Data: 2007-09-27 09:35:08
Temat: Re: No i co ja mam zrobić do diaska?...
Od: siwa <siwa@BEZ_TEGO.life.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Lia <i...@p...org> napisał(a):
> Bez urazy, ale władujesz się na tydzień w towarzystwo i zasady, które są
> dla Ciebie innym światem. Nawet własnych ciuchów nie bedzisz nosila.
Mnie by przeszkadzalo, że nie mogę sobie kupić lodów, butów w sklepie
pokładowym, nowego ciucha, belgijskich pralinek, gadżetu dziecku...
A jesli będę mogła to to należało przeznaczyć na bilet dla Araba nie
jednak nie kupować.
Wieki temu (był chyba 1988 rok) pojechałam na pielgrzymko-wycieczkę do
Rzymu. W sumie objazdowo po całych Włoszech, bo i Neapol był i Asyż i
Wenecja. Kasa na wycieczkę się znalazła, ale na soki, lody, pizzę, że
o bardziej trwałych akcesoriach nie wspomnę -- już nie.
Przelicznik dolara był taki, że w Wenecji zjadłam moje jedyne na
wyjeździe lody wartosci połowy pensji mojej matki. W plastikowych
butelkach nosiłam wodę przegotowaną, a całe żarcie wieźlismy z Polski.
No, co zobaczylam to moje, ale w życiu sie podobnie wszawo, jak żebrak
nie czułam.
Plusem było to, że cały autokar to były takie żebraki. Nie wyobrażam
sobie takiej wycieczki z ludźmi, których stać na luksusy. To jakby iść
z herbatnikami posiedzieć w holu Intercontinentala.
Teraz wole jeździć w warunki na które mnie stać. I móc dziecku kupić
frytki, sobie piwo, a jak potrzeba to nowe gogle i rekawice, bo młody
zgubił.
Dlatego nie jechałabym na proszony wyjazd, w cudzych ciuchach, żeby
posiedzieć na luksusowym statku o suchym pysku, ew. czekając aż
dostanę cudze jedzenie.
Wolę moją furgonetkę. Ale ja trochę honorowa i samosiowata jestem.
--
s i w a
|