Data: 2011-02-18 08:52:27
Temat: Re: Ojcom marnotrawnym na Walentynki
Od: zażółcony <r...@x...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Aicha" <b...@t...ja> napisał w wiadomości
news:ijjldb$o6l$1@news.onet.pl...
>> Nie wiem o co chodzi, ale w sumie to już nie muszę ...
>
> http://groups.google.com/group/pl.sci.psychologia/ms
g/1bd568537d80961e?hl=pl
Ok. Zostawiam to na boku. Zakłądam, że po prostu było już źle.
Twój ojciec może jakiś też wojskowy jakiś, mi/policjant czy inszy mundurowy
?
Tak sobie przy okazji przypomniałem Chirona, jak pisał kiedyś, że
nie bardzo sobie wyobraża, jak miałby wychowywać córkę. Że
zupełnie nie ma na to pomysłu. Tak sobie skojarzyłem z Twoim ojcem.
Ale jest jeszcze jedna sprawa: jak jest silny związek ojciec-matka
i matka jest w nim osobą silną, spełnioną - to wydaje mi się, że córki
nie mają wtedy problemów 'bycia zakompleksioną chłopczycą'.
Np. w moim małżeństwie ja sam nie muszę za dużo 'wymyślać co
dla dziewczynki', bo żona i córka mają swój własny kobiecy światek
i aktywnie go tworzą w taki sposób, że ja tam też po prostu nie zawsze
kumam o co chodzi :) Wchodzę w to na luzie z własnymi pomysłami
takimi, jakie one są, czyli często bardzo 'chłopięcymi', jakieś gry, zabawy
trochę siłowe, bitwy na poduchy ... Już dawno kategorycznie stwierdziłem,
że nie bawię się w czesanie córy itp sprawy, bo mnie, pragmatyka, raczej
szlag trafia od tej ilości grzebieni, spinek, gumek itp itd... To nie moja
bajka,
ale na szczęście jest żona, która wie o co w tej bajce chodzi i mi się nie
wtrącać ...
Wracając do twojego ojca - wydaje mi się, że źródłem kompleksów
u Ciebie nie było tylko to, jak on Ciebie traktował, ale to, jak
traktował i jak siebie traktowała w relacji z nim Twoja matka.
Ojciec sam w sobie mógł być wzmacniaczem problemu, ale imo zabrakło
tu wzorca dwustronnego. Jakoś w ogóle nie widzę tej Twojej matki
w Tobie. Czy ona też była tą szarą myszką, czy raczej odwrotnie
- była matką nadmiernie kontrolującą, która wzmacniała dystans
wobec Ciebie (nie dawała Ci podstaw do utożsamiania się z nią),
a ojca postrzegałaś jak wzorzec atrakcyjniejszy, który 'miał ratować'
Cię ze złej relacji z matką ?
>> Jasne. Pozostaje tylko to pytanie - po co było tak długo w tym tkwić
>> - a sądzę, że trwało to trochę. Ale tak to w praktyce niestety jest.
>> Nie chciałbym jednak być w JEGO skórze - siedzieć pod jednym
>> dachem z kobietą, która czuje fizyczny wstręt - a jednak siedzi.
>> Takie cuś trzeba leczyć albo ciąć. Widzę tu po Twojej stronie jakieś
>> zaniechanie - i rozumiem też wzbierającą w facecie agresję.
>
> Ależ ja chciałam! (patrz: dwie kwestie wyżej)
Trochę mi się rozmywa obraz, kto był przyczyną czego i kto podejmował
jakie aktywności. Chyba za bardzo rzutują tu moje własne doświadczenia.
Zostawiam to, wydaje mi się to teraz mniej istotne.
> Bardziej bałam się fizycznego uszkodzenia. Psychika jakoś nie wysiadła,
> pewnie dzięki mocnemu wsparciu/doładowaniu pozytywnymi, ale nie
> bezkrytycznie, emocjami z zewnątrz.
Ok. Ale gdzies tam napisałaś coś o traceniu szacunku do siebie.
Wydaje mi się, że tego typu myślenie o sobie dosć wprost
koresponduje właśnie ze zwykłym wstrętem fizycznym i poczuciem
winy, że tkwi się w czymś takim. Działa to zarówno po jednej
(wstrętnej) jak i po drugiej (odczuwajacej wstręt) stronie.
|