Data: 2005-09-01 08:08:25
Temat: Re: Nienawidze wlasnych rodzicow
Od: "driada leśna" <d...@o...pl.WYTNIJ.TO>
Pokaż wszystkie nagłówki
Witam...
> > ... Zresztą nie wiem po czym poznajesz, że jestem
> > rozpuszczonym dzieckiem.
>
> No kurcze, ja takze "poznaje", ze jestes rozpuszczonym
> bachorem. :)
No właśnie, ale po czym? Nie twierdzę, że nie jestem rozpuszczonym bachorem
(albo bachorką raczej:)), bo może nie potrafię spojrzeć na siebie
obiektywnie. Nikt jednak nigdy wcześniej mi czegoś takiego nie zarzucił,
wręcz przeciwnie, znajomi twierdzą, że za bardzo staram się dogodzić innym,
a za mało myślę o własnych potrzebach. Nawet rodzice w przypływie miłości
twierdzą, że jako ich jedyne dziecko jestem skromna. To chyba nie są cechy
rozpuszczonego bachora?
> Przede wszystkim masz dosc duzo powaznych wad, ktorych
> jakims cudem nie dostrzegasz, choc bez problemu dostrzegasz
> wady np swoich rodzicow.
Wady doskonale w sobie dostrzegam, inaczej nie byłabym taka zakompleksiona.
Ale może nie dostrzegam jakichś konkretnych? Na razie dowiedziałam się, że
jestem rozpuszczonym bachorem, ale co dalej? Gdybyś wymienił mi moje wady,
to przynajmniej miałabym szansę, aby je wyeliminować, skoro sama ich
dostrzec nie potrafię. Umiem być samokrytyczna wobec siebie i gdybyś mi o
nich napisał, to może pierw zirytowałabym się, ale potem zastanowiłabym się
poważnie i przemyślała. Moje życie to i tak odwieczna praca nad sobą, dzięki
której wciąż zmieniam się jak w kalejdoskopie, wyzbywam się zakodowanych w
głowie złych wzorców zachowań, więc gdyby doszła mi do tego jeszcze praca
nad dodatkowymi wadami, to nie miałabym nic przeciwko :).
> Masz dwa wyjscia: albo 1) odejsc i uniezaleznic sie od rodzicow,
> albo 2) zostac...
>
> Opcja 2 jest znacznie bardziej interesujaca dla twoich rodzicow,
> a takze i dla ciebie, wiec powinnas zastanowic sie z czym sie
> wiaze.
Bardziej interesująca być może jest. Ale czy bardziej rozsądna?
> Kilka slow ode mnie na ten temat.
> Z tego co napisalas twoi rodzice potencjalnie wcale nie musza
> byc oboje "do konca" beznadziejni.
Matka do końca beznadziejna nie jest. Na nią bardzo łatwo można wpłynąć, z
łatwością nią manipulować, co wykorzystuje jej mąż. Przez długi czas dobrze
mi się z nią żyło, ponieważ ją wychowywałam, tłumacząc jak dziecku, co
wolno, a czego nie wolno. Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale nie będę bardziej
zagłębiać się w ten temat. Moja matka to bardzo nietypowa osoba. Jest
nadpobudliwa, biega, krzyczy, wyklina, lubi być w centrum uwagi, w dodatku
jest strasznie infantylna przez co stać ją na bardzo głupie rzeczy. Ja przez
jej głupawe gadanie, że jak moje dziecko będzie podobne do mojego męża
rodziny to będzie wołać na nie gnojek, jak będzie chłopcem to będzie
brzydkie i durne, bo wszyscy chłopcy tacy są i przez wyklinanie na psa
(które było decydujące): "znowu jesteś z tą kurwą", miałam ją serdecznie
dość i przestałam się odzywać. Ten moment wykorzystał jej mąż, aby
nabuntować ją na mnie. A jej mąż jaki jest? Zawsze najgorsze dziecko w
rodzinie, to najbrzydsze, najgorsze i najgłupsze w mniemaniu jego matki.
Zapewne zakompleksiony, więc szuka ofiary nad którą można byłoby się
psychicznie poznęcać. Szuka jej w domu i w pracy. Zawsze chciałam wierzyć,
że jest biedny, miał złe dzieciństwo, że ma coś z człowieczeństwa, że choć
trochę poczucia winy, ale jego życie uczyniło go złym człowiekiem. Jest
gorszy od niezrównoważonej, wyklinającej wiecznie mamy, bo, w
przeciwieństwie do niej, jest bezwzględny i _nigdy_ nie ma wyrzutów
sumienia.
> Prawdopodobnie tez co najmniej jednemu z nich (lub nawet obojgu)
> jestes w bardzo istotny i konkretny sposob potrzebna... choc
> jawnie pewnie sie do tego jak na razie nie przyzna/nie przyznaja.
Jestem im potrzebna. Mój brat prosto z mostu mówi im: "wy jesteście
nienormalni" i śmieje się z nich, kiedy zaczynają swoje "jazdy". Kochają go
bardziej niż mnie (może tylko pozornie), bardziej szanują, ale myślę, że oni
potrzebują poczucia akceptacji, której od niego nie otrzymują. Co zaś tyczy
się siostry, to ludzie mówią na nią "omen" i choć również to jest to lepsze
dziecko, to ciężko jest z nią wytrzymać. Jest rozkapryszona, wyzywa ludzi od
najgorszych bez żadnego poczucia wstydu i potrafi nawet rozbić szybę w
sklepie, gdy nie dostanie upragnionej zabawki. Zwykle i matkę i siostrę
muszę wychowywać, poświęcając wiele czasu na rozmowę z nimi. Kiedy obie
przebywają ze mną, to są grzeczniejsze. Moja mama siedzi teraz wiecznie ze
skwaszoną miną na dworze, wyklina na wszystko co się rusza, a siostra biega
po podwórku i ciągle coś dewastuje. Myślę, że naprawdę jestem im potrzebna i
pora znowu się do czegoś przydać. Denerwuje mnie to, że jestem za mało
doceniana, ale chyba powinnam się w końcu sama docenić, zamiast marudzić.
> Idac dalej: jesli prawda jest twoja pewna "odmiennosc" od
> rodzicow i rodzenstwa, to pewnie wlasnie to musi decydowac
> o twojej nieuswiadomionej ~atrakcyjnosci dla rodzicow/ktoregos
> z rodzicow.
Pewnie tak.
> Tak wiec wiele wskazuje na to, ze twoja misja to "zawalczenie"
> o normalnosc ktoregos z rodzicow (lub obojga).
Tak, masz rację, to jest własnie moja misja. Na tym powinnam skupić swoje
siły.
> Jesli zastanowisz sie co do tej pory zrobilas aby "zawalczyc"
> o te normalnosc ktoregos z twoich rodzicow (lub obojga), to
> odpowiedz jaka uzyskasz nie powinna byc inna niz "NIC".
A skąd ta pewność, panie mądraliński? :))
Ale fakt, że może za mało było w tym mojego wysiłku. Myślę, że pora zakopać
topór wojenny i wziąć się z powrotem za rodzinę.
> a wlasciwie to nawet nie masz za bardzo wyjscia...
> i bardzo dobrze, bo gdybys miala, to mentalnosc rozpuszczonego
> bachora jaka radosnie pielegnujesz doprowadzila by cie pewnie
> do niezbyt ciekawego "finalu"
Ciekawe jakiego?
> Oczywiscie ostatecznie sama decydujesz. :)
> Tyle.
No ostatecznie to tak. I już podjęłam decyzję. Tyle już osiągnęłam, że
szkoda byłoby przestać to kontynuować.
> PS: jak cos skapowalas, to napisz, a jak nie, to lepiej nie. ;)
To czy skapowałam pozostawię Twojej ocenie.
> --
> Czarek
Ania
|