Data: 2011-01-08 14:07:52
Temat: Re: O tym jakimi baranami są niektórzy kredytobiorcy w Polsce kupujący mieszkanie za 200 000 zł
Od: "Anna Izabela" <a...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Anna Izabela" <a...@g...pl> napisał w wiadomości
news:ig9osl$n3k$1@inews.gazeta.pl...
> . Ta nieobecność, to zniknięcie, niemalże bez śladu, są dla mnie
> uderzające, fakt - dla mnie, bo ja się interesuję tym żywo, co obchodzi
> zwykłego człowieka, że naprawdę jakiś Rappaport dzwonił w interesie do
> jakiegoś Goldberga, a jakaś Rozencwajgowa unosząc się na łokciu w łóżku
> zażywała gorzkie lekarstwo podawane przez jakiegoś żydowskiego lekarza w
> nadziei na wyzdrowienie?
>
> Mnie jest żal.
> Tęsknię za Tobą, Żydzie. (nie moje)
Na parterze pod Baracami mieszkała stara Cymerowa z córka Sabiną. Cymerowa
była rozlazła i krępa i wyglądała jak ropucha. Na liście lokatorów w bramie
figurowała jako ,,Cymer Ruchla - z funduszów własnych". Co to były za
fundusze, wiedzieli tylko niektórzy. Antosia mówiła., że do Sabiny
,,przychodzili Panowie" Mieli to być zresztą panowie ,,nie byle jakie", co
to według jej relacji "parokonkami zajeżdżają na Pańską, stają koło
blacharza i jak nikt nie widzi, buch do bramy, a potem myk przez podwórko i
do sieni. Stara Cymerowa miała na ten czas wychodzić z domu i tak długo stać
i czekać w bramie, dopokąd gość nie wyjdzie". Antosia mówiła jeszcze, że
Cymerową nie boli głowa skąd brać na życie, bo Sabina ,,bierze dziesięć
rubli za kurs", i że stara tuczy Sabinę na rosołkach i kurzych kotlecikach,
"żeby panom było miękko spać". Sabina leżała po całych dniach rozwalona w
oknie. Nosiła japońskie kimona, a w uszach dyndały jej złote kolce. Miała
zawsze mnóstwo słodyczy i kiedy była w humorze, rzucała je dzieciom przez
okno, jak rzuca się okruszyny wróblom. Mama zabraniała nam przyjmować
czegokolwiek od Sabiny czy Cymerowej. W piątki Cymerowa robiła nieopisany
harmider w swojej kuchni. Waliła tasakiem, hukała i dzwoniła w moździerz
hałasowała fajerkami. Z kuchni na parterze szedł smakowity zapach pieczonych
chał i ostry korzenny faszerowanej ryby. Kiedyś Cymerowa poczęstowała nas
przez okno jakimś zawijanym, cynamonowym ciastem. Maks powiedział, że to się
nazywa ,,umentasz" i że to jest "bycze". Sam wziął, a myśmy odmówili na co
obrażona Cymerowa z trzaskiem zamknęła okno i rzuciła pod naszym adresem -
Paliaczki!
"Łódzkie pory roku" Irena Tuwim
|