« poprzedni wątek | następny wątek » |
31. Data: 2008-08-05 21:56:15
Temat: Re: Mój syn?Opis jest długi i w co najmniej kilku miejscach niespójny, więc
najpewniej zmyślony.
Prawdopodobnie ktoś testuje czujność grupy po "głębokiej
fascynacji" artykułem pt "Wybór Julii".
Tym razem post został wysłany pewnie z jakiejś kafejki internetowej.
To jednak nie znaczy, że stoi za tym osoba, na której punkcie
obsesję ma XLa.
--
CB
Użytkownik "Don Gavreone" <s...@l...po> napisał w wiadomości
news:g79rsc$kvr$1@news.onet.pl...
> a w formie i treści? :D
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
32. Data: 2008-08-05 22:00:55
Temat: Re: Mój syn?Użytkownik <i...@g...pl> napisał:
> Ujeżdżać glob'a? E tam, są lepsze, wdzięczniejsze obiekty. //brak
> emotki, co za cierpienie, widzisz, że to prawie już nie ja
Całe szczęście, że nie będę tego widziała. Jutro znikam :)))
--
Pozdrawiam - Aicha
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
33. Data: 2008-08-05 23:15:53
Temat: Re: Mój syn?On 6 Sie, 00:00, "Aicha" <b...@t...ja> wrote:
> Całe szczęście, że nie będę tego widziała.
TEGO na pewno nie, bo to obiekt żtp. nietutejszy // tu brak
odpowiedniej emotki z języczkiem
> Jutro znikam :)))
CO????????????
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
34. Data: 2008-08-05 23:43:32
Temat: Re: Mój syn?On 5 Sie, 23:49, "Aicha" <b...@t...ja> wrote:
> Użytkownik "vonBraun" napisał:
>
> > > Natomiast na pewno żadna z tych osób nie
> > > pomyśli nigdy o swoim dziecku w ten sposób:
> > > "Czasami już nie wytrzymuję i mówię do
> > > męża,aby (...),albo go oddać."
> > Jeśli nie czytałaś - warto zerknąć:
> >http://wyborcza.pl/1,76842,5483843,Wybor_Julii.html
> > plus komentarze pod artykułem.
>
> Niektórzy nie uwierzą, zanim nie doświadczą. Wrzuciłam linka do tego
> artykułu jakiś czas temu.
No, przeczytałam, i co?
Przypadek tej pani ma być przykładem czegoś dobrego???- raczej
żenującym, z uwagi na czelność opisania wszystkiego w książce dla
pozorowanego ubiczowania się, a może dla znalezienia szybkiego
rozgrzeszenia przed współczującym tłumem???
Ja bym jako przykład wzięła raczej tę drugą, co nie "oddała", ale
"przyjęła"... a tę pierwszą tylko jako przestrogę, jak słaby może być
człowiek.
No i - fakt, niektóre kobiety nie wychodzą z depresji poporodowej
wcale, to prawda.
Ja pamiętam swoją depresję - trwała kilka dni, po cesarskim cięciu.
Dziś wspominam ją z przerażeniem.
Jak słaby może być człowiek.
Czyli nie jest tak, że "nie przeżyłam, a gadam".
Kiedy się do czegoś zdecydowanie i jednoznacznie ustosunkowuję, to
tylko wtedy, kiedy mam podstawy.
Kocham swoje dzieci jakie są, to szczęście, że są akurat pięknymi,
mądrymi dziewczynami, lecz jakieby nie były, stosunek do nich mogła
tylko chwilowo zaburzyć moja kilkudniowa depresja poporodowa, zjawisko
fizjologiczne i to mnie zupełnie tłumaczy. Wolałabym umrzeć niż
porzucić/oddać własne dziecko, za wszelką cenę starałabym sie wytrwać,
jeśli nie z miłości do niego (wiem, jak słaby jest człowiek), to
ostatecznie z poczucia odpowiedzialności i przyzwoitości (to nie sa
dobre słowa, ale w tej chwili słów mi po prostu brak). Poczucie
przyzwoitości (tak to teraz nazwijmy) zachowujemy nawet nie kochając,
ponad instynktami. Wielka jest jego moc sprawcza. Jeden marny przykład
opisany w artykule jest niczym wobec tysięcy (a może milionów)
przykładów ludzi cierpiących z powodu swoich chorych (a w chorobie
agresywnych, odrażających, niekontaktowych) dzieci, a jednak
zachowujących odpowiedzialność i godność do końca.
Doprawdy, nie sa to ludzie-Tytani, lecz zwyczajni rodzice, umęczeni,
udręczeni, poświęcający swoje związki lub klejący je wszelkimi siłami.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
35. Data: 2008-08-06 00:18:34
Temat: Re: Mój syn?On 5 Sie, 23:21, i...@g...pl wrote:
> On 5 Sie, 21:54, Panslavista <p...@i...pl> wrote:
>
> > (...) Zaiste miala to, na co sobie
> > zasługiwała...
> > Prawdopodobnie tatuśka albo nie było całymi dniami w domu, albo dał
> > nogę od takiego tłumoka z synusiem.
> > Tak to jest z takimi lampucerami - co wyżej srają niż dupy mają...- Ukryj
cytowany tekst -
>
> Dokładnie. Ale chodziło mi o konkretne słowa o "oddawaniu" syna.
> Takich słów żadna matka, nawet matka potwora, nie wypowie, bo nawet
> nie pomyśli.
> Dlatego to albo troll, albo nienormalna osoba, która tutaj przedstawia
> sytuację widzianą nienormalnymi oczyma i sama powinna udać się do
> psychiatry. Dziecko niczemu nie winne - tak czy inaczej. Jego
> zachowanie nie bierze się znikąd - jest ZAWSZE efektem błędów
> rodziców, tu: anormalności matki. No i właśnie, pytanie: gdzie ojciec
> w tym wszystkim??? Przynajmniej dałby w d... chłopakowi i byłby
> spokój. A może i babie... Są takie, co sobie zasługują, niewątpliwie
> są takie przypadki.
O oddawaniu słyszałem ale od ojczyma, do poprawczaka, gdy buntowałem
się nadmiernym obciążeniem pracami .
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
36. Data: 2008-08-06 01:16:02
Temat: Re: Mój syn?On 6 Sie, 02:18, Panslavista <p...@i...pl> wrote:
> On 5 Sie, 23:21, i...@g...pl wrote:
>
>
>
>
>
> > On 5 Sie, 21:54, Panslavista <p...@i...pl> wrote:
>
> > > (...) Zaiste miala to, na co sobie
> > > zasługiwała...
> > > Prawdopodobnie tatuśka albo nie było całymi dniami w domu, albo dał
> > > nogę od takiego tłumoka z synusiem.
> > > Tak to jest z takimi lampucerami - co wyżej srają niż dupy mają...- Ukryj
cytowany tekst -
>
> > Dokładnie. Ale chodziło mi o konkretne słowa o "oddawaniu" syna.
> > Takich słów żadna matka, nawet matka potwora, nie wypowie, bo nawet
> > nie pomyśli.
> > Dlatego to albo troll, albo nienormalna osoba, która tutaj przedstawia
> > sytuację widzianą nienormalnymi oczyma i sama powinna udać się do
> > psychiatry. Dziecko niczemu nie winne - tak czy inaczej. Jego
> > zachowanie nie bierze się znikąd - jest ZAWSZE efektem błędów
> > rodziców, tu: anormalności matki. No i właśnie, pytanie: gdzie ojciec
> > w tym wszystkim??? Przynajmniej dałby w d... chłopakowi i byłby
> > spokój. A może i babie... Są takie, co sobie zasługują, niewątpliwie
> > są takie przypadki.
>
> O oddawaniu słyszałem ale od ojczyma, do poprawczaka, gdy buntowałem
> się nadmiernym obciążeniem pracami .- Ukryj cytowany tekst -
>
> - Pokaż cytowany tekst -
Ale kiedy byłeś mały i nie odpowiadałeś za siebie, będąc drobną,
bezbronną istotą, zależną całkowicie od rodziców, to na pewno w głowie
im żadna myśl o oddawaniu nie postała.
Jesli komuś zatem wpada taka myśl do głowy, to albo nie był nigdy,
albo właśnie przestał być rodzicem...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
37. Data: 2008-08-06 02:21:25
Temat: Re: Mój syn?On 6 Sie, 03:16, i...@g...pl wrote:
> On 6 Sie, 02:18, Panslavista <p...@i...pl> wrote:
>
>
>
>
>
> > On 5 Sie, 23:21, i...@g...pl wrote:
>
> > > On 5 Sie, 21:54, Panslavista <p...@i...pl> wrote:
>
> > > > (...) Zaiste miala to, na co sobie
> > > > zasługiwała...
> > > > Prawdopodobnie tatuśka albo nie było całymi dniami w domu, albo dał
> > > > nogę od takiego tłumoka z synusiem.
> > > > Tak to jest z takimi lampucerami - co wyżej srają niż dupy mają...- Ukryj
cytowany tekst -
>
> > > Dokładnie. Ale chodziło mi o konkretne słowa o "oddawaniu" syna.
> > > Takich słów żadna matka, nawet matka potwora, nie wypowie, bo nawet
> > > nie pomyśli.
> > > Dlatego to albo troll, albo nienormalna osoba, która tutaj przedstawia
> > > sytuację widzianą nienormalnymi oczyma i sama powinna udać się do
> > > psychiatry. Dziecko niczemu nie winne - tak czy inaczej. Jego
> > > zachowanie nie bierze się znikąd - jest ZAWSZE efektem błędów
> > > rodziców, tu: anormalności matki. No i właśnie, pytanie: gdzie ojciec
> > > w tym wszystkim??? Przynajmniej dałby w d... chłopakowi i byłby
> > > spokój. A może i babie... Są takie, co sobie zasługują, niewątpliwie
> > > są takie przypadki.
>
> > O oddawaniu słyszałem ale od ojczyma, do poprawczaka, gdy buntowałem
> > się nadmiernym obciążeniem pracami .- Ukryj cytowany tekst -
>
> > - Pokaż cytowany tekst -
>
> Ale kiedy byłeś mały i nie odpowiadałeś za siebie, będąc drobną,
> bezbronną istotą, zależną całkowicie od rodziców, to na pewno w głowie
> im żadna myśl o oddawaniu nie postała.
> Jesli komuś zatem wpada taka myśl do głowy, to albo nie był nigdy,
> albo właśnie przestał być rodzicem...- Ukryj cytowany tekst -
>
> - Pokaż cytowany tekst -
To był i jest zdeklarowany komuch, matkę odsyłał do psychuszki,
wypłaty nie donosił do domu, "koledzy" zaciągali go na wódkę, a że po
paru kieliszkach był dętkowaty nicowali mu kieszenie. Matka wychodziła
nieraz do zakładu, uciekał przesz płot, a kumple mu kartę podbijali w
zegarze... Ale była taka zakochana, że nawet nie pomyślała o
alimentach od niego. Urodziła mu siedmioro dzieci, mimo tego, że
mówiła jak bardzo dzieci nie lubi...
Na moje szczęście mieszkałem z nimi tylko trzy lata - od trzeciej
do szóstej klasy podstawówki.
Zniszczył matkę, szyła po nocach, utrzymywała dzieci i tego
wałkonia. Nieraz wyciągał kasę na zakupy, brał dziecko, które mogło je
unieś i dziecko wracało z zakupami a ten sq..iel znikał z lwią częścią
kasy, nieraz na tydzień.
Gdy umarła na raka po operacji - pozwolił ją pokroić, na złość mi i
przyszedł do mnie odbierać to co było jej, a co dała do siostry na
przechowanie, bo inaczej nie trafiłoby do mnie. Wysłałem go do diabła
i tak się skończyły nasze kontakty i moje z resztą jego progenitury.
Nasłano mi znowu brata - na przeszpiegi, będzie w niedzielę, ale
spuszczę go z szumem...
Wolę być zupełnie sam, po takich wizytach mam problemy z sercem -
to od czasu, gdy ukradziono mi ojcostwo...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
38. Data: 2008-08-06 11:43:44
Temat: Re: Mój syn?Użytkownik XL wrote:
> On 5 Sie, 23:49, "Aicha" <b...@t...ja> wrote:
>>>> Natomiast na pewno żadna z tych osób nie
>>>> pomyśli nigdy o swoim dziecku w ten sposób:
>>>> "Czasami już nie wytrzymuję i mówię do
>>>> męża,aby (...),albo go oddać."
>>> Jeśli nie czytałaś - warto zerknąć:
>>> http://wyborcza.pl/1,76842,5483843,Wybor_Julii.html
>>> plus komentarze pod artykułem.
>> Niektórzy nie uwierzą, zanim nie doświadczą. Wrzuciłam linka do tego
>> artykułu jakiś czas temu.
> No, przeczytałam, i co?
> Przypadek tej pani ma być przykładem czegoś dobrego???- raczej
> żenującym, z uwagi na czelność opisania wszystkiego w książce dla
> pozorowanego ubiczowania się, a może dla znalezienia szybkiego
> rozgrzeszenia przed współczującym tłumem???
> Ja bym jako przykład wzięła raczej tę drugą, co nie "oddała", ale
> "przyjęła"... a tę pierwszą tylko jako przestrogę, jak słaby może być
> człowiek.
> No i - fakt, niektóre kobiety nie wychodzą z depresji poporodowej
> wcale, to prawda.
> Ja pamiętam swoją depresję - trwała kilka dni, po cesarskim cięciu.
> Dziś wspominam ją z przerażeniem.
> Jak słaby może być człowiek.
> Czyli nie jest tak, że "nie przeżyłam, a gadam".
> Kiedy się do czegoś zdecydowanie i jednoznacznie ustosunkowuję, to
> tylko wtedy, kiedy mam podstawy.
> Kocham swoje dzieci jakie są, to szczęście, że są akurat pięknymi,
> mądrymi dziewczynami, lecz jakieby nie były, stosunek do nich mogła
> tylko chwilowo zaburzyć moja kilkudniowa depresja poporodowa, zjawisko
> fizjologiczne i to mnie zupełnie tłumaczy. Wolałabym umrzeć niż
> porzucić/oddać własne dziecko, za wszelką cenę starałabym sie wytrwać,
> jeśli nie z miłości do niego (wiem, jak słaby jest człowiek), to
> ostatecznie z poczucia odpowiedzialności i przyzwoitości (to nie sa
> dobre słowa, ale w tej chwili słów mi po prostu brak). Poczucie
> przyzwoitości (tak to teraz nazwijmy) zachowujemy nawet nie kochając,
> ponad instynktami. Wielka jest jego moc sprawcza. Jeden marny przykład
> opisany w artykule jest niczym wobec tysięcy (a może milionów)
> przykładów ludzi cierpiących z powodu swoich chorych (a w chorobie
> agresywnych, odrażających, niekontaktowych) dzieci, a jednak
> zachowujących odpowiedzialność i godność do końca.
> Doprawdy, nie sa to ludzie-Tytani, lecz zwyczajni rodzice, umęczeni,
> udręczeni, poświęcający swoje związki lub klejący je wszelkimi siłami.
Klapki na nie tylko na oczach. Jak zwykle.
--
pozdrawiam
michał
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
39. Data: 2008-08-06 12:54:37
Temat: Re: Mój syn?On 6 Sie, 13:43, "michal" <6...@g...pl> wrote:
> Użytkownik XL wrote:
> > On 5 Sie, 23:49, "Aicha" <b...@t...ja> wrote:
> >>>> Natomiast na pewno żadna z tych osób nie
> >>>> pomyśli nigdy o swoim dziecku w ten sposób:
> >>>> "Czasami już nie wytrzymuję i mówię do
> >>>> męża,aby (...),albo go oddać."
> >>> Jeśli nie czytałaś - warto zerknąć:
> >>>http://wyborcza.pl/1,76842,5483843,Wybor_Julii.ht
ml
> >>> plus komentarze pod artykułem.
> >> Niektórzy nie uwierzą, zanim nie doświadczą. Wrzuciłam linka do tego
> >> artykułu jakiś czas temu.
> > No, przeczytałam, i co?
> > Przypadek tej pani ma być przykładem czegoś dobrego???- raczej
> > żenującym, z uwagi na czelność opisania wszystkiego w książce dla
> > pozorowanego ubiczowania się, a może dla znalezienia szybkiego
> > rozgrzeszenia przed współczującym tłumem???
> > Ja bym jako przykład wzięła raczej tę drugą, co nie "oddała", ale
> > "przyjęła"... a tę pierwszą tylko jako przestrogę, jak słaby może być
> > człowiek.
> > No i - fakt, niektóre kobiety nie wychodzą z depresji poporodowej
> > wcale, to prawda.
> > Ja pamiętam swoją depresję - trwała kilka dni, po cesarskim cięciu.
> > Dziś wspominam ją z przerażeniem.
> > Jak słaby może być człowiek.
> > Czyli nie jest tak, że "nie przeżyłam, a gadam".
> > Kiedy się do czegoś zdecydowanie i jednoznacznie ustosunkowuję, to
> > tylko wtedy, kiedy mam podstawy.
> > Kocham swoje dzieci jakie są, to szczęście, że są akurat pięknymi,
> > mądrymi dziewczynami, lecz jakieby nie były, stosunek do nich mogła
> > tylko chwilowo zaburzyć moja kilkudniowa depresja poporodowa, zjawisko
> > fizjologiczne i to mnie zupełnie tłumaczy. Wolałabym umrzeć niż
> > porzucić/oddać własne dziecko, za wszelką cenę starałabym sie wytrwać,
> > jeśli nie z miłości do niego (wiem, jak słaby jest człowiek), to
> > ostatecznie z poczucia odpowiedzialności i przyzwoitości (to nie sa
> > dobre słowa, ale w tej chwili słów mi po prostu brak). Poczucie
> > przyzwoitości (tak to teraz nazwijmy) zachowujemy nawet nie kochając,
> > ponad instynktami. Wielka jest jego moc sprawcza. Jeden marny przykład
> > opisany w artykule jest niczym wobec tysięcy (a może milionów)
> > przykładów ludzi cierpiących z powodu swoich chorych (a w chorobie
> > agresywnych, odrażających, niekontaktowych) dzieci, a jednak
> > zachowujących odpowiedzialność i godność do końca.
> > Doprawdy, nie sa to ludzie-Tytani, lecz zwyczajni rodzice, umęczeni,
> > udręczeni, poświęcający swoje związki lub klejący je wszelkimi siłami.
>
> Klapki na nie tylko na oczach. Jak zwykle.
Pobaw się ze swoją 6-letnią wnuczką. Porysujcie coś na kompie albo
flamastrem po tablicy (bardzo rozwijające - hie, hie - zajęcie dla
zdrowego, zdolnego, jak sądzę, dziecka) - i wyobraź ją sobie jako
chore, odrażające, agresywne wnuczę. Na pewno namawiałbyś do jej
oddania, co? Noooo, ale jest zapewne ładna i zdrowa, mądra - eee,
lepiej zostawić, może się przydać na starość, kiedy samemu się będzie
odrażającym, brudnym, złym... Podsumuj wszelkie "za" i "przeciw",
żebyś się przypadkiem nie pomylił w rachunkach...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
40. Data: 2008-08-06 14:19:45
Temat: Re: Mój syn?Użytkownik <i...@g...pl> napisał:
>> Całe szczęście, że nie będę tego widziała.
> TEGO na pewno nie, bo to obiekt żtp. nietutejszy // tu brak
> odpowiedniej emotki z języczkiem
A, o TEGO Ci chodzi :) No cóż, TAMTEN (czyli "mój") obiekt nie wyraził
chęci zawarcia znajomości z niniejszą grupą. Trzy mu wystarczą ;P
>> Jutro znikam :)))
> CO????????????
Niestety mam urlop. Czasem trzeba, bo inaczej pracodawca pójdzie
siedzieć... Nie będę tego robić wujowi :D
--
Pozdrawiam - Aicha
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |