Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko) Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)

następny post »
Path: news-archive.icm.edu.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!newsfeed2.atman.pl!newsfeed.
atman.pl!wsisiz.edu.pl!.POSTED!not-for-mail
From: "Slawek [am-pm]" <s...@t...nic>
Newsgroups: pl.sci.kosmos,pl.sci.psychologia
Subject: Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)
Date: Thu, 11 Jul 2013 16:16:27 +0200
Organization: http://www.wit.edu.pl
Lines: 436
Message-ID: <krmenf$1co$1@portraits.wsisiz.edu.pl>
References: <f...@g...com>
<kpv1gb$bls$1@node1.news.atman.pl>
<c...@x...googlegroups.com>
<51c3164c$0$1218$65785112@news.neostrada.pl>
<f...@g...com>
<kq1c1f$msp$1@portraits.wsisiz.edu.pl>
<3...@g...com>
<kq6kid$vbg$1@node1.news.atman.pl>
<4...@g...com>
<kq9loc$7c6$1@node2.news.atman.pl>
<b...@g...com>
<kq9nob$9ji$1@node2.news.atman.pl>
<2...@g...com>
<kqgjfl$3ds$1@node1.news.atman.pl>
<4...@g...com>
<kqlq0v$tou$1@node2.news.atman.pl>
<a...@g...com>
<kqpic8$7vh$1@node1.news.atman.pl>
<b...@g...com>
<kqriqa$fjf$1@node2.news.atman.pl>
NNTP-Posting-Host: 178.181.105.195.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; format=flowed; charset="UTF-8"; reply-type=original
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: portraits.wsisiz.edu.pl 1373552175 1432 178.181.105.195 (11 Jul 2013
14:16:15 GMT)
X-Complaints-To: a...@w...edu.pl
NNTP-Posting-Date: Thu, 11 Jul 2013 14:16:15 +0000 (UTC)
In-Reply-To: <kqriqa$fjf$1@node2.news.atman.pl>
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
Importance: Normal
X-Newsreader: Microsoft Windows Live Mail 15.4.3555.308
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V15.4.3555.308
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.kosmos:210296 pl.sci.psychologia:665015
Ukryj nagłówki

"Maciej Woźniak" napisał w wiadomości grup dyskusyjnych
news:kqriqa$fjf$1@node2.news.atman.pl...

>| Tylko skąd wiesz, że w ten sposób "odkrywając" prawdę
>| daje ci się przechytrzyć Matriksa - a nie odwrotnie?
>
> Odkrywanie prawdy nie jest przechytrzaniem matriksa,
> a odwrotnie. Ten pęd do prawdy to on Ci wpoił.
> Zwierzęta go nie mają, prawda? Po co - to skomplikowana
> kwestia.


Ot, byty nad potrzeby mnożysz. Nie ma nic w konstrukcji i działaniu
człowieka, czego zaistnienia nie dałoby się wyjaśnić mechanizmem
doboru naturalnego. W przypadku ludzi rozwinęła się co prawda
osobna dziedzina, zwana psychologią ewolucyjną (która to nazwa
zastąpiła nieco skompromitowaną przez różnej maści lewaków
i tępaków "biosocjologię"), ale w sumie nie ma tu żadnej nowej
jakości.

W obrębie konkretnego gatunku zwierząt mamy do czynienia
z rywalizacją osobników będących nosicielami różnych odmian
genów, które kodują cechy fizyczne i psychiczne swoich
"kontenerów". Im "lepszy" zestaw genów, tym większe szanse
osobnika na życiowy sukces, który przekłada się na powiększającą
się reprezentację tych właśnie "lepszych" genów w kolejnych
pokoleniach. "Samolubny gen" - znasz takie hasło (i taką
książkę)? To najlepsza nazwa mechanizmu, który mam na myśli.

Weryfikacja "lepszości" genów dokonuje się w działaniu - w ciągu
całego życia osobnika, chociaż właściwiej byłoby powiedzieć, że
w ciągu uśrednionych życiowych epizodów sporej ilości osobników.
Wydaje mi się, że właśnie ten aspekt statystyczny sprawia ludziom
największą trudność w zrozumieniu mechanizmu doboru naturalnego.
I co z tego - pyta niejeden podchwytliwie - że konkretny zwierzak ma
kilka włosów mniej, kończyny krótsze o ułamek milimetra albo o pół
sekundy dłużej od reszty stada pije wodę, zanim przestraszy się
szmeru zbliżających się innych zwierząt? Nie widać najmniejszego
związku tych niuansów cech z sukcesem reprodukcyjnym - równie
dobrze ten konkretny osobnik może mieć w ciągu swojego życia
dwoje potomków, jak i dwadzieścioro - a najwięcej tutaj zależy
od tak zwanego szczęścia.

Gdy jednak zbierze się olbrzymią liczbę takich przypadków, to
zauważymy, jak z chaosu wyłania się porządek - na przykład
gatunek do granic możliwości zoptymalizowany do egzystencji
w swojej niszy ekologicznej. A gdyby owa nisza ekologiczna
pozostawała niezmienna przez miliony lat, to i gatunek
pozostawałby niezmienny przez te same miliony lat. W historii
naturalnej było wiele takich przypadków.

Działanie "samolubnego genu" to bardzo "lokalny" i "krótkowzroczny"
mechanizm, który jednak sprawia, że ludzie, obserwując niebywałe
"doskonalenie się" w ciągu tysięcy i milionów lat poszczególnych
gatunków roślin czy zwierząt, a szczególnie widząc, jak zmienił
się gatunek człowieka od czasów wspólnego przodka człowieka
i szympansa aż do ery homo sapiens sapiens, doszukują się ch..
go wie czego w przyrodzie czy poza przyrodą - ingerencji boskiej
albo obcych cywilizacji, jakiejś siły witalnej, mądrości matki natury,
rywalizacji na poziomie gatunku albo działania tworów rzędu
wyższego niż pojedynczy osobnik - państw, cywilizacji/kultury,
czy Twojego matriksa.

Tymczasem pojawienie się - wyewoluowanie - takich konkretnych
cech u człowieka jak pęd do prawdy (wiedzy), altruizm, rządza władzy
albo pieniędzy jest efektem działania tego samego mechanizmu, który
odpowiada za kształt efektywnie działających pazurów u kota czy
płetw u ryb.

Napisałem to wszystko tytułem wstępu, abyś miał pojęcie na
temat mojego pojęcia dotyczącego działania ewolucji. Stąd ten
słowotok i moje nieustające wrażenie, że to jeszcze nie wszystko,
co mam do powiedzenia - więc raz na jakiś czas coś tam będę
dopowiadał. Choćby to, co w skrócie ewolucję dość dobrze, moim
zdaniem, określa: jest to długi ciąg naprzemiennych cykli losowania
cech/genów oraz weryfikacja ich skuteczności.

Napisałeś niedaleko tak:


> Wytworem matrixa jest kultura, we wszystkich aspektach.
> Język, nauka, religia, moralność itd. Wszystko, czego ewentualnie
> może nauczyć małpę, żeby jako człowiek działała z pożytkiem
> dla niego. Jego wytworem są też miasta, domy, mosty,
> samoloty, samochody, czołgi, komputery i wiele innych.


W jakiejś części podzielasz zdanie większości ludzi, którzy
traktują "kulturę we wszystkich aspektach" jako coś zdecydowanie
"wystającego" poza ewolucję. W mojej interpretacji wygląda
to trochę inaczej albo całkiem inaczej, w zależności od interpretacji
mojej interpretacji.

Wspomniałem wcześniej, że ewolucja modyfikuje gatunek (czyli
średnio rzecz biorąc wszystkie jego egzemplarze) w kierunku
jego optymalnego przystosowania do niszy ekologicznej, którą
ten gatunek zajmuje. Wypadałoby być może opisać, co dokładnie
znaczy "optymalne przystosowanie", a przede wszystkim zdefiniować
"niszę ekologiczną", ale ponieważ nie mam na temat definiowania
zielonego pojęcia, więc niczego nie będę definiować. Proponuję
po prostu zajrzeć do Wikipedii, gdzie pojawia się m. in. takie
zdanie: "G.E. Hutchinson stwierdził, że niszę ekologiczną można
rozpatrywać jako n-wymiarową przestrzeń (np. liniową), której
,,wymiarami" są abiotyczne i biotyczne czynniki ekologiczne."

Gatunek człowieka zajmuje niszę, która na przestrzeni jego
dziejów niebywale się skomplikowała (przybyło mnóstwo
wymiarów owej przestrzeni, a być może pojawiły się też inne
niż "biotyczne" i "abiotyczne" czynniki ekologiczne). Zauważmy,
że nisza ekologiczna to nie jest twór niezależny od egzystencji
gatunków, które w tej niszy egzystują - mogą one ową niszę
w stopniu mniejszym czy większym zmodyfikować, a z tym się
wiąże presja ewolucyjna, wymuszająca działania dostosowawcze.

Na dzieje człowieka można spojrzeć właśnie w ten sposób.
Już małpy tworzą jakiś rodzaj kultury. Szympansy używają prostych
narzędzi, których zastosowania i sposobu wykonania są w stanie
nauczyć się inne osobniki. Tworzą skomplikowane struktury
społeczne, wykraczające poza prostą i liniową hierarchię,
toczą wojny między stadami, i tak dalej. Można przypuszczać,
że ten sam stopień "kultury" dotyczył gatunku (lub gatunków)
ludzi na początkowym etapie ich ewolucji, po oddzieleniu się
naszej linii rodowej od wspólnych, pra-małpich przodków.

Dalej działo się coś, co trudno detalicznie rozsupłać i udowodnić,
co było najpierw - czy wzrost inteligencji i pojawienie się zdolności
do abstrakcyjnego myślenia czy też pojawienie się języka. Owe
zdolności rozwijały się jednocześnie, i stymulowały nawzajem.
W międzyczasie pojawiały i rozwijały się inne cechy, które w tej
zapętlonej i wzajemnej stymulacji miały znaczenie, jak na przykład
możliwości manualne, tak na poziomie konstrukcji ręki (układu kości,
mięśni czy stawów), jak i obszarów mózgu odpowiedzialnych za ich
"obsługę". Właściwym byłoby podkreślić, że w przypadku każdej
nowej właściwości człowieka odróżniającej go od reszty zwierząt
najważniejsze zmiany dotyczyły mózgu - bo nawet na umiejętność
mowy składa się tylko w jednym promilu obsługa aparatury
fonetycznej, a cała reszta to nowe, specjalizowane obszary
mózgowej sieci neuronowej.

Przy tej okazji komplikowała się nisza ekologiczna człowieka
oraz komplikowało się jego życie. Pojawiła się presja ewolucyjna
promująca tych, którzy w tych jakościowo nowych warunkach
funkcjonowali nieco lepiej od innych. Ostatecznie mamy to, co
mamy - ludzi współczesnych, myślących (najczęściej mało
skutecznie) i gadających (najczęściej bez sensu).

---

Cały czas mam na myśli Twojego matriksa, który podobno
wpoił nam pęd do prawdy. Próbuję tutaj przedstawić swoją
koncepcję, jak to jest "naprawdę", którą być może zechcesz
poddać krytyce, jednocześnie uzasadniając swoje racje.

Do pełni prezentacji z mojej strony brakuje jeszcze kilku
drobiazgów dotyczących tego, jak działa człowiek.

Otóż pod czaszką ma (między innymi) dwa "mózgi": mózg
emocjonalny - bezmyślny, bezrozumny, bezświadomy, ale
absolutnie nadrzędny nad mózgiem racjonalnym i świadomym.
Utożsamiamy się raczej z tym drugim, używamy go w każdym
świadomym momencie życia, ale to ten pierwszy kieruje nas
przez życie. Mózg emocjonalny wywiera olbrzymi wpływ na
mózg racjonalny, ale zadziwiające jest to, jak "normalni"
ludzie mało zdają sobie sprawę z jego istnienia, działania
i zamordyzmu. Być może dlatego, że zazwyczaj działa
dyskretnie. Ot, ma człowiek chęć coś zrobić, więc robi.
Czasami nie ma chęci nic robić, więc się leni i nic nie robi.
Niekiedy nie chce czegoś robić, ale robi, bo się boi, że
dostanie wp......, jak czegoś nie zrobi. "Muszę", "chcę",
"nie chcę" - dostaje dyskretne rozkazy, ale zazwyczaj nie
zastanawia się nad źródłem tych rozkazów. W oczywisty
sposób jest to wszystko niezależne od woli człowieka,
a jeśli ktoś w to nie wierzy, niech w ramach eksperymentu
spróbuje w sytuacji, w której chce mu się pić, zmienić
siłą woli tę zachciankę na inną, na przykład: "chce mi
się spać". Albo przez najbliższe dwie godziny niech
zmieni swoje preferencje seksualne na płeć wprost
przeciwną.

Czasami mózg emocjonalny wychodzi z ukrycia i bierze
mózg racjonalny za pysk. Jak się człowiek wścieknie,
potrafi zachować się "nieracjonalnie", a poniewczasie
żałuje, że w tym amoku coś tam zrobił lub powiedział.
Innym razem zakochuje się w kimś, w kim - z racjonalnych
powodów - nie powinien się zakochiwać, a otoczenie
stwierdza: "Facet zgłupiał" lub "Dziewczyna oszalała".

Mózg emocjonalny dyskretnie podpowiada, kto nam się
podoba a kto nie - a my, naiwni, sądzimy, że nasz sąd
zależy od racjonalnej oceny tego kogoś. Generalnie,
większość naszych wyborów zależy od tego nieświadomego
systemu instynktowo-emocjonalnego, rzadko mózg
racjonalny ma komfort całkowitej swobody działania
("Zamówić dzisiaj eklerkę czy może napoleonkę?").

Mózg emocjonalny prowadzi nas przez całe życie: w dzieciństwie
podsuwa nam chęć zabawy, szybko generując znudzenie jakimś
jej rodzajem (uczymy się bawiąc, a warto uczyć się różnych
rzeczy). W odpowiednim momencie wyłącza te chęci, podsuwając
inne (zaczynają się nam podobać poszczególne osobniki płci
najczęściej odmiennej), z biegiem czasu dochodzą chęci natury
ogólniejszej i bardziej abstrakcyjnej - pragnienie odniesienia
sukcesu życiowego, pieniędzy, władzy, niekiedy osiągnięcie
szczęścia, zachowania zdrowia albo w końcu zapewnienia
sobie świętego spokoju.

Jeszcze raz podkreślę, że to mózg emocjonalny bezpośrednio
steruje zachowaniem człowieka, zatem owo zachowanie
bierze się "z wnętrza" człowieka, a nie jego "zewnętrza".
Powtórzę jeden z przykładów: ktoś nam każe coś robić - a my
to robimy. Wydaje się, że przyczyna naszego działania jest
poza nami (to jest ten ktoś, który coś nam każe), ale
sprawa wygląda trochę inaczej. Jest - faktycznie - jakaś
sytuacja zewnętrzna, która została poddana analizie.
Często zaczyna się ona w mózgu racjonalnym, po chwili jakiś
wstępny wniosek wędruje do mózgu emocjonalnego, a ten
ostatecznie wydaje ostateczny rozkaz do działania (lub do
braku działania). Gdyby ten ktoś nie wzbudzał w nas respektu,
szacunku lub innej emocjonalnej oceny tego typu, moglibyśmy
po prostu olać jego polecenia.

W gruncie rzeczy ta "głupia" część mózgu w pierwszym
przybliżeniu niewiele się różni od mózgu innych, "głupich"
zwierząt. Można by napisać, że mózg racjonalny jest tylko
interfejsem pomiędzy bezmyślnym, skrajnie egoistycznym
bydlakiem w środku człowieka, a skomplikowaną niszą
ekologiczną, w jakiej egzystuje współczesny człowiek.
(ten człowiek, aby się najeść, nie pójdzie po prostu do
lasu, aby zerwać i zjeść banany, tylko pójdzie do pracy).

Jednak czymś istotnym nasze mózgi emocjonalne różnią
się od mózgów emocjonalnych innych zwierząt. Po pierwsze:
mózg emocjonalny człowieka odbiera (a raczej przechwytuje)
komunikaty nadawane (lub ostatecznie przetworzone) przez
mózg racjonalny. Czasami ten mózgowy tandem człowieka
porównuję do współdziałania władcy - idioty i doradcy - mędrca,
z taką różnicą, że władca wprost odczytuje myśli mędrca
(a zatem mędrzec nie jest w stanie oszukać władcy). Już to
kiedyś lata temu napisałem: bywa sytuacja, w której ktoś dostanie
kopertę z wynikami jego badań histopatologicznych. Najpierw
trzeba kopertę otworzyć, przeczytać tekst z kartki i zrozumieć,
co on oznacza. Do tej pory działa głównie mózg racjonalny.
Jest wynik analizy - są komórki rakowe. "Nie jest dobrze, jest
wręcz tragicznie". Tę myśl odbiera mózg emocjonalny - i za chwilę
uruchamia maszynerię neurohormonalną, w wyniku działania
której człowiek zaczyna czuć się fatalnie. Nie czuje się fatalnie
dlatego, że przeczytał jakiś abstrakcyjny tekst, ale dlatego,
że do krwioobiegu wstrzyknięta została substancja, która
wywołuje fatalne odczucia psychiczne (lub działa jakikolwiek
inny mechanizm, który takie fatalne odczucia generuje).

Drugą istotną różnicą między mózgiem emocjonalnym
przeciętnego człowieka a mózgiem innych zwierząt jest
pojawienie się - wyewoluowanie - mechanizmów emocjonalnych
ściśle współpracujących z mózgiem racjonalnym (albo
adresowanych do mózgu emocjonalnego). Podam kilka
przykładów.

Tylko człowiek jest w stanie odczuwać lęk przed śmiercią,
Zwierzę nie boi się śmierci, boi się bardzo konkretnych
zjawisk: bólu, żywiołów, drapieżników, przepaści. Aby bać się
śmierci, trzeba w ogóle rozumieć to abstrakcyjne pojęcie.
Tylko człowiek może sobie uświadomić, że jeśli nie zgromadzi
opału na zimę, to umrze z zimna. Jeśli nie zatroszczy się
o pożywienie, umrze z głodu. Jeśli nie postawi muru wokół
osady (albo przynajmniej nie przygotuje sobie jakiejś broni),
zginie z rąk przedstawicieli obcych, wrogich plemion. Jeśli
nie zapisze się na operację, umrze z powodu rozwijającego
się nowotworu.

Z oczywistych względów było "opłacalne" pojawienie się
tej emocji w gatunku człowieka, a im bardziej poszczególne
osobniki przejmowały się tym, że umrą, tym większe (w porównaniu
z "odważnymi" pobratymcami) mieli szanse na sukces reprodukcyjny.
Dodam jeszcze, że z tym "dodatkiem emocjonalnym" natura
nie może przesadzić - nadmierny lęk jest paraliżujący i ostatecznie
szkodliwy ze względu na konkurencję z innymi osobnikami,
bojącymi się śmierci w umiarkowany (optymalny) sposób.

Podobnie jest z innymi emocjami, unikalnymi w przypadku
człowieka. Często pragnie on bogactwa albo władzy, bo ludzie
majętni albo wpływowi mają się generalnie lepiej od biednych
i podporządkowanych (podobnie lepiej mają ich dzieci). Dążenia
do bogactwa i sławy nie może uruchomić mózg racjonalny, bo on
nie do tego celu służy, zawsze muszą się pojawić odpowiednie
emocje, aby zmusić delikwenta do działania. Jednak mózg racjonalny
nadzwyczaj się w tym działaniu przydaje.

Niektórym trudno będzie uwierzyć, że również pragnienie szczęścia
czy szukanie sensu też jest jakimś rodzajem emocji, przynajmniej
w istotnej części tych zjawisk. Również odczucia moralne mają
źródło w wyewoluowanych mechanizmach zakodowanych
w mózgu emocjonalnym. Większość ludzi paraliżują sytuacje,
w których mieliby kogoś zabić. Nie dlatego, że są tacy moralni,
ale dlatego, że duża ilość osobników zginęła w pomrokach dziejów,
w odwecie za zabójstwo. W pozostałych przy życiu ukonstytuowała
się skomplikowana emocja, która blokuje potencjalnie bardzo
niebezpieczne w konsekwencji działania.

Chyba łatwo Ci będzie teraz dopowiedzieć sobie, jakie zdanie
mam na temat pojawienia się wzmiankowanego na początku
"pędu do prawdy". Jak wszystko inne w powyższych akapitach,
jest to kolejny rodzaj napędu emocjonalnego, niemożliwego
do wytresowania, wpojenia za młodu lub w starszym wieku
czy też wepchnięcia w jakikolwiek sposób do mózgu racjonalnego.
Odpowiednie mechanizmy neuronalne musiały wyewoluować
w człowieku przez co najmniej tysiące, jeśli nie setki tysięcy lat.

W jaki niby sposób Twoja inteligentna sieć, podobna do neuronowej,
miałaby tego dokonać? Zauważ, że proces musiał się zacząć już
wtedy, gdy nie było jeszcze miejsca na Twojego matriksa.

Nie wykluczam wszakże, a jakże, że ciągle nie rozumiem, czym
jest w Twoim rozumieniu ten matriks. Jest oczywiste dla mnie,
że nie używasz tego pojęcia w potocznym jego znaczeniu.
W filmie "Matrix", który niemal każdy oglądał, tytułowym Matriksem
był sztuczny świat, wykreowany w umysłach ludzi. Miliony tych
ludzi umieszczonych było w kapsułach, z których nie ruszali się
przez całe życie. Oddychali i odżywiali się przez rurki, a kablami
dostarczano im impulsy symulujące w doskonały sposób wrażenia
zmysłowe. Te impulsy, a w konsekwencji cały wyśniony świat,
generował zewnętrzny system, zbudowany przez obcą cywilizację,
która w ten sposób zawładnęła ludźmi. Określenie: "być w matriksie"
oznacza przeżywanie doskonałego snu czy halucynacji, a wyjście
z matriksa oznacza przebudzenie się i wyjście z kokonu do prawdziwego
świata.

Mam nadzieję, że dopiszesz chociaż kilka zdań pozwalających
mi lepiej zrozumieć, czym jest Twój matriks. Czy jest on jakoś
powiązany z poszczególnymi państwami?

Na koniec dodam jeszcze, że koncepcja "zawartości" mózgu
emocjonalnego jest moim oryginalnym pomysłem (wymysłem) -
a przynajmniej nie znalazłem jeszcze nigdzie wzmianek na
podobny temat (nie wykluczam, że jest tego na kopy).
O samej koncepcji mózgu emocjonalnego można natomiast
poczytać w wielu miejscach, chociażby w książce "Mózg
emocjonalny".

Jak fałszywie ludzie wyobrażają sobie i umiejscawiają
"wyższe" emocje, świadczą wszystkie bzdurne książki i filmy
s-f, w których sam fakt pojawienia się sztucznej inteligencji
skutkował jednoczesnym pojawieniem się cech, o których
tutaj wspomniałem: zbudowany i uruchomiony umysł z mety
przejawiał lęk przed unicestwieniem (czyli lęk przed śmiercią)
oraz natychmiast dążył do zdobycia władzy nad światem
(a przynajmniej nad ludźmi). W niektórych "dziełach" przejawianie
odpowiednich zdolności emocjonalnych miało jakoby świadczyć
o wykreowaniu prawdziwej świadomości, podobnej do tej,
która jest udziałem ludzi. Zatem maszyna jest naprawdę
myśląca i świadoma, gdy ujawnia wspomniany lęk przed
śmiercią albo ma poczucie humoru.

A tak "naprawdę" nie wystarczy po prostu stworzyć autonomiczną
maszynę myślącą. Jeśli chcemy, aby cokolwiek robiła (albo
czegoś nie robiła), musimy ją wyposażyć w mechanizmy
analogiczne do ludzkich emocji. Zaprogramować detalicznie
oraz uruchomić i przetestować każdą z nich, którą chcielibyśmy,
aby owa maszyna myśląca posiadała.

Jeszcze coś mi się przypomniało. Napisałeś w innym miejscu
tak:


>> Jego wytworem są też miasta, domy, mosty,
>> samoloty, samochody, czołgi, komputery i wiele innych.

> |Tak zazwyczaj się mówi, że sa one "wytworem CZŁOWIEKA"

> Tak się, owszem, mówi, ale pokaż mi takiego człowieka,
> który poradzi sobie z zadaniem budowy, powiedzmy,
> niedużego wieżowca.


Napiszę buńczucznie tak: gdybym miał odpowiednią ilość
czasu, byłbym w stanie samodzielnie zbudować wszystko,
co jest wytworem ludzkich rąk i umysłu. Mikroprocesor,
wieżowiec, statek, prom kosmiczny? Proszę bardzo, co tylko
sobie życzysz. Łatwiej by było, gdybym miał do dyspozycji
narzędzia i dotychczas zgromadzoną wiedzę, ale to nie jest
konieczne, bo narzędzia można wytworzyć, a wiedzę odtworzyć.

Być może nieduży wieżowiec budowałbym kilkaset czy tysiąc
lat, a prom kosmiczny nawet miliony lat. Przy tego rodzaju
przedsięwzięciach byłby tylko taki kłopot, że część elementów
zardzewiałaby się czy w inny sposób uległa atrofii, zanim
zdążyłbym wykonać następne, ale i na to znalazłby się sposób.

Chodzi mi jednak generalnie o zasadę. Naprawdę nie widzę
konieczności istnienia jakiejś "inteligentnej" istoty, której
składnikami są "normalne", inteligentne istoty, aby pojawiały
się dzieła będące wytworem setek czy tysięcy ludzkich rąk
i umysłów. Już starożytni wynaleźli pieniądz, który jest
kondensatem (albo esencją) ludzkiej pracy. Człowiek pracuje,
dostaje za to pieniądze, które może przeznaczyć na kupienie
pracy innych ludzi. Jeśli ktoś wszedł w posiadanie (w sposób
mniej czy bardziej legalny) olbrzymiej ilości pieniędzy, wszedł
tym samym w posiadanie olbrzymich zasobów ludzkiej pracy.
Mógł zatem zbudować sobie choćby pałac, do czego było potrzeba
tysiąc osobolat.

Jakim zaś cudem Napoleon mógł wysłać setki tysięcy ludzi
na wojnę z Rosją? W dużej części dlatego, że najpierw
miliony Francuzów pozwoliły się oskubać z części zarobionych
pieniędzy, a zgromadzone pieniądze pozwoliły kupić pracę
setek tysięcy żołnierzy oraz pracowników fabryk produkujących
uzbrojenie czy mundury. Interpretowanie całego tego przedsięwzięcia
jako przejaw działania inteligentnej, wyższorzędowej sieci
jest moim zdaniem bez sensu.

Zwracam przy okazji uwagę na ułomność ludzkiego języka, który
w oczywisty sposób wyewoluował na potrzeby opisu świata
ludzkiego. Ja sam mam z tym permanentny kłopot. Choćby
pisząc o ewolucji wspominam o "samolubnym genie" - a przecież
samolubnym może być tylko człowiek, nawet nie żadne zwierzę
czy twór innego rzędu (w rodzaju organizacji). Mówię o lepszym
czy gorszym przystosowaniu, ale wartościowanie dotyczy tylko
świata odczuć człowieka (coś jest dla mnie lepsze, gorsze
albo złe). Tak samo inteligencja dotyczy na razie wyłącznie
człowieka (jestem przekonany, że powstaną inteligentne
maszyny), ale raczej wykluczam istnienie inteligencji, która
miałaby ulęgnąć się na bazie społeczeństwa, w dodatku będąc
pozbawiona świadomości.

Prawdę pisząc, chodził mi kiedyś po głowie taki pomysł.
Gdyby posadzić miliard Chińczyków w pokoikach, przekazujących
między sobą karteczki z instrukcjami, to nie można wykluczyć,
że udałoby się stworzyć istotę inteligentną i świadomą, z którą
byłby tylko mały kłopot - potrzebowałaby tysięcy lat na wyartykułowanie
jednego słowa. W końcu nie powinno mieć znaczenia, czy dana
sieć jest zbudowana z tranzystorów, lamp, neuronów czy ludzi
przekazujących sobie karteczki z instrukcjami.

--
Sławek

 

Zobacz także


Następne z tego wątku Najnowsze wątki z tej grupy Najnowsze wątki
11.07 Maciej Woźniak
11.07 zdumiony
11.07 LaL
11.07 zdumiony
11.07 LaL
11.07 Maciej Woźniak
11.07 zdumiony
11.07 Maciej Woźniak
11.07 zdumiony
11.07 Maciej Woźniak
11.07 zdumiony
11.07 Maciej Woźniak
11.07 zdumiony
12.07 Slawek [am-pm]
12.07 zdumiony
Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6
Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?
Trzy łyki eko-logiki ?????
Jak Ursula ze szprycerami interesik zrobiła. ?
Naukowy dowód istnienia Boga.
Aktualizacja hasła dla Polski.
Kup pan elektryka ?
Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Senet parts 1-3
Senet parts 1-3
Chess
Chess
Vitruvian Man - parts 7-11a
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 1-6
Vitruvian Man - parts 1-6
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6