> Gdyby tak bylo, to bledy by byly zarowno na korzysc jak i niekorzysc
sklepu
> i by sie bilansowaly na okolo zero.


I się mylą. Przykład Bomi w Gdańsku.
Od chwili, gdy próbowano mnie trzykrotnie wykiwać na cenie sera, za każdym
razem obiecując że to się nie powtórzy,
podobnie jak moi przedmówcy sprawdzam dokładnie ceny wszystkich kupowanych
produktów nabijane na kasie.
Zdarzyło mi się również, że nabito cenę niższą niż na produkcie.
Inna sprawa, że w takim układzie nie interweniowałam. W końcu niech każdy
dba sam o swój interes :)).
Zniechęciłam się do tego typu "uczciwości" kilka dni wczesniej w Rossmanie,
gdy ekspedietka przez 10 minut
walczyła z kasą fiskalną po mojej uwadze, że nabiła niekorzystną dla siebie
cenę. Straciłam tylko czas :). Never more!
Zwłaszcza, że także w Rossmanie próbowano mi kilka dni później wcisnąć pastę
do zębów w cenie o 3 zł wyższej niż była na półce.
Oczywiście znowu przeprosiny, ale gdybym nie zauważyła :)).
Jest tylko jedna rada. Baczne śledzenie cen nabitych na paragonach i
porównywanie ich z cenami produktów na półce. A że to żenujące (taka
świadomość,
że każdy chce z zasady nas nabić w butelkę zakrawający na drobną paranoję) i
czasochłonne (zwłaszcza przy większych zakupach) ... kogo to obchodzi :)).
Można po prostu o tym nie mysleć i wliczyć te dodatkowe koszty w skali
miesiąca po prostu w straty z tytułu komfortu psychicznego (nic nie widzę,
nic nie słyszę ....).
A co do innych drobnych "nieuczciwości", co raz bardziej oczywistą
(przynajmniej dla ekspedientów) "praktyką", której nie cierpię
jest nie wydawanie reszty. Pół biedy, gdy jest to grosz lub dwa, ale coraz
częściej się zdarza, że chodzi o 10-20 groszy.
Ciekawe co by było gdyby to klient próbował w ten sposób ułatwiać sobie
życie?
Pozdrowieni dla grupowiczów.