej
> żenującym, z uwagi na czelność opisania wszystkiego w książce dla
> pozorowanego ubiczowania się, a może dla znalezienia szybkiego
> rozgrzeszenia przed współczującym tłumem???
> Ja bym jako przykład wzięła raczej tę drugą, co nie "oddała", ale
> "przyjęła"... a tę pierwszą tylko jako przestrogę, jak słaby może być
> człowiek.
> No i - fakt, niektóre kobiety nie wychodzą z depresji poporodowej
> wcale, to prawda.
> Ja pamiętam swoją depresję - trwała kilka dni, po cesarskim cięciu.
> Dziś wspominam ją z przerażeniem.
> Jak słaby może być człowiek.
> Czyli nie jest tak, że "nie przeżyłam, a gadam".
> Kiedy się do czegoś zdecydowanie i jednoznacznie ustosunkowuję, to
> tylko wtedy, kiedy mam podstawy.
> Kocham swoje dzieci jakie są, to szczęście, że są akurat pięknymi,
> mądrymi dziewczynami, lecz jakieby nie były, stosunek do nich mogła
> tylko chwilowo zaburzyć moja kilkudniowa depresja poporodowa, zjawisko
> fizjologiczne i to mnie zupełnie tłumaczy. Wolałabym umrzeć niż
> porzucić/oddać własne dziecko, za wszelką cenę starałabym sie wytrwać,
> jeśli nie z miłości do niego (wiem, jak słaby jest człowiek), to
> ostatecznie z poczucia odpowiedzialności i przyzwoitości (to nie sa
> dobre słowa, ale w tej chwili słów mi po prostu brak). Poczucie
> przyzwoitości (tak to teraz nazwijmy) zachowujemy nawet nie kochając,
> ponad instynktami. Wielka jest jego moc sprawcza. Jeden marny przykład
> opisany w artykule jest niczym wobec tysięcy (a może milionów)
> przykładów ludzi cierpiących z powodu swoich chorych (a w chorobie
> agresywnych, odrażających, niekontaktowych) dzieci, a jednak
> zachowujących odpowiedzialność i godność do końca.
> Doprawdy, nie sa to ludzie-Tytani, lecz zwyczajni rodzice, umęczeni,
> udręczeni, poświęcający swoje związki lub klejący je wszelkimi siłami.
Klapki na nie tylko na oczach. Jak zwykle.
--
pozdrawiam
michał
|