Data: 2005-11-29 14:19:59
Temat: Re: Nasz pose
Od: "LM" <l...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Tomek" <d...@n...pl> napisał w wiadomości
news:dmh6a7$5be$1@nemesis.news.tpi.pl...
>> Dlaczego uważasz, że Ci od religii (tylko dlatego, że to religia i
>> niezależnie od religii !!!) są be, a Ci co bez religii - cacy? Nie mówimy
> tu
>> oczywiście np. o nakazie praktyk religijnych, ale szeroko pojętych
> wzorcach
>> kształtujących prawoii normy społeczne, takich jak np. Dekalog w części
>> "świeckiej" (przykazania od IV w górę), część Koranu dotycząca życia
>> społecznego itd.
>
> Bo takie mam przekonania, to chyba oczywiste. I znowu nie wiem, co chcesz
> wykazać? To pytanie mógłbyś zadać każdemu, siebie nie wyłaczając,
> nieprawdaż? I co byś odpowiedział? Że masz takie przekonania, a nie inne?
> Czy się mylę? Nawiasem mówiąc zadając pytania aż tak ogólnikowe,
> fałszujesz
> rzeczywistość, bo nigdy nie ma tak, że odrzuca sie wszystko w czambuł.
> Jedne
> rzeczy ze spuścisny ludzkiej się krytykuje i wyłącza ze swojego sytemu
> wartości, inne przyjmuje. Człowiek od tego ma rozum, by sobie wybrać, co
> odpowiada jego wewnętrznej strukturze i potrzebom.
Ba - jeśli wybiera sobie, to OK. Gorzej - jak przy okazji wybiera innym.
Co chcę wykazać? Że myślenie takie: narzucanie norm w oparciu o religię jest
be, a w oparciu o inny system światopoglądowy cacy - tylko z powodu źródła
pochodzenia, a nie wartości jakie ze sobą dany system niesie - nie ma nic
wspólnego z neutralnością światopoglądową, jak to usiłowałeś sugerować (ja w
każdym razie tak to odebrałem).
>> > A czy ja w którymś miejscu powiedzialem, że społeczeństwo otwarte ma
>> > coś
>> > wspólnego z negacją religii? Że jej nie akceptuje czy coś takiego?
>> > Porównywanie Bergsona czy Poppera do Marksa, Engelsa i Lenina jest
>> > absolutnie nietrafione.
>>
>> A co - jeśli owo wspomniane otwarte społeczeństwo będzie uwazało za
> słuszne
>> oparcie norm społecznych o wyznawaną religię?
>
> Chyba nie rozumiesz idei społeczeństwa otwartego. Nie widzę związku. W
> społeczeństwie otwartym taka sytuacja mogłaby zaistnieć tylko wtedy, gdyby
> wszyscy bez wyjątku obywatele danego państwa byli zdeklarowanymi
> wyznawcami
> takiej religii i nie musieli oglądać się na żadną mniejszość. Gdzie masz
> dzisiaj takie państwo, takie społeczeństwo? Zejdźmy więc na ziemię i nie
> bawmy się w tworzenie modeli pozbawionych jakiegokolwiek sensu.
Zawsze jest jakiś światopogląd dominujący - oczywiście nie w 100% -
wypracowuje się kompromisy, ale dominacja jakaś zawsze istnieje.
Dla mnie modelem pozbawionym sensu, a w każdym razie nie istniejącym nigdzie
w realu jest model, w którym każda jednostka indywidualnie decyduje o tym,
jakie w społeczeństwie obowiązują ją normy.
/.../
> Chcesz być idealistą, bądź. Ja wolę rozważać realne problemy. Nazwij to
> szlachetnością, tolerancją, wyrozumiałością czy jak sobie życzysz inaczej,
> ale jeśli zaprzeczasz, że w państwie takim jak Polska nie ma w ogóle
> fanatyków, nie ma w ogóle wojujących obrońców swojej religii, którzy w
> "obronie" symboli religijnych gotowi są podejmować różne - delikatnie
> mówiąc - dziwaczne, czasem mniej groźne, czasem bardziej - akcje, to
> zwyczajnie się mylisz.
Owszem - i analogicznie ma też fanatyków, którzy gotowi są wojować w obronie
braku tychże symboli - i tutaj tak naprawdę jest problem, nie w symbolach.
>Ja nie rozważam więc tutaj tylko kwestii
> technicznych, jaką ściana w urzędzie ma powierzchnię i czy zmieści się na
> niej wszystko, co ktokolwiek będzie chciał powiesić, lecz także zachowania
> takich indywiduów, jak pamiętny "hodowca krzyży" pod obozem zagłady w
> Oświęcimiu, któremu wydawało się, że im więcej ich posadzi, tym lepiej.
> Nie
> wmówisz mi też, że ci wojownicy tolerowaliby powieszenie Gwiazdy Dawida
> obok
> ich symbolu np. w Sejmie. Czy racjonalne jest mnożenie w ten sposób
> konfliktów?
Mnożenie, czy przenoszenie na inną, moim zdaniem lepszą, płaszczyznę?
>Przyznaję, że w naszym społeczeństwie ten problem nie jest
> jeszcze aż tak drażliwy, bo nie mamy u siebie aż tak dużych i aktywnych
> mniejszosći religijnych jak w niektórych innych państwach. Zwyczajnie boją
> się zbyt wyraźnie ten problem stawiać, wolą schodzić z linii strzału, boją
> się rozpętania nagonki, co nie znaczy, że w duchu to akceptują i że ich to
> nie drażni.
Czyli problem tak czy inaczej istnieje - a tylko jest ukrywany. Czyli to nie
jest mnożenie problemów, a jedynie próba ich rozwiązania, a nie czekania, aż
wybuchną.
LM
>
> Pozdrawiam!
> Tomek
>
>
|