Data: 2004-09-28 20:50:36
Temat: Re: Nowa dieta
Od: "Karolina \"duszołap\" Matuszewska" <g...@i...wytnij.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
czarnyjanek wrote:
>>> to jest własnie działanie wbrew naturze.mają przeżyć nie najsilniejsi
>>> ale wszyscy lub jak najwięcej.
>>>
>>>czy to jest dobre????
>>
>>Tak, jest dobre. Zachowania społeczne też bowiem ewoluują. Zresztą nie
>>jest prawdą co piszesz o najsilniejszych, to bowiem dotyczy głównie
>>zwierząt prostych, mnożących się wedle zasady "jeśli złożę milion jajek,
>>to może dzięsiątka berserkerów dożyje starości". Zwierzęta wyższe, które
>>wykładają wiele wysiłku w rozmnażanie (ciąża, opieka nad młodymi) nie są
>>takie skore do szafowania życiem tych słabszych, mniej przystosowanych.
>>
>>Przy okazji -- życie nie jest grą o sumie zerowej. Wcale nie jest tak,
>>że żeby ktoś wygrał, ktoś musi przegrać.
>
> pozwole sobie nie zgodzić się z tobą i podeprzeć sie linkiem
>
> http://glinki.com/?l=ht5rg7
Pozwolę sobie ;] zauważyć, że socjobiologia nigdzie nie sugeruje, jakoby
moja wygrana była Twoją przegraną, nawet Wilson nie może udawać, że nie
zauważa zjawiska współpracy i altruizmu w świecie zwierząt. Poza tym
socjobiologia nie jest prawdą ostateczną, a jedynie jedną z wielu
teorii. Przeciwko "Twojej" socjobiologii mogę postawić równie
kontrowersyjne Hipotezę Gai i Daisyworld, będące w skrajnej opozycji to
tez Wilsona. Jeśli chcesz konkretnie o godach i opiece nad potomstwem,
to polecam "Rodzinne gniazdo" Vitusa B. Droeschera (i inne książki tegoż
autora).
> a tu krótko o teorii doboru naturalnego
>
> http://glinki.com/?l=tjija6
Gdzie tam masz sprzeczność z tym, co napisałam? "Najlepiej
przystosowani" nie musi oznaczać "ci, co mają największe zęby i
najdłuższe pazury". To przystosowanie to również życie w społeczeństwie,
współpraca dla dobra stada, ochrona jego członków. Więcej -- pewien
fragment nawet zdaje się mi przytakiwać: "...między organizmami toczy
się walka o to, które z nich przeżyją i wydadzą potomstwo [1](...) w
walce o byt zwyciężają osobniki najlepiej przystosowane do panujących
warunków życia". Jeśli warunki życia pozwalają nam na opiekę nad
kalekami i starcami, to dlaczegóż mielibyśmy tego nie robić? Zwłaszcza,
że wcale nie jest to takie bezinteresowne, w końcu myślimy abstrakcyjnie
i przewidujemy, możemy przewidzieć, że sami też możemy się stać kalecy i
starzy, więc zabezpieczamy się na taką ewentualność.
[1] Ten fragment mi się nie podoba, bo sugeruje, że rozmnożenie to
koniec. Wot, rozmnożyli się, teraz fajrant. Tymczasem jeśli już iść w
teorię samolubnych genów, to najważniejsze jest zapewnienie przetrwania
potomstwu, bo inaczej cały ten wysiłek jest na nic. I albo się składa
miliony jaj i olewa sprawę, zakładając, że przynajmniej jedno dożyje
dorosłości; albo wkłada się wiele wysiłku w wychowanie potomstwa do
momentu jego usamodzielnienia. Ten drugi wariant zakłada walkę o życie
młodych, a kwestia tego, czy o swoje młode walczy gepardzica gryząc i
drapiąc, czy ludzka matka poddając się zabiegom medycznym -- to już
kwestia dostępności środków.
Skoro się już rozpisałam, to dodam jeszcze, że niektóre zwierzęta też
się leczą. W Indiach małpy kradną węgiel, bo przekonały się, że
przeżuwanie kostki łagodzi bóle brzucha i bóle menstruacyjne. Dzięki
temu odkryciu mogą spokojnie przeżuwać liście roślin, które inaczej by
je podtruwały, a co za tym idzie zwiększyły swoje szanse na przeżycie
(poprzez zwiększenie dostępności pożywienia). Coś mi mówi, że gdyby
miały możliwość, to łykałyby też aspirynę i prosiły o znieczulenie
podczas porodu. ;]
Pozdrawiam,
Karola (jakoś tu offtopicznie od dłuższego czasu...)
|