Data: 2016-07-11 18:31:33
Temat: Re: Nauka, Religia i Świadomość.
Od: rs <n...@n...spam.info>
Pokaż wszystkie nagłówki
On 7/11/2016 12:19 PM, LeoTar wrote:
> rs pisze:
>> On 7/11/2016 11:23 AM, LeoTar wrote:
>>> rs pisze:
>>>> On 7/9/2016 1:50 AM, LeoTar wrote:
>>>>> rs pisze:
>>>>>> On 7/8/2016 1:08 PM, LeoTar wrote:
>
>>>>>> nie interesuje mnie twoja opinia, ani dywagacje na temat
>>>>>> mozliwego/niemozliwego poczecia przez pare. interesowala
>>>>>> mnie odpowiedz na pytanie dotyczace rozpoznania rodzica. nie
>>>>>> rozumiesz takiej rzeczywistosci jak podalem na wstepie, to
>>>>>> podalem ci inny przyklad realny.
>
>>>>> Zrozumiałem wreszcie o co Ci chodzi. Przepraszam, że wykazałem
>>>>> takie niezrozumienie ale wynikło ono stąd, że już dawno
>>>>> określiłem kim/czym są dla dziecka rodzice i nie pomyślałem, że
>>>>> ktoś może jeszcze mieć takie wątpliwości.
>>>>>
>>>>> Otóż dla dziecka nie ma znaczenia, nie istnieje problem
>>>>> rodzicielstwa. Problem rodzicielstwa powstaje w umyśle
>>>>> rodzica, który traktuje dziecko jak swoją własność, jako kogoś,
>>>>> kto jest od niego uzależniony i ma się stać jego spadkobiercą
>>>>> by spełnić coś, czego rodzicowi nie udało się osiągnąć.
>>>>> Spadkobierca ma pozwolić rodzicowi trwać wiecznie. I takie
>>>>> postrzeganie dziecka utrwalają w dziecku jego rodzice.
>>>>>
>>>>> Gdyby nie ten rodzicielski przekaz utrwalany w procesie
>>>>> wychowawczym dla dziecka nie istniałby problem rodzicielstwa
>>>>> gdyż potraktowałoby ono identycznie ludzi opiekujących się nim
>>>>> niezależnie czy są oni jego rodzicami biologicznymi czy też
>>>>> zastępczymi. Dla dziecka istotne jest to czy jego opiekunowie
>>>>> zabezpieczą mu bezpieczeństwo fizyczne, emocjonalne i czy
>>>>> dostarczą mu wiedzy potrzebnej do życia. Da dziecka rodzicami
>>>>> są ci, którzy się nim opiekują a nie ci, którzy je spłodzili. I
>>>>> gdyby nie przyzwyczajenia i wyobrażenia rodziców co do tego
>>>>> kim/czym ma być dla nich dziecko to problem rozpoznania
>>>>> rodziców dla dziecka nie istniałby. Jeszcze raz powtórzę: jest
>>>>> to problem rodziców a nie dziecka.
>
>>>> znowu wygladasz opinie z punktu patrzenia zamknietego w
>>>> hermetycznym sloiku jednolitego kulturowo spoleczenstwa.
>
>>> Mylisz się. wygłaszam opinie z punktu widzenia kogoś, dla kogo nie
>>> są istotne kolor skóry, religia, płeć, status materialny, etc.
>
>> widzisz. wyglaszasz ze swojego puntu widzenia, nie bierzesz pod uwage
>> puntu widzenia innych, ale poruszasz sprawy o charakterze
>> uniwersalnym. to o czym pisze, nie dotyczy koloru skory. dotyczy
>> poszukiwania korzeni, rzeczywistej przynaleznosci, czegos
>> niezaprzeczalnego. kolor skory nie ma tutaj nic do rzeczy. dzieciaki
>> kwestionuja nawet swoich naturalnych rodzicow.
>
> Skoro tak to nie jest to problem koloru skóry lecz relacji (nierówności)
> między dzieckiem a jego nauczycielami.
>
>
>>> Dla mnie istnieje jedno jedyne kryterium: czy jesteś człowiekiem i
>>> czy traktujesz drugiego jak siebie samego niezależnie od tego ki
>>> jesteś i co zrobiłeś/robiłeś do tej pory. Czy jesteś człowiekiem,
>>> który nie poniża drugiego człowieka to jedyne moje kryterium. I
>>> zgadzam się z Tobą całkowicie, że jest to kryterium bardzo
>>> hermetyczne ale równocześnie nie ograniczające nikomu wstępu do
>>> tego "elitarnego" klubu - wystarczy przestać być ksenofobem i
>>> rasistą.
>
>> nic o tym nie wiesz. gosc moze byc pedofilem, seryjnym zabojca, ale
>> dla ciebie bedzie krysztalowym obywatelem. nie masz wgladu w jego
>> zycie. nie masz prawa wyciagac wnioskow na jego temat, a juz w ogole
>> nie masz prawa ferowac wnioskow uniwersalnych.
>
> Gdzieś przeczytałem, nie pamiętam gdzie, że łagodnością można łamać
> kości. Tak samo wiarą w dobroć drugiego człowieka można z przestępcy
> zrobić człowieka prawego; wystarczy mu tylko wytłumaczyć DLACZEGO stał
> się przestępcą. Jeżeli re-edukator nie potrafi tego zrobić to jest to
> problem re-edukatora a nie przestępcy.
>
>
>>>> a teraz wyobraz sobie sytuacje, w ktorej zaadoptowane dziecko
>>>> jest innego koloru skory niz rodzice. jak juz to zrobiles, to
>>>> postaw sie w sytuacji dziecka, ktore widzi roznice miedzy soba a
>>>> rodzicami, stara sie zrozumiec.
>
>>> Problem stwarzają rodzice/opiekunowie, którzy tylko powierzchownie
>>> wyzbyli się szufladkowania ludzi, a nie samo dziecko. Dziecko uczy
>>> się od swoich autorytetów i może zacząć siebie dyskryminować gdyż
>>> dostrzega konflikt występujący u jego rodziców/opiekunów.
>
>> to nie jest prawda. dzieciak jest ciekawski, i czesto stara sie
>> przeciwstawic rodzicom jako autorytetom. to jest normalne zachowanie.
>> rodzice maja niewiele tutaj do gadania. moga jedynie to wzmocnic,
>> albo przekierowac gdzie indziej, wytllumaczyc. zdementowac itp.
>
> Jeżeli dziecko przeciwstawia sie rodzicom to znaczy, że zostało przez
> rodziców OSZUKANE.
nieprawda. nie musi. rownie dobrze oszukaniem mozesz nazwac sam fakt
adopcji dziecka.
> Przy czym dziecko postrzega jako oszustwo rownież
> niepełną prawdę. Dla dziecka nie ma półprawd; jest albo Prawda albo
> Fałsz.
byc moze. to dotyczy coraz wiekszej liczby doroslych. tylko nie o tym
tutaj mowa. rozmawiamy o poszukiwaniu tozsamosci i definicji rodzica, w
ujeciu uniwerstalnym.
> Polecam Paul'a Ekman'a "Dlaczego dzieci kłamią?". W tej bardzo
> ciekawej książeczce napisanaej przez rodziców i ich syna widać różnice w
> podejściu mężczyzn i kobiet do mówienia prawdy i kłamania, Kobiety,
> delikatnie mówiąc, są bardziej elastyczne i skłonne do posługiwania się
> półprawdami w przeciwieństwie do dzieci i mężczyzn. Może w ten sposób
> kobiety chcą sobie zapewnić bezkarność...? ;-)
jesli slysze w takich rozmowach "kobiety to, mezczyzni tam to" to zapala
mi sie czerwona lamka i staram sie unikac takich publikacji.
>>>> niektore dzieci odpuszczaja i podazaja takim tokiem myslenia
>>>> jaki proponujesz, ale spora czesc, szczegolnie w czasie
>>>> nastoletniej rebelii, stara sie kwestionowac rodzicielstwo
>>>> (czasami nawet te autentyczne) i szukac biologicznych. <rs>
>
>>> j.w. Problem jest efektem konfliktu wśród rodziców/opiekunów i ich
>>> relacji z dzieckiem. Jeżeli nauczyciele w jakikolwiek sposób nie
>>> zaakceptowali swojego podopiecznego to dziecko dostrzeże ten fałsz
>>> bardzo szybko i od tego zaczyna się konflikt, najpierw ukryty, a
>>> pózniej otwarty bunt. To samo zjawisko występuje w relacjach między
>>> rodzicami biologicznymi i ich dzieckiem. Bunt okresu dorastania to
>>> nie jest jakiś wyjątek lecz reguła a więc we wszystkich dzietnych
>>> rodzinach mamy do czynienia z problemem do rozwiązania na skalę
>>> globalną.
>
>> nie. to nie kwestia konfliktu. to normalne, naturalne zachowanie
>> dorastajacego osobnika, ktory poszukuje wlasnej tozsamosci. <rs>
>
> Nie wiem jakie masz doświadczenia dziećmi, ale moje doświadczenie jest
> takie, że znika problem 'dorastającego' osobnika jeżeli rodzic/opiekun
> zdobędzie się na potraktowanie dziecka serio i po partnersku, jeżeli
> bezgranicznie zaufa dziecku i okaże mu przez to bezgraniczny szacunek.
> "Traktuj blizniego swego jak siebie samego" - również dziecko, które
> rzekomo nie wie wszystkiego i musi się od rodzica uczyć. Rodzic ma
> dziecku okazać miłość poprzez zufanie i wyrażenie swego dla dziecka
> szacunku, a wówczas zaczynają sie dziać rzeczy bardzo dziwne, sprzeczne
> z "osiągnięciami" dotychczasowej, zakazowo-nakazowej 'czarnej
> pedagogiki'. Jeżeli masz szansę to obadaj takie relacje z dziećmi...
to jest niezwykle uproszczone spojrzenie. takie wrecz idealistyczne. i
wszyscy zyli dlugo i szczesliwie. zycie takie nie jest. kazda sytuacja
jest inna, nie mowiac, ze kazde dziecko jest inne i relacja z rodzicami
rowniez, nie mowiac juz o takich sytuacjach jak dzieci adoptowane, albo
dzieci w rodzinach homoseksualnych. <rs>
|