| « poprzedni wątek | następny wątek » |
31. Data: 2013-07-14 09:19:54
Temat: Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)Ghost pisze:
>
> Użytkownik "Przemysłąw Dębski" <p...@g...pl> napisał w wiadomości
> news:krpr04$f77$1@node2.news.atman.pl...
>> Slawek [am-pm] pisze:
>>
>> [...]
>>
>> Witaj Sławiuszu :)
>>
>> Pomijając, że Twa teoria ~"do trzech razy sztuka" sprawdziła się w
>> 100% (spuśćmy na to zasłonę milczenia w sensie publicznym ;) )- jest
>> kwestia do rozstrzygnięcia.
>> Jak twierdzisz - bierzemy siekierę, ciachamy mózg na dwa i mamy
>> (większe lub mniejsze) połówki odpowiedzialne za emocje i racjonalne
>> myślenie. Ponoć jedna steruje drugą. Dobrze kumam ?
>> No więc Twoje przykłady są tenedencyjne, śmiem zauważyć. Pokazujesz
>> jak to pod wpływem emocji podejmuje się decyzje nieoptymalne w danej
>> sytuacji, jednocześnie sugerując że decyzja podjęta przez połówkę
>> racjonalną była by optymalna. Siedzę w robocie i emocje sugerują -
>> "nie chce mi się". Nie chce mi się to siedzę i nic nie robię, jeśli
>> jest szansa że ktoś zauważy, proporcjonalnie do szansy stwarzam pozory
>> robienia czegoś. Jednakowoż, gdyby nie emocja "nie chce mi się",
>> racjonalny mózg rzekł by na podstawie doświadczeń - ten szef to menda,
>> warto by mu łeb rozłupać siekierą żeby sprawdzić teorię Sławka (jak
>> wiadomo mózg emocjonalny w godzinę po odłupaniu od racjonalnego
>> ciemnieje)
>> Pytanie gdzie jest optimum. Życie i sytuacje w których jesteśmy
>> stawiani mając relatywnie niewiele czasu na podjęcie decyzji powoduje,
>> że racjonalnie tego optimum nie jesteśmy w stanie "wyliczyć". Ta sama
>> decyzja może być dobra lub zła w zależności od okoliczności które
>> niekoniecznie musimy ogarniać ... i tylko diabeł czasem podpowiada -
>> uciekaj stąd i to szybko ;)
>
> Roznica w skutecznosci/poprawnosci podejmowania decyzji
> racjonalnych/emocjonalnych nie przebiebiega wzdluz granicy okreslonej
> koniecznym czasem reakcji.
>
> Moze byc tak, ze dluzszy czas pozwala emocjom bardziej wyjsc na wierzch,
> a bywa, ze bardzo niewiele czasu tak mobilizuje nasze intelektualne
> mozliwosci, ze wykalkuluja szybko rozwiazanie optymalne.
Szkoda że wyciąłem *kosmos (gupi thunderbird z sobie tylko znanych
powodów nie pozwala mi na crossposty) tam lubią się bić o czas ;)
Po zastanowieniu muszę się przyznać do babola. Otóż to nie jest do końca
tak, że w zależności od okoliczności ta sama decyzja jest dobra lub zła
jeżeli mówimy o optymalności. Dana decyzja musi częściej przynosić
sukces a rzadziej porażkę. Ewentualnie jeśli częściej przynosi porażkę,
lub rozmiary porażki są duże to nagroda za sukces musi rekompensować
częstość porażek lub ich rozmiar. Językiem matematyki: decyzja musi mieć
dodatnią wartość oczekiwaną.
Spieszysz się gdzieś, autobus odjeżdża za 3 minuty a do przystanku masz
300m. Podbiec ? W takiej sytuacji jeśli podbiegniesz, prawie zawsze
zdążysz. Wśród kilku osób podejmujących taką decyzję, znajdzie się jedna
(na czas całego życia grupki) która raz się potknie i złamie nogę.
Czyli ekstremalnie często mamy sukces, rzadko porażkę.
Sytuacja zmienia się, gdy po drodze na przystanek mamy ruchliwą
dwujezdniową dwupasmówkę z płotkiem oddzielającym jezdnie :) Przystanek
jest naprzeciw nas, ale po drugiej stronie, a do najbliższej
kładki/przejścia jest 300m. Żeby zdecydować się na przemierzenie drogi
wpław musimy mieć bardzo ważny powód (wysoka nagroda), który
skompensował by ryzyko utraty życia.
> Ale tak naprawde glowny kolpot polega na tym, ze proba rozdzelenia
> racjonalnosci od emocjonalnosci jest bez sensu. Trzebaby oba pojecia
> dodefiniowac, a gdy to zrobimy to sie zapewne okaze, ze wszystkie
> decyzje sa racjonalne. Jedynie za emocjonalnymi stoja cele czlowieka
> pierwotnego, a za racjocjonalnymi cele cwoka ucywilizowanego - tak w
> skrocie.
Ogólnie może i zgoda, ale jak by wejść w szczegóły ...
Z czego bierze się niekonsekwencja u człowieka ? Potrafi on w takich
samych warunkach podejmować różne decyzje. Raz podbiegniemy do
przystanku, a drugi raz nie podbiegniemy. Raz damy menelowi 50 groszy na
płynny posiłek, innym razem zaśmiejemy mu się prosto w twarz na
propozycję wspomożenia. Oczywiście są to decyzje emocjonalne, ale czy
mają coś wspólnego z celami człowieka pierwotnego.
> Oczywiscie szybkie uproszczone decydowanie, jest tez jak najbardziej
> racjonalne, gdyz wypracowuje optymalnie mozliwa od uzyskanie decyzje w
> danych warunkach czasowo-zasobowych no ale to wlasnie mniej wiecej
> napisales.
Dębska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
32. Data: 2013-07-14 10:30:13
Temat: Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)
Użytkownik "Przemysłąw Dębski" <p...@g...pl> napisał w wiadomości
news:krtjes$qb6$1@node1.news.atman.pl...
> Ghost pisze:
>>
>> Użytkownik "Przemysłąw Dębski" <p...@g...pl> napisał w wiadomości
>> news:krpr04$f77$1@node2.news.atman.pl...
>> Ale tak naprawde glowny kolpot polega na tym, ze proba rozdzelenia
>> racjonalnosci od emocjonalnosci jest bez sensu. Trzebaby oba pojecia
>> dodefiniowac, a gdy to zrobimy to sie zapewne okaze, ze wszystkie decyzje
>> sa racjonalne. Jedynie za emocjonalnymi stoja cele czlowieka pierwotnego,
>> a za racjocjonalnymi cele cwoka ucywilizowanego - tak w skrocie.
>
> Ogólnie może i zgoda, ale jak by wejść w szczegóły ...
> Z czego bierze się niekonsekwencja u człowieka ? Potrafi on w takich
> samych warunkach podejmować różne decyzje. Raz podbiegniemy do przystanku,
> a drugi raz nie podbiegniemy. Raz damy menelowi 50 groszy na płynny
> posiłek, innym razem zaśmiejemy mu się prosto w twarz na propozycję
> wspomożenia. Oczywiście są to decyzje emocjonalne, ale czy mają coś
> wspólnego z celami człowieka pierwotnego.
Uwazam, ze tu nie ma niekonsekwencji. Czlowiek to maszyna z pamiecia,
zawartosc pamieci mu sie zmienia, wiec nie ma czegos takiego jak "takie same
warunki". Ponadto liczy sie tez chwilowa kondycja psychofizyczna (czy w
ogole memy ochote na jakiekolwiek bieganie, a moze dzisiaj to dzien
"dystansik" od wszystkiego).
Dlalej - w ramach samej pamieci mamy ciekawy mechanizm "krotkiego kontektsu"
(tm) (moja nazwa), ktory stanowi, iz jestesmy sklonni byc konsekwentnymi
wobec najblizszego kontekstu czasowego. Jesli przed chwila przeprowadzilismy
staruszke przez jezdnie, szybko napotkany menel ma wieksze szanse na sukces.
Jesli natomiast dopiero co bralismy udzial w twardych negocjacjach i bylismy
zmuszeni na koniec powiedziec ostro "nie", wowczas najblizszy menel jest w
dupie. Czarnej.
Pelna konsekwencja.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
33. Data: 2013-07-15 19:41:06
Temat: Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)"Przemysłąw Dębski" napisał w wiadomości grup dyskusyjnych
news:krpr04$f77$1@node2.news.atman.pl...
> Witaj Sławiuszu :)
Witam. Wpadłem w przelocie, i zaraz wypadnę. Ze starych dobrych
czasów poznaję "Ghosta" i nieustannie "zdumionego". O Iksrelkę
się otarłem, natomiast nie znam "Andromendy" ani "LaL'a", jak
i dziesiątków innych postaci na tej grupie, ale nie przypuszczam,
abym wiele stracił. Zaciekawił mnie LeoTar, którego kiedyś znałem
tylko z legendarnych opowieści. Pod koniec mojej tutaj kadencji
się objawił, ale teraz widzę (z daleka) wręcz erupcję (nie mylić
z erekcją) jego twórczości. Ciekawość zaspokoiłem, bredzenia
się naczytałem.
> Pomijając, że Twa teoria ~"do trzech razy sztuka" sprawdziła się w 100%
> (spuśćmy na to zasłonę milczenia w sensie publicznym ;) )- jest kwestia
> do rozstrzygnięcia.
Generalnie i teoretycznie rzecz biorąc, "teoria trzech" jest koncepcją
statystyczną. W praktyce jedynie słuszną liczbą jest wartość od zera
do - trudno określić górny limit - dwadzieścia? pięćdziesiąt? Nie znam
aktualnego rekordu świata, dla większości ludzi rasy indoeuropejskiej
(z akcentem na "euro") trójka jest w porządku. Powtarzaj to każdemu
młodemu człowiekowi, a dla 30 - 50 % z nich okażesz się genialnym
prorokiem.
> Jak twierdzisz - bierzemy siekierę, ciachamy mózg na dwa i mamy (większe lub
mniejsze) połówki odpowiedzialne za emocje i
> racjonalne myślenie. Ponoć jedna steruje drugą. Dobrze kumam ?
Ja, siur. Jednym słowem: jasiur.
> No więc Twoje przykłady są tenedencyjne, śmiem zauważyć. Pokazujesz jak
> to pod wpływem emocji podejmuje się decyzje nieoptymalne w danej
> sytuacji, jednocześnie sugerując że decyzja podjęta przez połówkę
> racjonalną była by optymalna. [...
Tak to mogło faktycznie wypływać z mojej pisaniny, ale nie to
miałem na myśli. Napisałem "Jak się człowiek wścieknie, potrafi
zachować się "nieracjonalnie", a poniewczasie żałuje, że w tym
amoku coś tam zrobił lub powiedział." Nieprzypadkowo słowo
"nieracjonalnie" wziąłem w cudzysłów. To bywa tylko czyjś
prywatny osąd, niezgodny z faktycznie uzyskanymi korzyściami.
Chyba nieraz słyszałeś takie zdanie: "Jak człowiek zdrowo nie
opierdoli tych tumanów, to nic nie będzie porządnie zrobione!".
Wybuchy złości działają czasami jak oliwa i smar w mechanizmie,
zapewniając gładkie jego działanie. Tak w domu, jak i zagrodzie.
Gdyby to jeden z opierdalanych tumanów sam wybuchnął
z wściekłości i zbluzgał opierdalającego go kierownika, być
może ten właśnie atak szału okazałby się nieracjonalny.
Jakimś jednak cudem mózg emocjonalny "wie", w jakich
sytuacjach może sobie pozwolić na odrobinę ekspresji
w wyrażaniu negatywnych emocji względem bliźnich.
W następnym poście napisałeś coś, co nieomal z klawiatury
mi wyjąłeś:
> Po zastanowieniu muszę się przyznać do babola. Otóż to nie jest do końca
> tak, że w zależności od okoliczności ta sama decyzja jest dobra lub zła
> jeżeli mówimy o optymalności. Dana decyzja musi częściej przynosić
> sukces a rzadziej porażkę. Ewentualnie jeśli częściej przynosi porażkę,
> lub rozmiary porażki są duże to nagroda za sukces musi rekompensować
> częstość porażek lub ich rozmiar. Językiem matematyki: decyzja musi mieć
> dodatnią wartość oczekiwaną.
Niemal od początku świata tak było - mózg emocjonalny musiał
dokonywać wyboru, zazwyczaj na podstawie niepełnej wiedzy
o aktualnej sytuacji. Taki zając kombinuje: siedzieć w krzakach
czy wyjść na łączkę i skubać trawkę? Sytuacja zmienia się dynamicznie,
poczucie zagrożenia raz jest większe, raz mniejsze, z kolei głód
robi się coraz większy. Po setkach pokoleń ustabilizował się
jakiś system podejmowania decyzji, w wyniku którego (grubo
upraszczając) mamy podobną ilość zajączków upolowanych
przez wilki, lisy i orły oraz zmarłych z niedożywienia (albo
osłabionych na tyle, że źle to wpłynęło na wykarmienie młodych
czy na szanse przygruchania nadobnej samiczki).
Zatem nie do końca zgodzę się z tym, co napisał "LaL":
> Bo on pisze odwrotnie. Rozum jest nowszą częścią mózgu i dlatego-Ciągle
> się mylimy.
> Emocje to stare części mózgu - są bardziej pewne i dlatego mało omylne.
Nieprawdą jest, że mózg emocjonalny jest mało omylny, a racjonalny
ciągle się myli. Powiedziałbym raczej, że mają różne zakresy
działania (a tak jeden, jak i drugi, mylą się bardzo często).
Mózg emocjonalny raczej rzadko pozwala decydować mózgowi
racjonalnemu, szczególnie w sytuacji, gdy dotyczy to istotnych
wyborów życiowych. Ale uwaga - musi on mieć jakiś ewolucyjny
kontekst, przynajmniej kilka, jeśli nie kilkaset, pokoleń wstecz
oraz musi dotyczyć zjawiska dość powszechnego w życiu tych
pokoleń.
Doskonałym na to przykładem jest dobieranie się ludzi w pary.
Przytoczę teraz fragment tekstu, w którym chciałem dać
odpór niejakiemu vonBraunowi i jego dziwacznym przekonaniom,
ale nie zdążyłem elaboratu skończyć i opublikować za mojej i jego
kadencji tutaj:
===================================================
Faktem jest, że usiłuję przebić się z tezami mało rozpowszechnionymi
oraz mało popularnymi, skoro nawet vonBraun ( ;-) pisze takie
rzeczy:
(w wiadomości news:e0rk4c$1rjg$1@news2.ipartners.pl)
> TM wrote:
> > Rozumiejąc mechanizmy uwalniamy się od ich ukrytego
> > działania. Tylko tak.
> [...]
>
> Nie wystarczy, ponieważ problem nie sprowadza się do
> jednorazowego zrozumienia opisywanych przez Leo mechanizmów,
> ani do zrozumienia wszelkich innych mechanizmów, których
> jego "LeoPsychoanaliza" nie opisuje i nie wyjaśnia bo jest
> zbyt jednostronna. Problem sprowadza się do takiego
> wychowania dzieci aby w sposób krytyczny i dokonywany na
> bieżąco, potrafiły rozwiązywać problemy wynikające z
> wzajemnego niezrozumienia się partnerów, oraz umożliwienie
> im rozwoju uczuciowego rozumianego jako umiejętność
> przeżywania miłości (już od umiejętności właściwego wyboru
> obiektu poczynając) w taki sposób aby było to wzajemnie
> nagradzające dla obojga ludzi.
VonBranun, sugerujesz, że rodzice (chyba o nich głównie chodzi,
skoro mowa o wychowaniu?) mają możliwość oraz mają powinność
nauczyć dzieci, jak żyć. Jest to jednak równie powszechne, co
fałszywe przekonanie. Rodzice są w stanie co najwyżej nauczyć dzieci
kilku praktycznych sztuczek i umiejętności, a ich głównym zadaniem
jest nie zepsuć ich [dzieci] naturalnego, genetycznego potencjału.
Nie można nauczyć się sztuki życia. Nie mamy ich, tych żyć, tak
dużo, aby można się było tutaj uczyć metodą prób i błędów.
Jest ono tylko jedno, i tak samo jak pierwszy w życiu skok gazeli
musi się udać od razu. Jeśli nie, to trudno. Nóżka złamana albo
życie nieudane. Każdy, kto myśli, że nauczy swoje dziecko żyć,
postępuje tak samo, jak dorosła gazela, która miałaby przekonanie,
że poprzez lizanie dziecka nauczyło je biegać.
Weźmy na przykład wspomniane przez Ciebie poszukiwanie
partnera życiowego ("obiektu miłości"). Czy matka może
powiedzieć córce coś więcej niż ogólnikowe i nic nie znaczące
sformułowanie: "poszukaj sobie dobrego i zaradnego chłopa"?
Czy zdajesz sobie sprawę, jak skomplikowane zależności
i zasady regulują dobieranie się ludzi w pary (o ile tylko
pozostawi się je w gestii samych zainteresowanych, a nie
zmusza do małżeństwa według poza emocjonalnego klucza)?
Jakie charaktery kobiety i mężczyzny będą harmonijnie
współdziałać, a jakie wprost przeciwnie - będą iskrzyć
i zgrzytać? W którym momencie kobieta czy (szczególnie)
mężczyzna są gotowi do stworzenia satysfakcjonującego
i trwałego związku? Na jakiego mężczyznę czy na jaką kobietę
"stać" z psychologicznego punktu widzenia danego człowieka,
mając na względzie jego ambicje, kompleksy i uprzedzenia?
W końcu jakie są dopuszczalne granice tolerancji każdego
z tych czynników, bo w końcu trudno liczyć na znalezienie
w każdym wypadku na idealnie dobrany egzemplarz?
Przypuśćmy, że zdajesz sobie z tego wszystkiego sprawę
i przypuśćmy, że jest to już kompletna wiedza na ten temat.
W takim razie wiesz, jak bardzo jest rozległa. Teraz zastanówmy
się, jaka część rodziców dysponuje choćby cząstką tej wiedzy. ;-)
A gdyby nawet jacyś rodzice - w jednym genialnym błysku
intuicji - poznali całą prawdę i tylko prawdę, ile czasu potrzebowaliby
poświęcić, aby przekazać ją córce czy synowi? Oraz w jakiej
formie by to wyglądało? Najpierw chyba musieliby walnąć szereg
wykładów dotyczących przyjętej koncepcji psychologicznej
człowieka, później na temat wszystkich niezbędnych mechanizmów.
Trwałoby to kilka lat i musiałoby odbywać się w czasie, gdy
dziewczyna czy (szczególnie) chłopak byliby wyjątkowo mało
zainteresowani tematyką. W takim razie niewiele by im
w głowach pozostało.
A gdyby nawet jakieś dziecko nauczyło się całej tej prawdy
i tylko prawdy, czy to wystarczyłoby do wybrania właściwego
obiektu uczucia? Niestety, nie bardzo. Bo teoria to jedno,
a praktyka - drugie. Tutaj potrzebna byłaby dodatkowa
wiedza oraz umiejętności. Jak na podstawie wyglądu, gestów,
zachowania, krótkiej rozmowy rozpracować portret
psychologiczny świeżo poznanego delikwenta czy delikwentki
oraz skonfrontować go z poznanymi wcześniej zasadami?
Jak wyczuć jego tak zwaną dojrzałość oraz odczuwaną
osobiście "wartość matrymonialną"? Jak dyskretnie, acz
szybko i w sposób prowadzący do uzyskania wiarygodnych
wyników przeprowadzić na nim kilka sprytnie dobranych
testów? Co by się stało, gdyby ta wiedza stała się powszechna?
Czy nie prowadziłoby to do wzajemnego oszukiwania się
oraz częstych prób zawyżania swojej wartości?
A gdyby nawet i te umiejętności ten czy owa posiedli, to
obawiam się, że w kluczowym momencie wszystko zdałoby
się psu na budę. Gdzieś na jakiejś potańcówie czy dyskotece
Jadźka spojrzy Józkowi głęboko w oczy (albo odwrotnie),
jej krew uderzy do twarzy, a jemu odwrotnie - i już w kąt
odejdzie wszelka wyobrażalna i niewyobrażalna wiedza.
Nawet ta skromniutka, przekazywana w przestrogach
i połajankach mamusi.
===================================================
Koniec tamtego tekstu. Sugeruję powyższym, że ludziom,
a szczególnie kobiecie, wystarczy jedna czy dwie rozmowy
z jakimś mężczyzną, zaobserwowanie kilku gestów, odnoszenia
się do innych ludzi czy zwierząt, a już jej mózg emocjonalny
wie, czy to "ten" czy nie "ten". Czy zawsze i wszędzie jest to
werdykt nieomylny? Ależ nic z tych rzeczy, niemniej jest to
werdykt niepodważalny i głuchy na racjonalną argumentację.
Nie powinny więc nikogo dziwić historyjki mówiące o tym,
że jakaś dziewczyna trafia tylko na nieodpowiedzialnych
palantów, a inna wyłącznie na hamburaków i brutali. Co
ciekawsze, z punktu widzenia samolubnych genów szczególnie
ten drugi przypadek nie musi oznaczać złego wyboru, a odrobina
dyskomfortu psychicznego czy kilkaset siniaków zainkasowanych
przez lata jest niewielką ceną za wypuszczenie w świat gromadki
dzieci, w swoim dorosłym życiu bezczelnych i rozpychających
się łokciami.
Jeszcze raz podkreślę: instynktowno-emocjonalne wybory nie
zawsze są bezbłędne. Pozostając w tematyce "parowania się"
ludzi często jest tak, że trzeba brać, co jest w zasięgu ręki
albo wzroku. Dziewczyna może czekać na księcia z je-bajki,
albo wybrać najmniejsze zło - czyli najmniej palantowatego
z otaczających ją palantów (czasami dobra decyzja to szybka
decyzja). W innym przypadku mózg emocjonalny kobiety
zadowala się połową mężczyzny, to znaczy gościem zamężnym
i dzieciatym, który jednak daje szanse na to, że porzuci swoją
dotychczasową rodzinę i założy nową (bywa jednak i tak, że
facet puści w końcu kochankę w trąbę, wracając skruszony
na łono dotychczasowej rodziny).
Powiedzmy sobie wprost: w życiu nie chodzi o to, aby było
miło i przyjemnie. Stworzeni jesteśmy do tego, aby maksymalnie
dużo wyrwać dla siebie korzyści (cokolwiek by one nie oznaczały)
w tym krótkim czasie, jaki nam został jednorazowo przydzielony.
Przy tej okazji dodam jedną istotną, moim zdaniem, sprawę:
większość naszych przodków będąc dorosłym żyła w dwuosobowych
tandemach, więc na takie warunki bytowania jesteśmy ewolucyjnie
i instynktownie przygotowani (nie na darmo powiada się, że
mężczyzna bez kobiety głupieje, a kobieta bez mężczyzny więdnie).
Maksymalizacja wyrywania korzyści dotyczy owych tandemów.
Zatem naturalnym i oczywistym staje się na przykład to, że facet,
który "z natury" jest leniwy, spolegliwy i niefrasobliwy, instynktownie
szuka kobiety, która zmusi go do (morderczego niekiedy) wysiłku
i szybciutko po ślubie zmieni w konia pociągowego albo
wyścigowego (co też się kiedyś vonBraunowi nie podobało).
Po latach może sobie wspomniany facet coś tam pod nosem
mamrotać o głupim zauroczeniu, nie zdając sobie sprawy, jak
dużo jego geny zyskują dzięki tej niekomfortowej sytuacji.
Jak to się dzieje, że od pewnego momentu kompletnie nie
mamy na nic czasu? Na odpoczynek, hobby, spotkania
z kumplami, nocne Polaków rozmowy? Zasuwamy na jeden
czy dwa etaty, usiłując przynajmniej utrzymać się na poziomie
nie niższym, niż sąsiedzi czy znajomi. Roboty w robocie wciąż
przybywa, w domu też ciągle jest coś do zrobienia (a i tak zaległości
się piętrzą). Trzeba spłacać jakieś kredyty, a niekiedy jeden
wielki, hipoteczny... Odpowiedź jest jedna i nieskomplikowana:
ci wszyscy, razem czy w tandemach, którzy niewystarczająco się
starali i wysilali, dryfowali na margines lokalnych społeczności,
a razem z nimi traciły na znaczeniu i liczebności "niesłuszne"
wariacje genów. Niniejszym usprawiedliwiam więc te wszystkie
motywacje działań, które wydają się niskiego lotu, a które
sprowadzają się do tego, aby mieć więcej niż inni, choć
w praktyce wychodzi jakimś cudem tak, że większość ma
mniej, niż inni. Trzeba po prostu szybko biec naprzód, aby
przynajmniej stać w miejscu.
Znasz taki tekst? "Hej, prorocy moi z gniewnych lat, obrastacie
w tłuszcz. Już was w swoje szpony dopadł szmal, zdrada płynie
z ust. Żegnam was..." Ten tekst pisał jakiś bęcwał, który był
po jednej stronie, nie wyobrażając sobie, jak to będzie, gdy
znajdzie się po przeciwnej. No i nie miał pojęcia o psychologii
ewolucyjnej, która mogłaby mu przynajmniej dać protezę
zrozumienia.
Niektórym zarobionym ludziom wydaje się, że tylko im jest
ciężko, że inne ptaki czy zwierzęta mają lepiej - luz i bluz.
Jest zresztą napisane w Starym Testamencie, w tekście
dotyczącym wygnania pierwszych ludzi z Raju: "W pocie więc
oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie
wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś
i w proch się obrócisz." Czyżby sam Bóg objawiał takie bzdury
ludziom? Bardziej stawiam na błędy w transmisji oraz ludzką
głupotę. Weźmy ptaki, które widujemy na co dzień - one również
zapierdzielają na maksa. Kolejny cykl rozrodczy zaczynają
wiosną, gdy tylko pojawia się odpowiednia ilość pożywienia
(na przykład owadów), aby wykarmić młode. Po dobraniu się
w pary, zbudowaniu gniazd i wykluciu się piskląt następuje
niekiedy szacowanie własnych możliwości, co w pewnych
sytuacjach kończy się wyrzuceniem z gniazda na zbity dziób
nadmiarowego pisklaka (wyobraźmy sobie taką sytuację
u ludzi: rodzi się kilkoro dzieci, część jest wychowywana,
a nadmiarowe są wyrzucane do zsypu albo chowane w beczce -
to też jest jakiś rodzaj antykoncepcji). Pozostaje taka ilość
piskląt, którą dorosła para jest w stanie wykarmić, latając
od świtu do zmierzchu. Bez robienia specjalnych obserwacji
i badań jestem pewien, że ptaki "wypruwają sobie żyły", aby
wykarmić i wypuścić w świat swoją gromadkę dzieci,
zatem nie mają ani chwili na to, aby fajnie sobie polatać
bez celu tu czy tam.
Trochę zjechałem na manowce, a miałem zamiar pisać
o emocjonalnych i racjonalnych wyborach. Chciałbym krótko
i dla kontrastu przedstawić inną sytuację, w której określona
decyzja ma wielki wpływ na dalsze życie, ale mózg
emocjonalny nie ma w tej kwestii swojego zdania i musi
zdać się na werdykt mózgu racjonalnego. Stajemy zatem
czasami - w młodym wieku - przed decyzją, jaki wybrać kierunek
studiów. Łatwo zauważyć, że w ostatnich kilku tysiącach lat
99,9 % młodych ludzi nie dotyczyła tego rodzaju kwestia, więc
nie mamy w głowie żadnych emocjonalnych gotowców, które
które tutaj mogłyby zadziałać. Powszechna edukacja to
najwyżej ostatnie dwieście lat, a dostępne dla wszystkich
studia mamy chyba od pół wieku, a i tak tylko w niektórych
rejonach świata.
To chyba by było na tyle, motyle. Może coś w tym okienku
czasowym zdążę odpisać LaL'owi, a może nie zdążę.
Zdrowia wszystkim życzę, szczególnie psychicznego.
--
Sławek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
34. Data: 2013-07-15 20:22:29
Temat: Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)Dnia Mon, 15 Jul 2013 19:41:06 +0200, Slawek [am-pm] napisał(a):
> O Iksrelkę
> się otarłem,
A, to stąd ta brązowa plama na moim bucie od spodu... 3333-D
--
XL "Czarnecki Marek, Onyszkiewicz, Piskorski, Staniszewska,
Wielowieyski, Buzek, Chmielewski, Gacek, Jałowiecki, Lewandowski, Olbrycht,
Protasiewicz, Saryusz-Wolski, Siekierski, Zaleski, Zwiefka, Geringer de
Oedenberg, Grabowska, Liberadzki, Masiel, Sonik, Gierek"
http://www.bibula.com/?p=8428
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
35. Data: 2013-07-15 20:29:58
Temat: Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)Użytkownik "Slawek [am-pm]" <s...@t...nic> napisał w wiadomości
news:ks1c7n$ui7$1@portraits.wsisiz.edu.pl...
> się otarłem, natomiast nie znam "Andromendy" ani "LaL'a", jak
oboje to Glob
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
36. Data: 2013-07-15 21:03:01
Temat: Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)W dniu 2013-07-15 20:22, Ikselka pisze:
> Dnia Mon, 15 Jul 2013 19:41:06 +0200, Slawek [am-pm] napisał(a):
>
>> O Iksrelkę
>> się otarłem,
>
> A, to stąd ta brązowa plama na moim bucie od spodu... 3333-D
no wiesz, nie dziw się nowy jest
nie wie że _tu_ winno sie ciebie kochać
wielbić i podziwiać ;)))))
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
37. Data: 2013-07-15 21:05:49
Temat: Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)Dnia Mon, 15 Jul 2013 21:03:01 +0200, Izunia napisał(a):
> W dniu 2013-07-15 20:22, Ikselka pisze:
>> Dnia Mon, 15 Jul 2013 19:41:06 +0200, Slawek [am-pm] napisał(a):
>>
>>> O Iksrelkę
>>> się otarłem,
>>
>> A, to stąd ta brązowa plama na moim bucie od spodu... 3333-D
>
> no wiesz, nie dziw się nowy jest
> nie wie że _tu_ winno sie ciebie kochać
> wielbić i podziwiać ;)))))
Mnie czy "Iksrelkę"?
Przestań się ocierać :->
--
XL "Czarnecki Marek, Onyszkiewicz, Piskorski, Staniszewska,
Wielowieyski, Buzek, Chmielewski, Gacek, Jałowiecki, Lewandowski, Olbrycht,
Protasiewicz, Saryusz-Wolski, Siekierski, Zaleski, Zwiefka, Geringer de
Oedenberg, Grabowska, Liberadzki, Masiel, Sonik, Gierek"
http://www.bibula.com/?p=8428
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
38. Data: 2013-07-15 21:08:49
Temat: Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)W dniu 2013-07-15 21:05, Ikselka pisze:
> Dnia Mon, 15 Jul 2013 21:03:01 +0200, Izunia napisał(a):
>
>> W dniu 2013-07-15 20:22, Ikselka pisze:
>>> Dnia Mon, 15 Jul 2013 19:41:06 +0200, Slawek [am-pm] napisał(a):
>>>
>>>> O Iksrelkę
>>>> się otarłem,
>>>
>>> A, to stąd ta brązowa plama na moim bucie od spodu... 3333-D
>>
>> no wiesz, nie dziw się nowy jest
>> nie wie że _tu_ winno sie ciebie kochać
>> wielbić i podziwiać ;)))))
>
> Mnie czy "Iksrelkę"?
> Przestań się ocierać :->
:-D nno chyba tę która tak nerwowo zareagowała
na jego fąpa ;) oj to pewno nie ty
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
39. Data: 2013-07-15 21:15:18
Temat: Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)Sławek
Oczywiście że von braun dostawał szokoplonsu oczu jak musiał czyta te teorie
rozbieganego analityka, bo synteza tego twojego postu to- kryminaliści najlepsi
genetycznie, reszta to odpadki genetyczne do wyginięcia.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
40. Data: 2013-07-15 21:16:26
Temat: Re: No i na Marsa nie polecimy (tak szybko)Dnia Mon, 15 Jul 2013 21:08:49 +0200, Izunia napisał(a):
> W dniu 2013-07-15 21:05, Ikselka pisze:
>> Dnia Mon, 15 Jul 2013 21:03:01 +0200, Izunia napisał(a):
>>
>>> W dniu 2013-07-15 20:22, Ikselka pisze:
>>>> Dnia Mon, 15 Jul 2013 19:41:06 +0200, Slawek [am-pm] napisał(a):
>>>>
>>>>> O Iksrelkę
>>>>> się otarłem,
>>>>
>>>> A, to stąd ta brązowa plama na moim bucie od spodu... 3333-D
>>>
>>> no wiesz, nie dziw się nowy jest
>>> nie wie że _tu_ winno sie ciebie kochać
>>> wielbić i podziwiać ;)))))
>>
>> Mnie czy "Iksrelkę"?
>> Przestań się ocierać :->
>
> :-D nno chyba tę która tak nerwowo zareagowała
> na jego fąpa ;) oj to pewno nie ty
Ach, no tak, zapomniałam się. Przecież każdy wie, że co dla jednego gównem,
dla innego tylko "fąpa". Cóż.
--
XL "Czarnecki Marek, Onyszkiewicz, Piskorski, Staniszewska,
Wielowieyski, Buzek, Chmielewski, Gacek, Jałowiecki, Lewandowski, Olbrycht,
Protasiewicz, Saryusz-Wolski, Siekierski, Zaleski, Zwiefka, Geringer de
Oedenberg, Grabowska, Liberadzki, Masiel, Sonik, Gierek"
http://www.bibula.com/?p=8428
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |